⊙Rozdział 13. Pieniądze szczęścia nie dają. (Co za pojeb tak twierdzi?)⊙

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  "Dokąd człowiek sam nie dojdzie, tam chciwość go doprowadzi."   

Znacie to uczucie kiedy spadacie tunelem który mieni się jak psu jajca? Nie? To macie farta. Od nadmiaru złota i kamieni szlachetnych, które świeciły mi po oczach zaczęła boleć mnie głowa. Wyprostowałem skrzydła i wylądowałem na jednym z pieców pełnych płynnego złota. Spojrzałem na ciecz i uśmiechnąłem się krzywo na widok dusz krzyczących z bólu wywołanym przez metal. Schowałem skrzydła i poprawiłem kapelusz, który przekrzywił, się tak że zasłaniał mi oko. Czy ja wam wyglądam jak Michael Jackson żeby tak go nosić? Nie odpowiadajcie i tak nie chce wiedzieć...

Uniosłem wzrok ku górze i obserwowałem czy tamten kretyn leci czy nie. Póki co nie było go widać, więc zacząłem obstawiać czy wpadnie w któryś z pieców i zostanie tu na zawsze. Szczerze mówiąc taka perspektywa byłaby mi bardzo na rękę. Zresztą kretyn i tak na nic się nie przydaje tylko wkurwia mnie. Wywróciłem oczami i postanowiłem na niego nie czekać. Tak jestem niecierpliwą istotą i co z tego? 

  Zeskoczyłem z huty na stos monet, które zabrzęczały jedna o drugą. I w tym momencie zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem kilku nie wziąć ze sobą tak na zaś. Spojrzałem pod nogi i zobaczyłem kilka złotych drachm. Kucnąłem i wziąłem parę by schować je do kieszeni. No co? Mogą się przydać gdy będę chciał zadzwonić, chociaż wątpiłem że Iris łapie sygnał w czwartym kręgu piekieł, ale zawsze warto być ubezpieczonym nie? 

Wstąpiłem na drogę wykładaną sztabkami srebra i ruszyłem przed siebie. Agonalne krzyki tysiąca topionych dusz nie wywołały na mnie żadnego wrażenia. Większość z nich jest tu tylko dlatego, że sama tego chciała.  Jak mawiał mój staruszek: "Ludzie sami sobie kopią miejsca dla siebie w piekle".  Musze mu przyznać, że ma rację. Całe piekło zostało stworzone z grzechów ludzi. Uniosłem wzrok do góry, cały sufit pokrywały kraty z których od czasu do czasu buchał ogień albo płynęło ciekłe złoto. Wszechobecne łańcuchy i piece hutnicze przywodziły mi na myśl pracownie Hefajstosa. Chociaż on tam przynajmniej miał lamborghini, którym pozwolił mi się ścigać z Apollem.  A pro po blondasa... nigdy więcej nie jadę z nim w "delegacje" do Japonii... Bóg poezji i jebanego haiku... kto to wymyślił co? Przynajmniej siostrę ma ładną... te jej srebrne włosy i wystawne suknie... Szkoda że cnotka... Ale w sumie, przynajmniej nie puszczalska jak Afrodyta... Chociaż ona też ład...

Moje przemyślenia na temat olimpijskich bogiń przerwały demoniczne warknięcia i pokrzykiwania. Sięgnąłem po włócznię, która wydłużyła się w mojej dłoni i spojrzałem na otaczające mnie stwory. Były to stopione Goriony. Wyglądem nie różniły się zbytnio od wilków poza tym, że w całym ciele miały wtopione kamienie szlachetne i złote monety. Posiadały również długie ogony wykonane z błękitnych kryształów, chyba z diamentów. Połyskiwały one w płomieniach hutniczych. Ale Gariony to nie były moje jedyne zmartwienia. Poza nimi przyszły również Demry. Dolna partia ciała wyglądała na zupełnie ludzką, tylko w niektórych miejscach miały obwiązane łańcuchy. Prawdziwa magia zaczynała się dopiero u górze stwora. Posiadał on dwa tułowia, każde z osobnymi rękami i głową. Prawy na oczach miał coś w rodzaju stalowego hełmu, a cały jego brzuch był otwarty ukazując ilość monet jakie on zebrał podróżując przez krąg. 

  — No najładniejsi to wy nie jesteście — powiedziałem w ich stronę i uchyliłem się przed skaczącym wilkiem. 

Kiedy bestia była nade mną obróciłem w dłoni włócznie i wbiłem mu ją między żebra prosto w serce.  Zawył z bólu i znieruchomiał, a jego krew zaczęła spływać po mojej broni i kapnęła mi na policzek. Zapiekł mnie on, więc szybko rzuciłem truchło na bok, by więcej tego gówna na mnie nie spadło. Krew gariona jest płynnym srebrem, ma dużą wartość ale po kontakcie z ciałem jest żrący jak kwas. Poczułem jak z miejsca, gdzie skąpała jucha zacząłem krwawić.  Zlizałem to co spłynęło mi na policzek i zakręciłem włócznia nad głową porywając najbliższe stwory i sterty monet ku górze.

  — //Doppelgengar// — wymówiłem, a z mojego ciała wyszła moja kopia z taką samą włócznią jak ja. — Gotowy stary?

  — A jak myślisz? — odpowiedział i rozdzielił włócznię na dwie. — To co gramy w kto więcej zabije?

— Mam grać sam ze sobą? — spytałem. —  Gdzie w tym zabawa?

— Przypomnieć ci trójkąt z Freją? — Doppel skrzyżował ręce na piersi. — Wtedy ci to nie przeszkadzało.

— Dobra wygrałeś — wywróciłem oczami i oparliśmy się o siebie plecami. — To na trzy?

— Oboje wiemy, że i tak zaatakujemy wcześniej więc po co się pieprzyć?

— W sumie racja. — Wzruszyłem ramionami i zablokowałem demre, która zaczęła się kręcić jak bączek. 

Doppel podskoczył i wykorzystał moje ramiona jako trampolinę i odbił się na demona wbijając mu oba miecze w głowy. Uśmiechnął się do mnie jakby już wygrał i ruszył na resztę. Osłoniłem się przed gradem diamentowych kolców i nabiłem dwa wilki na pal jednym celnym rzutem. Ruszyłem w stronę broni, ale kilka demr miała co do mnie inne plany. Chwyciła mnie łańcuchami za kostki i nadgarstki i zamierzała rozerwać. Okręciłem metal wkoło dłoni i z całą siłą rzuciłem demony o siebie. W tym samym czasie garion skoczył na mnie z otwartą paszczą. Chwyciłem jego paszczę w obie dłonie i otworzyłem na maksa wyłamując mu całą żuchwę. Poczułem skwierczenie na dłoniach, ale nie przejąłem się tym za bardzo. Podszedłem do włóczni i wyjąłem ją. Uchyliłem się w ostatnim momencie, kiedy posypał się na mnie grad monet. Nadmieniłem, że leciały z prędkością pocisku wystrzelonego z karabinu maszynowego? Nie? To już wspominam. 

Skoczyłem za najbliższy piec, a szron zaczął wchodzić na moje dłonie. I w tym momencie wpadłem na genialny pomysł wykorzystania ciekłego złota. Wbiłem włócznię w monety pod nogami i chwyciłem hutę u spodu. O ile dobrze pamiętam potrzeba prawie trzech tysięcy stopni by to dziadostwo było w stanie ciekłym. Co prawda taki gorąc nic nie zrobi demonom, ale miałem co do tego inne plany. Wbiłem się mocno nogami w ziemię i wyrzuciłem maszynę w powietrze.

Poczułem jak jedna z monet demr wbija mi się w kolano, powodując cholernie wielki ból, który starałem się zignorować. Całe złoto znajdujące się w hucie wylało się na stwory, które zaryczały wściekle. Uśmiechnąłem się do nich i tupnąłem nogą, a lód objął całą ciecz i ją ochłodził tak, że ta zastygła. Demry i gariony zamieniły się w fikuśne złote posągi, a ja oparłem się o włócznie. Nie czułem mojej lewej nogi, przez pocisk w niej.

  — Kurwa wygrałeś — powiedział do mnie Dopp. W przeciwieństwie do mnie wyglądał lepiej. Miał trochę podarte ubrania i nadpalone włosy. — Mogłem wpaść na to samo.

— Mogłeś... — stęknąłem. —  W końcu jesteś mną. 

— Ano — odparł. — Wziąć cie na barana? Wyglądasz marnie.

 Pamiętajcie drogie dzieci kiedy sami sobie mówicie, że wyglądacie do dupy to lepiej uwierzcie. Nie protestowałem kiedy Dopp wziął mnie na plecy, szczerze mówiąc byłem za bardzo zmęczony by dyskutować ze sobą.Oparłem na barku sobowtóra i pozwoliłem sobie zamknąć na chwilę oczy.  Gdy szliśmy na ziemię skapywała z nogi moja krew, tworząc szlak jak w Jasiu i Małgosi.

Halo? Żyje ktoś tu jeszcze? Em.... Dzień dobry? Kasia właśnie rusza przez krąg chciwości by walczyć. Coś mu przeszkodzi? I gdzie do cholery jest Loki?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro