Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Midra, Ola i Ewa długo tkwiły nieruchomo pod stłuczonym oknem, nie mogąc się nadziwić tym, co właśnie zrobili Libertanie.

- Jest niedobrze - oznajmiła grobowym tonem czarownica. - Jest źle. Bardzo, bardzo źle. Wiedziałam! Coś przypuszczałam... Ale nie spodziewałam się TEGO...

Drobny staruszek z zaskakującą troską ukląkł przy młodzieńcu, którego wywołał z książki i delikatnie poklepał mu policzki, chcąc go ocucić.

Chłopak ów miał przydługie czarne włosy opadające mu na lewe oko. Jego mięśnie odznaczały się imponującą masą, a mimo to miał niezdrowy wyraz twarzy. Był chorobliwie blady i wyglądał, jakby zaraz miał zwymiotować. To, co się właśnie stało, zdawało się docierać do niego w zwolnionym tempie.

Na twarzy Midry wykwitło współczucie, które wkrótce przerodziło się we wściekłość zmieszaną z oburzeniem. Aż zbyt dobrze znała to uczucie otumanienia i opóźnienia, a jeszcze lepiej ten potworny ból, który towarzyszył jej, gdy niedokończona książka wyrzucała ją z siebie. Gdyby nie to, że nauczyła się trzymać gniew na wodzy, już dawno rzuciłaby się na tego chwiejącego się człowieczka, powyrywałaby mu wszystkie włosy i brodę, a na koniec jeszcze obdarła ze skóry. Nie mogła w to uwierzyć. Opuszczenie książki było najgorszym koszmarem, jaki mógł się spełnić. Żaden książkowy bohater - negatywny, czy pozytywny - nie życzyłby nikomu tak strasznego przeżycia. A teraz widziała na własne oczy, jak Libertanie pozbawiają biednego chłopaka jego książki! Siłą wyciągnęli go z niej, chociaż była ukończona!

- Gdzie... gdzie ja jestem? - wymamrotał przerażony młodzieniec. Jego wzrok wędrował we wszystkich możliwych kierunkach. Oddech stawał się coraz płytszy. - Nie znam tego miejsca!

- Nie obawiaj się - brodaty starzec poklepał go po plecach. - Już niedługo będziesz w domu.

- To nie jest moja książka! - krzyknął chłopak na skraju paniki. Usiłował się podnieść, ale nogi miał jak z waty. - Chcę tam natychmiast wrócić!

- Głupi! Nie rozumiesz, że teraz tak naprawdę jesteś wolny? Wyrwaliśmy cię ze szponów słów! Powinieneś nas za to po rękach całować!

Czerwona jak cegła i rozzłoszczona Midra zacisnęła pięści tak mocno, że coś w nich chrupnęło. Jednak wyglądało na to, że jedynie jej towarzyszą tak silne uczucia. Ola przyglądała się wszystkiemu z głębokim niezrozumieniem, a Ewa zdawała się być zachwycona.

- Nie wierzę własnym oczom! - pisnęła. - To jest Jason Scott!

- Kto? - spytały równocześnie Midra i Ola, jednocześnie schylając się i możliwie ściszając głosy. Ewa wyglądała, jakby chciała je zamordować.

- "Wilki cienia" autorstwa Trudy Grant - wycedziła. - Nic wam to nie mówi?

- Z tymi pytaniami do Fabiana, a nie do mnie - obroniła się Ola. - Poza tym, nie wiem, z czego tu się cieszyć. Ten zarośnięty gość zaczyna mnie przerażać!

- Jak to, z czego się cieszyć? To jest Jason Scott! - powtórzyła dobitnie. - O mój Boże, nigdy bym nie przypuszczała, że go spotkam... Czytywałam "Wilki cienia", kiedy byłam studentką akademii sztuk pięknych i zakochałam się w tej książce. Nadal ją uwielbiam! A Jason... -westchnęła i jeszcze raz wychyliła głowę nieco ponad parapet, by znów zobaczyć młodzieńca. - Każdy ma swoich ulubionych bohaterów z powieści, a spotkanie ich to największe szczęście, jakie może spotkać czytelnika!

- Ale niekoniecznie tych bohaterów książkowych - wtrąciła lodowato Midra. - Widzisz swojego Jasona? Czy chociaż domyślasz się, przez co on przed chwilą przeszedł?

Ewa zamrugała z niezrozumieniem.

- Ale... Ja zawsze sądziłam, że chwila odpoczynku... Wiesz, od niebezpieczeństw w książkach ... Jest dobra...

Midra prychnęła odrobinę za głośno.

- Prymitywne myślenie. Oczywiście, to wspaniała przygoda, prawda? - jej głos ociekał sarkazmem. - Być siłą wyrywanym z dobrze znanego ci świata, by po niekończących się mękach znaleźć się w zupełnie nowym i obcym miejscu, w którym nagle tracisz zmysły i orientację w terenie, nie potrafisz nawet porządnie tyłka otrzepać... Tak, to niezwykłe doświadczenie!

Ewa zacisnęła usta i spuściła wzrok.

- Naprawdę jest to takie bolesne? - spytała szeptem.

Midra kiwnęła sztywno głową i odetchnęła głęboko, usiłując zepchnąć na bok gniew. Ponownie zajrzała przez stłuczone okno do sklepu. Ewa zrobiła to samo, ale już nie uśmiechała się na widok Jasona Scotta. Dopiero teraz dostrzegła w nim skrzywdzoną i umęczoną istotę.

- Chodźmy stąd - syknęła Ola. - Bo zaraz nas zobaczą.

- Nie, jeśli stulisz pysk - odparowała Midra.

- Siedziałam cicho od dłuższego czasu!

- I tak powinno pozostać. Zamknij się i pozwól mi obserwować... Chwila, moment... Czy oni właśnie zamierzają wywołać kolejną postać?!

Z przerażeniem patrzyła, jak sędziwy brodacz ujmuje w dłonie kolejną książkę i powtarza rytuał. Ponownie wymówił słowa zaklęcia i uronił więcej kropel krwi, które spadły na kartki książki. Gdy czarna mgła opadła, na podłodze zwijały się z bólu kolejne dwie postaci.

- Musimy coś zrobić - postanowiła twardo Midra. - Nie możemy tu siedzieć i się po prostu przyglądać. Widzicie, ile jest tych książek? Jeśli Libertanie zamierzają ze wszystkich wywołać po jednej lub więcej postaci, nie będziemy mieli z nimi szans. A teraz mamy szansę ocalić przynajmniej tych trzech nieszczęśników.

- Co niby chcesz zrobić? - spytały jednocześnie Ola i Ewa.

Midra zastanowiła się głęboko i zmierzyła siostrę Fabiana czujnym spojrzeniem.

- Jesteś dobrą aktorką? - zainteresowała się.

* * *

- To szaleństwo! - oznajmiła rozpaczliwie Ewa.

Wszystkie trzy już nie kucały pod oknem. Na palcach przemieściły się uliczkę dalej i skryły za węgłem innego sklepu, by dokładnie omówić plan.

- Robiłam to już tak wiele razy, że z szaleństwa przerodziło się w zwykły obowiązek - odparła rzeczowo Midra. - Chodzi o zwykłe aktorstwo.

- Moje aktorstwo ograniczało się do grania stokrotki w przedszkolu i aniołka w szkolnych jasełkach! - zaprotestowała Ola, bliska paniki. - Zawsze chciałam być aktorką, ale jestem w tym beznadziejna. Poza tym... te potwory...

Midra załamała ręce.

- Po prostu nie macie robić nic więcej prócz tego, co wam powiedziałam, rozumiemy się?

Ewa i Ola wymieniły spojrzenia. Siostra Fabiana ukryła ręce w kieszeniach i usiłowała uspokoić oddech. Pisarka przełknęła ciężko ślinę i pokiwała głową na znak zgody. Widząc to, Midra oparła ręce na biodrach w śmiertelnie poważnym geście.

- Drogie panie, rozpoczynamy operację "Ratujemy Jasona i resztę". Mamy być bezlitosne, stanowcze i szybkie. Ty - Wycelowała palcem w Olę. - Masz zagrać tak, żebym choć przez chwilę rozważyła możliwość przyjęcia cię jako uczennicę, stokrotko.

Zanim Ola zdążyła się obruszyć za takie przezwisko, Midra zaczęła udawać, że jej nie widzi i zwróciła się do Ewy.

- Będzie dobrze - pocieszyła ją. - Pamiętaj tylko o głośnym krzyku. To ma być realistyczne. I... przepraszam, jeśli trochę zaboli...

Oczy Ewy mówiły "Dla Jasona wszystko!". Na znak dany przez Midrę zaczerpnęła powietrza, a chwilę potem z jej gardła wyrwał się tak prawdziwy i rozdzierający wrzask, że Ola wzdrygnęła się mocno. Midra, udając wielki wysiłek chwyciła Ewę w pasie i zawlekła do środka sklepu papierniczego. Ola jakby z chwilowym opóźnieniem zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje. Kiedy już skończyła gapić się na scenę z rozdziawionymi ustami, potrząsnęła otrząsnęła się z transu, wypięła pierś i ruszyła dumnym krokiem za Midrą.

Ich nagłe pojawienie się wywołało niemałe zamieszanie. Brodaty starzec i jego potwór wyglądali, jakby ich zamurowało. Wywołane z książki postacie skuliły ramiona, a ich oczy powędrowały w stronę kikuta Ewy.

- Chwileczkę... - staruszek zmrużył oczy i wskazał drżącą ręką na pisarkę. - Przecież to jest...

Midra parsknęła śmiechem przesączonym pogardą.

- Masz jakieś imię, staruchu? - zadała to pytanie tak, jakby wcale nie chciała wiedzieć. Mimo to starzec odpowiedział.

- Wlasta - bąknął pod nosem. - A ty to niby kto?

- To ja tu zadaję pytania, ty starcze! - Ukazała mu twarz Ewy. - Poznajesz ją? Poznajesz swoją ofiarę, staruchu? - Jej głos siekał powietrze jak nóż. - Pytam się: dlaczego ona nie jest martwa?!

Wlasta podrapał się po łysiejącej głowie. Już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Midra nie zamierzała zamknąć buzi.

- Każdy Libertanin wie, że robotę należy skończyć jak należy! Myślałeś, że jak odrąbiesz jej rękę, to będzie po sprawie? Na jakim ty świecie żyjesz, durniu?! Czy ja zawsze muszę chodzić za tobą i sprzątać twoje brudy?!

- Nie znam cię, wariatko! - odparował Wlasta. - Kim ty jesteś?!

Midra splunęła ze wściekłością.

- Jestem tutaj, żeby przejąć od ciebie jeńców, bo najwyraźniej wszyscy przeczuwali, że spartaczysz robotę.

- Jacy "wszyscy"? Niczego nie spartaczyłem!

- A to? - Midra potrząsnęła opatrzonym kikutem Ewy, tak by nie sprawić jej bólu, a jednocześnie, żeby zaprezentować żywy dowód niedokładności Wlasty. - Zostawić pisarza i nie zrobić z niego żadnego użytku? Tylko głupiec by o tym nie pomyślał!

- To moje zadanie! Nigdzie się stąd nie ruszam! - oznajmił twardo Wlasta, krzyżując kościste ręce na piersi.

- Kazali cię przysłać - wypaliła nagle Ola, zanim zdążyła pomyśleć. Midra i Wlasta drgnęli, jakby dopiero teraz przypomnieli sobie o jej istnieniu.

- Kto? - szczeknął starzec.

Ola udawała, że nie przejęło ją to pytanie, ale w duchu przeklinała swoją impulsywność. Dlaczego się w ogóle odezwała? To Midra miała przejąć całą inicjatywę. Niby beztrosko zaczęła bawić się włosami, patrząc błagalnie na towarzyszkę. Tak jednak nie wyglądała, jakby miała zamiar pomóc jej wybrnąć z sytuacji.

- Och... ta, no... - Ola niebezpiecznie się zająknęła. - Taka wiedźma. Szpiczasta tiara, krzywy nos, jeszcze bardziej krzywe nogi, brodawki, pryszcze... Zajadała przy mnie surowe żaby. Obrzydlistwo. Mówiła, że mamy przyprowadzić ciebie i... twoich goryli.

Midra powstrzymała się od wymownego spojrzenia spod uniesionych brwi. Zamiast tego skwapliwie pokiwała głową.

- Nie przypominam sobie żadnej wiedźmy - mruknął z zadumą wahający się Wlasta. - Chociaż...

- Szeregi Libertanów stale się poszerzają - ucięła Midra, ostentacyjnie wywracając oczami. - To jasne, że mogłeś jej nie znać. Ani mnie.

- A czego może ode mnie chcieć nowicjuszka?

Zniecierpliwiona Midra głośno wypuściła powietrze z ust.

- A czy ja wyglądam na wieszczkę? Sam spytasz, kiedy ją spotkasz.

- No... tak, ale...

- Chcesz się sprzeciwiać rozkazom, dziadu?! Żądają czegoś od ciebie, a ja miałam to przekazać i przejąć brudną robotę, więc przestań się wreszcie wykłócać! - Midra spojrzała z udawaną odrazą na stos książek. W myślach błagała, by Wlasta okazał się większym tumanem niż przypuszczała.

- Ale znasz Zaklęcie Wywołania? - starzec spojrzał na nią przenikliwie.

- Też pytanie!

Wlasta spoglądał to na Midrę, to na wywołane przez siebie postacie. Wydawał się zdezorientowany i obrażony. W końcu westchnął ciężko i skinął na włochatego potwora.

- Idziemy. Najwyraźniej czegoś od nas chcą. Zabierz jeńców.

Potwór sapnął ciężko i ruszył w stronę trójki przerażonych postaci. Midra jednak pociągnęła za sobą Ewę i Olę; wszystkie trzy zastąpiły mu drogę.

- Po co chcesz ich zabierać? - spytała Ola, trzęsąc się nieznacznie. Czyżby plan wymykał się spod kontroli?

- Do kryjówki, tępa dziewczyno!

Ewa wydała z siebie taki odgłos, jakby się zachłysnęła, ale Wlasta kompletnie ją zignorował. Midra zerknęła z ukosa na trójkę jeńców. Jeden z nich wyglądał na wielce zadowolonego z propozycji Wlasty. Czarownica domyśliła się, że zapewne już nasłuchał się opowieści o "wspaniałości" i "dobroduszności" Libertanów i chciał jak najszybciej do nich dołączyć. Jego krępa towarzyszka wyglądała na niepewną, ale i złą, a Jason Scott wpatrywał się w Midrę z chłodem w oczach.

- Zostają z nami - oznajmiła Midra, co najwyraźniej nie spodobało się staruszkowi.

- A na co wam oni? Będą tylko jęczeć i przeszkadzać. A może któryś się wymknie? - nagle zbliżył się do Midry i zaczął ją uważniej obserwować. Wsadził język między zęby i syknął cicho. - Nie chcemy chyba, żeby się uwolnili, nieprawdaż?

Ola, przyglądając się tej wymianie zdań, potarła nerwowo knykcie. To nie było przewidziane. Nie znała jeszcze dobrze zasad panujących w nowym, okrutnym świecie, ale wiedziała jedno - nie mogą pozwolić oddać im wywołanych postaci.

Midra wyraźnie gryzła się myślami. Czuła, że mimo idealnie zaplanowanej misji ratowniczej, musi zgodzić się na ten warunek. Wlasta nie miał prawa podejrzewać czegokolwiek. A jednak, choć Jason i jego nowi towarzysze chętnie znaleźliby się pod pieczą brodacza, nie chciała im pozwolić dopiąć swego. Mimo to...

- Dobrze, bierz ich - rzuciła niechętnie. Ewa uwięziona w jej ramionach zaczęła energicznie potrząsać głową. Midra dobrze wiedziała, o co jej chodzi i postanowiła ocalić choć jedną, konkretną postać. - Ale tego zostaw. - Wskazała palcem na Jasona.

- Och, jest ci do czegoś potrzebny? - zainteresował się Wlasta, czym już naprawdę doprowadzał Midrę do szału.

- Tak się składa, że mam do niego kilka pytań. Słyszałam o nim. W przeciwieństwie do ciebie, jestem zainteresowana światem innych książek - dodała prędko, ubiegając kolejne pytanie. - Więc już spadaj, bo działasz mi na nerwy, zamiast wykonywać polecenia.

Mina Jasona zdradzała głębokie zastanowienie się. Chłopak już dawno zrozumiał, że jego słowo na razie się nie liczy, więc rozważał wszelkie za i przeciw zaistniałej sytuacji. Ewa widziała same "za".

Wlasta zmierzył Midrę, Ewę i Olę ostatnim nienawistnym spojrzeniem, a następnie razem ze swoim przybocznym stworem, który zacisnął swoje potężne łapy na nadgarstkach pozostałych jeńców, zniknęli w czeluściach nocy.

Upewniwszy się, że odeszli wystarczająco daleko, Midra wypuściła pisarkę. Zdała sobie jednocześnie sprawę, że więziła ją w zbyt mocnym uścisku.

- Wybacz - wymamrotała ze skruchą. - Mam nadzieję, że nic ci nie zrobiłam.

- Nie, nie, tylko... Rety... Przepraszam, Midro, ze w ogóle tak pomyślałam, ale przez chwilę naprawdę miała wrażenie, że ty... nas... - Przełknęła głośno ślinę. - Że tak naprawdę nie chcesz ocalić ani nas, ani tych biedaków.

Midra uśmiechnęła się krzywo.

- Udawanie czarnego charakteru, będąc nim, nie jest trudne - stwierdziła kwaśno i odwróciła się w stronę Jasona. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, bo Ewa zaczęła trajkotać.

- O mój Boże, Jason Scott! - pisnęła, przytykając dłonie do ust. - Wybacz... Jestem Ewa i zachowuję się okropnie, wiem... Ale... Jesteś niesamowity! Uwielbiam cię! Na studiach byłeś moim fikcyjnym chłopakiem...

- Chyba powinniśmy już wracać do reszty - zareagowała Midra, zaznaczając każde słowo. Czuła, że musi odciągnąć Ewę zanim ta rzuci się na Jasona i obsypie go deszczem pocałunków.

- Jakiej reszty? - przeraził się Jason. - Kim wy jesteście? Czego ode mnie chcecie? Co... Skąd w ogóle wiecie, że chcę z wami iść?!

Starał się zachowywać jak niczego nie bojący się bohater. Ale aż zbyt dobrze było widać jego dygoczące nogi i ramiona. Ewa spojrzała na niego ze współczuciem i wyciągnęła ku niemu dłoń.

- Ponieważ wiemy, że na pewno nie chcesz zostać tutaj.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro