Rozdział 37 - On z Nigdzie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


  Południowe słońce rozświetliło niekończące się pole dojrzałych kłosów zboża, gdy wszystkie razem zasiadły w kręgu, rozmyślając nad swoimi dalszymi poczynaniami. Wiele z rzeczy ciągle pozostawało niezrozumiałych, jednak nie w ich intencji było to pojąć. Zadaniem Eilis było tylko ze sobą rozmawiać. Każda nie chciała od pozostałych nic innego poza rozmową. U normalnego człowieka myślenie zazwyczaj ogranicza się do postrzegania wszystkiego z jednej perspektywy, jednak nie u nich. One mogły widzieć i słyszeć więcej oraz dochodzić do bardziej rozbudowanych wniosków.

Od ich poprzedniego spotkania pojawiły się dwie nowe towarzyszki. Teraz grupa wątpliwości liczyła sobie łącznie sześciu członków.

— Rodzimy się z wahań, ale nie umieramy — powiedziała jedna z nich, zabierając głos jako pierwsza.

— Ponieważ nie możemy umrzeć, jeśli już się narodzimy — dodała druga.

— Ale dlaczego? — zapytała Eilis, odwracając się do dziewczyny po swojej prawej stronie, która siedziała akualnie na kamieniu, wpatrując się daleko przed siebie. Sprawiała wrażenie, jakby chciala wyjrzeć aż za linię horyzontu. Gdzieś, gdzie nie sięga ludzkie oko. 

— Czy to możliwe... że on wie? — zaczęła, a jej głos lekko drżał.

Nie była pewna, czy powinna mówić coś takiego na głos. Jeśli usłyszy ich słowa, może zmienić swój stosunek do Eilis. Wszystkie momentalnie wstały, próbując zobaczyć dokładnie to samo, co Eilis. Ich wspólny umysł przepełnił strach. Był tam. Stał spokojnie, ledwo widoczny, w bezpiecznej odległości. Stał tam od zawsze i od zawsze je bacznie obserwował. Słuchał, zapamiętywał, wysuwał wnioski. Uczył się, przez co stawał się niebezpieczny, a one nie mogły zupełnie nic z tym zrobić. Pojawiło się pytanie — co takiego zrobi, gdy już dowie się wszystkiego?

— Musimy chronić oryginał — zauważyła blondynka, uspokajając pozostałe i siadając na ziemi, gestem dłoni polecając pozostałym uczynić dokładnie to samo. 

Eilis złapały się za ręce, siedząc w ciasnym kole. Nie planowały go tu wpuszczać. Jeszcze nie teraz, gdy ich wspólna świadomość nie nauczyła się kontrolować swoich mocy. On nie może zasiąść wśród Eilis, bo wtedy... Bo wtedy wszystko przepadnie.

— Gdzie leży odpowiedź? — zapytała dziewczyna, zamykając oczy. Pozostałe również uczyniły to samo. Nie mogły się rozpraszać jego obecnością. 

— Może problem w tym, że tej odpowiedzi nie ma? — rzuciła nagle kolejna, spokojnym i opanowanym tonem.

— W takim razie, jeśli jej nie ma... — przełknęła ślinę następna, nie wiedząc, czy powinna powiedzieć to w tym towarzystwie, jednak strach przed niepewną przyszłością zmuszał ją do mówienia. 

— To jest w Nigdzie — dokończyła za nią dziewczyna, czując niepokój poprzedniczki.

— W miejscu, gdzie rodzi się to, co nie istnieje...

— Powinnyśmy powiedzieć oryginałowi. — Zgodziły się jednomyślnie. 

— Kto to zrobi? 

— Eilis — szepnęła nastolatka. — W końcu jest tutaj cały ten czas. Jest wszystkim. Wszystkim tym, co nas otacza. Eilis jest naszym światem, a my jesteśmy Eilis.

— Ja też jestem Eilis — powiedziała Eilis.

— Ja również. 

— I ja.

— Tak, jesteśmy Eilis. Cokolwiek by nie było, zawsze nimi będziemy. Pamiętajmy o tym, gdy nadejdzie dzień, w którym on podejdzie na tyle blisko, żeby zasiąść w kręgu. Niech wiatr poniesie nasze słowa do najdalszych zakątków umysłu. Niech szepty wątpliwości wypełnią wszystko, co wypełnionym być nie może. Niech zdarzy się cud, który nas ocali. Niech "Eilis" połączy się w jedno. Tylko tak będziemy bezpieczne. 

— Ale do tego potrzeba wprawy — zauważyła dziewczyna, przerywając Eilis. 

— I z tego powodu ona nam zaoferowała pomoc. Sowa zaprowadziła oryginał do akademii tylko i wyłącznie ze względu na nas. Powinniśmy być wdzięczne naszemu stwórcy, a jednak przez tego, który nas skrycie obserwuje, gardzimy nią. 

— Jesteśmy naprawdę żałosne — uśmiechnęła się. 

— Zupełnie jak Eilis. 

— Nie, ona jest inna — zaprzeczyła, jednak wcale nie była zdziwiona taką odpowiedzią. Przez pewien moment nawet sama o tym pomyślała. 

— Tak. Eilis jest silna. 

— Eilis jest silna — zawtórowały pozostałe.

— A pewnego dnia będzie najsilniejsza. 




***



Zapadła ciemność. Głęboka, zimna i niezmierzona, rozpościerająca się tak daleko, jak tylko była w stanie zinterpretować ludzka świadomość. Ciągnęła się aż do granic pojęcia. Aż do miejsca, w którym nie było już nic. Właśnie w takich momentach człowiek uświadamiał sobie, jak małą i nieznaczącą istotą jest we wszechświecie. Czy to znaczyło zatem, że Eilis mogła objąć wszechświat wzrokiem? Właśnie teraz, gdy straciła zmysł widzenia?

Nie wiedziała. Jednak przygryzła dolną wargę, mocniej i szczelniej zaciągając na siebie kołdrę. Znów to straciła. Setki kolorów i barw przepadło w momencie, w którym obudziła się ze snu.

Czuła, że pomału zapomina, jak wyglądał świat, gdy jeszcze potrafiła na niego patrzeć. Nigdy tego nie doceniała i mogła nigdy tego już nie odzyskać. Nie potrafiła znieść uczucia bezsilności. Emocje wzbierały, wyniszczając od środka, podczas gdy żadne z tych uczuć nie mogło znaleźć na zewnątrz innego ujścia niżeli płacz. Ponownie poczuła na swojej twarzy ciepłe strumienie łez.

W ciągu ostatnich tygodni płakała znacznie więcej niż przez całe swoje życie. Obawiała się też, że wkrótce zaakceptuje swój stan, a jej oczy wyschną na zawsze. Nie chciała tego. Nie chciała godzić się ze swoim losem!

Nie z takim.

Niespodziewanie otworzyły się drzwi pokoju, a do środka ktoś wszedł. Gdy się przywitał, Eilis od razu rozpoznała głos pani Eny.

— Dzień dobry — powiedziała, kładąc coś ciężkiego na podłodze i podeszła do łóżka, siadając na skraju. — Widzę, że znów płakałaś.

— Przepraszam — odparła blondynka, spuszczając głowę. Dla ludzi z jej otoczenia coś takiego z pewnością było kłopotliwe.

Spadkobierczyni fortuny Lasair odgarnęła z twarzy nastolatki mokre od łez kosmyki włosów i pogładziła ją dłonią po policzku, uśmiechając się ciepło. Doskonale wiedziała, że Eilis tego nie zobaczy, ale nie mogła wyprzeć się nawyku, którego nabyła podczas pocieszania wielu innych osób. Niekiedy zwykły uśmiech mógł uratować człowieka. Dlaczego zatem podczas rozmowy z tą dziewczyną miałaby postępować inaczej? Może przynajmniej echo tego niewielkiego gestu zdoła dotrzeć do jej wnętrza.

— Nie powinnaś mnie przepraszać. To ja przepraszam, że przeszkadzam, ale nie dam ci być samej w tych trudnych chwilach — mówiła, uważnie przyglądając się jej rysom twarzy z zaciekawieniem. 

Nie zawsze miała okazję do czegoś takiego. Zazwyczaj nie spoglądała na ludzi dłużej niż ułamek sekundy ze względu na prześladującą jej klątwę. Nie chciała poznawać wszystkich mrocznych stron drugiego człowieka, a przynajmniej tak zawsze jej się wydawało.

Teraz gdy siedziała naprzeciw Eilis, nie była w stanie myśleć o niczym innym, jak o zaglądnięciu w jej przeszłość. Chciała wiedzieć, co takiego ją tu przygnało, przed czym uciekała, czego teraz pragnie. Chciała jej pomóc i ją zrozumieć, a jednak nie potrafiła. Nie w sytuacji, w której osoba, do jakiej wnętrza zamierza zajrzeć, jest niewidoma.

Wystarczyło kilka sekund by znać o kimś całą prawdę, ale to kilka sekund musiało być odwzajemnionym kontaktem wzrokowym. Do takich właśnie wniosków doszła Ena.

— Zapisałam cię na zajęcia — powiedziała, łapiąc dziewczynę za obie dłonie i ściskając je mocno. Były zimne. — Zaczniesz od jutrzejszego poranka. 

— Rozumiem... Dziękuję — odparła, nie wyglądając nawet na odrobinę szczęśliwą. Martwiła się. 

Nie sądziła, aby mogła w jakikolwiek sposób czerpać radość z zajęć, podczas gdy będzie polegać tylko i wyłącznie na zmyśle słuchu, jednak postanowiła dać z siebie wszystko. To tu przywiodły ją słowa Sowy, a Sowa była jedyną osobą, która zdawała się ją doskonale rozumieć. Postanowiła ufać jej bez względu na wszystko. Chciała ufać. Bez oparcia w drugiej osobie byłoby zbyt ciężko przejść przez to wszystko.

Obiecywała, że jej nie opuści. Nawet jeśli to kłamstwo, Eilis wierzyła. Była zmęczona wątpliwościami. 

Panna Lasair również wydawała się kimś godnym zaufania, ale dziewczyna wiedziała, że nie będą mogły spotykać się zbyt często, gdy zacznie naukę w Causamalii. Dotychczas mieszkała cały czas w pokoju nauczycielki, ale gdy zostanie pełnoprawnym studentem, będzie musiała przeprowadzić się do części mieszkalnej uczniów.

— Załatwiłam ci już wszystkie rzeczy, jakich będziesz potrzebować. Łącznie z... książkami. — Westchnęła, zastanawiając się, czy dobrze postępuje.

Eilis nie mogła czytać, a mimo wszystko Ena nie była w stanie powstrzymać się przed kupnem jej również i tych przedmiotów. Powodów mogło być wiele... Ale przede wszystkim nie wyobrażała sobie ucznia bez książek. Jeśli zajdzie taka potrzeba, sama będzie je dla niej czytać. Ograniczając sen do pięciu godzin w ciągu doby i rezygnując z przerw, będzie w stanie znaleźć za dnia trochę czasu, aby wesprzeć dziewczynę.

— Tu musiało kosztować majątek... Przepraszam — mówiła blondynka, trzymając głowę w bezruchu, skierowaną w stronę ściany. Wiedziała, że z jej własnym budżetem nigdy nie byłoby jej stać na studiowanie w tej akademii, choć zawsze to było jednym z jej marzeń. W końcu się uśmiechnęła. — Przepraszam i naprawdę dziękuję.

— A teraz wstawaj! — rzuciła optymistycznie czerwonowłosa, chcąc napełnić serce nastolatki na nowo nadzieją. Pomogła jej zejść z łóżka i zaczęła rozpinać koszulę, aby ubrać ją bardziej odpowiednio do wyjścia z pokoju. — Idziemy odwiedzić kogoś, kto zbada twoje oczy i postawi diagnozę. Być może jeszcze jest szansa, że uda nam się odzyskać twój wzrok.   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro