16. Kocham Ciastka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Constantin, co ty robisz? — zapytałam, wyrywając swoją dłoń z jego ręki.
Schmid uśmiechnął się szeroko, a ja skrzywiłam się, widząc na swoim nadgarstku bazgroł. Spojrzałam na siedzącego obok mnie w szpitalnym łóżku chłopaka, który trzymał w ręce flamaster.

— Jakbyś się nie wyrywała, to by to wyglądało ładniej — powiedział, oglądając swoje dzieło. — Miało być napisane Kocham Constantina, ale ty oczywiście musiałaś mi wszystko popsuć. — Pokręciłam z niedowierzaniem głową, bo napis na nadgarstku wyglądał bardziej na Kocham Ciastka niż Kocham Constantina.

— Po co w ogóle mi to napisałeś?

— Żeby inni wiedzieli, że jesteś zajęta. Najpierw podrywa cię jakiś Aron, to nie mam pewności, że za chwilę nie napatoczy się jakiś inny — mówił z powagą, a ja przewróciłam oczami.

— Aron mnie nie podrywał. Po prostu zagadał do mnie, a potem... opieprzył. — Wzruszyłam ramionami.
Jakoś nie wyobrażałam sobie tego, że mogłam być atrakcyjna dla jakichś innych facetów. Miałam niewielkie powodzenie, gdy byłam zdrowa, to jak miało się to zmienić w chorobie, która zrobiła ze mnie wrak człowieka? Czasami się zastanawiałam, jakim cudem Constantin nadal przy mnie trwał. Wokół niego było dużo ładnych dziewczyn, a on był ze mną.
— Mam nadzieję, że to się zmyje? — zapytałam, a Schmid zrobił niepewną minę.

— Za którymś myciem pewnie tak.

— Za którymś? — Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, na co chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu. Jego pomysły doprowadzały mnie do szału.

— Oj, Silke, bez spiny. — Puścił mi oczko.

— Będę teraz siedziała na oddziale z jakimś bohomazem na ręce — mruknęłam pod nosem.

— To jest wyznanie miłosne, a nie bohomaz. — Spojrzał na mnie wymownie, przez co zaśmiałam się pod nosem.
Cieszyłam się, że był obok mnie. Że przyjechał i mnie wspierał. Nie sądziłam, że będzie miał w sobie tyle sił i po tym, jak zobaczy mnie w jeszcze gorszym stanie, to nadal ze mną będzie.

Kocham Ciastka. Przeczytałam na głos, a on mruknął pod nosem z niezadowoleniem. — Oj, no niech ci będzie Kocham Constantina powiedziałam, na co uśmiechnął się szeroko.

Objął mnie ramieniem, przysunął swoją twarz do mojej i pocałował delikatnie. Żałowałam, że jutro miał wrócić do Klingenthal, gdzie wraz z pozostałymi chłopakami przygotowywał się do zimowego sezonu. Chciałam, żeby został ze mną dłużej, ale wiedziałam, że pod żadnym pozorem nie mogłam go o to poprosić. Nie mogłam być aż taką egoistką.

Oderwaliśmy się od siebie, słysząc pukanie do drzwi i głośne chrząknięcie. Uśmiechnęłam się, widząc w drzwiach rodziców. Cieszyłam, się, że mama już wyzdrowiała i mogli do mnie przyjechać. Constantin zszedł z łóżka, a mama i tata podeszli, żeby mnie przytulić.

— Cześć, córeczko — powiedziała mama drżącym głosem, tuląc mnie w swoich ramionach.
Wiedziałam, że mocno przeżywała fakt, że nie mogła być przy mnie w klinice już od pierwszego dnia. Ja też tego żałowałam, bo brakowało mi jej. Przy niej mniej bym się bała.

— Jak się czujesz? — zapytał tata, biorąc krzesło, które postawił przy łóżku, żeby mogła na nie usiąść mama.

— Dobrze. Dzisiaj już przynajmniej kontaktuję.

— Tak, to zauważyliśmy — odparł, spoglądając na Constantina.
Zapewne chodziło mu o mój pocałunek ze Schmidem, na którym nas nakryli. Jednak nie dbałam już o to. Powinni być przyzwyczajeni do tego, że z nim byłam, więc to naturalne, że się z nim całowałam.

— Constantin, jesteśmy ci wdzięczni za to, co robisz dla Silke — odezwała się mama. — Gdyby nie ty, to na jej koncie nigdy nie byłoby tylu środków na leczenie.

— Podziękowania to raczej należą się tym wszystkim osobom, które wykonały przelewy. — Schmid, jak zwykle musiał odpowiedzieć dyplomatycznie, ale ja też byłam mu wdzięczna za nagłośnienie zbiórki. Może i byłam naiwna, ale zaczęłam wierzyć, że los w końcu się do mnie uśmiechnie i pokonam chorobę.

Po chwili Constantin i mój tata pogrążyli się w rozmowie na temat skoków, a ja rozmawiałam z mamą o przebytej operacji i dalszych decyzjach profesora odnośnie leczenia. Za kilka dni miałam wrócić do domu, by za trzy tygodnie kolejny raz przyjechać do kliniki i zacząć cykl chemii, a potem miałam brać leki, które miały zostać wyselekcjonowane dla mnie po testach genetycznych. Czułam strach, ale też ekscytację z powodu nowego leczenia. Leczenia, które było dla mnie jedyną nadzieją na wyzdrowienie. Problemem były tylko środki finansowe, bo lek musiałam przyjmować minimum dwanaście miesięcy. Co prawda dzięki zbiórce miałam już zapewnione leczenie przez jakieś półtora miesiąca, a kolejne środki regularnie wpływały na subkonto, ale bałam się, że po pierwszej fali wpłat przyjdzie w końcu spadek i potem będę musiała błagać o każde euro. Rodzice zlikwidowali lokatę w banku, a także zaciskali pasa na różnych wydatkach, żeby w razie czego mieć na koncie odpowiednią sumę pieniędzy, która miała mi pomóc przetrwać ewentualny spadek zainteresowania pomocą dla mojej osoby. Byłam zależna od innych i to przerażało mnie najbardziej.

*****

Przymknęłam oczy, oddychając ciężko, a gdy je otworzyłam, wzięłam do drżących dłoni opakowanie z tabletkami i otworzyłam je ostrożnie, jakby w pudełku była bomba. Chwilę później wyłuskałam z blistra dwie pigułki, na które patrzyłam przez jakiś czas. Nie wiedziałam, dlaczego tak robiłam. Po prostu to było dla mnie tak nieprawdopodobne, że nie potrafiłam przejść do tego na porządku dziennym. Miałam połknąć pierwsze tabletki, które miały pomóc mi w powrocie do zdrowia. Tabletki, które były moją jedyną nadzieją. Chwyciłam jeszcze komórkę do ręki, zrobiłam zdjęcie trzymanych na dłoni pigułek i wysłałam je do Constantina z dopiskiem, że dzięki niemu rozpoczynam kolejny etap leczenia.
W końcu połknęłam leki, popijając szklanką wody. Siedziałam dłuższą chwilę przy biurku, wpatrując się w pudełko z tabletkami. Z letargu wyrwał mnie dźwięk komórki.

Od Constantin: Kocham cię, pokonasz to cholerstwo 😘

Wpatrywałam się w pierwsze dwa słowa wiadomości od niego, uśmiechając się do siebie. Lubiłam, gdy wyznawał mi miłość, czy to w SMS-ach, czy w rozmowie przez telefon, ale najbardziej patrząc prosto w oczy. Czułam wtedy jeszcze większą motywację do walki z chorobą. Poza tym za jakiś czas chciałam móc znowu pojawiać się na jego treningach, a następnie jak zdrowie mi pozwoli, to w czasie zawodów. Na studia i tak nie szłam w tym roku, więc chciałam go wspierać podczas rywalizacji.

Od Constantin: za godzinę jestem u ciebie

Do Constantin: czekam z utęsknieniem

Od Constantin: kupiłem nową grę

Ja pierdolę. — Takie słowa cisnęły mi się na usta, gdy przeczytałam tę wiadomość.

Zastanawiałam się, czy nie przehandlować tej cholernej konsoli, ale oczywiście nie mogłam tego zrobić, bo to był prezent od niego. Prezent, który doprowadzał mnie do szału. Ja chciałam poprzytulać się do niego, a on miał zamiar przyjść z jakąś nową, głupią grą. Niewątpliwie Constantin wiedział, co zrobić, żeby podnieść mi ciśnienie. Nawet nie wiedziałam, co mu odpisać, bo w głowie miałam tylko same niemiłe epitety. Po chwili kolejny raz rozległ się dźwięk mojego telefonu, więc chwyciłam komórkę do dłoni.

Od Constantin: żartowałem 😆

Przewróciłam oczami, widząc tego SMS-a. Schmid ewidentnie starał się, żeby otrzymać jakąś karę.

Do Constantin: to nie było śmieszne

Od Constantin: dla mnie było, maluchu

Od Constantin: do zobaczenia, kocham

Westchnęłam głęboko, opadając na łóżko. Przetarłam twarz dłońmi i zaśmiałam się pod nosem na to, jak zareagowałam na wieść o jego nowej grze, której tak naprawdę nie było. Zachowałam się jak dziecko, bo kto normalny aż tak wściekałby się o grę? Postanowiłam, że będę bardziej tolerancyjna pod tym względem, przecież należała mu się jakaś rozrywka, a że to była gra na konsoli? Trudno. Zawsze mogło być gorzej i mógł na przykład hodować mysz. Blee. Na samą myśl o tym przeszły mnie ciarki. Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy z własnej woli trzymali małego gryzonia w klatce. To już wolałam tę grę na konsoli.

*

Constantin, jak w zegarku godzinę po naszej wymianie SMS-ów pojawił się w moim pokoju. Nigdy nie sądziłam, że doczekam dnia, w którym będzie tak punktualny. Rzucił na moje łóżko siatkę, w której miał jakieś zakupy, po czym zamknął mnie w szczelnym uścisku, by chwilę później pocałować. Czułam, jak moje nogi kolejny raz miękły. Sądziłam, że mój organizm przyzwyczaił się w końcu do jego obecności, ale mogłam o tym pomarzyć. Za każdym razem czułam się tak, jakbyśmy całowali się po raz pierwszy.

— Pozwolisz, że wypiję sobie browarka? Albo dwa? — zapytał, gdy oderwaliśmy się od siebie. — Dla ciebie mam soczek — dodał, uśmiechając się, a ja przewróciłam oczami.

— Pij, proszę bardzo — odparłam, gdy usiadł na łóżku. Chwycił do dłoni siatkę, z której wyciągnął piwa oraz sok. Zrzucił buty ze stóp i przesunął się, opierając się plecami o ścianę.
— Będziesz tak stała i na mnie patrzyła, czy usiądziesz obok? — Zmrużyłam oczy, przyglądając mu się chwilę, by następnie wejść na łóżko i zająć miejsce z jego lewej strony.

— Powiesz, co się stało, czy wolisz pomilczeć? — zapytałam prosto z mostu, a on spojrzał na mnie. Wypuścił przeciągle powietrze z płuc, otwierając puszkę z piwem. Wiedziałam, że coś było nie tak. Przyszedł z piwem, co oznaczało, że chciał ze mną pobyć, ale i się wyżalić. Zazwyczaj kończyło się na jednym zdaniu, ale dla niego było ważne to, że mógł z siebie coś ot tak wyrzucić. Nawet jeśli to było coś nieistotnego. Przynajmniej dla mnie.

— Zmęczony jestem — mruknął pod nosem. — Trener ciśnie na treningach. Wiecznie słyszę, że robię coś źle. To za wcześnie wyjdę z progu, to za późno, to zła sylwetka w locie. Wieczne zrzędzenie: Constantin, nie wygłupiaj się, tylko przyłóż się do ćwiczeń. Nawet pożartować nie można. — Westchnął głęboko.
— Poza tym plecy mnie bolą — dodał, krzywiąc się lekko. — Muszę oddać samochód do warsztatu i nie wiem, co ci kupić na urodziny — mówił dalej, a ja patrzyłam na niego z rozczuleniem. Upił łyk piwa, po czym oparł głowę o mój bark. — Tak ogólnie, to chcę wakacji. — Westchnęłam cicho, słysząc jego zrezygnowany ton głosu.
Czekałam chwilę, czy coś jeszcze powie, ale jego milczenie się przedłużało, co oznaczało, że skończył się żalić.

— Ale wiesz, że nie musisz mi nic kupować na urodziny? — zapytałam, a on prychnął, prostując się. Wejrzał na mnie, kręcąc głową.

— Żebym potem po latach przy okazji jakiejś kłótni wysłuchiwał, jak to ci nic nie kupiłem na dwudzieste urodziny? O nie, nie ma głupich. Aż tak się nie wkopię — odparł, a ja zaśmiałam się pod nosem. Jego tok myślenia mnie rozbawił.

— Constantin, ale naprawdę - odezwałam się. — Tyle już dla mnie zrobiłeś. Wystarczy mi to, że spędzisz ten dzień ze mną.

— Mówisz, że bzykanko ci wystarczy? — Przewróciłam oczami, słysząc jego bezpośredniość. — To ci, chociaż jakąś seksi bieliznę kupię.

— Wystarczy, że zgolisz to coś, co masz pod nosem — powiedziałam, przejeżdżając palcem po jego twarzy. — To będzie najlepszy prezent — dodałam, patrząc na niego wymownie.

— Wąsa zapuszczam. — Uśmiechnął się szeroko.

— Proszę cię, okropnie to wygląda — odpowiedziałam, krzywiąc się.

— Oj tam, jutro już nie będzie śladu. — Machnął ręką, upijając kolejny łyk piwa. — Nie chciało mi się ostatnio golić. — Wzruszył ramionami. — Mmm, nie ma to jak zimny browarek — powiedział, oblizując usta.
— Szkoda, że zaraz się skończy — dodał, patrząc na puszkę z alkoholem.

— Chcesz więcej piwa? Ojciec ma coś w lodówce. — Zaproponowałam, a on spojrzał na mnie, mrużąc oczy.

— Przenocujesz mnie, jak nie będę w stanie ustać na nogach? — zapytał, a ja przytaknęłam. — Ale serio, czy żartujesz?

— Nie, wiesz? — odezwałam się zirytowana. — Wywalę cię za drzwi i będziesz leżał na progu przed domem — dodałam, a chłopak uśmiechnął się, obejmując mnie ramieniem.

— Daj buziaka. — Połączył nasze usta, na co zmarszczyłam nos. — Co się tak krzywisz? — zapytał, wyczuwając moją reakcję.

— Smakujesz piwem.

— Wtedy na imprezie smakowałem piwem, wódką, papierosem i jakoś ci to nie przeszkadzało — odparł, spoglądając na mnie wymownie, a ja w duchu przyznałam mu rację.

— Pewnie dlatego, że sama tym smakowałam — powiedziałam, wzruszając ramionami.

— Ale i tak było fajnie. — Schmid przyciągnął mnie do siebie, całując w policzek. Oparłam głowę o jego bark, przymykając oczy. — Silke?

— Hmm?

— Pogodziłaś się już z Erin i Tabeą? — Otworzyłam oczy i uniosłam brwi, słysząc pytanie o dziewczyny. Nigdy sam z siebie o nich nie mówił, bo ich nie lubił, a teraz dopytywał, czy pogodziłam się z nimi. Zastanawiałam się, dlaczego w ogóle o nich wspomniał.

— Consti, to one zrezygnowały ze znajomości ze mną. Nie mam zamiaru im się narzucać — odpowiedziałam, poprawiając się na łóżku. — Czemu o nie pytasz? — zapytałam, lustrując jego twarz, z której niestety nic nie mogłam wyczytać.

— Bo tak, wiesz... ostatnio sobie uzmysłowiłem, że jak wyjeżdżam, to ty siedzisz tu sama, to może warto by było odświeżyć znajomość?

Musiałam przyznać, że Constantin potrafił mnie zaskoczyć. Nigdy nie sądziłam, że usłyszę od niego takie słowa.

— I ty mi o tym mówisz? Przecież nigdy ich nie lubiłeś.

— No, wiem, ale może poszły po rozum do głowy.

— Ich znajomość nie jest mi do niczego potrzebna. Wtedy, jak powiedziałam im o chorobie, pokazały mi, gdzie mnie mają. Na pewno nie odezwę się do nich pierwsza.

— A jakby one to zrobiły? To co ty byś zrobiła?

— Nie wiem. Nie zastanawiałam się nad tym.

— Zbliżają się twoje urodziny, to fajnie byłoby coś zorganizować w większym gronie. Można by je też zaprosić. — Zacisnęłam usta, przeciągle wypuszczając powietrze z płuc.

— Constantin, nie robię żadnej imprezy — powiedziałam, pilnując, żeby mój ton głosu nie był zbyt oschły, ale zdenerwował mnie w tamtym momencie. Nie wiedziałam, dlaczego brunet kolejny raz poruszył temat imprezy urodzinowej. — Już ci mówiłam o tym ostatnio. Myślałam, że ten temat jest zamknięty.

Po co miałam zapraszać innych? Żeby przyszli z litości? Albo z ciekawości? Żeby popatrzec sobie na umierającą, a potem plotkować o moim stanie zdrowia za plecami? Nie chciałam czegoś takiego.

— Dobra, nic nie mówiłem — powiedział, puszczając mi oczko. Dopił piwo, po czym rzucił puszkę do stojącego przy regale kosza, żeby sięgnąć po kolejną. Otworzył ją, a następnie objął mnie ramieniem i przyciągnął do boku.
— Chodź tu do mnie.

— Co ty taki przytulaśny dzisiaj jesteś? — zapytałam, lustrując profil jego twarzy, gdy upijał łyk alkoholu.

— Bo mi zwykle cholernie ciebie brakuje, to jak już mam cię u swojego boku, to grzechem byłoby się nie poprzytulać — odparł, uśmiechając się szeroko. — Kocham cię. — Musnął swoim nosem o mój, po czym złączył nasze usta.
Położył dłoń na moim policzku i pogłębił pocałunek, a ja odwzajemniłam każdy ruch warg. Już nie przeszkadzał mi posmak piwa. Po prostu cieszyłam się obecnością chłopaka i jego bliskością, bo wiedziałam, że za chwilę znowu wyjedzie z kadrą na obóz treningowy.
Chwilę później oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy, uśmiechając się lekko.

— Kiedy masz następną kontrolę w klinice?

— Za miesiąc. Profesor powiedział, że wtedy będzie widać, czy leki zaczynają działać — odpowiedziałam, wtulając się w jego bok. — Boję się — szepnęłam.

— Wierzę, że wszystko będzie dobrze. Musi być — odparł, całując mnie w czubek głowy, na której znajdowała się peruka. — To przyniosłabyś mi jeszcze jakieś piwko? — zapytał po chwili, rzucając drugą puszkę do kosza.
Musiałam przyznać, że miał niezłego cela, bo zwykle, gdy ja coś rzucałam w kierunku kosza, siedząc na łóżku, to wszystko lądowało obok. Przytaknęłam głową, po czym wstałam i ruszyłam do kuchni.

Gdy znalazłam się na parterze, otworzyłam lodówkę i sięgnęłam po jeden z czteropaków, a przy okazji urwałam kawałek frankfurterki, i zaczęłam go jeść.

— Po co ci piwo? — Podskoczyłam w miejscu, słysząc znienacka głos mamy. Kiedyś naprawdę zejdę na zawał. Zamknęłam drzwi od chłodziarki, głęboko wzdychając.

— Dla Constantina.

— A on sam nie przyniósł czegoś? Przecież miał siatkę z zakupami.

— Nooo, ale ma ochotę na więcej. — Mama skrzywiła się, słysząc moją odpowiedź.

W głowie zapewne miała już hasła typu: alkoholik. Sprowadzi moją córkę na złą drogę. Żeby tylko nic jej nie proponował, bo przecież bierze leki.

Patrzyłam na nią, a ona zmrużyła oczy, zaciskając usta w wąską linię. Na pewno zastanawiała się nad tym, czy piłam razem ze Schmidem. Aż tak nieodpowiedzialna nie byłam.

— A wróci potem sam do domu? - zapytała, unosząc brew.

— Jakby co, to przenocuje w moim pokoju. — Mama otworzyła usta, które po chwili zamknęła.
Chciała coś powiedzieć, ale się wahała. Już ja wiedziałam, co chodziło jej po głowie. Czasami miałam wrażenie, że ona myślała, że my nie robimy nic innego, jak tylko się kochamy. A przecież najczęściej po prostu rozmawialiśmy, tuląc się do siebie.
— Boże, mamo, nie rób dramy — odezwałam się w końcu. — Pójdę już, okey? — dodałam, na co przytaknęła. Minęłam ją, ruszając w kierunku schodów.

— Jakby co, to pokój obok jest wolny. — Przewróciłam oczami, słysząc jej słowa za plecami.

— Tak, wiem — mruknęłam, wchodząc na piętro.

Gdy weszłam do pokoju, Constantin robił coś w telefonie. Przeniósł na mnie swój wzrok i uśmiechnął się szeroko, widząc w moich dłoniach piwo.

— Zamówiłem pizzę, mam nadzieję, że zjesz ze mną? — zapytał, na co przytaknęłam, rozsiadając się wygodnie na łóżku.

— Piwo, pizza, widzę, że dzisiaj folgujesz sobie na całego.

— Tylko ten jeden wieczór — odezwał się, rozrywając folię od czteropaku.
— Muszę, bo inaczej zwariuję. — Tłumaczył się, a ja zaśmiałam się cicho.

— Spokojnie, nie potępiam cię. Rozumiem, że jutro wolne od treningu? — zapytałam, szturchając go w bok, a on przytaknął.

Otworzył piwo i upił łyk, po czym chwycił mnie za dłoń i zaczął gładzić palce, przyglądając im się z uwagą. Patrzyłam na jego skupioną minę, zastanawiając się, o czym myślał. Zmrużył oczy, muskając mój palec serdeczny, by chwilę później przenieść swój wzrok na moją twarz. Uśmiechnął się lekko, po czym pochylił się i pocałował mnie delikatnie.

— To, co chcesz na te urodziny? — Przewróciłam oczami, słysząc kolejny raz to pytanie.
Naprawdę nie zależało mi na prezencie. Chciałam, tylko żeby był obok. Byłam chora i żadne przedmioty nie były dla mnie ważne. W tamtym momencie najważniejsza była jego obecność.

— Nie wiem, zaskocz mnie — odparłam na odczepnego, wzruszając ramionami.
Schmid patrzył na mnie, a po jego twarzy błąkał się nieśmiały uśmiech.

— Nie ma sprawy — odezwał się. — Zaskoczę cię — dodał.

Cmoknął mnie w usta, po czym upił łyk piwa, uśmiechając się delikatnie. Obserwowałam jego profil twarzy, zastanawiając się, co siedziało w jego głowie w tamtym momencie. Po jego minie wiedziałam, że mogę spodziewać się wszystkiego, jednak miałam nadzieję, że prezent będzie nadawał się do pokazania innym, bo z tym mogło być różnie. Lubił wprawiać mnie w zakłopotanie przy inych.

***********************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro