Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gorycz rozlewała się po całym moim ciele. Sięgała opuszków palców i krańców włosów. Była wszędzie, tak jak te wszystkie negatywne emocje, których nie potrafiłem w tym momencie nazwać. Po prostu wolałem przyglądać się zmieniającemu otoczeniu, ludziom śpieszącym się do pracy, na spotkania.

W samochodzie grała cicha muzyka jazzowa, a wszystkie myśli, które powinny się skupić na niej wciąż odpływały do miejsc, gdzie nie było już nadziei. Co ja zrobiłem? Co się właśnie wydarzyło? Nic nie rozumiałem, a jeszcze mniej chciałem pojąć. W końcu wszystko już nie miało sensu. Biegłem jakąś drogą, ale nawet nie wiedziałem czy to co znajdę na jej końcu będzie tym czego pragnąłem. Niczym to dziecko błądziłem bez celu.

Najpierw chciałem po prostu odzyskać Yoon'a, a w kolejnej sekundzie straciłem Kazuo – i to w momencie, kiedy zrozumiałem, że zaczął znaczyć dla mnie coś więcej. Nie potrafiłem się teraz obwiniać o ten wybór. Nie znałem konsekwencji. Kierowałem się wyłącznie emocjami oraz chęcią ocalenia ważnej osoby.

Jednak zachowanie Kazuo. Pocałował mnie, mówił dziwne rzeczy. Kim dla niego byłem? Dlaczego musiał mnie zostawić, akurat w momencie tak wielu wyznań? Tajemnice, wszędzie tajemnice, jakby nie można było na głos mówić tego co powinno zostać wypowiedziane. Przecież tak niewiele potrzebowałem – prawdy.

Potrafiłbym zrozumieć wszystko. Już tak wiele nadnaturalnych rzeczy mnie spotkało, że kolejne byłyby wyłącznie dodatkiem do tej obszernej kolekcji. Jednak on już odszedł. Powiedział, że spotkamy się dopiero na sądzie, a ja chciałem go już teraz, w tym momencie. Wykrzyczeć wszystkie żale, które się skumulowały, a nie miałem w jaki sposób ich wyrazić.

- Jesteśmy na miejscu – powiedział Georg wyrywając mnie z moich własnych myśli.

Spojrzałem na dom, pod którym stanęliśmy. Nie spodziewałem się po nim takiej prostoty i minimalizmu. Z zewnątrz wyglądał jak zwykły budynek rodzinny niezamieszkiwany przez sławnego fotografa.

Otworzyłem drzwiczki i wyszedłem na zewnątrz. Deszcz już nie padał, ale pozostałe po nim kałuże niemile przywitały się z moimi butami, które nie były fanami wody. Szedłem za mężczyzną i poczekałem chwilę za nim znalazł klucze. Otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka.

Wnętrze również nie pasowało do artysty – było puste. Na białych ścianach nie było żadnych zdjęć, obrazów. Im dalej szedłem tym bardziej upewniałem się, że posiadłość ta była chyba tylko zamieszkiwana przez duchy. Usiadłem na kanapie w niewielkim salonie, a na moje plecy został nałożony puchaty koc, którym z przyjemnością się obtuliłem.

- Smutny dom – powiedziałem rozglądając się po równie nijakim pomieszczeniu jak korytarz, przez który szedłem

- Jak jego właściciel – zaśmiał się mężczyzna podchodząc do barku – Mam nadzieję, że nie mam zbyt mało alkoholu. Masz butelkę, a ja pójdę po szklanki.

Podał mi pełną, litrową butelkę whisky. Nie przepadałem za tym alkoholem. Pamiętałem jak Michel pił ją wyłącznie ze schłodzonymi kamieniami, żeby nie rozcieńczać. Za każdym razem, kiedy częstował mnie mijały długie minuty zanim opróżniłem swoją szklankę. Dzisiaj jednak miałem to w dupie. Chciałem się upić, a znając to ciało niewiele mu było trzeba.

Odkręciłem nakrętkę i przechyliłem butelkę, ale uścisk na nadgarstku powstrzymał mnie przed zaczerpnięciem pierwszego łyku. Spojrzałem w smutne oczy Georga, który zabrał mi alkoholi i zaczął rozlewać do szklanek wypełnionych lodem.

- Czemu mi zabrałeś?

- Samemu to alkoholizm – mruknął podając szkliwo.

W ciszy sączyliśmy trunek. Miałem rację, jedna szklanka potrafiła być już wielkim krokiem dla tego ciała. Czułem się lekki niczym piórko, ale nie emocjonalnie. Wszystko wychodziło na wierzch – cała przeszłość, teraźniejszość, przyszłość. Już nic nie potrafiłem ukryć za maską. Opadała razem ze łzami. Po chuj po raz kolejny wróciłem na tą jebaną ziemię? Czym to cierpienie różni się od tego piekielnego? Chciałem wreszcie uciec z tego więzienia.

- Georg – mruknąłem cicho wpatrzony w jeden punkt na ścianie – Zabierz mi wszystko. Weź moje emocje, życie, spraw, żeby to wszystko zniknęło. Ja już mam dość tych wszystkich atrakcji.

- Wszystko będzie tylko krótką ucieczką – westchnął przykładając swoją dłoń do mojego policzka.

- Wystarczy mi – przymknąłem oczy.

- Gdybyś był kimkolwiek innym. Zrobiłbym to, ale tobie nie pozwolę się stoczyć.

Gdyby on wiedział na jakim dnie byłem.

Już raz się stoczyłem. To nie byłoby dla mnie nic nowego. Nie chciałem tej misji, wiecznego szczęścia...po prostu znowu chciałem zobaczyć Kazuo. Wyjaśnić wszystko, dowiedzieć się czemu byłem dla niego tak ważny. Nic więcej na chwilę obecną nie potrzebowałem. Byłem słaby. Tak było od samego początku. Gdyby nie to, już pierwsze życie przeszedłbym jak normalny człowiek.

- Wierzysz, że jestem na tyle silny? – parsknąłem biorąc długi łyk tej paskudnej whisky.

Śmiałem się jak wariat. Tak mocno, aż zaczęły boleć mnie płuca. Tak silnie, aż nie wytrzymałem i zacząłem ponownie płakać niczym małe dziecko. Trzymałem się za miejsce, gdzie znajdowało się serce, bo ból był nie do zniesienie. Chciałem wyszarpać sobie włosy, oszaleć...zabić się tylko przestać myśleć.

Nie rozumiałem swoich emocji, nie rozumiałem już świata, który mnie otaczał. Georg trzymał mnie w swoich silnych ramionach, a mój wybuch przemienił się w krzyk żalu. Kołysał mną niczym matka dzieckiem, a ja starałem się uspokoić.

Był mi obcym, a jednak pokazywałem mu swoją słabą stronę, którą ukrywałem przed każdym, w szczególności przed sobą. Głaskał po plecach, włosach nic nie mówiąc. Dawał mi wylać wszystkie łzy, a ja korzystałem z tego. Po prostu już nie miałem siły.

- Wierzę, że nie ma na świecie człowieka, który przyparty do muru nie wykorzystałby daru, który otrzymaliśmy w chwili narodzin. Siły przetrwania i pokonania trudności.

- Ja już nie mam siły.

- Zabijając się człowiek traci możliwość zmian.

Gdyby on tylko wiedział! Umarłem, ale dostałem kolejną możliwość. I co mi ona przyniosła? Ja wiem, że w tej chwili podchodziłem do wszystkiego zbyt emocjonalnie. Jednak w tak krótkim okresie czasu wydarzyło się zbyt wiele. Czy można mnie było obwiniać o to? A może to była kolejna wymówka? Kurwa. Mam dość.

- Tu już się nic nie zmieni.

- Opowiedz mi w końcu co się wydarzyło.

- Nawet gdybym chciał to byś mi nie uwierzył, że to może być prawda.

- Więc opowiedz mi kłamstwo, które będzie miało w sobie tą prawdę.

- Wyobraź sobie, że masz anioła stróża – zacząłem próbując jakoś łączyć myśli – Jest zawsze przy tobie. Nie wiesz dlaczego ciebie wybrał, ale jest. Robi dla ciebie wszystko. Nawet daje drugą szansę, a ty musisz tyko postępować według jego zasad. Poznajesz wiele osób. Niektóre stają się dla ciebie bliskie niczym rodzina. Wszystko jest dobrze, póki nie tracisz jednego z członków nowej rodziny. Zaczynasz rozumieć ile mu zawdzięczasz i nagle wszystko się wali. Twój anioł stróż należy tylko do ciebie, ale już nie do tych, których kochasz. Wtedy napotykasz diabła. Sprzedaje ci pomysł, wykonujesz go, ratujesz bliską osobę, ale tracisz anioła stróża.

- Czemu anioł odchodzi? – pyta Georg kompletnie niezrażony tą irracjonalną historią.

- Mówi, że nie może cię już chronić, że ktoś cię skrzywdzi. Wspomina też o grzechu z przeszłości, ale przecież nie znasz go od zawsze dopiero od nowego życia. Odchodzi, ale ostatni raz okazuje uczucia, których się po nim nie spodziewałeś, po sobie również. Anioł stróż stał się dla ciebie ważniejszy niż rodzina, ale zdałeś sobie dopiero po tym fakt jak cię opuścił.

- Skąd pewność, że nie znał mnie wcześniej? – kontynuował fotograf odkładając szklankę – Jeśli mogłem mieć nowe życie...co ze starym, albo jeszcze dalszym? Czy ten anioł nie mógł po prostu kochać mnie tak mocno, że postanowił poświęcić wszystko?

- Kochać?...Przeszłość? To niemożliwe.

- Które z tych dwóch? – zaśmiał się smutno – Jeśli ten anioł poświęcił tak wiele nie sądzę, żeby odszedł daleko. W końcu, jeśli kogoś kochasz chcesz go mieć zawsze przy sobie. Nawet, gdy będzie to pełne cierpienia. Jeśli miał jakieś życzenie...wypełniłbym je.

- Nie jesteś zagubiony w tej rozmowie?

- Na haju miałem bardziej irracjonalne dysputy. Nie powiem ci co powinieneś zrobić, ponieważ nikt z nas nie wie co przyniesie los. Po prostu...idź dalej przed siebie. W końcu nie wiesz czy na końcu drogi nie będzie na ciebie czekać twój anioł stróż. Może, gdy zobaczy, że to co chciał, spełniło się. Będzie najszczęśliwszym aniołem przy niebiańskim tronie. Idź, a spotkasz go. Jeśli tak wiele poświęcił, nie straci cię z oczu.

- Jesteś niezwykły – wyszeptałem patrząc prosto w jego oczy.

- Jestem artystą i widzę w twoich oczach wielką tęsknotę. Jeśli kogoś tak mocno pokochałeś, że całe twoje ciało wykrzykuję to...i ten ktoś musi czuć coś równie silnego. Gdy już są na świecie dwie takie osoby. Prędzej czy później znowu do siebie wrócą. Miłość nie pozwala rozdzielać tego co prawdziwe. Na ziemi, czy po śmierci w końcu złączy dwa serca. Czekaj muzo na swój moment.

Chciałem wierzyć w jego słowa. Chyba to jedyne co teraz mogłem zrobić. Zebrać się do kupy i wypełnić prośbę Kazuo. W końcu obiecał mi, że znowu się spotkamy. Tak, wtedy mu wszystko powiem. Wypełnię misję i spotkam się z tym cholernym idiotą! Najpierw przypierdolę mu, a później...po prostu mu przyjebę jeszcze raz. Za to, że mnie zostawił, za to, że ukrywał tak wiele i za to, że zakochałem się w nim.

Czy to znowu sen? Gdzie jest Georg? Pamiętam, że piłem z nim, ale później nastąpiła już tylko ciemność i obudziłem się w tym miejscu. Znowu ta sama zieleń oraz samotne drzewo o liściach w kształcie serc. Zacząłem iść w jego stronę. Im bliżej byłem tym bardziej mogłem dostrzec jego potęgę. W końcu stanąłem przy nim i przyłożyłem dłoń do chropowatej powierzchni.

Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Usłyszałem za sobą szelest i odwróciłem się gwałtownie. Do tej pory we śnie słyszałem wyłącznie głos, ale tym razem moim oczom ukazała się postać. Czy tak strasznie musiałem cierpieć z powodu tej straty, że nawet we snach mi się ukazywał?

- Wróciłeś – podbiegł i wziął mnie w ramiona – Czekałem na ciebie, gdzie byłeś tak długo?

- Kazuo.

- Tak ukochany? – odsunął się i ułożył dłoń na moim policzku – Czy coś się stało?

- To sen.

- Znowu zbyt długo byłeś na Ziemi? – zaśmiał się – To nie jest sen. My nie śnimy.

- Więc pocałuj mnie! Błagam. Udowodnij mi, że to nie sen.

- Z przyjemnością ukochany. Od zawsze o tym marzyłem.

Jego usta połączyły się z moimi. To było zupełnie inne doznanie, niż wtedy w szpitalu. Zdecydowanie głębsze i bardziej namiętne. Już uśmiech delikatny miał się u mnie pojawić, kiedy ziemia pod naszymi stopami za trzęsła się. Odsunęliśmy się od siebie, równie mocno zdezorientowani.

Z pięknego drzewa zaczęły opadać zżółkłe liście, a dotąd błękitne niebo przybrało kolor krwi. Strach opanował całe moje ciało. Opadłem na ziemię i patrzyłem jak Kazuo cierpi, choć nic nie zadało mu obrażeń. Chciałem do niego podbiec, ale wszystkie moje kończyny były sparaliżowane. Mogłem się wyłącznie przyglądać jak przeraźliwie krzyczał i rwał włosy.

- Czemu nie powiedziałeś mi, że to tabu?! Czemu nie wpoiłeś we mnie tej zasady?! Gdybym tylko wiedział, gdybym tylko znał tę regułę...nigdy bym cię nie dotknął, nigdy bym cię nie pocałował...– mówił w przestrzeń, a dopiero po chwili dostrzegłem postać skrytą w cieniu umierającego drzewa.

- Czy również byś mnie nie pokochał?

- To niemożliwe. Odkąd po raz pierwszy cię ujrzałem...niemożliwe – opadł na kolana.

- Dziękuję ci najdroższy. Proszę, to dla ciebie na pożegnanie. Nie zapomnij o mnie.

- Nie, błagam cię! Nie zostawiaj mnie!

- I niech równowaga znowu powróci – rozbrzmiał głos, a w nas uderzyło światło.

- Odnajdę cię – uderzył pięścią w grunt mężczyzna, gdy otoczenie wróciło do normalności – I tym razem ochronię.

- Zły sen? – spytał fotograf wchodząc do sypialni i kładąc na łóżku przygotowane dla mnie śniadanie.

Próbowałem zrozumieć co się działo. Uniosłem się na łokciach i zacząłem rozglądać się po pomieszczaniu. Niewyraźne obrazy wracały do głowy. Była to sypialnia dla gości, którą zaoferował mi mężczyzna. Georg usiadł na krańcu materaca wpatrzony we mnie.

Bez słowa odstawił tacę na niski stolik stojący przy łóżku i czekał. Widział, że moje myśli były odległe – pozostały we śnie, który jeszcze nigdy nie był tak wyraźny jak tej nocy. Co tam się wydarzyło? Czy to naprawdę mogło być dawne życie? Ale w takim razie kim, czym byłem?

- Coś w tym stylu – odpowiedziałem po długich minutach ciszy.

- Spokojne sny mają tylko ci, którzy się niczym nie martwią lub nikt o nich nie myśli w samotności.

Ułożył swoją dłoń na moim policzku, a ja zanurzyłem się w jej cieple. Była większa, niż tamta. Posiadała blizny, zgrubienia, których nie miała inna znana. Otworzyłem oczy i przez sekundę postać znajdując się przede mną jakby zmieniła swój wygląd. Przeraziłem się jak bardzo moje zmysły wariowały. Serce pragnęło czegoś innego, głowa podobnie. Wszystko się we mnie kotłowało, a ja nie potrafiłem na to nic poradzić.

- A ty jakie masz? – spytałem spoglądając na niego – Czemu...czasami zdaje mi się, że kiedy na mnie patrzysz twój wzrok sięga nad moją głowę. Jakby osoba, z którą rozmawiasz była wyższa ode mnie.

Wypaliłem by po chwili zdać sobie sprawę, że wspominał mi, kiedyś o miłości. Tak bardzo skupiłem się na sobie, że zapomniałem, iż każdy posiadał swoje niebo oraz piekło. Poczułem się głupio wiedząc jak wiele mu zawdzięczałem. Dzięki zwykłej z nim rozmowie potrafiłem wyciągnąć wiele wniosków i planów, które zamierzałem zrealizować. Byłem egoistą roku, który nie zauważył jak wiele bólu sprawiał innym – Kazuo, Yoon, a teraz Georg.

- Nie śnię już od paru lat, a przynajmniej nie przypominam sobie żadnego snu. Coś w twojej uwadze może być – wstał i podszedł do okna - Niektórzy ludzie znaczą dla nas zbyt wiele. Zawsze będziemy się ich doszukiwać w innych, Będziemy szukać tych samych cech, a kiedy ich nie odnajdziemy nasza tęsknota i cierpienie będą powracać. Może nawet mocniej. Odkąd cię poznałem widzę w tobie moją miłość. Wybacz, z czystego egoizmu zapragnąłem cię mieć przy sobie. Wczoraj ty byłeś szczery, więc dzisiaj na mnie kolej.

- Obaj jesteśmy egoistami, którzy z własnej głupoty stracili coś ważnego.

- Więc co nam pozostaje moja droga muzo?

- Życie.

...........

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro