3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziwnym trafem kołysanie dorożki nie przeszkadzało detektywowi jak to zazwyczaj. Bywało czasami, że musiał prosić kierowcę o zatrzymanie się, aby móc na chwilę wysiąść i zapanować nad mdłościami. Tego dnia jednak gwałtowne i mocne kołysanie powozu wręcz przyjemnie usypiało Edwarda, który bez zastanowienia oparł głowę o ramię swojego o rok starszego kompana Anthony'ego Chapmana, który nie miał nic przeciwko temu. Mężczyzna szczerze uwielbiał towarzystwo Edwarda, mimo że kiedy spotkali się poraz pierwszy, nie wyrobili o sobie dobrego zdania.

- Jezu Chryste jak to śmierdzi. - jęknął Neil, odkładając biały materiał przesiąknięty krwią. - Chyba zaraz zwymiotuję

- Co się dziwisz Davies, stwierdzono, że został zabity dwa dni temu. - odparł Edward, zakładając skórzane rękawiczki. Nie tylko ze względu na to, że zamierza zbadać miejsce zbrodni oraz zwłoki, ale też dlatego, że nie spodziewał się, że jesień w Londynie może być tak szybko taka zimna. Detektyw kucnął przy zwłokach i podniósł materiał, jednak kiedy odór buchnął mu w twarz, natychmiast się odsunął, powstrzymując odruch wymiotny. - W mordę jeża, to na pewno były tylko dwa dni?!

Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, usłyszeli głośne chrząknięcie. Spojrzeli w stronę źródła dźwięku i ujrzeli młodą osobę w mundurze policyjnym.

- Inspektor Neil Davies oraz detektyw Edward Taylor jak sądzę? - odezwał się, a Neil skinął głową. - Jestem inspektor Anthony Chapman, zostałem przeniesiony tu z Birmingham. Przydzielono mnie do tej sprawy jako pomoc panu Taylorowi

- Asystent? Nie potrzebuję asystenta. - burknął detektyw i znowu pochylił się nad ciałem, zatykając nos.
Anthony oburzył się i zaczął się kłócić, dzięki czemu ostatecznie został z nimi przy rozwiązywaniu tej sprawy.

Przez następne dni wcale nie było lepiej. Detektyw zdążył już pomylić Chapmana z dziewczynką, natomiast Anthony już kilka razy zdążył zdzielić Edwarda w twarz, nie pomijając tego, że oboje nie odzywali się do siebie mile i kulturalnie. Więc jak doszło do tego, że oboje teraz żyją ze sobą w zgodzie i w przyjaźni? Cóż... wystarczył jeden morderca.

A właściwie to jego nóż.

- Mówiłem ci, że nic tu nie znajdziemy. - wysapał Anthony, doganiając Edwarda, który pędził na swoich długich nogach między ciemnymi uliczkami. Chapman zdążył już kilka razy zgubić detektywa, ale cudem za każdym razem się odnajdywał. Prawie uderzył w mężczyznę kiedy ten nagle się zatrzymał. - Widzisz?! Niko-

- Csiii. - uciszył go detektyw. Nastała cisza, którą przerywało tylko tuptanie szczurów. Nagle detektyw usłyszał świst przy swoim uchu i poczuł jak coś mu spływa po skroni. Dotknął jej i ujrzał krew na swoich palcach, natomiast inspektor zdążył podejść do przyczyny świstu i krwawienia, czyli jak się okazało - nożyka. Taylor podszedł do inspektora i rozglądając się dookoła za zamachowcem, zaśmiał się. - Nikogo tu nie ma, hę?

Nagle wszystko zaczęło się dziać jakby w spowolnionym tempie. Anthony zauważył błysk kolejnego noża, tym razem trzymanego w czyjeś dłoni, która właśnie zamachnęła się na detektywa. Inspektor rzucił się na Edwarda, powalając go, a nóż, który wcześniej był wycelowany w jego kompana, rozciął mu skórę na ramieniu, z którego zaczęła lecieć krew. Syknął i chwycił się za ranę, po czym zamachnął się i rękojeścią nożyka, uderzył zamachowca w skroń, ogłuszając go.

- Widzisz? Miałem rację. - stwierdził Edward, podnosząc się z ziemi. - Właśnie złapaliśmy naszego mordercę i co się okazuje... Ocaliłeś moje cholerne życie...

Anthony pokręcił głową z uśmiechem.

Sytuacja niby nic, ale magicznym sposobem mężczyźni poprawili znacznie swoje relacje, które w krótkim czasie przerodziły się w prawdziwą przyjaźń.

Dopiero szturchanie wybudziło Edwarda ze snu, kiedy powóz się zatrzymał pod komendą Scotland Yardu. Mężczyzna wyprostował się, przeciągnął i spojrzał na swojego kompana. Szczerze, gdyby się nie znali, Taylor uznałby go za jakiegoś chłopca. Miał delikatne rysy twarzy o bladej cerze, a na jego policzkach jak i nosie znajdowały się widoczne piegi, które jeszcze bardziej odmładzały mężczyznę. Do tego kasztanowe oczy jak i włosy przyciągały uwagę większej ilości kobiet. Trzeba było przyznać, Anthony Chapman był niezwykle przystojny.

- Jesteśmy na miejscu. - powiedział Anthony, po czym wyszedł z powozu i zaczekał na bruneta, który niezgrabnie wygramolił się z dorożki.
Scotland Yard, miejsce gdzie prawie wszystko się zaczęło.

Śmiech rozległ się po pomieszczeniu. Mężczyzna siedzący przed młodym Taylorem z rudymi bokobrodami oraz lekko rozpiętej i pogniecionej koszuli śmiał się głośno, nie zwracając uwagi na lekko zdziwioną minę młodzieńca oraz swojego blond włosego towarzysza ubranego w nowy z modą garnitur (który wcześniej skomplementował pierwszy z mężczyzn z lekkim zdziwieniem), który stał obok w ciszy mimo wolnego krzesła. Widać było po nim, że jest niezadowolony z sytuacji, ręce mu się trzęsły, a sam chciałby jak najszybciej stąd wyjść. Kiedy tylko siedzący mężczyzna przestał się śmiać, młodzieniec odezwał się.

- Czyli mam uznać, że nie przyjmiecie mnie? - Edwardowi nie odpowiadało to pomieszczenie. Sala przesłuchań. Mimo wszystko nie miał wyboru. Jak chciał się wybić to gdzie indziej niż w Scotland Yardzie?

- Słuchaj młody. Zabierz te papiery z tymi twoimi świadectwami i wróć jako sierżant, a nie przychodzisz mi tu i my ci mamy nagle nadać tytuł detektyw i oddawać ci nasze sprawy.

- Panie Burns, ja-

- Wychodzisz czy mam cię sam stąd wyprowadzić? - odezwał się gwałtownie stojący mężczyzna, zbliżając się do młodzieńca, jednak zatrzymała go ręka Burnsa.

- Jimmie, chłopak sam wyjdzie, prawda? - odezwał się rudowłosy głosem zdecydowanie milszym niż blondyna. Edward pozbierał swoje papiery i ruszył w stronę wyjścia, jednak zatrzymał się tuż przed drzwiami.

- Kasyno Grosvenor Golden Horseshoe - Brunet odwrócił się w stronę mężczyzn i spojrzał na blondyna. - Radzę nie wracać tam przez najbliższy czas, panie Griffiths. Po incydencie w ostatnią środę raczej nie będzie tam pan mile widziany.

- Jimmy, o czym on mówi? - zaniepokoił się pan Burns i spojrzał na towarzysza, który zaczął się robić czerwony na twarzy. Taylor uśmiechnął się pod nosem, wyczuwając, że trafił w dobry punkt.

Czas na przedstawienie.

- Idąc tu, przechodziłem przez Queensway i usłyszałem dość ciekawą historię, która wydarzyła się dwa dni temu. - zaczął opowiadać młodzieniec. - Otóż pewien człowiek, niezbyt bogaty jest jednym z częstych klientów tamtego kasyna. Jest on dość uzależniony od hazardu. Mówili, że niedawno zarobił na tym  dość niezłą sumkę i kupił sobie nawet nowe ubrania, ale z tym pogłębił się alkoholizm i niestety nasz bohater opowieści ruszył do kasyna pijany. Nic by się nie stało, gdyby nie to, że tym razem mu się nie poszczęściło, a alkohol sprawił, że stał się dość agresywny co niestety doprowadziło do bójki i wyrzucenia mężczyzny z budynku.

- A skąd niby wiesz, że to Jimmie Griffiths zrobił? Hm? - odparł  rudowłosy mężczyzna, na co brunet jeszcze szerzej się uśmiechnął.

- Panie Griffiths, kiedy kupił pan ten garnitur?

- Wynoś się do licha! - wybuchnął blondyn.

- Jimmy, kiedy to kupiłeś? - spytał lekko zaniepokojony Burns, przyglądając się przyjacielowi. - I czy przypadkiem nie chodzisz do pubu na Queensway?

Blondyn zacisnął pięści, gdy nagle drzwi  do pomieszczenia gwałtownie się otworzyły  (prawie uderzając biednego Edwarda, który cały czas przy nich stał) i do pomieszczenia wpadł mężczyzna średniego wieku mężczyzna. Czarny i gęsty wąs jak jego włosy odznaczały się na jego bladej skórze.

- Znowu okradziono dom lady Wilson, a my nie nie mamy żadnego tropu! - zaczął wykrzykiwać spanikowany, jednak zaraz został uspokojony i po głębszych rozmyśleniach sprawa została przydzielona Taylorowi w formie testu.

Zapewne się domyślacie jaki był wynik.

Byli spóźnieni o jakieś dwadzieścia minut, jednak szli spokojnym krokiem przez korytarze Scotland Yardu. Anthony niestety musiał trochę szybciej przebierać nogami, aby dotrzymać kroku przerośniętemu przyjacielowi, który był młodszy, a wydawał się być starszym od Chapmana, który sam w sobie wyglądał na chłopczyka.

Ledwo Edward zdążył wejść do pomieszczenia, do którego wcześniej zmierzał z Anthonym, a poczuł jak coś twardego uderza go w twarz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro