6. Nie chcę cię stracić, Silke

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ostatnio dodałam dwa rozdziały. Jeśli ktoś nie czytał obydwóch, to zachęcam do nadrobienia 😊

****************************

Gdy rano otworzyłam oczy, od razu pomyślałam o tym, jak to dobrze obudzić się w swoim łóżku. W końcu po kilkutygodniowym pobycie w Berlinie wróciłam do rodzinnego domu, otrzymując przy okazji nowy zestaw leków. Przeciągnęłam się leniwie, po czym usiadłam na skraju łóżka, a chwilę później wstałam na nogi i ruszyłam w kierunku łazienki. Czułam się jeszcze osłabiona, ale lekarz zapewniał, że za kilka dni powinno mi się polepszyć. Tylko co z tego, skoro potem czekał mnie kolejny cykl naświetlań i chemii. Kolejne cierpienia. Ziewnęłam szeroko, stojąc przed lustrem, po czym umyłam się, a następnie sięgnęłam po grzebień i zaczęłam rozczesywać włosy. Po chwili z przerażeniem spojrzałam na grzebień, widząc na nim sporą ilość kosmyków moich czarnych włosów.

— Nie, nie nie — powiedziałam do siebie, wplatając dłoń w czuprynę.
Zaczęłam ciężko oddychać, gdy zauważyłam w ręce garść włosów. Po pierwszym cyklu chemii z mojej głowy nie spadł nawet najmniejszy kosmyk, a teraz, zaczęły wypadać garściami. Nie chciałam tego. Myślałam, że ominie mnie to, przecież lekarz mówił, że włosy nie zawsze wypadają. Dlaczego los kolejny raz postanowił ze mnie zakpić? Włosy na głowie dawały mi nadzieję, że może nie będzie tak źle, a teraz, wiedziałam, że będzie inaczej.

— Silke, jesteś tu? — Przełknęłam mocno ślinę, słysząc, jak mama pukała do drzwi od łazienki.
Otworzyłam je, po czym wtuliłam się w jej ramiona.
— Co się dzieje? — zapytała cicho, gładząc mnie po plecach.

— Włosy wypadają mi garściami, zaraz będę łysa. — Załkałam cicho.
Nie chciałam tego. Zdawałam sobie sprawę, że to był mój najmniejszy problem, ale włosy były dla mnie jakąś oznaką normalności, a za chwilę miało ich nie być.

— Może byśmy je trochę skróciły? — zapytała, odrywając się ode mnie. Spojrzała na mnie, uśmiechając się lekko, a ja nieśmiało przytaknęłam. Chciałam wierzyć, że to jakoś spowolni proces wypadania włosów.

Byłam naiwna.

*

Po południu leżałam w łóżku, patrząc bez celu w sufit. Przekręciłam się na bok, kładąc ręce pod głowę. Zastanawiałam się, jak długo będę jeszcze żyła. Czy śmierć będzie bolesna? Czy dostanę jakieś silne leki, które zniwelują ewentualny ból? A może podadzą mi coś, po czym już więcej nie otworzę oczu? To by było najlepsze rozwiązanie. Nie chciałam mocno cierpieć.
Spojrzałam na leżący na łóżku telefon, gdy rozbrzmiał jego dźwięk. Chwyciłam komórkę do dłoni i odebrałam połączenie.

— Cześć, maluchu. — Usłyszałam Constantina po drugiej stronie.

— Cześć. Co tam?

— Właśnie wracamy z Garmisch. Mogę wpaść wieczorem?

— Tak — odpowiedziałam, cicho wzdychając.
Zastanawiałam się, jak chłopak zareaguje na moją nową fryzurę. Odkąd pamiętam, miałam długie włosy, a teraz ledwo sięgały ramion.

— Silke, co jest?

— Nic — powiedziałam niepewnie.

— Silke, proszę cię — odparł Constantin, a ja wiedziałam, że muszę powiedzieć mu prawdę, inaczej nie da mi spokoju.

— Włosy wypadają mi garściami — powiedziałam cicho, starając się, żeby nie zadrżał mi głos.

— Czytałem, że potem odrastają gęstsze. — Przymknęłam oczy, słysząc te słowa. Wiedziałam, że chciał mnie pocieszyć, ale wtedy nic nie było w stanie poprawić mojego nastroju.

— Nie wiem, czy w moim przypadku zdążą.

— Na pewno — odpowiedział radośnie. — Miałaś myśleć pozytywnie — dodał, przypominając mi o obietnicy, jaką złożyłam mu, gdy przyjechał do kliniki.

— Nie potrafię — mruknęłam cicho, a po chwili westchnęłam, przecierając dłonią twarz. — Przepraszam, Constantin, nie powinnam mówić ci takich rzeczy.

— Ustaliliśmy ostatnio, że mówisz mi to, jak naprawdę się czujesz. Pamiętasz?

— Nie chcę zawracać ci głowy.

— A ja lubię, gdy to robisz. — Pokręciłam z niedowierzaniem głową, słysząc to.
— Noż, spadaj. — Zmarszczyłam brwi, słysząc to, jak Schmid odezwał się do mnie.
— Sorry, to nie było do ciebie. Wellinger nawet w aucie mi dokucza. — Parsknęłam śmiechem, stwierdzając, że zachowują się jak przedszkolaki, a nie dorośli faceci. Chyba to jednak prawda,  że mężczyźni dojrzewają do pewnego wieku, a później już tylko rosną.
— Spadaj, jak chcesz z nią gadać, to zadzwoń ze swojego.

Jak mam to zrobić, jak ty ciągle blokujesz jej numer? — Usłyszałam w tle głos Wellingera.
Śmiałam się pod nosem, słysząc ich wymianę zdań. Byli niemożliwi.

— To już nie mój problem — mówił twardo Schmid, trzymając telefon przy swoim uchu, bo wyraźnie wszystko słyszałam.
— No, ej! — krzyknął nagle.

— Siema, Silke. — Uśmiechnęłam się, słysząc głos Andreasa.
Wzięłam głęboki wdech, żeby odpowiedzieć mu w miarę radośnie. Zdałam sobie sprawę z tego, że nie powinnam wiecznie gadać o tym, jak źle się czułam, bo za chwilę wszyscy wkoło będą mieli tego dość i znowu zostanę sama.

A nie chciałam tego.

*

— Ble ble ble, ble ble ble... — Dukał pod nosem Constantin, przeglądając mój wypis szpitalny.
Siedziałam obok niego na łóżku, lustrując profil jego twarzy, a po chwili mentalnie uderzyłam się dłonią w czoło, gdy przez moją głowę przeszła myśl, że był przystojny. Był moim przyjacielem i tak miało zostać. To, że kilka tygodni temu wyznał mi miłość, nie powinno mieć wpływu na to, jak go teraz postrzegałam. Potrząsnęłam głową, wyrywając się z zamyślenia.

— O! Widzisz!? — wykrzyknął nagle, przez co się wzdrygnęłam. — Zmiana w udzie zmniejszyła się o półtora centymetra. — Przeczytał, po czym przeniósł na mnie wzrok.
— Czyli jeśli będziesz dalej się leczyła, to w końcu całkowicie zniknie. Tak, jak pozostałe — dodał, a ja cicho westchnęłam.

— Daj to — powiedziałam, zabierając mu dokumentację z dłoni, po czym przerzuciłam na kolejną stronę.
— Uwidoczniono nową zmianę na żebrach. — Przeczytałam.

— Która zaraz zostanie wykopana przez leki. — Przymknęłam na chwilę oczy, zdając sobie sprawę z tego, że do Schmida nadal nie dochodziło to, jaki był mój stan zdrowia.

— Wiem, nie jestem dobrym pocieszycielem. — Westchnął cicho. — To przez to, że też się boję. Nie chcę cię stracić, Silke.

Popatrzyłam na bruneta smutnym wzrokiem, nie wiedząc co powiedzieć. Ja już pogodziłam się z moim losem. Chyba. Ale dla bruneta nadal to była czysta abstrakcja. Westchnęłam cicho, zabierając mu z dłoni wypis szpitalny, który następnie odłożyłam do szuflady. Nie chciałam, żebyśmy dalej go czytali, bo i po co? Żeby się dołować?

— Zagramy na konsoli? — Wzniosłam oczy, słysząc to pytanie.

— Boże, Constantin dobrze wiesz, że nie umiem — powiedziałam, a on spojrzał na mnie z miną zbitego psa. — Nie patrz tak na mnie.

— No weź, chociaż pół godziny. Muszę się dowartościować.

— Ja pierdolę — mruknęłam pod nosem z niezadowoleniem, a Schmid patrzył na mnie, mrużąc oczy. — Co znowu?

— Od kiedy mówisz takie brzydkie słowa? — Przewróciłam oczami, po czym spojrzałam na Constantina.

— Zrobiłam sobie listę rzeczy, które chcę zrobić przed śmiercią i jednym z punktów jest przeklinanie.

— Zabawna jesteś, maluchu — odparł brunet, dając mi prztyczka w nos, przez co przymknęłam na chwilę oczy.
— Gramy — dodał, wstając z miejsca. Podszedł do telewizora i uruchomił konsolę, a ja zrezygnowana zwiesiłam głowę, bo wiedziałam, że nie ominie mnie ta wątpliwa przyjemność.
Tradycyjnie zrzuciłam poduszki na ziemię i usiadłam na jednej z nich. Constantin odwrócił się moim kierunku, uśmiechając się, po czym rzucił mi pada, którego złapałam, a gdy włączył urządzenie, zajął miejsce obok mnie, ciesząc się, jak dziecko.

*

— Co tam u Rose? — Schmid zacisnął usta, słysząc moje pytanie o dziewczynę, ale byłam po prostu ciekawa, jak im się układało. Odłożył pada na podłogę i spojrzał na mnie, cicho wzdychając.

— Silke, nie spotykam się z nią. — Uniosłam brwi, gdy to powiedział, bo zaskoczył mnie tym wyznaniem.
— Ja wiem, że wtedy przyprowadziłem ją w nasze miejsce i kompletnie nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Ale to nie tak, że się z nią spotykam, nic z tych rzeczy — mówił, lustrując moją twarz.
— Po prostu... chciałem ci wtedy zrobić na złość — dodał, a ja pokręciłam z niedowierzaniem głową.
— Silke, to, co wtedy powiedziałem ci na ławce, to była praw...

— Consti, proszę cię, nic nie mów na ten temat. — Przerwałam mu.

— Dlaczego nie chcesz dać nam szansy?

— Jak ty sobie to wyobrażasz?

— Normalnie. Przecież dobrze nam razem, to czemu by nie pójść krok dalej?

— Bo umieram? — zapytałam wprost.

— Nie mów tak, słyszysz? — odparł, przytulając mnie mocno.
— Wyzdrowiejesz. — Szepnął mi po chwili do ucha, na co przymknęłam oczy.
Chciałam w to wierzyć tak, jak wierzył w to Schmid, ale nie potrafiłam. Byłam przygotowana na najgorsze.

— Chcesz coś do jedzenia? — zapytałam, wyswobadzając się z jego objęć.

— No, ale coś lekkiego, ostatnio za dużo sobie pofolgowałem.

— Sałatka cesar? — zapytałam, a chłopak przytaknął, uśmiechając się szeroko. — Tylko najpierw trzeba ją zrobić — dodałam, na co szybko zrzedła mu mina.

— Zapraszasz mnie do siebie i nie masz gotowego jedzenia? — Przewróciłam oczami, słysząc te słowa.

— Sam się wprosiłeś — odparłam, spoglądając na niego wymownie. — To ty zaproponowałeś spotkanie, a ja tylko przytaknęłam.

— Ehh, Silke, jako kobieta mogłabyś się bardziej postarać.

— Uważaj, bo zaraz pokażę ci moją feministyczną twarz i będziesz głodował — odparłam, na co Constantin parsknął śmiechem.
Wstał z podłogi, a następnie pomógł mi się podnieść i razem wyszliśmy z pokoju, kierując się w stronę schodów, żeby zejść do kuchni i przygotować lekką kolację.

***

Poranne pobudki od jakiegoś czasu były dla mnie koszmarem. Ilość włosów, które za każdym razem znajdowałam na poduszce, była dla mnie druzgocąca. Mama, widząc, że miałam coraz rzadszą czuprynę, sugerowała obcięcie włosów do zera. Gdy usłyszałam te słowa, nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Byłam załamana po wcześniejszym skróceniu długości, a teraz miałabym pozbyć się ich całkowicie? Jak ja bym się ludziom na oczy pokazała? Jak pokazałabym się Constantinowi? Choroba powodowała, że traciłam pewność siebie i wiarę w swoją kobiecość. Wszystko to ulatywało wraz z każdym wypadniętym włosem.

Umyłam się i ubrałam, po czym zeszłam na dół do kuchni, w której krzątała się moja mama. Tato był już w pracy i miał wrócić późnym wieczorem. Na stole było  przygotowane śniadanie, a mama zalewała właśnie dwie herbaty.

— Dzień dobry — odezwałam się, uśmiechając się lekko w jej kierunku.

— Dzień dobry, córeczko. Jak się czujesz?

— Dobrze — odparłam, wzdychając ciężko, po czym usiadłam na krześle,  a mama zajęła miejsce naprzeciwko mnie.

— Jakie plany na dzisiaj? — dopytywała, biorąc do dłoni bułkę, którą rozkroiła, a następnie posmarowała masłem.

— Po południu wychodzę z Constantinem — odezwałam się, nakładając sobie na talerz sałatkę z pomidorów.
Spojrzałam na mamę, gdy poczułam na sobie jej spojrzenie.
— Proszę cię, nie patrz tak na mnie.

— Na spacer? — dopytywała, a ja przytaknęłam.
Widziałam niezadowolenie na jej twarzy. Domyślałam się, że to przez strach, że może coś mi się stać, ale lekarz sam powiedział, że mogę funkcjonować w miarę swoich możliwości. Chciałam, choć na chwilę poczuć się normalnie.
— Musicie wychodzić? Nie możecie posiedzieć w domu?

— Mamo, proszę cię, nie chcę ostatnich tygodni swojego życia spędzić w czterech ścianach — powiedziałam, po czym przetarłam twarz dłonią. — Przepraszam — dodałam, spoglądając na nią.
Kolejny raz sprawiałam jej przykrość swoimi słowami. Miałam tę świadomość, że obrywało jej się ode mnie najbardziej ze wszystkich. Wyładowywałam na niej całą swoją frustrację, ale nie tylko, bo i strach. Byłam przerażona tym, co mnie czekało. Jednak to nie usprawiedliwiało mojego zachowania względem niej. Powinnam być jej wdzięczna, że dla mnie porzuciła swoje dotychczasowe życie i zrezygnowała z pracy.

— Dokąd pójdziecie? — zapytała, ignorując moją wcześniejszą wypowiedź, która sprawiła jej ból. Widziałam to w jej oczach.

— Pewnie do starego parku.

— Tak daleko? Nie możecie iść do tego drugiego parku, w którym przebywają też inni ludzie?

— Nie, bo chcemy pobyć trochę sami, bez zbędnego towarzystwa. — Mama zmrużyła oczy, słysząc te słowa.

— Zostaliście parą?

— Nie! — Zaprzeczyłam szybko. — I mamo, błagam, żebyś nie wypaliła z takim tekstem przy Constantinie.

— Pasujecie do siebie.

— Mhh — mruknęłam cicho pod nosem, grzebiąc widelcem w pomidorach.
Nie lubiłam tych słów wypowiadanych w moim kierunku. Czy faktycznie pasowaliśmy do siebie? Nie wiedziałam, bo nigdy się nad tym nie zastanawiałam, a teraz nawet nie powinnam o tym myśleć. Miałam ważniejsze sprawy na głowie.

*

Jedna tabletka. Druga. Trzecia. Czwarta. I tak dalej. Miałam wrażenie pieprzonego deja vu i chciałam, żeby to wszystko w końcu się skończyło. Łykałam tabletki, popijając je wodą, po czym wrzuciłam pudełka do szuflady od biurka. Przeniosłam wzrok na drzwi, gdy usłyszałam ciche pukanie.

— Wejdź, mamo — odezwałam się i drzwi się uchyliły. Przewróciłam oczami, widząc szczerzącego się Constantina.

— Cześć, maluchu.

— Nauczyłeś się pukać? — zapytałam, unosząc brew.

— Już jakiś czas temu — mówił, podchodząc do mnie. — Zresztą sama się o tym przekonałaś — dodał, siadając na biurku, a ja przewróciłam oczami.
Ledwo zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i już zaczęły się podteksty.

— Ale z ciebie burak — mruknęłam, uderzając go w bok.

— Wiadomo, najsłodszy na świecie — odparł, puszczając mi oczko, po czym zmierzył mnie wzrokiem. — Czemu jeszcze nie gotowa?

— Hmm, pomyślmy — powiedziałam, spoglądając na zegar. — Czyżby dlatego, że jesteś godzinę przed czasem?

— Dla mnie powinnaś być gotowa o każdej porze dnia i nocy.

— Consti, uspokój hormony — odezwałam się, wstając z miejsca, po czym podeszłam do szafy, żeby wziąć ubrania na przebranie i ruszyłam w kierunku wyjścia z pokoju, by przejść do łazienki.

— Możesz przebrać się tutaj, nie nam nic przeciwko. — Pokazałam Schmidowi środkowy palec i opuściłam pokój.

*

Siedziałam ma ławce, patrząc przed siebie, a Schmid stał obok, przyglądając mi się. Chociaż na niego nie patrzyłam, to czułam na sobie to palące spojrzenie, jakby chciał mnie prześwietlić na wylot.

— Nic nie powiesz? — zapytał, więc przeniosłam na niego swój wzrok.
Patrzył na mnie zmrużonymi oczami, trzymając dłonie w kieszeniach, a ja przełknęłam mocno ślinę, gdy kolejny raz poczułam szybsze bicie serca.

Błagam, nie  pomyślałam sobie.

Zastanawiałam się, dlaczego mój organizm nie chciał współpracować z moim mózgiem. Broniłam się przed tymi wszystkimi reakcjami rękami i nogami, a w takich chwilach jak ta, wszystko szlag trafiał. Faktycznie mogliśmy zostać w domu, tam potrafiłam bronić się przed tymi odczuciami, a teraz będąc z nim sam na sam na ławce, na której wyznał mi miłość, wszystko było nie tak.

— Jak ty sobie to wyobrażasz? — zapytałam, a on pochylił się nade mną, zbliżając swoją twarz do mojej i spojrzał mi prosto w oczy.

Constantin, przestań! — krzyczałam w myślach.

Zacisnęłam dłonie w pięści, wbijając sobie paznokcie, żeby skupić się na czymś innym. Ból był moim ratunkiem.

— Normalnie, Silke — powiedział pewnym głosem. — Czego się boisz?

Wszystkiego  pomyślałam.
Tego, że zbliżymy się do siebie.
Że postąpię niemądrze i ci ulegnę.
Tego, że wrócimy stamtąd jako para.

— A jak coś się stanie? — zapytałam, poprawiając się na ławce. — Zresztą mama i tak się nie zgodzi.

— Już się zgodziła — powiedział, prostując się, a ja z wrażenia rozchyliłam usta.
Jej sprzeciw byłby moim ratunkiem, a teraz go nie miałam. Nie pozwalała mi oddalać się od domu, a teraz zgodziła się na wyjazd. Czym przekonał ją Constantin? Nie miałam pojęcia, ale musiał użyć jakiegoś mocnego argumentu.
— To jak będzie? — zapytał, wyrywając mnie z zamyślenia.

— Mogę się zastanowić?

— Jasne, tylko już wszystko jest zorganizowane, jakby co — odparł, uśmiechając się szeroko.
Westchnęłam cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową. Wiedziałam, że będę musiała z nim pojechać na te cholerne wakacje, tym bardziej że moja mama zgodziła się na ten wyjazd. Zaskoczyła mnie swoją decyzją. Wiedziałam, że darzyła Constantina sympatią, ale nie sądziłam, że ufała mu tak bardzo, żeby powierzyć mnie jego opiece w tym trudnym czasie. Schmid chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, w co się pakował. Czy był gotowy widzieć mnie w trudnych dla mnie momentach? Czy ja byłam na to gotowa?

Oczywiście, że nie.

Dlatego tak bardzo nie chciałam nigdzie jechać.

********************************

Hmm, czyżby szykował się jakiś wyjazd? 😉

***********************************

Przy okazji zapraszam do przeczytania one shota pt. Fotograf [G.Schlierenzauer], który znajdziecie na moim profilu 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro