20. Tylko nie rycz, maluchu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Constantin przytulił mnie mocno, całując w głowę, gdy zaczęłam płakać. Po prostu przytłoczyły mnie emocje, które mi towarzyszyły. Bliskie mi osoby patrzyły na mnie i śpiewały sto lat. Myśl, że to mogą być moje ostatnie urodziny, sprawiła, że kompletnie się rozkleiłam. To dlatego nie chciałam żadnej imprezy, bo wiedziałam, że tak to się skończy.

— Czego ryczysz, maluchu? — wyszeptał Constantin, tuląc mnie mocno.

— Proszę cię, nic nie mów — odparłam cicho.

Po chwili podeszła do mnie mama i podała mi chusteczkę. Wytarłam łzy i nos, po czym przytuliłam ją. Goście patrzyli na mnie, uśmiechając się lekko, a następnie zaczęli do mnie podchodzić, żeby złożyć życzenia i dać prezenty. Było bez całowania w policzki. Mama od razu zainterweniowała, bo bała się, że przez obniżoną odporność, mogłabym coś złapać, gdyby obcałowało mnie prawie dwadzieścia osób.
Constantin odkładał prezenty na przyszykowane miejsce, a kilka minut później podeszliśmy wszyscy do nakrytych stołów. Zanim usiedliśmy  na krzesłach, goście wzięli kieliszki do dłoni i wznieśli toast, a ja czułam, jak do moich oczu, znowu zaczęły napływać łzy.

— Tylko nie rycz, maluchu — szepnął mi do ucha Constantin, przyciągając mnie do swojego boku.

Cały czas nie odstępował mnie na krok. Westchnęłam przeciągle, żeby się uspokoić. Zgromadzone osoby napiły się wina, a ja soku jabłkowego, po czym usiedliśmy przy stole, żeby zacząć jeść. Zrobił się mały gwar, gdy goście zaczęli ze sobą rozmawiać, a w tle cicho grała muzyka. Spojrzałam na Constantina i uśmiechnęłam się ciepło w jego kierunku.

— Dziękuję za tę imprezę — powiedziałam cicho. — To najlepszy prezent — dodałam, a chłopak puścił m oczko.

— Wiadomo, bo ode mnie — zaśmiał się. — A teraz jedz, a nie tylko po ludziach się rozglądasz.

— Po prostu niektórych długo nie widziałam — odparłam, cicho wzdychając.

Kiedy zaczęły się moje problemy ze zdrowiem, coraz mniej odwiedzałam rodzinę, a gdy zaczęłam przyjmować chemię, było z tym jeszcze trudniej. Mama ciągle się bała, że ktoś mnie zarazi. Nawet jak Philip gdzieś nas zawoził, to robiła dokładny wywiad, czy na pewno jest zdrowy. Trochę to było męczące, ale rodzina rozumiała i nie mieli o to pretensji, co pokazali, pożyczając nam pieniądze, żebyśmy mogli wysłać próbki guzów do Stanów Zjednoczonych, bez tego nie mogłabym nawet marzyć o rozpoczęciu nowego leczenia, które było dla mnie jedyną nadzieją. Z niecierpliwością, a jednocześnie ze strachem oczekiwałam pierwszego dnia kontroli po miesięcznej kuracji. Tak bardzo chciałam, żeby te leki coś dały. Nawet niewielka zmiana w wynikach, byłaby dla mnie jakąś nadzieją.

— I jak ci się podoba, córeczko? — zapytała mama, gdy podeszła do mnie po jedzeniu.

— Nigdy nie sądziłam, że będziecie umieli utrzymać takie coś w tajemnicy — zaśmiałam się.
Teraz już wiedziałam, że te ostatnie zakupy były z myślą o dzisiejszym wieczorze.

— Nie jesteśmy takimi paplami, jak ty — odezwał się tata, a ja zrobiłam naburmuszoną minę, by chwilę później uśmiechnąć się szeroko.

— Po kimś to mam — odezwałam się, patrząc na niego znacząco.
Pod względem charakteru byłam jak on. Gdy w dzieciństwie dużo mówiłam, mama zawsze podkreślała, że jestem jak ojciec. Nawet ona tyle nie mówiła. Potem gdy dorastałam i bacznie mu się przyglądałam, zaczęłam dostrzegać coraz więcej wspólnych cech, które potwierdzały, że byłam czystą kopią ojca.
Po krótkiej rozmowie rodzice poszli do wujostwa, a do mnie i Constantina podeszła Tabea.

— Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko mojej obecności? — zapytała, uśmiechając się lekko, a ja pokręciłam głową.

— Co u Erin? — zapytałam. Byłam ciekawa, co porabiała i jak toczyło się jej życie.

— Chyba powoli szykuje się do wyjazdu na studia.

— Chyba?

— Nie gadam z nią od jakiegoś czasu. — Uniosłam brwi, słysząc te słowa. Nie sądziłam, że przestały ze sobą rozmawiać. Przecież były nierozłączne.

— Dlaczego? — zapytałam ze zdziwieniem.

— Przestała zadawać się z Erin, gdy podjęła decyzję, że chce się z tobą pogodzić — odezwał się Constantin, na co zrobiłam wielkie oczy. Nigdy nie pomyślałabym, że Tabea zerwie przyjaźń z Erin, żeby pogodzić się ze mną.

— Przecież miałyście razem mieszkać w czasie studiów. — Nurtowało mnie to, jak teraz rozwiążą ten problem, bo miały już zaklepane mieszkanie.

— Miałyśmy mieszkać we trójkę. — Tabea spojrzała na mnie wymownie, a ja uśmiechnęłam się krzywo. Tak, miałyśmy mieszkać we trójkę, ale mi życie postanowiło zgotować inny los.
— Silke, nawet nie wiesz jak mi wstyd za to, jak postąpiłam. Nie mam pojęcia, dlaczego tak zrobiłam. — Dziewczyna patrzyła na mnie przepraszająco, a ja uśmiechnęłam się lekko.

— Nie mówmy o tym dzisiaj — powiedziałam po chwili. — Cieszę się, że jesteś — dodałam, po czym przytuliłam ją mocno.

— Uśmiech, drogie panie — odezwał się Constantin, trzymając w dłoniach telefon, którym zrobił nam zdjęcie.
— Dobra, a teraz pora na tańce — powiedział, odkładając komórkę na stół, a ja skrzywiłam się, słysząc słowo taniec. Chłopak wyciągnął rękę w moim kierunku, uśmiechając się szeroko. Tabea poszła do swojego chłopaka, zostawiając mnie na pastwę Schmida.

— Nie, Constantin, nie chcę — powiedziałam, kręcąc głową.
Nie potrafiłam za bardzo tańczyć i nigdy nie lubiłam robić tego publicznie. W domu to co innego, ale zwykle na wszelkich tego typu imprezach, gdy zaczynano grać muzykę, po prostu czmychałam z sali. Ostatnio śmiałam się z chłopaka, że był antytalentem do tańca, a tak naprawdę było odwrotnie.

— Ale ja chcę. — Schmid patrzył na mnie wymownie, trzymając wciąż wyciągniętą w moim kierunku rękę.
— Dalej, zrzędo. Patrz, jak wszyscy się bawią.

— Zrobiłeś tę imprezę chyba tylko po to, żebyś ty mógł się wyszaleć — wymruczałam pod nosem, kładąc dłoń na jego.

Gdy wstałam z miejsca, przeszliśmy z Constantinem w głąb sali. Mama uśmiechnęła się do mnie szeroko i puściła oczko. Cieszyło mnie to, że ona i tata w końcu mogli się trochę pobawić.
Stanęłam naprzeciwko chłopaka, a ten od razu przyciągnął mnie do siebie, bo utwór z szybkiego nagle zmienił się na wolny. Jakby to wszystko było wcześniej obgadane z DJ-em. Bujaliśmy się przytuleni, a mnie jak najbardziej takie coś pasowało. Jakby były grane tylko takie utwory, to mogłabym przetańczyć całą noc.

— Silke?

— Hmm? — wymruczałam, gdy Constantin wypowiedział moje imię.

— A poprowadziłabyś potem samochód? — Oderwałam się od niego i spojrzałam z niedowierzaniem.

— Ja? — zapytałam ze zdziwieniem.

— Chciałbym sobie trochę wypić. — Uśmiechnął się, na co przewróciłam oczami. — No przecież masz prawko.

— Dobrze wiesz, że nie jeżdżę na co dzień. Nawet już nie pamiętam, kiedy ostatni raz siedziałam za kierownicą — odparłam.

Zrobiłam prawo jazdy po osiemnastce, ale nie jeździłam dużo, bo ojciec zwykle potrzebował samochód do pracy. Czasem w weekend sobie pojeździłam, jak tata miał wolne albo, gdy Schmid był uprzejmy i po moim wielkim marudzeniu, dla świętego spokoju dał pojeździć swoim autem.

— To pora to zmienić — odparł, uśmiechając się szeroko. — Proszę, proszę, proszę. — Skamlał, patrząc na mnie błagalnie. Śmieszyła mnie jego reakcja.

— Okey, ale żebyś nie komentował mojego stylu jazdy. — Zaznaczyłam od razu.

— A czy kiedyś go skomentowałem? — zapytał ze zdziwieniem, a ja spojrzałam na niego znacząco. — No dobra, ale wtedy jechałaś pięćdziesiąt na godzinę, a spokojnie można było osiemdziesiąt - zaśmiał się.

— Bo zaraz nie poprowadzę. — Zagroziłam mu, na co spoważniał.

— Już nic nie mówię, maluchu — odparł, cmokając mnie w usta.

— Uśmiech, dzieci. — Nagle obok siebie usłyszeliśmy głos mamy Constantina.
Kobieta trzymała w dłoniach aparat wycelowany w nas. Przytuliliśmy się i uśmiechnęliśmy się, a ona zrobiła nam zdjęcie.
— Najpiękniejsza para — dodała, spoglądając na nas i posyłając nam uśmiech. Lubiłam tę kobietę, zawsze roztaczała wokół siebie aurę radości.
— Constantin, możemy porozmawiać? — Zwróciła się do Schmida, na co ten przytaknął.

Ja wróciłam do stołu, a oni odeszli na bok, żeby porozmawiać. Ciekawiło mnie, o czym.

CONSTANTIN

Spojrzałem jeszcze przelotnie na Silke, gdy usiadła przy stole, po czym skupiłem swoją uwagę na mamie.

— Co jest? — zapytałem, bo nie wiedziałem, dlaczego już na początku imprezy odrwała mnie od dziewczyny.

— Nie uważasz, że już pora?

— Teraz? — spytałem zdziwiony.
— Myślałem, że trochę później — odparłem, kładąc dłonie do kieszeni od garniturowych spodni. Zawsze tak robiłem, gdy się denerwowałem.

— A na co chcesz czekać? Poza tym nie wiadomo, ile Silke wytrzyma. — W duchu przyznałem mamie rację. Jak zwykle ona o wszystkim myślała. W tym samym momencie podszedł do nas tata.

— Co tu tak spiskujecie? — zapytał z zaciekawieniem.

— Po prostu stwierdzamy, że już pora na prezent dla Silke od Constantina — powiedziała mama, na co ojciec przytaknął.

— Dobrze wyglądam? — zapytałem, poprawiając krawat, a rodzice skinęli głowami.

Szybko jeszcze sprawdziłem, czy prezent był na swoim miejscu, po czym wziąłem głęboki oddech.
Dałem znak DJ-owi, że ma przestać grać, przez co wszyscy goście wrócili na miejsca. Na drżących nogach podszedłem do stołu. Zaczynałem się coraz bardziej denerwować.

— Mogę prosić o chwilę ciszy? — zapytałem dość głośno, żeby wszyscy mnie usłyszeli.
Nie miałem zamiaru brać mikrofonu od DJ-a, bo wtedy na pewno byłoby słychać mój drżący głos.

— Dziękuję — dodałem, po czym spojrzałem na siedzącą Silke. Uśmiechnąłem się do niej, by następnie przenieść wzrok na pozostałych.
— Nie jestem dobrym mówcą, więc mam nadzieję, że będzie mi wybaczone, jak będę gadał bzdury — powiedziałem, a po sali rozniósł się cichy śmiech. — Ehh — Westchnąłem, poprawiając marynarkę.

Kolejny raz spojrzałem na Silke, uśmiechając się do niej. Wyglądała dziś tak pięknie. To znaczy, dla mnie zawsze była piękna, ale dzisiaj w wieczorowym wydaniu, była jeszcze piękniejsza.

— Dzisiaj świętujemy urodziny Silke. — Zacząłem mówić dalej, rozglądając się po gościach. — Mojej najwspanialszej dziewczyny. — Przeniosłem na nią wzrok i puściłem oczko. — Kocham cię, maluchu — powiedziałem do niej, na co Silke wstała z miejsca i cmoknęła mnie w usta. Chwyciłem ją w pasie, po czym przyciągnąłem do swego boku. Już nie miałem zamiaru jej puszczać. Chciałem, żeby wszyscy goście nas widzieli.

— No, tak ją nazywam. Maluch — mówiłem dalej, patrząc jej w oczy.
— Jak ona się wściekała o to zawsze. — Gdy to powiedziałem, pozostali roześmiali się głośno.
— Ale już tego nie robi. No, właśnie, dlaczego? — zapytałem, lustrując twarz Silke, na co wzruszyła ramionami.
— A dobra, nieważne. — Machnąłem ręką. Spojrzałem na ojca, widząc, że wykonuje jakiś gest w moim kierunku.
— Tato, nie popędzaj — powiedziałem, spoglądając wymownie w kierunku aparatu, który trzymał w dłoniach i, którym wszystko nagrywał.
— I zapomniałem, co chciałem powiedzieć. — Zamyśliłem się na chwilę, a goście kolejny raz parsknęli śmiechem.
— A! Już wiem! — powiedziałem głośno. — Od każdego z was Silke otrzymała już jakiś prezent. Tylko ode mnie nic nie dostała.

— Jak to? Przecież zorganizowałeś te urodziny — odparła, a ja puściłem jej oczko.

— Długo zastanawiałem się nad prezentem. Nad tym, co byłoby dla niej najodpowiedniejsze. Ona oczywiście nie pomogła mi w rozwiązaniu tego problemu. Kiedy pytałem o to, co by chciała, to wzruszała ramionami albo odpowiadała, że nie wie. Ostatnio powiedziała, żebym ją zaskoczył — mówiłem, patrząc po twarzach gości. — Tak więc, kochanie, mam nadzieję, że tak właśnie będzie — dodałem, przenosząc wzrok na Silke, która patrzyła na mnie, marszcząc lekko brwi.

— Wiecie, jak zaczęła się nasza znajomość? — zapytałem, na co goście pokręcili głowami. Tylko mama Silke tego nie zrobiła. Domyśliłem się, że pamiętała to zdarzenie, bo była wtedy przy tym.
— Strasznie mnie opieprzyła. — Kontynuowałem, rozglądając się po rodzinie i znajomych.
— Miała wtedy siedem lat, a ja dziewięć. Piłka, którą kopnąłem na placu zabaw, wpadła do piaskownicy i zniszczyła jej babki z piasku. Ile było krzyku. Stwierdziłem wtedy, że dziewczyny to robią awantury o byle co i w sumie, to nadal tak twierdzę. — Po sali rozszedł się głośny śmiech, a Silke kręciła głową, patrząc na mnie z niedowierzaniem.

— Pomyślałem wtedy, że jakaś małolata przyjechała na wakacje i panoszy się po moim Oberaudorf. A potem się okazało, że przeprowadziła się tu. I to całkiem niedaleko mnie, więc często na siebie wpadaliśmy — mówiłem ze śmiechem na wspomnienie z dzieciństwa.
— Szczerze? Nie pamiętam, kiedy zakopaliśmy topór wojenny — powiedziałem, lustrując twarz Silke.

— Rok później — odparła pewnie. — Przeprosiłeś mnie w końcu za to, że zepsułeś mi babki z piasku — dodała, na co wszyscy się roześmiali.

— Nie zrobiłem tego wcześniej? — zapytałem ze zdziwieniem, a dziewczyna pokręciła głową.

— No, i to dowodzi teorii, że nie dość, że kobiety robią awantury o byle co, to są strasznie pamiętliwe — odezwałem się ze śmiechem, za co dostałem kuksańca w bok od Silke.
— Dobra, pośmialiśmy się trochę, a teraz na poważnie. — Odetchnąłem głęboko, patrząc dziewczynie w oczy.

— Znamy się już wiele lat — mówiłem dalej. — Najpierw jako dzieciaki sobie dogryzaliśmy, potem się kumplowaliśmy, a później zaczęła się przyjaźń, która w końcu przerodziła się w miłość. Można by rzec banał. Tyle że u nas przejście z etapu przyjaźni na związek było... nieco burzliwe. — Rozejrzałem się po gościach, którzy patrzyli na nas z delikatnymi uśmiechami na twarzy.
— Ale teraz jesteśmy razem. Na dobre i na złe. W tym trudnym dla Silke czasie — powiedziałem, spoglądając na Krauthoferów, którzy mieli łzy w oczach. — Ale wierzę, że wszystko potoczy się dobrze i wygrasz tę walkę. — Spojrzałem na Silke, po czym pocałowałem ją w czoło. Po chwili odsunąłem się lekko od dziewczyny, stanąłem naprzeciwko niej i sięgnąłem ręką do kieszeni od marynarki, po czym wyjąłem z niej zaciśniętą w pięść dłoń.

— Bo, Silke, chciałbym, żebyś zawsze była u mojego boku — powiedziałem, klękając przed nią na kolano, a dziewczyna otworzyła z wrażenia usta, które szybko zakryła dłonią.
— Jesteś moją miłością, moim największym szczęściem. Jako sportowiec powiem, że jesteś moim najcenniejszym trofeum — mówiłem, patrząc w jej oczy, które zaszkliły się od łez.
— Chcę być zawsze przy tobie, bo czuję, że jesteśmy sobie przeznaczeni i mam nadzieje, że ty też tak czujesz. — Uśmiechnąłem się, a ona nadal patrzyła na mnie zszokowana.
— Tak więc Silke, chcę ci zadać to jedno najważniejsze pytanie — dodałem, unosząc dłoń, w którym było pudełko z pierścionkiem i otworzyłem je w kierunku dziewczyny.
— Wyjdziesz za mnie? — zapytałem, a po jej policzkach spłynęły łzy.

Stała i patrzyła na mnie w milczeniu, a ja coraz bardziej zaczynałem się  denerwować jej brakiem odpowiedzi. Wiem, że może pospieszyłem się z tym wszystkim, byliśmy bardzo młodzi, ale wtedy czułem, że mimo wszystko podejmuję dobrą decyzję. Jednak spoglądając na nią, bałem się, że usłyszę negatywną odpowiedź.

— Silke? — wyszeptałem, uśmiechając się krzywo.
Przełknąłem mocno ślinę, lustrując jej twarz. Dziewczyna po chwili pokiwała lekko głową, po czym zdjęła dłoń z ust.

— Tak — odpowiedziała cicho, na co odetchnąłem w duchu.

Wyjąłem pierścionek z pudełka, które odłożyłem na stół, po czym wsunąłem biżuterię na palec Silke i wstałem. Wtedy rozległy się głośne brawa.

— Kocham cię — powiedziałem i pocałowałem ją.

— Ja ciebie też — odparła, kładąc dłoń na moim policzku. — Jesteś wariatem — dodała, a ja przytuliłem ją mocno.

— Jesteś dla mnie wszystkim — wyszeptałem.

Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na gości, i przede wszystkim na rodziców, którzy podeszli, żeby nam pogratulować. Serce łopotało mi tak mocno, jakby za chwilę miało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej.

— Za narzeczonych! — krzyknął Philip-kuzyn Silke, wznosząc kieliszek i za chwilę zrobili to pozostali.

Ja też wziąłem kieliszek do dłoni, po czym się napiłem. Tego potrzebowałem po tym stresującym momencie. Gdy tak klęczałem, a Silke stała i nic nie mówiła, myślałem, że padnę na zawał. Wszyscy wrócili do rozmów i jedzenia, a ja spojrzałem na siedzącą obok mnie dziewczynę, która była pogrążona w myślach.

— Coś się stało? — zapytałem, przysuwając się do niej.

— Nie — odpowiedziała cicho. — Po prostu jestem w szoku.

— Czyli cię zaskoczyłem — odparłem, patrząc wymownie. — Tak, jak chciałaś. — Puściłem jej oczko, a ona nieśmiało przytaknęła.

— Constantin! — Zwróciłem głowę w lewą stronę, słysząc, jak mnie wołano. Philip kiwnął głową w stronę pustego kieliszka. Zaśmiałem się sięgając po Oldesloer Weizenkorn i napełniłem szkło, po czym opróżniłem je, pijąc w towarzystwie kuzynów dziewczyny. Chwilę później sięgnąłem po piwo, które wlałem do kufla. Wolałem je bardziej niż wódkę.

— Zaraz wrócę — odezwała się Silke, by następnie wstać i pójść w kierunku toalety, a ja w międzyczasie sączyłem piwo, prowadząc rozmowę z rodziną dziewczyny. Po chwili u mojego boku pojawiła się mama.

— Constantin, co ty robisz? — zapytała, patrząc na mnie z wyrzutem.

— Nie rozumiem.

— A samochód? — Spojrzała na mnie wymownie.

— Silke poprowadzi — odparłem zadowolony. — Zostawię je pod domem Krauthoferów, a jutro je odbiorę.

— Silke? — zapytała ze zdziwieniem.

— No, tak. W końcu ma prawko. — Wzruszyłem ramionami. Skoro ona się zgodziła, to nie widziałem problemu w tym, żeby kierowała moim autem.

— Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, przecież ona prawie w ogóle nie jeździ.

— Jezu, mamo — jęknąłem, przewracając oczami. — Przecież nie pojedziemy na drugi koniec Niemiec. Ona jeździ ostrożnie, na pewno dojedziemy do celu.

— No dobrze, ale nie pij za dużo. Jak to będzie wyglądało, jak się upijesz? Co sobie pomyślą Marit i Florian? — szeptała, patrząc na mnie wymownie.

— Dobrze, mamo. Nie musisz się o nic martwić — odpowiedziałem, uśmiechając się sztucznie, bo wkurzyły mnie jej słowa. Sugerowała mi, że nie potrafiłem zachować się wśród obcych ludzi. Mama po chwili spojrzała w prawą stronę i uśmiechnęła się lekko.

— Jak się bawisz, Silke? — zapytała dziewczyny, gdy ta wróciła do stolika.

— Bardzo dobrze.

— Wpadniesz do nas jutro na obiad?

— Niedzielny obiadek u przyszłej teściowej — zaśmiałem się. — Do posłodzenia herbaty będzie arszenik czy cykuta? — Zażartowałem, a po chwili poczułem lekkie uderzenie w tył głowy od mamy. — Już nic nie mówię — mruknąłem pod nosem. Nawet pożartować sobie nie mogłem.

— Pewnie, dziękuję za zaproszenie — odparła Silke i w tym samym momencie podszedł do nas ojciec.

— Chodź, zatańczymy — odezwał się do mamy, na co ta przytaknęła.

Odetchnąłem z ulgą, że w końcu przestanie mnie umoralniać.
Tata porwał mamę do tańca, a ja znowu mogłem poczuć się swobodnie. Nie znosiłem traktowania mnie jak głupiego smarkacza. Wiedziałem, co to umiar w piciu. No dobra, może czasem potrafiłem się zapomnieć, ale to w gronie znajomych, a nie na takiej imprezie. Poczekałem, aż utwór się skończy, po czym porwałem Silke na parkiet, przez co DJ od razu puścił spokojniejszy utwór. Mieliśmy ugadane przed imprezą, że jak zobaczy, że zabieram jubilatkę do tańca, to ma włączyć coś wolniejszego. Wiedziałem, że Silke nie przepadała za tańcami w gronie, ale nie mogłem pozwolić na to, żeby przesiedziała swoje urodziny przy stole. Już po pierwszym utworze wiedziałem, że mój pomysł to był strzał w dziesiątkę. Chociaż dziewczyna miała wielkie obawy, to gdy DJ zmienił muzykę, dobrze się bawiła. I na tym najbardziej mi zależało.

SILKE

Ziewnęłam szeroko, zakrywając dłonią usta, gdy minęła kolejna godzina imprezy urodzinowej. Byłam już zmęczona, ale nie chciałam mówić tego Constantinowi, bo widziałam, jak dobrze się bawił. Ja też dobrze się bawiłam, ale przez nadmiar emocji, mój organizm domagał się już snu. Upiłam łyk soku, po czym odłożyłam kieliszek na stół i znowu spojrzałam na swoją dłoń, na której widniał pierścionek. Byłam w szoku, gdy Schmid zaczął przede mną klękać. Nigdy nie sądziłam, że zdecyduje się na taki krok tak szybko. No właśnie i tu był największy problem. Oczywiście cieszyłam się z zaręczyn, ale potem naszły mnie wątpliwości. Czy to wszystko nie działo się za szybko? Może i znaliśmy się od dziecka, spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu, ale parą byliśmy bardzo krótko. Bałam się tego, jak to wszystko teraz będzie wyglądało.

— Co jest, córeczko? — Uśmiechnęłam się lekko, gdy usiadła przy mnie mama.

— Nic, wszystko dobrze — odparłam, cicho wzdychając.

— Jakoś tak posmutniałaś.

— Wydaje ci się — powiedziałam, siląc się na uśmiech.

— Pokaż jeszcze raz tę rękę. — Mama wzięła moją dłoń, na której był pierścionek. — Śliczny jest — mówiła, gładząc moje palce. — Tworzycie z Constantinem piękną parę — dodała, spoglądając na mnie.

— Mhh — wymruczałam pod nosem.

— Co się dzieje? — zapytała, lustrując moją twarz, na co cicho westchnęłam.

— Nic, mamo. Naprawdę. Jestem już trochę zmęczona — odparłam, przecierając twarz dłonią. Czułam już powoli senność i najchętniej znalazłabym się w łóżku pod kołdrą.

— Powiem Constantinowi. — Zaczęła rozglądać się za nim.

— Nie, niech się bawi — powiedziałam, ale mama oczywiście nie słuchała mnie. Nie chciałam, żeby chłopak przeze mnie musiał już wracać, bo widziałam, jak dobrze się bawił.
Mama wstała z krzesła, po czym podeszła do niego. Porozmawiała z nim i chwilę później Schmid ruszył w moim kierunku.

— Jedziemy do domu — odezwał się, nachylając się nade mną i cmokając mnie w czoło.

— Nie, zostańmy jeszcze chwilę.

— Jesteś zmęczona. — Spojrzał na mnie znacząco. — Z godziny na godzinę będzie gorzej, a poprowadzisz samochód. Dalej, zbieramy się. Pożegnamy się z gośćmi i uciekamy.

— Ale ty się dobrze bawisz. — Uśmiechnęłam się lekko. — Może po prostu ja pojadę sama, a ty potem wrócisz do domu z rodzicami? Przynajmniej nie będziesz musiał iść pieszo.

— Dalej, maluchu — powiedział, podając mi swoją dłoń. Westchnęłam głęboko i po chwili ujęłam jego rękę, po czym pomógł mi wstać. — Idziemy się pożegnać.

Porozmawialiśmy chwilę z każdym z gości, a na końcu pożegnaliśmy się z rodzicami. Schmid poszedł jeszcze po swoją marynarkę, którą zostawił przewieszoną przez oparcie krzesła, a ja zostałam z mamą, która nagle przysunęła się do mnie i przytuliła mnie mocno.

— Tylko pamiętajcie o zabezpieczeniu — szepnęła mi do ucha, na co zrobiłam wielkie oczy.

— Mamo — mruknęłam z niedowierzaniem.

— No, co? Jestem realistką. Constantin zapewne nie pójdzie od razu do siebie, tylko zostanie trochę dłużej i jakoś ciężko uwierzyć mi w to, że ot tak grzecznie będziecie rozmawiać. — Spojrzała na mnie znacząco, a ja przewróciłam oczami.

— Idziemy? — zapytał Schmid, gdy do nas wrócił. Przytaknęłam głową, więc splótł nasze dłonie i ruszyliśmy w stronę wyjścia.

— Do zobaczenia! Miłej imprezy! — krzyknął na odchodne, przez co wszyscy nam pomachali.

Wyszliśmy z lokalu, przeszliśmy do samochodu, po czym zajęliśmy miejsca w środku. Przekręciłam kluczyk w stacyjce, by chwilę później wrzucić wsteczny. Wycofałam się z parkingu i po przełączeniu biegu na jedynkę, ruszyłam ostrożnie do przodu.

*

Po kąpieli weszłam do pokoju i uśmiechnęłam się lekko do leżącego na moim łóżku chłopaka. Constantin patrzył na mnie zmrużonymi oczami. Podeszłam do niego, ułożyłam się obok i leżeliśmy sobie, milcząc oraz lustrując swoje twarze. Chwilę później przysunęłam się i wtuliłam się w niego mocno, a on objął mnie ramionami. Było mi dobrze i najchętniej nie pozwoliłabym mu wrócić do siebie.

— Kocham cię — wyszeptał Schmid, po czym pocałował mnie w czubek mojej łysej głowy. Odsunęłam się od niego i spojrzałam w jego oczy.

— Ja ciebie też — odparłam, a Schmid połączył nasze usta w namiętnym pocałunku.

Może i na imprezie w pewnym momencie zaczęłam przysypiać, ale teraz nie w głowie był mi sen. Byliśmy z Constantinem sami i mieliśmy zamiar to wykorzystać.

******************************
No, to były zaręczyny...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro