Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kobieta wyglądającą na osiemnaście lat, o blond włosach i niebieskich oczach spokojnie szła przez las w środku nocy pisząc przez telefon ze swoimi przyjaciółkami, gdy nagle coś przebiegło tuż obok niej. Zatrzymała się i rozejrzała się.

-Halo? Jest tu ktoś? - powiedziała lekko przestraszona dziewczyna.

Jak można się spodziewać odpowiedziała jej cisza. Uznała, że tylko jej się wydawało więc wróciła do spokojnego marszu przez las, jej telefon po pięciu minutach zadzwonił. Dziewczyna odebrała go.

-Hej mamo... Tak wiem, powinnam była już dawno być w domu a nie się szlajać... Tak.... Mamo proszę daj mi dojść do słowa. Nie musisz się o mnie martwić, byłam w schronisku razem z moimi przyjaciółkami, brałyśmy udział w wolontariacie... Oczywiście, że nie idę przez las... Dobrze, już wracam.

Rozłączyła się, schowała telefon do torebki.

-Za bardzo się martwi, już nie jestem dzieckiem. Co mnie może zaatakować w tym lesie, co najwyżej mogę się natknąć na dzika, a wiem przecież co zrobić w razie takiej sytuacji.- powiedziała sama do siebie. - No i znowu zaczęłam mówić sama do siebie, znowu. Dobrze, że nikogo tu nie ma bo uznałby mnie za wariatkę.

Znowu coś się poruszyło, dziewczyna zaczęła się rozglądać czując na sobie czyjś wzrok.

-Brendon, John jeśli to wy to wiedzcie, że to nie jest śmieszne! - krzyknęła przerażona kobieta.- Spokojnie Kristi to tylko twoja wyobraźnia... to tylko wyobraźnia...

Nagle ktoś ją złapał i zasłonił jej usta, kobieta próbowała się wyrwać jednak bezskutecznie gdyż przeciwnik był zbyt silny. Umysł Kristi podpowiadał jej same okropne scenariusze tej sytuacji, zaczęła coraz bardziej się szamotać jedynie myśląc o ucieczce jak najdalej stąd.

- Spokojnie, nie zamierzam cie porwać ani skrzywdzić.- szepnął jej do ucha mężczyzna.

Nieznajomy uśmiechnął się ukazując kły, złożył pocałunek na jej karku i ugryzł ją w szyje. Osiemnastolatka pisnęła i zesztywniała, z jej oczu zaczęły płynąć łzy, myślała tylko o tym, że spotkała psychopatę, który uważał się za wampira innego dla niej wytłumaczenia nie było. Mężczyzna w ogóle nie zwracał na to uwagi i dalej z niej pił, aż nie zostało w niej ani kropli krwi, puścił ciało. Ciało nastolatki opadło bezwładnie na ściółkę leśną. Mężczyzna starł jej krew z kącika ust.

-Długo będziesz się przyglądać? To irytujące.- powiedziawszy to, spojrzał na osobę skrytą w cieniu.

-Znowu nie słuchasz się rozkazów Caleb. -powiedział mężczyzna ukryty w cieniu.

-A ty się niby słuchasz? Nie rozśmieszaj mnie Nathan.

Nathan wyszedł z cienia był to blady, wysoki, dobrze zbudowany, szczupły mężczyzna o krótkich brązowych włosach, wyrazistych rysach twarzy i czerwonych oczach, które źrenice wyglądały jak u węża. Wygląd Caleba jest przeciwieństwem wyglądu Nathana, jest niski, ma pyzatą twarz, piwne oczy, wątłe ciało chociaż jest jako wampir bardzo silny.

-Nie słucham się, ale nie uciekam w poszukiwaniu pożywienia. Zapomniałeś, że jutro spotykamy się w łowcami, jeśli będzie od ciebie cuchnąć krwią, raczej wątpię żebyś wyszedł stamtąd żywy.- powiedział czerwonooki.

-Nie boje jakiś słabych łowców, co oni by mi mogli zrobić? Jestem szybszy i silniejszy, a do tego starszy i sprytniejszy.

-Przeceniasz swoje umiejętności...

-Ta, ta. Coś jeszcze?- przerwał mu Caleb.

Nathan zacisnął pięści i powiedział.

-Nie. Wracajmy i miejmy nadzieję, że nie obetną nam głów przez twoją głupotę. Ale zanim... -spojrzał na ciało kobiety- Musimy je ukryć.

-Po co? Łowcy nie domyślą się, że to ktoś z grupy dyplomacyjnej to zrobił.

Po tym jak to powiedział odszedł. Nathan przeklął cicho i zajął się zamaskowaniem zbrodni swojego „przyjaciela", po czym odszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro