1. Dlaczego muszę mieć takie szczęście?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przycisnęłam czteroletnią dziewczynkę do swoich piersi, chowając się w zaroślach. Cicho szeptałam do Arii, aby nie wydała z siebie głosu. Ludzie ojca byli praktycznie wszędzie szukając nas od roku - mnie i Arię jego jedyną, ukochaną córkę ze wszystkich bękartów. Sama musiałam przyznać, że dziewczynka była urocza, słodka i wręcz ciężko byłoby się w niej nie zakochać. Dlatego trudno było mi zabrać ją z pałacu, gdy z niego uciekałam. Niemniej urodziła się jako złoty smok. Przez to mogło jej lub mi stać się coś złego, gdyby ojcu zechciałoby się nadmiernie naciągnąć przepowiednię.

Osunęłam się na ziemię słysząc oddalające się kroki. W swoim dwudziestodwuletnim życiu nie pomyślałabym, że uciekanie i ukrywanie się przed specjalną jednostką ojca, będzie takie trudne. Sama uchodziłam za doskonałego żołnierza, ale dziecko utrudniało skuteczne mylenie tropów. Szczególnie, kiedy natykałyśmy się na Tropicieli.

Zerknęłam w dół na Arię. W blasku księżyca jej jasne, ścięte na krótko włosy dawały jej wygląd chłopca. Niestety te duże, złote oczy - aktualnie zamknięte - od razu zdradzały płeć dziecka. Mogłam zmylić ludzi jedynie na pierwszy rzut oka, czasami to pomagało, innym razem było wręcz przeciwnie. W dodatku wyróżniałyśmy się miodową karnacją skóry, co w ogóle utrudniało wtopienie się w zachodnie społeczeństwo, gdzie większość ludzi posiadało ciemniejszy odcień skóry. Z tego powodu szybciej nas namierzano, ale była to jedyna droga, którą mogłam użyć. Musiałam dojść do gór. Tam łatwiej było się schować i odbić na północ w stronę olbrzymiej pustyni. Przepowiednia mówiła o zjednoczeniu ludu pustyni i Komandorze, więc to tam musiałam się znaleźć. Było to miejsce, w którym bez trudu zgubiłabym również pościg. Poza tym ten teren odpowiadał na moją możliwość przemiany i przemierzenia nocą ziemi w postaci smoka, co z kolei ułatwiłoby mi szukanie tego mężczyzny.

Przymknęłam oczy, ponownie wspominając moją ucieczkę. Dokładnie rok temu wróciłam z misji do koszar, gdzie schowałam się przed żołnierzami ojca, którzy ponownie mieli mnie zaobrączkować. Misja była tak niebezpieczna, że ojciec musiał ściągnąć moją bransoletkę, dlatego też była to idealna okazja.

W nocy wymknęłam się z koszar i przemknęłam do Pałacu Rozkoszy, to tam przetrzymywano wszystkie dzieci do dziesiątego roku życia bez ograniczania ich przez bransoletki. Jego ukończenie oznaczało przydział - albo trafiało się do koszar, albo pozostawało w pałacu, i oczywiście zaobrączkowanie. To właśnie w tym miejscu rodzeństwo przekazało mi Arię, prowiant oraz ubrania. Tam też musiałam się z nimi pożegnać, zmuszona zostawić ich wszystkich w tym paskudnym miejscu. Nawet obietnica uwolnienia ich, była bardziej odległa teraz, gdy jestem na wolności. Ojciec utrudniał mi wypełnienie tego przyrzeczenia do tego stopnia, że aż zaczęłam się zastanawiać czy po prostu go nie zabić.

Przez niego nie mogłam nawet przemienić się w smoka i po prostu polecieć w stronę pustyni. Wypatrywano mnie, spodziewano się, że właśnie to zrobię. To również nie pomogłoby mi zmylić tropów, jakobym zmierzała w stronę gór. Szkoda tylko, że siły, motywacja i chęci kurczyły się z dnia na dzień. Byłam zmęczona ciągłą wędrówką, praktycznie sama w obcym miejscu. Pragnęłam odpocząć i wreszcie mieć przy sobie miecz, faceta oraz dziecko w brzuchu. Jasne to nie był najlepszy sposób myślenia, ale... samo przypomnienie sobie cierpienia znoszonego przez rodzeństwo, popychało mnie ku takiemu rozpatrywaniu sprawy.

- Dlaczego nie dałaś mi żadnych wskazówek? - spytałam spoglądając w księżyc. - Mogłaś dać mi cokolwiek pomocnego, chociażby jedną podpowiedz, a nie jedynie zbitki słów... Czemu mnie nie znalazłaś i nie dałaś mi czegokolwiek? - We wspomnieniach dalej widziałam prorokinię, która tak pewnie stała przed moim ojcem domagając się pozdrowienia mnie. A, jednak nie zrobiła nic, by mnie znaleźć. Po odstawieniu sceny, zwyczajnie wyszła pozostawiając za sobą prawdziwe zamieszanie.

- Mniam, mniam - wymamrotała przez sen Aria przytulając się do mnie.

- Wytrzymaj młoda. Jeszcze dzień wędrówki i dojdziemy do gór. Potem minie kolejnych kilka dni nim dotrzemy do pustyni - wyszeptałam rozprostowując nogi. - A wtedy już z górki. Musimy znaleźć miecz, faceta i... później sama muszę... - policzki zapłonęły mi żywym ogniem.

Co ja wygadywałam?! Jak mogłam sądzić, że wyprodukowanie dziecka będzie proste? Najpierw musiałabym jakoś oczarować tego mężczyznę, co będzie trudne z niezbyt ładną blizną ciągnącą się od szczęki, przez szyję, do ramienia i kolejną przecinającą prawy łuk brwiowy.

Jeszcze gdybym była tak urocza czy słodka jak Aria. Ale przecież nie wykorzystam siostry (sądzącej, że jestem jej matką) do zauroczenia sobą faceta! Z logicznego punktu widzenia uzna, że albo jestem łatwa, albo uciekłam przed mężem lub - to ta gorsza opcja - jestem idealną maszyną rozpłodową (jako, że mam jedno dziecko, więc żadne uszkodzenia nie istniały).

- Ugh! Skoro myślę o takich rzeczach, muszę się przespać. Chociaż chwilkę - mruknęłam ponownie do siebie.

********

Dotarcie na pustynię nie było takie trudne. Osiągnęłam ten cel nie biorąc pod uwagę jednego - na pustyni prażyło morderczo słońce. Działając na niekorzyść zmęczonej wędrówką osobie nawet jeśli ta była smokiem. Z tego też powodu, po próbie poszukiwania schronienia, zemdlałam z wyczerpania. Ostatkiem sił ochroniłam Arię, aby nic jej się nie stało. Była jedyną osobą, którą miałam teraz przy sobie. Obiecałam też, że zrobię wszystko, by ochronić rodzinę...

Otworzyłam gwałtownie oczy czując się o wiele lepiej. Odniosłam wrażenie, że słońce już nie piekło mojego ciała. Miałam rację, znajdowałam się pod namiotem, zaś mój wzrok trafił na młodą, około trzydziestoletnią męską twarz otoczoną burzą lekko skręconych, ciemnobrązowych włosów sięgających za uszy. Mężczyzna miał czekoladowe oczy z czerwonymi plamkami, otoczone długimi rzęsami. Jego wzrok wyrażał żywe zainteresowanie i zaskoczenie, jakby nie spodziewał się, że się obudzę.

Na twarzy nieznajomego pojawił się szeroki uśmiech. Jego białe zęby były idealnym kontrastem dla jego ciemnej karnacji.

Spróbowałam się rozejrzeć, ale mężczyzna nieskrępowanie pochylał się nade mną tak blisko, że mogłam jedynie zarejestrować jasnoszare płótno namiotu. Przyjemny półmrok i chłód dawał nam ukojenie.

- Aria - wycharczałam ogarnięta nagłą paniką. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, iż nie ma ze mną siostry.

- Aria? O! Masz na myśli tą dziewczynkę? - spytał dziwnie znajomym dialektem. - Jest cała. Jakimś cudem ty byłaś w gorszym stanie niż ona; nawet pomimo starannego okrycia kocami, powinna być przynajmniej odrobinę... Wyjaśnisz mi, jak tego dokonałaś? To pomogłoby i nam - wyznał przekrzywiając głowę.

Mogłabym mu powiedzieć, że instynktownie chciałam chronić młodą przed słońcem, ale zwykły człowiek nie jest wstanie absorbować promieni słonecznych, wchłaniając je w siebie. To z kolei wyczerpywało mój wachlarz możliwości. W końcu mogli mnie wydać po usłyszeniu kim jestem. Ojciec z pewnością dałby za mnie sporą sumę pieniędzy byleby dopaść swojego wroga.

- Hugo! - krzyknął z pretensją czyjś kobiecy głos. Przede mną pojawiła się nastolatka, która odepchnęła mężczyznę. Ten padł na ziemię zaskoczony atakiem. - Przepraszam. On już taki jest. Brak taktu jest przekazywany w jego genach i ujawnia się we wczesnym dzieciństwie.

Spróbowałam się uśmiechnąć, niestety gdy wygięłam usta, ból zaatakował moje nerwy.

- Aria - powtórzyłam.

Nastolatka mogła mieć najwyżej piętnaście lat. Dalej miała pucołowate policzki zdradzające jej młody wiek. Jej twarz okalały czarne, gęste, kręcone włosy związane w warkocz, z którego wymykały się pojedyncze kosmyki, nadając jej uroku. W przeciwieństwie do mężczyzny posiadającego długi nos, ona miał drobny, haczykowaty. Do tego duże, ciemnoszare oczy. Była także zadziwiająco drobna i mała. Przeciwko wyszkolonemu żołnierzowi nie miałaby żadnych szans. Oczywiście jej luźna, biała sukienka związana w pasie czerwonym kawałkiem materiału, mogła skrywać mięśnie, ale wątpiłam w jakieś większe umiejętności bojowe.

- Twojej córce naprawdę nic nie jest. W zasadzie, gdyby nie ona zginęłybyście. To jej płacz naprowadził nas na was. Na szczęście znaleźliśmy się tam wcześniej od żołnierzy Królestwa Zumenii - skrzywiła się rozmasowując nadgarstek. - Ostatnio często patrolują pustynię jakby czegoś szukali - spojrzała na mnie z troską. - Nie mieliby dla was litości.

Tu też byli?! Ugh, ojciec naprawdę nie szczędził wysiłków, aby mnie dopaść. Wolałam zignorować myśli, co by się ze mną stało, gdyby mnie dopadli. Wystarczyłoby im samo przyjrzenie się mojej twarzy, aby domyślić się, że ten kogo szukają jest tym będącym przed nimi. To byłby mój koniec. Nim zdążyłabym się obudzić, wezwaliby armię, a będąc w tym stanie, w którym obecnie byłam, wygraliby na starcie.

- Twoja córka często chciała do ciebie przyjść - dodała dziewczyna wyrywając mnie z zamyślenia. Zmarszczyłam brwi, na początku nie rozumiejąc co się do mnie mówiło. - Ze względu na twój stan, wpuszczaliśmy ją raz na jakiś czas. Niemniej dobrze ją wyszkoliłaś. Aria - mówiłaś, że tak ma na imię? - nie zjadła niczego co było jej podane. Dotknęła jedynie jedzenia z twojego plecaka - nieznajoma zerknęła za siebie. - Jest naprawdę inteligentna.

- Tak tą małą wychwalasz, że to aż przesada - burknął mężczyzna wstając i strzepując piasek ze swojego białego, przylegającego do ciała munduru. Niebieskie nitki wystawały z mankietów, ale wyglądało na to, że był to efekt zamierzony. - Zrób sobie dziecko i wyszkol je tak samo. Jednakże muszę cię zgasić, wątpię, żeby to była jakaś wielka sprawa. Twój brat w wieku pięciu lat potrafił wyczuć gdzie są ruchome piaski... - mruknął zakładając ręce na piersi.

- A wiedz, że to zrobię! Przynajmniej ciocia będzie mogła spać spokojnie wiedząc...!

- Po moim trupie! - Hugo poraził spojrzeniem nastolatkę, która nic sobie z tego nie zrobiła. - Jesteś za młoda - wskazał mnie palcem. - Jak będziesz w jej wieku, proszę cię bardzo!

- Hmpf! - prychnęła odrzucając warkocz na plecy.

- Aria - wymamrotałam chcąc skończyć wsłuchiwania się w tą ich prywatną rozmowę. Bawiła mnie, niemniej moim priorytetem było zobaczenie siostry.

- Chcesz ją zobaczyć? - nieznajoma zignorowała mężczyznę, od razu pochylając się bliżej mnie.

Pokiwałam głową gorączkowo zastanawiając się nad słyszanym dialektem. Zdecydowanie go znałam - w wojsku uczono nas wszystkich istniejących dialektów, które dałyby nam szanse na przetrwanie. Jednak ten system wysokich i niskich dźwięków brzmiał jak melodia, śpiewana melodia. Był piękny, dlatego musiałam go znać, jako że smoki uwielbiały piękne rzeczy, wobec czego chciały je posiadać.

Nastolatka zaczęła się podnosić, uśmiechając się dobrodusznie i mówiąc coś, lecz ja jej nie słuchałam. Zamiast tego chwyciłam jej dłoń, krzywiąc się z bólu z powodu wykonania gwałtownego ruchu, gdy doznałam olśnienia.

- Rosenga? - spytałam chrapliwie z oczami świecącymi nadzieją. Ten lud był znany przez swoje znakomite umiejętności kamuflażu. Z nimi byłyśmy bezpieczne, przynajmniej przez chwilę. Mogłyśmy odpocząć, regenerując siły.

- Tak. Moje plemię to Rosenga - przytaknęła uśmiechając się szerzej. - Pójdę teraz po twoją córkę. Poczekaj chwilkę, dobrze? - delikatnie usunęła moją dłoń ze swojego nadgarstka, po czym zwróciła się do mężczyzny sycząc: - Zachowuj się.

- Ja zawsze się zachowuję - mruknął zerkając w moją stronę.

Skoro dziewczyna powiedziała... Czyżby oni się zjednoczyli? Wcześniej lud Rosengi był podzielony na kilkudziesięcioosobowe grupy. Głównie z powodów walk między sobą. Jeśli, jednak powiedziała "moje plemię to Rosenga", znaczyłoby to, że połączyli się w jedno. To wyjaśniłoby także jeszcze jeden fakt, mianowicie ten harmider, który wyraźnie słyszałam na dworze. Musiało tu być wielu ludzi, zwierząt i... ten dźwięk... To woda?!

Gdzie my się właściwie znajdujemy?

- Jak ci na imię? - spytał Hugo - Moje już znasz, więc chyba powinnaś się zrewanżować.

Zamrugałam skupiając wzrok na mężczyźnie, u którego dopiero teraz zauważyłam nieufność. Zachowywał się jakby był całkowicie przyjaźnie nastawiony, chętny do zawierania nowych przyjaźni oraz bliższego zaznajomienia się z nowo poznaną kobietą, lecz to była jedynie dobra gra aktorska. W rzeczywistości udawał, żeby pozyskać w łatwy sposób informacje. Przed takimi osobami uczono nas trzymać gardę. Byli niebezpieczni... niebezpiecznie skuteczni w swoich działaniach.

Z tego powodu - jaki i tego, że nie uznałam za potrzebne kłamania - powiedziałam:

- Luna. Mam na imię Luna - przedstawiłam się z trudem siadając na posłaniu, które okazało się stertą koców. - Czteroletnia dziewczynka to moja siostra Aria.

Możesz teraz pławić się w dumie, jakoby twoje zdumiewające zdolności zadziałały i na mnie. Śmiało, nie krępuj się. W ten sposób będę wstanie wyciągnąć informacje od ciebie.

- Luna - powtórzył jakby smakując to słowo.

W jego ustał, wymówione w jego języku, moje imię brzmiało zadziwiająco... ostro, nieprzyjemnie. Nie tak miękko jak w moim.

Hugo ku mojemu zdziwieniu pochylił się gwałtownie w moją stronę, przez co szeroko otworzyłam oczy. Nie potrafiłam przewidzieć ruchów mężczyzny, który co chwila zaskakiwał mnie czymś nowym. Jak również tym nieznanym uczuciem - lęku przed nim.

- To imię ci nie pasuje - oznajmił kładąc dłoń na grubym kocu tuż przy moim lewym udzie. - Mówię szczerze. Brzmi tak... twardo.

Zamrugałam próbując przetrawić to, co właśnie wyszło z ust tego faceta, lecz nie mogłam. Jedyne co przemknęło mi przez głowę to to, że był DZIWNY. Tylko tak mogłam określić zachowanie Hugo.

- To nawet nie brzmi jak komplement - bąknęłam nie mogąc otrząsnąć się z zaskoczenia.

Zaczęłam powoli zastanawiać się czy nadmiar słońca nie podziałał szkodliwie na mózg mężczyzny. Co prawda było to zbyt nierealne, ale jakieś wytłumaczeniem musiało istnieć! W końcu jaki facet, przy pierwszym spotkaniu działał lub mówił w taki sposób?!

- Spokojnie, gdy będę prawić ci komplementy, od razu to zauważysz.

- Aha... - z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, wcale nie chciałam słyszeć żadnych miłych słów z jego strony. W ogóle byłoby najlepiej, gdyby trzymał się na dystans.

Niech ktoś go stąd zabierze! Po raz pierwszy w swoim dwudziestodwuletnim życiu byłam bezradna wobec faceta. Mogłam jedynie wpatrywać się w Hugo przejęta myślą, że wcale nie chcę znajdować się z nim sam na sam.

- Mama! - krzyk Arii oderwał mój wzrok od mężczyzny.

Czterolatka podbiegła do mnie z szerokim, radosnym uśmiechem na twarzy. Od razu wdrapała się na moje posłanie i przyległa do mojego ciała, które od razu odpowiedziało bólem. Pomimo tego objęłam ją, po raz pierwszy odgradzając się od kogoś poprzez ciało dziecka. Zaczęłam całować włoski Arii próbując sobie wmówić, że wcale nie boję się tego człowieka. Duma smoka nie pozwalała mi nawet na przyznanie się do tego.

Mężczyzna odsunął się dostrzegając moje ruchy.

Instynktownie, ze względów bezpieczeństwa przeszłam na język smoków - syczący, nieprzyjemny, zimny, ale też trudny do zrozumienia przez ludzi. Dzięki niemu mogłam być pewna, że nikt nic nie wyniesie z naszej konwersacji. Mało kto wiedział jak brzmi ten język, zaś to dodawało mi pewności siebie, ponieważ nikt nie będzie podejrzewać tego kim byłyśmy.

- Nic ci nie jest?

- Nic. Tak się bałam mamusiu! - Aria szybko przestawiła się na inną mowę. Urodziła się z prawdziwym darem do znajomości języków, co wydawało się wręcz błogosławieństwem w naszej obecnej sytuacji.

- Wiem, przepraszam - pogłaskałam dziewczynkę uspokajająco po plecach i główce. - Już dobrze. Zostanę z tobą aż do końca - dodałam czując jak drży. - Cii. Spokojnie, malutka.

Czując czyjś wzrok, uniosłam spojrzenie i aż drgnęłam łapiąc na gorącym uczynku Hugo. Mężczyzna przekrzywił głowę wpatrując się to we mnie, to w Arię. Zmrużonymi oczami przyglądając się w szczególności mi, kompletnie ignorując nastolatkę, która weszła do małego namiotu razem z Arią.

Zaraz potem Hugo niezapowiedzianie uśmiechnął się cwaniacko.

Przerażający!

- Musiałaś wcześnie zacząć - oznajmił, jakby zapomniał o moich poprzednich słowach, kiedy tłumaczyłam mu kim była dla mnie Aria.

Z niewyjaśnionych powodów zaczęłam go obserwować, choć to było irracjonalne. Co zwykły człowiek - niewychowany do tego! - miałby mi zrobić?! Nawet jeśli jestem chwilowo ledwo żywa i tak zdołałabym go pokonać... mimo to czułam w kościach, że było on kimś, kogo nie powinno się lekceważyć. Chociaż zachowywał się raczej dość specyficznie.

Może właśnie z tego powodu wolałam trzymać się od niego z daleka?

- Hugo! - krzyknęła oburzona nastolatka, uderzając mężczyznę pod żebra.

- Au! Ty niebezpieczna kobieto. Rób tak dalej, a faceta to sobie do śmierci nie znajdziesz! - zwołał chwytając się za lewy bok.

Poczułam się lepiej, gdy czekoladowy wzrok przestał wychwytywać każdy mój ruch. Oddychając swobodniej zerknęłam na Arię dalej wtulającą się w moje ciało. Jej małe rączki wbijały się boleśnie w moje boki, jakby obawiała się mnie puścić.

- Skarbie - wyszeptałam całując złotą główkę czterolatki - myślę, że już będziesz mogła spać razem ze mną.

- Naprawdę? - uniosła błagalne, duże, złote oczy, którym wprost ciężko byłoby odmówić. Tylko doświadczony weteran mający styczność z takimi sytuacjami, byłby wstanie im się oprzeć. Na szczęście kimś takim byłam, dlatego ich widok nie zrobił na mnie wrażenia.

- Oczywiście - przytaknęłam.

Przynajmniej miałam pewność, że nie zostanę sam na sam z Hugo. Raczej mało prawdopodobne, żeby przylazł do mnie wiedząc o obecności dziecka w namiocie. Wyraźnie trzymał się na dystans od Arii, zupełnie jak gdyby coś mu zrobiła. Czyżby... zastosowała na nim swój "magiczny" cios w goleń? Próbowała go na każdym kto był dla niej niemiły, a z tego, co zdołałam zauważyć, Hugo należał do osób, które nie robiły pierwszego dobrego wrażenia. Aż zachciało mi się nagrodzić jakoś młodą.

Tylko, że... mężczyzna dalej był w namiocie. I znów gapił się prosto we mnie.

- Czy mogłybyśmy zostać z wami przez jakiś czas? Przynajmniej do czasu dotarcia do jakiegoś... miasta?

O ile na pustyni jakieś były.

- Pewnie! - zawołała entuzjastycznie nastolatka. - Będzie nam miło, prawda Hugo? - zapytała zerkając twardo na mężczyznę.

- Niezmiernie - przytaknął, a mnie przeszły po plecach ciarki.

- Jestem Nimai, możesz mówić do mnie Nim, tak każdy się do mnie zwraca. Ach i jeszcze raz przepraszam za kuzyna.

- Miło mi cię poznać, Nim - rzuciłam ignorując wzrok Hugo.

Coś czułam, że to będzie długa podróż.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro