15. Wszystko będzie dobrze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam na krześle obok dyżurki lekarskiej, nerwowo ruszając nogą. Przy mnie stała walizka, z kilkoma rzeczami, które miały być mi potrzebne w czasie pobytu w klinice. Tym razem przyjechałam sama, bo mama złapała przeziębienie. Do Berlina przywiózł mnie kuzyn Philip. Chłopak chciał poczekać ze mną do czasu przyjęcia na oddział, ale nie chciałam marnować jego czasu, bo wiedziałam, że może to trochę potrwać. I tak byłam mu wdzięczna, że za każdym razem, gdy potrzebowałam podwózki, to mogłam na niego liczyć. Pożegnaliśmy się i on wrócił do Oberaudorf, a ja czekałam na lekarza. Pierwszy raz znalazłam się w sytuacji, gdzie zostałam sama, bo wcześniej zawsze towarzyszyła mi mama, wspierała mnie. Patrzyłam w podłogę nieobecnym wzrokiem, zastanawiając się nad moim dalszym losem.
Od trzech dni byłam wspierana przez fundację, która pomagała mi w zbieraniu pieniędzy na kosztowne leczenie. Utworzono specjalne subkonto, na które ludzie mogli wpłacać darowizny oraz opisano moją historię. Niestety narazie konto praktycznie świeciło pustkami. Byłam jedną z setek tysięcy potrzebujących i, gdy rano widziałam na stronie, że wsparły mnie tylko dwie osoby, wiedziałam, że będę musiała jakoś nagłośnić zbiórkę, tylko nie wiedziałam w jaki sposób to zrobić. Nie mogłam pozwolić na to, żeby Constantin dowiedział się o tym, bo wtedy poznałby prawdę o moim stanie zdrowia, a nie chciałam tego.

— Pierwszy raz w klinice? — Wzdrygnęłam się, słysząc obok siebie męski głos, który wyrwał mie z zamyślenia.
Przeniosłam wzrok w prawą stronę, dostrzegając stojącego przy mnie młodego chłopaka. Na oko, w wieku podobnym do mojego. Patrzył na mnie z góry, trzymając dłonie w kieszeniach od spodni.

— Nie, byłam już tu kilka razy — odpowiedziałam.

— Naprawdę? Bo wyglądasz jakbyś była nowicjuszką. — Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o czym mówił. — Strasznie się denerwujesz. — Prychnęłam poirytowana, słysząc te słowa. Kim on był, żeby mnie oceniać? Poza tym, gdyby był na moim miejscu, też by się denerwował.

— A ty jakbyś się czuł, gdybyś umierał? — zapytałam, patrząc wymownie na szatyna, a ten uśmiechnął się lekko.

— Aż tak się nie denerwowałem — odparł od niechcenia, wzruszając ramionami. — Okey, może miałem chwile zwątpienia i gorsze dni, ale wierzyłem, że mnie wyleczą.

— Jesteś chory? — zapytałam ze zdziwieniem.

— Byłem — powiedział pewnie. — Rok temu pokonałem chorobę. Dzisiaj mam kontrolę — mówił, a ja w głębi ducha pozazdrościłam mu, że wygrał z chorobą, którą miał. Też tak chciałam. — Aron jestem. — Przedstawił się, wyciągając dłoń w moim kierunku.

— Silke — odparłam, witając się z nim.

— Co postanowiło się do ciebie przytulić? — dopytywał, siadając obok mnie.

— Mięsak Ewinga.

— Witaj w klubie. — Zrobiłam zaskoczoną minę, gdy usłyszałam, że chorował na to samo, co ja.
Czyżby pojawienie się tego chłopaka, miało być dla mnie jakimś znakiem od losu, że ja też mogłam wyzdrowieć? Że potem tak, jak on, będę dopytywać innych o to, czy to ich pierwszy pobyt w klinice?

Marzyłam o tym.

— Jak udało ci się to pokonać?

— Operacje, chemia, naświetlania i leki — odparł, a ja przygryzłam wargę. Byłam tak samo leczona, tyle że mi już odebrano nadzieję na to, że dzięki tym metodom mogę wyzdrowieć.
— I myślę, że dużo dało mi też pozytywne myślenie. Możesz się śmiać, ale każdego dnia, nawet w tych najgorszych chwilach wierzyłem, że wyzdrowieję i w końcu tak się stało. Teraz przyjeżdżam tu na kontrole.

— Mhh. — Chłopak patrzył na mnie zmrużonymi oczami, słysząc moją lakoniczną odpowiedź.

— Ty nie wierzysz w to, że wyzdrowiejesz?

— Nawet profesor przestał w to wierzyć — odparłam, a Aron zrobił zaskoczoną minę. — U mnie jest tak, że choroba na chwilę wyhamowała, żeby powrócić ze zdwojoną siłą. Jedyną opcją są leki, na które nie stać mojej rodziny. — Chłopak milczał, lustrując moją twarz.
Zapewne dosiadając się do mnie, nie sądził, że usłyszy taką historię. Być może myślał, że z radością opowie mi o sobie, dając nadzieję, że ja też tak, jak on mogłam wyzdrowieć. Pomylił się, bo brak odpowiednich pieniędzy skazywał mnie na śmierć.

— Są fundacje, które pomagają w takich zbiórkach.

— Wiem — odparłam, cicho wzdychając. — Zgłosiłam się i od jakiegoś czasu mam założone konto — dodałam, po czym pokazałam mu na telefonie stronę ze zbiórką.

— Trochę słabo idzie — powiedział, przenosząc wzrok znad urządzenia na moją twarz. — Udostępniłaś gdzieś to wszystko? — zapytał, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy. Uniósł brwi, widząc mój gest.

— Problem w tym, że nie chcę, aby ważna dla mnie osoba dowiedziała się prawdy o moim stanie zdrowia, a jak udostępnię to na moich profilach w mediach społecznościowych, to się dowie.

— W sensie, kto?

— Mój chłopak.

— Twój chłopak ma się nie dowiedzieć? — Przytaknęłam nieśmiało. — Bo? Zostawi cię wtedy? — dopytywał, na co pokręciłam przecząco głową, chociaż tak naprawdę nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Jednak zakładałam, że skoro pomimo mojej choroby Constantin chciał ze mną być, to nie zostawiłby mnie, gdyby dowiedział się prawdy. Chociaż nie mogłam być tego pewna w stu procentach.

— Jest sportowcem, musi mieć spokój — powiedziałam, a Aron patrzył na mnie ze zdziwieniem.

— Spoortowiec? — zapytał, więc przytaknęłam. — Dziewczyno, o czym ty mówisz? Masz faceta, dzięki któremu pewnie w tydzień zebrałabyś całą kasę, gdyby udostępnił, to wśród swoich kibiców, a ty siedzisz cicho, żeby on miał spokój? Serio? — pytał z niedowierzaniem, a ja czułam, że zaczynało zbierać mi się na płacz.
— Nie mogę pojąć twojego toku myślenia. Bez leczenia umrzesz, to co mu po tym spokoju teraz, jak później nie będzie go miał? Jak bedzie się czuł z myślą, że mógł ci pomóc, ale tego nie zrobił, bo o niczym nie wiedział? — Kiedy wypowiedział te słowa, po prostu się rozpłakałam. Nikt mnie nie rozumiał, a ja po prostu chciałam jego spokoju.
— No, już, nie rycz. Nie chciałem cię zestresować, tylko to, co robisz jest bezsensowne — dodał, a ja wycierałam łzy z policzków, pociągając nosem.

— Dzień dobry. — Próbowałam się uspokoić, gdy usłyszałam nad głową głos profesora. Aron przywitał się z lekarzem, a ja dalej walczyłam ze łzami po tym, co usłyszałam od chłopaka, bo wiedziałam, że w jakimś stopniu miał rację.
— Aron, a ty pięter nie pomyliłeś? — zapytał lekarz.

— Tak sobie zwiedzam — odparł, wstając na nogi. — Do kontroli mam jeszcze pół godziny, to stwierdziłem, że zrobię obchód — mówił ze śmiechem.
Kolejny raz pozazdrościłam mu tego, że ze spokojem mógł przebywać w kilince.

— Doprowadzając przy okazji do płaczu moją pacjentkę?

— Usłyszała kilka słów prawdy, może się ogarnie — powiedział chłopak, a ja miałam ochotę kolejny raz zawyć na cały regulator.

— Wszystkiego dobrego, Aron. — Profesor podał mu dłoń do uściśnięcia, po czym przeniósł wzrok na mnie. — Silke, zapraszam.

Lekarz wszedł do gabinetu, więc podniosłam się z miejsca, biorąc do dłoni walizkę.

— Powodzenia. — Spojrzałam na szatyna, gdy odezwał się w moim kierunku. — I nie bądź głupia, tylko działaj — dodał.
Pożegnałam się z nim, po czym weszłam do pomieszczenia.

Zamknęłam drzwi za sobą i usiadłam na krześle przy biurku, stawiając obok siebie walizkę. Kolejny raz starłam łzy z policzków i wydmuchałam nos. Siedziałam przed lekarzem, który przeglądał jeszcze moją dokumentację. Bałam się, że zaraz usłyszę, że ostatnio coś przeoczył i mój stan jest gorszy niż zakładał. Patrzyłam na swoje dłonie, które trzymałam na udach i co chwilę zaciskałam w pięści. Starałam się jakoś odreagować stres.

— A więc, poznałaś Arona. — Spojrzałam na lekarza, gdy odezwał się w moim kierunku. Przytaknęłam głową, bo z nerwów nie umiałam nic powiedzieć.
— Waleczny z niego chłopak. Mówił ci coś o sobie?

— Tak, wiem, że chorował na to, co ja — odparłam cicho.

— Tak więc widzisz, Silke, nie wszystko jest stracone — powiedział profesor, po czym zadał mi kilka pytań na temat tego, jak czułam się przez ostatni tydzień.
Następnie przedstawił plan leczenia, a pół godziny później, wskazał salę, w której miałam przebywać.
Gdy znalazłam się w pomieszczeniu, usiadłam na łóżku, patrząc tępo w podłogę. Zupełnie nie mogłam się pozbierać. Brakowało mi wsparcia mamy. Chociaż niejednokrotnie jej słowa pocieszenia doprowadzały mnie do szału, to chciałam znowu je usłyszeć.

Chciałam, żeby mi powiedziała, że wszystko będzie dobrze.

***

Leżałam na stole operacyjnym, a wokół mnie kręciło się kilka osób z personelu medycznego, przygotowując mnie do operacji. Po chwili usłyszałam głos profesora, który wszedł na salę i zapytał instrumentariuszkę, czy wszystko było gotowe. Przełknęłam mocno ślinę, gdy potwierdziła. Cały czas walczyłam ze strachem oraz łzami. Bałam się, że coś pójdzie nie tak i się nie wybudzę.

Że umrę.

Gdy rano rozmawiałam z mamą, to próbowałam się jakoś trzymać. Chciałam pokazać jej, że byłam silna, chociaż tak naprawdę byłam w rozsypce. Mama oczywiście popłakała się w czasie rozmowy, bo nie mogła być przy mnie, co szybko i mnie doprowadziło do płaczu.
Potem rozmawiałam z Constantinem, który oczywiście nic nie wiedział o tym, że kilka godzin później miałam mieć operację. Chociaż wczoraj usłyszałam od Arona, że źle robię, nie informując go o swoim stanie zdrowia, to ja nadal nie potrafiłam się przełamać, żeby wyznać mu prawdę. Poza tym, gdyby Schmid wiedział, o tym, że miałam mieć zabieg, nie mógłby się na niczym skupić, tylko zastanawiałby się nad tym, jak przebiega operacja, czy wszystko było w porządku. To mogłoby spowodować, że w czasie treningu na skoczni popełniłby jakiś błąd który mógłby doprowadzić do upadku. Nie chciałam, żeby tak się stało.

Oddychałam ciężko, wpatrując się przerażonym wzrokiem w sufit. W głowie miałam gonitwę myśli, która jeszcze bardziej negatywnie wpływała na moje samopoczucie.

— Silke, gotowa? — zapytał anestezjolog, przez co spojrzałam na niego.
Oczywiście, że mnie byłam gotowa. Chciałam uciec.
— Założę ci teraz maskę i za chwilę zaśniesz na kilka godzin.

— Boję się — powiedziałam drżącym głosem.

— Spokojnie, przecież wiesz, że jesteś w dobrych rękach — odparł, trzymając w dłoniach maskę, przez którą miałam wdychać środek usypiajacy.
— Wszystko będzie dobrze — dodał po chwili.

Lekarz założył mi przezroczystą maskę na twarz, po czym nakazał liczyć od dziesięciu w dół. Odliczałam wolno, czując się coraz bardziej senną. Powieki same mi opadały, a obraz się zamazywał, aż w końcu całkowicie zamknęłam oczy, pogrążając się w głębokim śnie.

*

CONSTANTIN

Siedzieliśmy wieczorem z chłopakami w pokoju i rozmawialiśmy, a ja co chwilę zerkałem na komórkę z nadzieją, że zobaczę jakąś wiadomość od Silke. Co prawda rano mówiła, że po południu może być zmęczona po badaniach, jednak wierzyłem, że znajdzie w sobie chociaż odrobinę sił, aby wysłać mi przynajmniej jakąś emotkę. Niestety nic takiego nie miało miejsca. Westchnąłem głęboko, odkładając telefon na łóżko. Rozejrzałem się po chłopakach, stwierdzając, że wszyscy byli zajeci rozmową, tylko ja w pewnym momencie się wyłączyłem. No może nie tylko ja, bo Karl też nie uczestniczył w rozmowie, tylko grzebał w telefonie. On przynajmniej miał z kim pisać, nie to, co ja. W pewnym momencie Geiger uniósł wzrok znad komórki i spojrzał na mnie. Być może czuł, że mu się przyglądałem.

— Co u Silke? — Uniosłem brew, gdy Karl z nienacka zapytał o nią, a w pokoju momentalnie zrobiła się cisza. Wszyscy wiedzieli, że była chora i, gdy tylko któryś pytał mnie o dziewczynę, to reszta zawsze nadstawiała uszu.
— Faktycznie jest aż tak źle? — Spojrzałem na niego z niezrozumieniem.
Przecież mówiłem ostatnio, że choroba się zatrzymała, więc nie miałem pojęcia, dlaczego twierdził, że było inaczej.

— Tak źle? — zapytałem, cytując go.
— Wszystko idzie ku lepszemu — powiedziałem pewnie. — Od wczoraj jest w klinice, dzisiaj miała badania, podadzą jej chemię, to pewnie będzie jeszcze lepiej. — Karl patrzył na mnie, jakby oczekiwał innej odpowiedzi. Jakby czekał na to, że powiem, że sytuacja Silke była zła, a przecież tak nie było.

— Aha — odpowiedział, wpatrując się we mnie, by po chwili przenieść wzrok na telefon.
Reszta chłopaków wróciła do rozmów, a ja patrzyłem na Geigera pochylonego nad komórką. Zmrużyłem oczy, widząc, że zerknął na mnie kątem oka.

— Karl, o co ci chodzi? Po co były te dziwne pytania? — odezwałem się w jego kierunku. Spojrzał na mnie, ale nic nie mówił, tylko lustrował moją twarz w zamyśleniu. Pozostali znowu ucichli, przyglądając się nam.
— Powiesz coś w końcu? — Jego zachowanie zaczęło mnie coraz bardziej irytować, bo zamiast odpowiedzi Geiger kolejny raz przeniósł wzrok na telefon. Westchnąłem przeciągle, denerwując się wewnętrznie. Spojrzałem na swoją komórkę, gdy rozległ się jej krótki dźwięk. Ucieszyłem się, sądząc, że w końcu dostałem wiadomość od Silke.

— Przesłałem ci coś na messengera — odezwał się Karl.

Skrzywiłem się, bo to oznaczało, że jednak nadal nie miałem żadnych wieści od dziewczyny. Wziąłem telefon do dłoni i otworzyłem swoje konto, po czym wcisnąłem link, który wysłał kumpel. Znieruchomiałem, widząc stronę fundacji pomagającej chorym ludziom w zbiórce pieniędzy na leczenie. Dłuższą chwilę wpatrywałem się w zdjęcie Silke z wymalowanym na twarzy cierpieniem i smutkiem w oczach.

— Skąd o tym wiesz? — zapytałem, przenosząc wzrok na Geigera.

— Kumpel kumpla udostępnił i wyświetliło mi się na tablicy — odparł. — Nie wiedziałeś o tym? — zapytał, a ja zaprzeczyłem ruchem głowy, ponownie spoglądając na wyświetlacz.

Szukam nadziei, żeby zatrzymać rozwój choroby.

Tak brzmiał nagłówek. Wczytywałem się w każde słowo jej historii, a niektóre zwroty powodowały, że nie potrafiłem zebrać myśli. Silke mnie okłamywała. Zataiła przede mną prawdę. Wcale nie było lepiej. Choroba po chwilowym zastoju wróciła i to o wiele silniejsza.

Lekarze rozkładają ręce. Wyczerpały się ich możliwości i jedyną nadzieją leki, na które mnie nie stać.

Kurwa.

Ona umierała.

Umierała na moich oczach i nic mi nie powiedziała. Te ostatnie bóle nóg były spowodowane przez nowotwór. Leżała u mnie w domu, zwijając się z bólu z powodu nawrotu choroby i milczała na ten temat.

— Constantin. — Pomrugałem oczami, czując szturchnięcie w bark i słysząc nad sobą głos Markusa.
— Wszystko w porządku? — Spojrzałem na niego, po czym w milczeniu rozejrzałem się po twarzach pozostałych kadrowych kumpli, którzy patrzyli na mnie.

Nie. Nic nie było w porządku. Najchętniej coś bym rozwalił. Z nerwów, z bezsilności i z rozczarowania.

Bo Silke mnie okłamała.

Bez słowa wyszedłem z pokoju, zostawiając pytanie Eisenbichlera bez odpowiedzi. Zresztą pewnie sam się domyślił, jakby ona brzmiała i nie tylko on, bo pozostali też.
Przeszedłem na koniec korytarza, wybierając numer do Silke. Chciałem, żeby mi to wszystko wytłumaczyła.

Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci. I kolejny.

Niecierpliwiłem się, słuchając nawiązywanego połączenia, które po chwili się zakończyło. Jednak nie zamierzałem odpuszczać i podjąłem jeszcze trzykrotną próbę skontaktowania się z dziewczyną. Niestety bezskutecznie. Wszedłem w kontakty, żeby znaleźć numer do matki dziewczyny. Trzymałem palec nad zieloną słuchawką, którą w końcu przeciągnąłem, aby porozmawiać z kobietą.

— Halo. — Po trzecim sygnale usłyszałem głos pani Marit.

— Dobry wieczór. — Przywitałem się. — Nie mogę dodzwonić się do Silke. Rano z nią rozmawiałem i od tamtej pory nie mam z nią kontaktu. Co się dzieje? — Z niecierpliwością czekałem na to, co miała mi powiedzieć pani Krauthofer.

— Pewnie śpi — odparła niepewnie kobieta.

— Cały dzień?

— Constantin, nie ma mnie przy niej. Co ja mam ci powiedzieć? — Westchnęła głęboko.

— Najlepiej prawdę — powiedziałem wprost. — Jak się czuje Silke? Tylko proszę mnie nie zbywać. Widziałem stronę ze zbiórką — mówiłem pewnie, bo chciałem, żeby w końcu potraktowano mnie poważnie. Spotykałem się z Silke, a tymczasem będąc wciąż obok niej, kompletnie nie wiedziałem, jaki był jej stan zdrowia. — Pani Krauthofer? Jest tam pani? — dopytywałem, gdy kobieta w dalszym ciągu milczała.

— Dzisiaj miała operację. — Przetarłem dłonią twarz, słysząc to. Silke rozmawiała ze mną rano i słowem nie zająknęła się na ten temat. Czułem w jej głosie zdenerwowanie, ale myślałem, że było to spowodowane pobytem w klinice, tymczasem ona stresowała się operacją.
— Ja też z nią nie rozmawiałam po zabiegu. Lekarz prowadzący przekazał, że jest mocno osłabiona. Pojutrze do niej jadę z Florianem i wtedy dowiemy się wszystkiego.

— Dlaczego mi o tym nie powiedziała? Dlaczego pani mi nic nie powiedziała?

— Silke ciągle mówiła, że musisz mieć spokój, więc na jej prośbę milczałam, chociaż myślałam, że poprosi cię o pomoc w nagłośnieniu zbiórki. — Odchyliłem na chwilę głowę, przymykając oczy. Znowu ja. Kolejny raz Silke martwiła się o mnie, a nie o siebie.

— Naprawdę tylko te leki mogą jej pomóc?

— Tak — odparła kobieta. — Constantin, ona nie ma zbyt dużo czasu. Każdy dzień zwłoki zmniejsza szansę na zatrzymanie choroby. Zapożyczyliśmy się u rodziny, żeby moc wysłać próbki guzów do Chicago i zrobić ich badania, ale nie wiemy, czy będzie nas stać na wykupienie chociaż jednego opakowania leku.

— Silke będzie miała ten lek i to w takiej ilości w jakiej będzie potrzebowała — powiedziałem pewnie. Miałem zamiar zrobić wszystko, żeby na jej konto wpłynęło jak najwięcej pieniędzy i wiedziałem, że kumple z kadry pomogą mi w tym.

— Nie wiem, czy widziałeś stan tego subkonta, ale obawiam się, że może być trudno.

— Gdyby ktokolwiek powiedział mi o tym od razu, to wszystko wyglądałoby inaczej — odparłem zły, a po drugiej stronie zaległa cisza, bo pani Krauthofer wiedziała, że miałem rację.

Porozmawiałem jeszcze chwilę z kobietą, a po zakończeniu połączenia wziąłem kilka głębokich oddechów i ruszyłem w kierunku pokoju trenera. Chciałem dostać kilka dni wolnego. Nie mogłem spokojnie trenować wiedząc, że Silke potrzebowała wsparcia.

***

Wszedłem do szpitalnej sali i głęboko westchnąłem, widząc śpiącą Silke. Wyglądała o wiele gorzej niż ostatnio. Miałem wrażenie, że znowu straciła na wadze, a na dodatek była bardzo blada. Wyglądała jak przysłowiowy duch. Chwyciłem do dłoni krzesło, które ustawiłem przy łóżku, po czym usiadłem. Lustrowałem twarz dziewczyny, zastanawiając się nad tym, co jej powiem, gdy się obudzi. Najchętniej wygarnąłbym jej wszystko, bo byłem na nią zły. I to bardzo. Ukrywała wszystko przede mną, zamiast szczerze porozmawiać i poprosić o pomoc. Nie wiedziałem, co jej strzeliło do głowy, że wpadła na pomysł, aby milczeć na temat swojego stanu zdrowia. Czułem się idiotycznie, gdy wróciłem do chłopaków, mówiąc, jak wyglądała sytuacja. Oczywiście poprosiłem o to, żeby udostępnili w mediach społecznościowych informację o zbiórce. Trzeba było zacząć działać. I to szybko. Z tego, co mówiła pani Marit w przeciągu dwóch tygodni miał być raport z badań genetycznych i wtedy miało zacząć się leczenie Silke. Bez odpowiednich środków finansowych było to niemożliwe. Na szczęście po udostępnieniu zbiórki na konto zaczęły spływać konkretne środki. Ja też z chłopakami i sztabem wpłaciliśmy pieniądze, za co zapewne oberwie mi się od dziewczyny, ale to nie miało znaczenia. Musiałem ją ratować na wszelkie możliwe sposoby.

Poprawiłem się na krześle, gdy Silke poruszyła się w łóżku. Jęknęła cicho pod nosem, by chwilę później zacząć otwierać oczy. Uśmiechnąłem się do niej chwytając ją za dłoń, ale nie zareagowała na ten gest. Nie wiedziałem, czy dochodziła do niej jakakolwiek rzeczywistość. Lekarz uprzedzał, że dostawała silne leki przeciwbólowe, ale nie sądziłem, że aż tak ją otumanią.
Dziewczyna wymamrotała coś pod nosem i znowu otworzyła oczy. Pogładziłem jej policzek dłonią, przez co zawiesiła swój wzrok na mojej twarzy.

— Consti — wyszeptała. — Co ty tu robisz?

— Przyjechałem, żeby dać ci reprymendę — odezwałem się poważnym głosem, ale po chwili uśmiechnąłem się, bo nie chciałem, żeby jeszcze bardziej się smuciła.
— Jak się czujesz?

— Okropnie, wszystko mnie boli — powiedziała cicho.

— Zawołać lekarza? — Zaprzeczyła ruchem głowy na moje pytanie.
— Dlaczego nie mi nie powiedziałaś? — Westchnąłem głęboko, widząc, jak wzruszyła ramionami. — Silke, wiesz jak się poczułem, gdy Geiger pokazał mi stronę ze zbiórką? Dlaczego? Dlaczego to wszystko przede mną ukryłaś? — dopytywałem.

— Myślałam, że tak będzie najlepiej — odparła, a ja pokręciłem głową.

— To był najgłupszy pomysł, na jaki mogłaś wpaść. — Dziewczyna skrzywiła się, słysząc moje słowa, ale doskonale wiedziała, że miałem rację.
— Muszę ci coś pokazać — powiedziałem, wyciągając z kieszeni telefon.
Otworzyłem stronę, na której była jej zbiórka i pokazałem, jak wyglądała sytuacja. Rozchyliła usta ze zdziwienia, widząc pokaźną sumę.

— Jak? Skąd? — dopytywała, spoglądając na mnie, a w jej oczach zaszkliły się łzy.

— Pierwszy miesiąc leczenia masz już zapewniony — powiedziałem z zadowoleniem. Przytuliłem ją, gdy po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
— Nie płacz. Wszystko będzie dobrze — mówiłem, tuląc ją w swych ramionach.

— Przepraszam, Constantin — wyszeptała.

— Nie masz za co — odparłem, spoglądając w jej oczy. Oparłem się czołem o jej i pogładziłem policzek.
— Tylko następnym razem, wolałbym dowiadywać się wszystkiego od ciebie — dodałem, na co Silke nieśmiało przytaknęła. — Mam jeszcze jedno pytanie. Kim jest Aron? — Wyprostowałem się, patrząc na nią.

— Aron? — zapytała niepewnie, lustrując moją twarz.

— No, Aron, Aron — mówiłem. — Od niego wszystko się zaczęło. On udostępnił twoją zbiórkę, potem zrobiło to kilka innych osób i w końcu trafiło to na tablicę Geigera. W nagłówku napisał, że w klinice poznał dziewczynę, która nie wierzy w swój powrót do zdrowia i prosił znajomych o to, żeby pokazać jej, że wszystko jest możliwe. Mam być zazdrosny? — Silke uśmiechnęła się krzywo, kręcąc lekko głową.

— Poznałam go wczoraj, jak czekałam na profesora. Przyjechał na kontrolę. Chorował na to, co ja. — Wstrzymałem oddech, słysząc, że chłopak również miał mięsaka i, że wyzdrowiał. To dało mi nadzieję, że z Silke też tak będzie.

— Czyli...

— Nie, Constantin. — Weszła mi w słowo. — Na niego zadziałało to, co mi już nie pomaga.

— Ale jest nadzieja — odparłem. — Silke, nie mogę cię stracić, rozumiesz? — dodałem, chwytając jej twarz w dłonie.
Spojrzałem głęboko w oczy i delikatnie pocałowałem. Poczułem ręce dziewczyny na swoich barkach. Chwyciła kurczowo moje ubranie, ale po chwili jej uścisk malał, aż opuściła ręce na łóżko. Miała w sobie coraz mniej sił. Oderwałem się od ust Silke i spojrzałem w jej oczy.

— Nie powinieneś być w Klingenthal? — zapytała po chwili, a ja uśmiechnąłem się delikatnie.

— Mam przepustkę od trenera. — Puściłem jej oczko. — Tak w ogóle to masz od wszystkich pozdrowienia.

— Dziękuję — odparła, przymykając na chwilę oczy. — Przepraszam, ale nie czuję się najlepiej — dodała, spoglądając na mnie.

— Rozumiem — powiedziałem, posyłając jej uśmiech. — Śpij, jeśli chcesz, a ja posiedzę przy tobie. — Silke przytaknęła, by chwilę później zamknąć oczy i usnąć.

Westchnąłem przeciągle, poprawiając cienką kołdrę, którą była przykryta. Pogładziłem dłonią jej policzek, po czym rozsiadłem się na krześle i wyciągnąłem telefon. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc, że na konto dziewczyny wpłynęła kolejna darowizna. To dawało mi nadzieję, że dzięki odpowiednim środkom, uda się zatrzymać chorobę. Nie wiedziałem, jak długo Silke będzie musiała przyjmować te leki, ale wierzyłem, że za kilka miesięcy po chorobie nie będzie śladu.

Nie brałem pod uwagę innej opcji.

***************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro