Anioł
Leży w ciemności, skulony, pijany
Myśli zakute w łańcuchy, kajdany
Twarz uśliniona i łzami nabrzmiała
Smużka krwi sunie meandrem wzdłuż ciała
Pióra zlepione, wyrwane, sczerniałe
Skrzydła złamane, choć niegdyś tak białe
Palce skurczone, sklejone powieki
Usta spękane, zamilkłe na wieki
Szata podarta i cała w ćmych łatach
Brudna, cuchnąca, spłowiała po latach
Nosi wciąż ciężar tamtego wspomnienia
Czas może płynąć, lecz to się nie zmienia
Woda źródlana go obmyć nie może
Czystość stracona przyklęka w pokorze
Blizny na rękach czy blizny na duszy
Zimny głaz losu się nimi nie wzruszy
Obraz ten widzę gdzieś w myśli swych głębi
Czekam, aż jasność mój umysł pognębi
Kiedy dostrzegę w tym truchle anioła
Zagubionego w śmiertelnych popiołach
Ujrzę w nim łez swych i cierpień odbicie
Serce otworzę nieśmiało i skrycie
Tak zaropiałe i gorzkie od ciszy
Może w nim tętno ktoś wreszcie usłyszy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro