Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Patrzyłem na poważną minę Yoon'a. Już dawno nie widziałem uśmiechu na jego twarzy. Przeziębienie minęło, ale jego stosunek względem mnie już nie. Z jednej strony powinienem się z tego cieszyć. W końcu dążyłem do tego, aby zostawił naszą relację w przeszłości. Jednak to potworne kłucie w sercu nie dawało spokoju.

Za każdym razem, gdy uśmiech nie widniał na jego przeciętnej, ale w jakiś sposób pięknej twarzy - czułem się źle. To ja byłem temu winien, ale nawet nie do końca rozumiałem czemu. W dawnym życiu nie musiałem, aż tak się głowić. W końcu nikt nie był dla mnie na tyle istotny, by myśli nieustannie zmierzały w jego stronę.

W którym momencie stał się on dla mnie ważny? Podobnie było z resztą napotkanych osób - Alex, Monika, Arthur...Kazuo. Wkradłem się do ich otoczenia niczym złodziej i zapragnąłem już nie znikać.

Westchnąłem ciężko, a Daria jedząca z nami wspólny posiłek oderwała wzrok od telefonu. Dalej wyglądała słabo, a jej zszarzała cera nie dodawała uroku. Różnica była w krótkich włosach i oczach - żywszych niż przy pierwszym spotkaniu i prawdziwszych, niż te, które widziałem codziennie w lustrzanym odbiciu

- Mam bilety na wystawę fotograficzną - odezwała się - Miałam zamiar wybrać się z kimś innym, ale chyba wam się bardziej przyda taki wypad.

- Jesteś pewna? - spytał mężczyzna skupiając na niej swoją uwagę, co niezwykle speszyło kobietę unikającą jego spojrzenia.

- Po sesjach jestem zbyt zmęczona, żeby jeszcze chodzić między ludźmi.

- Wystawa...to takie muzeum tylko ze zdjęciami...nuda - jęknąłem na myśl o medytacji nad jakąś fotografią nie mającą znaczenia, ale powodującą, że każdy obecny widz pragnąłby rozpracować jej nieistniejącą zagadkę.

- Kocham fotografię - wtrącił się Yoon obdarzając Darię uśmiechem, który do tej pory należał do mnie, a raczej prawdziwego James'a - Bardzo dziękuję.

- Wiem - mruknęła cicho - Przepraszam was, ale muszę się już śpieszyć.

- Nie zjadłaś wszystkiego - złapał za jej nadgarstek Azjata - Nie powinnaś teraz unikać jedzenia. Jeśli to nie jest sprawa życia lub śmierci zostań.

Przyglądałem się tej scenie z zainteresowaniem. Kobieta pełna temperamentu spaliła buraka i usiadła grzecznie niczym skarcone dziecko. Co się kryło za tym zachowaniem? Czy ona mogła? Niemożliwe. W końcu wiedziała, że Yoon był homo. Zakochać się w osobie, która nigdy nie spojrzy na nas tak jakbyśmy chcieli. Nie życzyłem jej tego, tym bardziej, gdy zaczęła powolną walkę z chorobą oraz przeszłością. Chciałem oddać wszystko co posiadałem by moje przeczucie się myliło. Jednak...gdy już zniknę...może będzie dla niego cenną przyjaciółką? Zbyt wiele wybiegania w przyszłość jak dla mnie i zastanawiania się nad czyimiś uczuciami. Zdecydowanie działo się ze mną coś złego, a najgorsze - nie potrafiłem zatrzymać tego procesu.

- Czyli nie uniknę nudy.

- Nie musisz ze mną iść - mruknął Yoon patrząc tym zbyt smutnym spojrzeniem bym mógł je wytrzymać bez ucisku na żołądku.

- Chcę...w końcu to coś co kochasz.

- I?

- I? Po prostu chcę spędzić z tobą czas i żebyś przestał się na mnie gniewać.

- Nie gniewam się - westchnął ciężko.

- Więc czemu jesteś taki oschły?

- A czemu ty wciąż mnie odpychasz, choć wiesz jak to boli?

Choć znałem odpowiedź na to pytanie, nie mogłem odpowiedzieć na nie na głos. Każde słowo zostałoby wzięte za bełkot wariata. Prędzej zamknęliby mnie w wariatkowie, niż uwierzyli w historię ze śmiercią i sądem dusz. Opuściłem tylko wzrok, bo wiedziałem, że odpuści. W końcu taki był. Nawet jak nasze relacje ochłodziły się, troszczył się o mnie i nie spuszczał z oka. Yoon był zbyt dobry, a ja wykorzystywałem to czyniąc siebie równie okropnym co w przeszłości. Z tą różnicą, że przedtem mogłem zrzucić wszystko na narkotyki, a teraz już nie posiadałem ucieczki przed odpowiedzialnością za własne czyny.

- Przepraszam - odpowiedziałem jedyne co mogło w jakikolwiek sposób załagodzić sytuacje.

- Wiesz, że zawszę ci wybaczę Jimmy - uśmiechnął się kładąc dłoń na mojej - Kocham cię.

W tamtym momencie przy stoliku siedziały trzy formy cierpienia. Każde z nas na swój sposób przeżywało wewnętrzne rozterki. On kochał, ale nie otrzymywał nic w zamian. Ona zakochała się, choć wiedziała, że nigdy nie uzyska nic więcej poza przyjaźnią...i ja. Niegodny by być kochanym, ale na tyle okrutny by nie potrafić całkowicie odrzucić tego ciepła, którego od zawsze łaknąłem.

...

Wystawa, na którą wręczyła nam bilety Daria była dosłownie imprezą dla samych vip'ów. Artysta, którego prace były prezentowany został okrzyknięty geniuszem i najmłodszym zdobywcą wszystkich ważnych nagród w kategoriach „najlepsze zdjęcia". Nie znałem się zbytnio na tym. Tematy sztuki zwyczajnie mnie nudziły, ale Yoon zachowywał się niczym małe dziecko. Jeszcze nigdy nie widziałem go tak mocno podekscytowanego.

Buszował pośród tłumu sztywniaków i zaciągał mnie pod każdą prezentację by przez dobre półgodziny kontemplować nad czymś, co nie przypominało nic konkretnego, ale jednak nawet taki laik jak ja potrafił dostrzec ukryty przekaz. Z każdą kolejną fotografią moje spojrzenie na tę dziedzinę zmieniało się. Mężczyzna, który wykonał te zdjęcia. One miały w sobie coś co trudno było opisać. Szczególnie jedna praca przykuła moją uwagę. Przedstawiała starego, skulonego człowieka. Jego kości były widoczne jakby był samym szkieletem, a nad nim pochylała się pulchna, mała dziewczynka z balonem.

- Wow - wyszeptałem.

- W prawdziwym życiu są dziadkiem i wnuczką. Poprosiłem ich o pozowanie i po wielu dniach błagania na kolanach zgodzili się. Niezwykła rodzina. Urzekająca na zewnątrz, jeszcze piękniejsza w środku.

Niemal podskoczyłem w miejscu, w którym stałem. Próbowałem doszukać się Yoon'a, ale jego miejsce zajął wyższy ode mnie mężczyzna. Jego czarne włosy nachodziły na oczy kryjąc ich barwę. Uśmiechał się delikatnie, ale promiennie. Długie kończyny sprawiały, że mógłby być modelem, ale od razu rozpoznałem w nim twórcę całej tej wystawy. Stał przede mną Georg Rose. Wyciągnął dłoń, a ja niepewnie uniosłem swoją. Trzymał ją zbyt długo wpatrując się we mnie jakby chciał dojrzeć coś więcej, a ja czułem się coraz mniejszy przy jego wysokiej sylwetce.

- Georg Rose - powiedział w końcu puszczając moją dłoń.

- Wiem.

- A twoje imię?

- James.

- Nie pasuje do ciebie - zniżył swoją twarz tak, że nasze oczy były teraz na równi - To imię jest zbyt przeciętne, żeby ktoś o duszy takiej jak twoja mógł je posiadać. Czy jest ono prawdziwe?

Odsunął się, a mnie oblał zimny pot. Bałem się, choć nie miałem czego. Przecież nie mógł wiedzieć, że przejąłem to ciało by wypełnić misję powierzoną przez śmierć. O tym wiedzieliśmy wyłącznie ja i Kazuo...a przynajmniej nie było mi nic wiadome o innych wtajemniczonych osobach lub istotach. Gdzie był Yoon, kiedy tak bardzo potrzebowałem ucieczki? Przybrałem swój najpiękniejszy uśmiech i liczyłem, że grając wyjdę cało z tej niecodziennej sytuacji.

- Jak najbardziej. Ale imię to tylko imię.

- Dzięki niemu pamiętamy, że ktoś istniał, że coś było.

- A jaki w tym sens?

- Właśnie. Czy warto go szukać? - zaśmiał się, przeniósł wzrok na powieszoną fotografię i znowu na mnie.

- Czemu pan do mnie zagadał?

- A czemu by nie?

- Jest tu o wiele więcej osób lepiej mogących sprawdzić się jako towarzysze rozmowy.

- Wybrałem jednak ciebie.

- Dlaczego?

- Bo jesteś zbyt piękny, aby cię minąć bez słowa. Chciałem się lepiej przyjrzeć twojej twarzy i nie żałuję. Ktoś ci już mówił, że jesteś dziełem sztuki przeniesionym do rzeczywistości?

Oczywiście, że mówiłem sobie to co rano odkąd tylko otrzymałem to ciało. Jednak słysząc to od zupełnie obcej osoby poczułem się zażenowany. Czy mężczyzna powinien mówić do drugiego, że był piękny? Artyści. Nikt kto próbował ich zrozumieć nie doszedł do rozwiązania zagadki kryjącej się w ich słowach, czynach. Podrapałem się po policzku i próbowałem opanować organizm, który chciał przybrać moje policzki, w kolory dojrzałych pomidorów.

- To lekka przesada - w końcu odważyłem się odpowiedzieć dalej wpatrzonemu we mnie niczym w obrazek fotografowi.

- Przesadą jest to, że jeszcze nie widniejesz na jednej z tych ścian. Byłbyś jaśniejszy niczym słońce.

- Bardzo ci dziękuję, ale...nawet nie wiem co powiedzieć.

- Po prostu powiedz tak! - krzyknął zaskakując tym mnie jak i pozostałych zgromadzonych ciekawsko spoglądających w naszym kierunku.

- Ale czemu? - coraz bardziej czułem się zażenowany słysząc to natrętne szeptanie.

- Powiedz tak, że zostaniesz moim modelem! Ja muszę ci zrobić zdjęcia. Po prostu umrę, jeśli tego nie zrobię. Jesteś zbyt piękny, abym cię wypuścił. Jesteś moim bajecznym motylem. Gdy tylko odwrócę wzrok, ty znikniesz na swoich magicznych skrzydłach.

- Aha? - dobra zacząłem się zastanawiać, czy nie miałem po prostu do czynienia ze zwykłym ćpunem

- Wybacz - powiedział chyba zdając sobie sprawę z tego, że przesadził z reakcją - Zawsze tak mam, kiedy dopada mnie wena. Proszę cię, zostaniesz moim modelem?

- Ja...to miłe...ale to chyba nie dla mnie.

- Bzdura! Znam się na tym. Jestem jednym z najlepszych fotografów. Nawet, jeśli ty nie wierzysz w swoje piękno, to ja je uwydatnię jeszcze mocniej na swoich zdjęciach, aż przyznasz mi rację, że jesteś istnym bóstwem.

O kurwa. Otwierałem i zamykałem oczy. Ten typ był zdrowo pierdolnięty, ale jakoś nie potrafiłem od razu powiedzieć nie. Coś mi nie pozwalało i nie wiedziałem co. Po prostu czułem od niego coś dziwnego. Może zbyt wielki entuzjazm działał na mnie, albo fakt, że jeszcze chwilę temu jawił mi się jako emo wielkolud, a następnie przeobraził się w dzieciaka z ADHD. Cofnąłem się o krok i zacząłem zerkać za sylwetką Yoon'a, który pewnie by umarł na myśl, że mógłby być na moim miejscu i rozmawiać ze swoim guru.

- Teraz kogoś szukam...ale może, kiedy indziej.

- Na wizytówce masz mój numer - powiedział z lekkim rozczarowaniem.

- Zadzwonię jak się zdecyduję - uśmiechnąłem się do niego chowając do kieszeni prostokątną karteczkę.

- Tylko nie zostawiaj mnie z pustymi słowami. Naprawdę chciałbym zrobić ci zdjęcia - poprawił opadające włosy i dosłownie przez sekundę mogłem zobaczyć kolor jego tęczówek.

- Obiecuję, że nieważne jaka będzie moja odpowiedź napiszę.

- Zobaczymy. Żegnaj więc James.

Pozostawił mnie samego, ale na niezbyt długo. Yoon podbiegł do mnie i z wielkimi wypiekami na twarzy zaczął wypytywać czemu rozmawiałem z Georgiem. Opowiedziałem mu pokrótce co się wydarzyło, a on zamiast oburzyć się, że go zgubiłem, skrytykował mnie za nieprzyjęcie propozycji. Zdecydowanie to była strona mężczyzny, której nie znałem. Roześmiałem się, że wiedziałem, iż moje piękno było niewyobrażalne i nawet zdjęcia nie potrafiłyby go w pełni oddać co rozbawiło mężczyznę sprawiając, że znowu był moim drogim partnerem.

Naprawdę nie potrafiłem dłużej sprawiać mu przykrości. Do końca wystawy trzymaliśmy się już siebie, a ja pomimo wcześniejszego znudzenia świetnie się bawiłem. Wizytówka włożona do kieszeni ciążyła, ale na razie nie wiedziałem, czy chciałem po raz kolejny spotkać tego mężczyznę. Kryło się w nim coś co przypominało mi Kazuo. Byli podobni, albo chciałem sobie to wmówić, bo nie widziałem śmierci od dawna. To było dziwne, jego obecność zdawała mi się czymś oczywistym, a jednak przychodziły dni, gdy nie było go w pobliżu, a to było...jakieś smutne. Naprawdę już gubiłem się wśród tych wszystkich uczuć. Potrzebowałem jakiejś instrukcji, albo przewodnika.

Gdy wróciliśmy na mieszkanie opadłem na kanapę. Yoon powiedział, że musi wysłać jakiegoś maila, więc nie miałem zamiaru go powstrzymywać. Wystarczyło mi, iż znów był szczęśliwy. Sięgnąłem do kieszeni spodni i wyjąłem z nich niewielką karteczkę. Obracałem we dłoniach wizytówkę, na której zapisany był numer telefonu. W końcu westchnąłem i wprowadziłem go do telefonu. Jakaś niewidzialna siła prowadziła moje palce po klawiaturze, a pierwsza wiadomość została wysłana zanim zdałem sobie z tego sprawę.

J: Hej

J: Tutaj James

G: Tak się cieszę, że piszesz

G: Bałem się, że nie weźmiesz mnie na poważnie

J: Obiecałem, że napiszę

G: Ludzie bardzo wiele obiecują

G: „Nigdy cię nie okłamię"

G: „Będę kochał, aż do śmierci"

G: „Już nigdy więcej tego nie zrobię"

G: Czy dalej można wierzyć w obietnice?

J: Nie sądziłem, że jesteś tak skrzywdzoną osobą.

G: Skrzywdzoną?

G: Nie

G: Doświadczoną

G: Tak

G: Piszesz, aby odmówić, czy zgodzić się na zostanie moim pięknym modelem?

J: Mój partner jest twoim wielkim fanem i namówił mnie do tego

J: Poza tym twoje prace są ciekawe. Bycie ich częścią byłoby niezłym doświadczeniem

G: Czytając to wyobrażam sobie twoją twarz i ciało, które pozując pisze pasjonującą historię. Będziesz moim największym dziełem!

J: Przesadzasz

G: Nigdy. Już od wieków człowiek wyrażał wszystkie myśli, emocje za pomocą obrazów. Są one nie tylko bezpośrednim przekazem, ale również metaforami. Są językiem, którym mogą się posługiwać nieliczni, bo tylko ci z czystymi duszami zrozumieją prawdziwy przekaz. Razem za pomocą zdjęć stworzymy kolejny język, a motywem naszym będą kochankowie.

J:???

G: Tematem przewodnim mojej kolejnej wystawy będzie „Więzień miłości"

G: Więcej wyjaśnię ci jak tylko się spotkamy

Po ustaleniu podstawowych informacji takich jak miejsce spotkania, data, godzina odłożyłem w końcu telefon. Robiłem coś niezwykle głupiego, nie w swoim stylu, ale będąc w tym ciele to nie był pierwszy taki mój wybryk. I tak nie miałem aktualnie nic ciekawszego do roboty. Kazuo dalej milczał, a kolejne wizje nie pojawiały się. Spojrzałem na wchodzącego do salonu Yoon'a. Nie wyglądał najlepiej, więc już wiedziałem, że coś się święciło. Opadł obok mnie na kanapie i ciężko westchnął.

- Coś się stało?

- Muszę jechać w delegację.

- Nie jesteś zbyt szczęśliwy z tego powodu.

- Nie jestem.

- Na długo? - spytałem pozwalając mu ułożyć głowę na moich kolanach.

- Dwa dni.

- To niedługo - zaśmiałem się wplatając palce w jego miękkie włosy.

- Nie chce cię zostawiać. Boje się.

- Nic mi nie będzie. Jestem dużym chłopcem.

- Wiem, ale i tak się boję.

- Czego?

- Nie mogę ci powiedzieć - moja dłoń zastygła - Nie rób takiej miny.

- Nie robiłbym gdybym znał powód twoich obaw.

- I tak nie spełniłbyś mojego życzenia.

- Nie wiesz.

- Wiem.

- Nie.

- Czy nie spotkasz się już więcej ze swoim przyjacielem?

Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego. Jego wzrok był nieugięty i wiedziałem, że był poważny. Co mu tak bardzo przeszkadzało w Kazuo? Nie zrobiliśmy nic co mogłoby w jakiś sposób sprawić, by Yoon czuł się zagrożony. Nasza relacja...Sam nie potrafiłem jej jednoznacznie określić, ale nie była niczym o co podejrzewał nas mężczyzna. Po prostu on dawał mi kolejne cele, a ja wypełniałem misję by otrzymać zbawienie. Tylko, czy każdy dostawał taką możliwość? Nigdy nie zadałem mu tego pytania. Może byłem wyjątkiem, ale dlaczego w takim razie? Czy powód, który wtedy podał był jedyny?

- Nie musisz być o niego zazdrosny. To tylko przyjaciel.

- Widziałem jak na ciebie patrzył - podniósł głowę z moich kolan - To nie było normalne spojrzenie.

- Wydawało ci się - zaśmiałem się na myśl, że kamienny wyraz twarzy Kazuo mógł przejść metamorfozę.

- Na pewno nie.

- Czemu jesteś tak uparty?!

- Bo znam ten wzrok! - krzyknął wstając i niszcząc ten spokój, który nie tak dawno udało nam się na nowo zbudować, by wciągu chwili opadł jak domek z kart.

- Jest normalny!

- Nie Jimmy. Nie jest, bo jest dokładnie taki sam jakim ja obdarzam cię codziennie odkąd po raz pierwszy zdałem sobie sprawę jak mocno cię kocham.

- Zgłupiałeś - warknąłem również wstając - Wychodzę. Powinieneś trochę ochłonąć.

- Spokojnie, jak wrócisz już mnie nie będzie.

- I dobrze. Mam dosyć twojego zachowania - rzuciłem wkurwiony zakładając kurtkę.

- To może najlepiej zniknę na zawsze?!

- Rób jak uważasz.

...

Gdy wczoraj wróciłem Yoon'a już nie było. Nie zostawił nawet notki, ale byłem tak zirytowany jego zachowaniem, że nie przywiązałem do tego wagi. Po prostu poszedłem spać, by być gotowym na dzisiejszą sesję. Georg chciał zorganizować wszystko jak najszybciej, a że nie miałem ochoty na siedzenie w domu taka opcja jawiła mi się niczym los na loterii.

Na wstępie wprowadził mnie w organizacyjne sprawy. Wspierał akcję charytatywną na rzecz młodzieży, która zmagała się z depresją. Cały dochód z biletów oraz zdjęć miał iść na organizację wspierającą nastolatków zmagających się z tą chorobą. Na początku nasza rozmowa była bardzo formalna, ale im dalej tym dowiadywałem się coraz więcej o mężczyźnie, a nawet zdradzałem co nieco o sobie.

Kiedy w końcu nadszedł moment sesji. Zacząłem się stresować i kompletnie nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Dręczyła mnie również wczorajsza kłótnia oraz milczenie Kazuo. Chciałem go wezwać, ale nawet nie potrafiłem znaleźć powodu. W końcu nie byliśmy niczym więcej, niż współpracownikami? Nawet nie umiałem tego określić i nie podobało mi się to stwierdzenie. Kompletnie nie pasowało do tego co...Kurwa! O co mi chodziło? Czemu zacząłem tak bardzo o nim myśleć?

- Przepraszam - powiedziałem po raz kolejny, kiedy Georg krytycznie spojrzał na efekty.

- Mam pytanie - spytał podchodząc do mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy

- Tak?

- Żyjesz?

Pytanie zbiło mnie z tropu tak samo jak łagodny uśmiech nie pasujący do jego twarzy. W studiu byliśmy sami, ale mimo tej prywatności to właśnie on z tą swoją dziwną radością najbardziej mnie onieśmielał. Sądziłem, że to niemożliwe, a jednak jemu się to udało. Nie wiem czy wywołane to było jego zmiennością w zachowaniu, czy moim pierwszym w życiu podejściem do modelingu, a może zwykłym zagubieniem prostaka w wielkim świecie emocji.

- Przecież to oczywiste - odpowiedziałem.

- Więc przemień to - wskazał na miejsce, gdzie znajdowało się serce - w dzieło sztuki. Cały cykl życia jest jednym wielkim dziełem sztuki, a prawda najwybitniejszym artystą. Czy jest ktoś kogo kochasz?

Dlaczego jego twarz stanęła przed moimi oczami, gdy fotograf zadał mi to pytanie? Czemu wciąż Kazuo pojawiał się w moich myślach nawet przy takiej głupocie? Przecież go nie kochałem, to oczywiste, że tego nie robiłem. Więc o co chodziło z tym chwilowym szybszym biciem serca? Próbowałem je uspokoić, ale spojrzenie przenikliwych oczu Georga nie pomagało w tym. Zaczerpnąłem głęboko powietrza i postanowiłem udawać. W końcu, jeśli tematem była miłość, mogłem choć trochę udać, że to co się we mnie pojawiło - właśnie nią było. Nawet jeśli obiektem tego całego spektaklu była śmierć.

- Mam...kogoś - wydukałem obserwując reakcję, ale Georg dalej stał spokojnie i z uśmiechem zachęcił mnie do dalszego zwierzania - Spotkałem go...w niecodziennych okolicznościach. Można powiedzieć, że uratował mnie i dał kolejną szansę.

- Mów dalej, opowiedz mi o nim coś więcej, ale nie patrz w moją stronę.

Zaskoczyło mnie to, ale opowiadałem dalej. Pomijałem wszystkie punkty dotyczące nadnaturalności, ale i tak wychodziło z tego coś w miarę sensownego. Mówiłem o spotkaniu mojej matki na cmentarzu, o tym jak przekonał mnie do śpiewu, jak wielokrotnie uratował. Przypominając sobie te chwile dzięki, którym poznałem wiele osób, nie potrafiłem się nie uśmiechać. Dotarłem też pamięcią do momentu, kiedy oddał mi swoją kurtkę. Dalej miałem ją schowaną w szafie. Nie potrafiłem jej oddać, ani wyprać by nie zniknął wyjątkowy dla niego zapach. Nie wiem jak długo mówiłem, ale kiedy już słów mi zabrakło spojrzałem w końcu na stojącego za aparatem Georga i podziwiałem jego pełną skupienia twarz.

- Coś się stało? - spytałem zmartwiony, że po raz kolejny coś zrobiłem nie tak.

- Chciałbym umieć kochać tak mocno jak ty - powiedział przeglądając zdjęcia na małym ekranie przemontowanym przy aparacie.

- Może jeszcze nie spotkałeś takiej osoby? - zaśmiałem się nerwowo próbując opanować drżenie rąk na wzmiankę, że kochałem, a było to niemożliwe.

W końcu mówiłem o Kazuo. Nie kochałem go. Może podziwiałem, ale to nie była miłość romantyczna. Nie mogła być. Bo, w którym momencie bym się w nim zakochał? Był śmiercią, był mężczyzną, a ja tylko duszą mającą określoną liczbę czasu na ucieczkę przed piekłem. Zamiast coraz bardziej zagłębiać się w te przerażające myśli, wolałem skupić się na fotografie.

- Spotkałem, ale pozwoliłem mu odejść - zaśmiał się odwracając do mnie plecami.

Poszedłem za nim i patrzyłem jak zaczął zgrywać zrobione zdjęcia na komputer. Pojawiały się ledwo przez sekundę i znikały, ale z łatwością mogłem wywnioskować, że zrobił je w czasie mojej opowieści.

- Czemu? - spytałem nie potrafiąc się ugryźć w język - Przepraszam.

- Nie, nie przepraszaj. To było kilka lat temu. Ja byłem zaślepiony chęcią wspaniałych zdjęć i nawet nie zauważyłem, kiedy jego życie zaczęło się walić jak domek z kart.

- Czy on?

- Nie, to nie jest tego typu historia. Jego rodzina miała długi, a ja zamiast go wesprzeć i pomóc w ich spłacaniu wyleciałem po prostu z kraju. Zostawiłem go samego, zdradziłem, obiecałem, że mu pomogę, ale jak tylko nadarzyła się okazja na wielką sławę, to po prostu kupiłem bilet i tyle mnie było widać. Próbowałem z nim nawiązać kontakt. Zdobyłem na tyle pieniędzy, aby go wesprzeć, ale on zmienił numer, jego rodzina musiała opuścić dawny dom. Wszystko się skończyło. Pozostały mi tylko jego zdjęcia, które zrobiłem mu jak był w szkole średniej.

- Nie starałeś się go teraz odnaleźć?

- To jest przeszłość - powiedział odwracając się do mnie - Zresztą, wstydzę się sam swojego odbicia w lustrze, a co dopiero stanięcia przed nim.

- Może on dalej czeka na ciebie? - spróbowałem nie lubiąc, kiedy ktoś poddawał się zbyt szybko.

- Dziękuję James - uśmiechnął się do mnie - Jesteś nie tylko piękny, ale też szlachetny. Pocieszasz mnie, choć powinieneś oczerniać.

- Wystarczy, że sam sobie to robisz.

- Masz rację - roześmiał się - Dzisiaj wieczorem na maila prześlę ci zdjęcia.

- Nie mogę się doczekać - powiedziałem szczerze i pchnięty jakąś dziwną siłą przytuliłem go do siebie - Jeśli będziesz potrzebował porozmawiać to zadzwoń.

- Jesteś aniołem - wyszeptał i oddał mój uścisk.

Jak bardzo się mylił. To było ostatnie czym można mnie było określić. Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę i opuściłem budynek, w którym odbywała się sesja. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Yoon dalej nie dawał znaku życia, ale nie miałem zamiaru naciskać, jeśli nie chciał ze mną rozmawiać miał do tego prawo. Powłócząc nogami zacząłem się kierować do mieszkania. Miałem dość już wszystkiego, a w szczególności myślenia.

...

- Wiem, że to twoja sprawka.

- Kto tu się pojawił!

- Spróbuj mu jeszcze raz zrobić krzywdę, a zabije cię.

- Masz w tym wprawę. Spokojnie, ja nic mu nie zrobię.

- Mam taką nadzieję.

- Ale nie mogę tego powiedzieć o innych!

- Co ty knujesz?

- Wyjątkowo nic.

- Jeśli włos mu z głowy spadnie.

- A innym?

- Inni mnie nie interesują.

- A jeśli to ktoś dla niego ważny? Będzie cierpiał.

- Póki on jest bezpieczny, nie obchodzi mnie to.

- Znienawidziłby cię za takie słowa.

- Nie musi mnie kochać.

- Wystarczy ci, że ty kochasz go?

- ...

- Uznaję to za potwierdzenie. Przyniesiesz sobie po raz kolejny cierpienie.

- ...

- Nie chcesz już rozmawiać? Chcesz wracać do niego?

- ...

- Idź!!! Znikaj do niego!!! Ale wiedz, że zabije cię to prędzej, czy później! Naiwny idioto!

.....

W następnym rozdziale powraca nasz Kazuo i oj się będzie działo :D

Jeszcze raz dziękuję za czytanie <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro