Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Fabian nie zmrużył oka przez całą noc. Był zbyt przerażony Spijaczami Snów i nie mógł sobie pozwolić nawet na krótką drzemkę, póki nie upewnił się, że te szkaradne kreatury zniknęły z jaskini. A nawet teraz, kiedy zaczęło świtać, Fabian był zbyt spięty, by zasnąć. Głowę miał pełną ponurych myśli, a obok nich prześcigały się pomysły na wydostanie się z tego więzienia. Żaden jednak nie był na tyle sensowny, by mógł się sprawdzić. 

Monotonną bezczynność przerywały chwile, gdy jakieś nieposłuszne dziecko odłączano od grupy i przykuwano za ręce pod ścianą, bardzo blisko słupa, do którego uwiązani byli Fabian i Keiko. Obojgu robiło się żal rozpłakanych i przerażonych dzieci, więc rozmawiali z nimi i po cichu i dodawali otuchy. A jeśli nie mogli się porozumieć w jednym języku, posyłali sobie ciepłe spojrzenia. To zadanie zostało jednak przydzielone Keiko. Twarz Fabiana, poznaczona skaleczeniami, brudem i zaschniętą krwią, nie nadawała się do polepszania nastroju dzieci. Pozostało mu w milczeniu przyglądać się staraniom Keiko i w milczeniu znosić te chwile, kiedy dzieci patrzyły na niego jak na potwora. Jak na jednego z Libertanów.

Któregoś dnia jednak wyraźnie czuł na sobie spojrzenia dwojga dzieci. Chłopca metysa i znajomej dziewczynki, która jako pierwsza naprawdę się zbuntowała. Fabian nie uśmiechał się do niej przyjaźnie. Ona i mały metys mieli oczy szeroko otwarte ze strachu i utkwione właśnie w Fabianie. 

- Na co się gapicie? - warknął, kiedy zaczęło go to irytować.

Metys skulił ramiona i natychmiast odwrócił wzrok. Dziewczynka jednak nie mogła powstrzymać ukradkowych spojrzeń. Fabian westchnął ciężko.

- Wyglądam okropnie, prawda? - wymamrotał gorzko.

Dziewczynka przyjrzała mu się wnikliwie.

- Troszeczkę - przyznała. - Masz straszną twarz.

Fabian skrzywił wargi w grymasie, który miał być tego potwierdzeniem.

- Boicie się mnie? 

- On chyba tak. - Dziewczynka wskazała głową na małego metysa.

- A ty?

- Nie wiem.

Zapadło milczenie, a dziewczynka znów spuściła wzrok. Fabian jednak długo jej się przyglądał z ciekawością.

- Jak masz na imię?

- Zuzia. A ty masz jakieś?

Na twarzy Fabiana wykwitł szelmowski uśmieszek. 

- Krwawe Oko.

Zuzia zmarszczyła gniewnie czoło.

- Nieprawda! To nie jest twoje imię! Zmyślasz!

- Skąd wiesz? 

- Nie możesz mieć na imię Krwawe Oko! - oburzyła się Zuzia.  - To nie jest normalne imię!

- Tak? A to niby dlaczego?

- Jest paskudne!

- Zupełnie jak jego właściciel - odparował Fabian, napinając mięśnie.

- Powiedz, jak masz na imię - jęczała Zuzia. - Proooszę! Ale tak naprawdę!

Fabian westchnął ciężko. Ostatnie, czego teraz chciał, to męczące prośby dzieci. Wymruczał pod nosem swoje imię.

W tym samym momencie powietrze przeciął trzask bicza. Zuzia pisnęła głośno, a metys cicho zapłakał. Fabian rzucił wściekłe spojrzenie w stronę karła, który zastraszył dzieci i miotał wściekle przekleństwami, ale nic nie mógł zrobić, przywiązany do słupa. Keiko zaraz zaczęła szeptać do dzieci, żeby je uspokoić. Po japońsku, ale skutecznie. A Fabian postanowił już się nie odzywać. Miał w zwyczaju prowokowanie dzieci i droczenie się z nimi, co zwykle kończyło się dla nich źle. 

Bezczynne siedzenie było jednak jeszcze gorsze, a znużenie stawało się z każdą minutą coraz bardziej uciążliwe. 

W końcu powieki Fabiana same opadły. 

* * *

Stały, drgający ton bębna prowadził go przez gęstwinę. Był mu wskazówką, której tak bardzo teraz potrzebował. Dzięki niej nogi same znalazły drogę. Poniosły go w głąb lasu, jakby znały tę drogę od zawsze. Tam, gdzie po raz pierwszy Fabian zobaczył tajemniczego Guru. A teraz nawiedziło go dziwne deja vu. Widział te same ramiona poznaczone białymi, malowanymi wzorami, wprawiające w ruch pałkę, która uderzała rytmicznie w bęben szamański. To samo skupione oblicze, bruzdy na czole, skrzyżowane nogi, postawa. Wszystko się powtarzało. 

Fabian osunął się na kolana w wyrazie bezradności i rozpaczy.

- Potrzebuję pomocy - szepnął błagalnie. 

Ton bębna stopniowo cichnął, aż w końcu Guru odłożył instrument na bok, zszedł z pnia, na którym do tej pory siedział, i uklęknął naprzeciw Fabiana.

- Tu zawsze ją otrzymasz - zapewnił swoim zachrypniętym głosem. Przyjrzał mu się uważnie. - Co cię trapi, Fabianie? Powiedz.

Fabian otworzył usta, ale równie szybko je zamknął. Dopiero po chwili odpowiedział na pytanie.

- Ja... ja nie wiem, od czego zacząć! - jego głos aż nazbyt sugerował poddanie się. - Świat się sypie, Guru. Sam, jeden nic nie mogę na to poradzić. Nie potrafię nawet uwolnić siebie i przyjaciółki z łap wroga! Nie potrafiłem rozpoznać podstępu i to przez to skończyliśmy jako więźniowie!

Podczas gdy Fabian spuścił ponuro głowę, wypowiadając litanię rzeczy, które zrobił źle, Guru uśmiechnął się tajemniczo.

- Ależ ty nie jesteś sam jeden, Fabianie. W każdym lesie czekają twoi towarzysze, gotowi przybyć na jedno twoje zawołanie.

Fabian podniósł wzrok, marszcząc brwi w pytającym wyrazie twarzy. 

- Kto?

- Twoje nazwisko jest odpowiedzią. Jedynym, co ci w tej chwili pozostało do zrobienia, to poprosić swoich leśnych braci o pomoc. Nie odmówią ci jej.

Fabian zmrużył oczy. Jeśli dobrze rozumował, wiedział już, o kim - lub o czym - mówi Guru. To jednak było za mało. Fabianowi wydawało się to zbyt surrealne.

- Jak ich przywołać? Nie jestem w stanie!

Guru jednak pokręcił przecząco głową.

- Wciąż zapominasz Fabianie, że już nie jesteś zwykłym chłopcem. A co za tym idzie, masz zdolności. 

Fabian nadal niewiele rozumiał, choć Guru wcale nie mówił rymowanymi, niezrozumiałymi przepowiedniami, niczym wyrocznia delficka. 

- Twój związek z księgą otwiera ci bramę do świata, z którego możesz czerpać jak ze źródła - ciągnął Guru. - To świat, który wyostrzył ci zmysły. Możesz się wydostać, Fabianie. A w jaki sposób, to już zależy od tego, po jaką pomoc sięgniesz. Możesz wiele, chłopcze. 

Fabian zagryzł wargi z powątpieniem. Nie umknęło to uwadze mądrego starca.

- Boisz się własnego umysłu - stwierdził. - Nie chcesz tej więzi, prawda?

Fabian nadal milczał, zaciskając mocno wargi. 

W oczach Guru pojawił się smutek.

- Nie próbuj unikać czegoś, co jest teraz częścią ciebie. Nie masz pojęcia, ile może ci dać papierowa dłoń. Sięgając nią do swojego świata, możesz wynieść więcej niż myślisz.

Na jego ostatnie słowa Fabian momentalnie podniósł głowę.

- Wynieść? - powtórzył, unosząc wysoko brwi. - Masz na myśli...

- Tyle talentów w tobie tylko czeka, by je odkopać - przerwał mu Guru, kładąc swoje dłonie na jego ramionach. - Nie zapominaj o tym, proszę. Wykorzystaj szansę.

Fabian koniecznie chciał o coś jeszcze zapytać, ale wtedy wszystko wokół zaczęło blaknąć. Usłyszał dźwięki, które bynajmniej nie pochodziły od bębna szamańskiego. Krzyk kobiety i wściekły, basowy głos jakiegoś mężczyzny. Guru znikał, drzewa zapadały się w gruncie. 

Fabian również.

* * *

Donośny męski głos wyrwał go ze snu. Fabian zamrugał kilka razy, ale wszystko, co widział, nadal było niewyraźne. Wiedział tylko, że ktoś wszedł do kryjówki. Dwie osoby. Tyle że jedna nie z własnej woli.

Wśród Libertanów wybuchło poruszenie. Fabian dostrzegł wysokiego mężczyznę z gładko ogoloną głową i w czarnym garniturze. Wparował do jaskini jak władca tego świata. Jego ogromna łapa zaciskała się na ustach nastoletniej dziewczyny o śródziemnomorskim typie urody, której długie, farbowane na bordowo loki zasłaniały twarz. Mimo to Fabian był więcej niż pewien, że ją zna. Zmrużył oczy i skupił się na wyglądzie mężczyzny. Jego złe, zimne jak lód spojrzenie, skrzywione usta, wklęsłe policzki. I ta pozbawiona włosów głowa... 

Fabian wytrzeszczył oczy i otworzył szeroko usta. Zamrugał, by upewnić się, że ten mężczyzna nie jest tylko iluzją jego umysłu. Nie był. Fabian właśnie zobaczył na żywo Leonarda Viento z Żywego pamiętnika Miguela Torresa. A kim była dziewczyna, którą tak brutalnie ciągnął? Oczywiście Lucindą...

Fabian dopiero po chwili zarejestrował, że Leonardo całym sercem zadeklarował przystąpienie do szeregów Libertanów. Następnie zapytano o to Lucindę. Fabian z rosnącym napięciem obserwował ją, usiłując dopatrzeć się czegokolwiek w jej ściętej lękiem twarzy.

Lucinda odmówiła. A to raczej nie zadowoliło Libertanów. 

Leonardo najpierw ją spoliczkował i krzyknął kilka wyjątkowo obraźliwych obelg pod jej adresem. Następnie zawołano karły, które skrępowały Lucindzie nadgarstki i zaciągnęły na Miejsce Więźniów - tak Fabian zaczął nazywać tę część jaskini, w której przybywał on, Keiko i dzieci. Lucinda została przywiązana do tego samego słupa, przy którym tkwili Fabian i Keiko, a potem znów ktoś ją uderzył. Zaczerpnęła powietrza jak astmatyk. Z daleka słychać było jej paniczne bicie serca. 

- Zastanów się dobrze, dziewczyno - syknął Leonardo. - Popełniasz głupi błąd, odmawiając przyłączenia się do nas. - Jego kąciki ust uniosły się w drwiącym uśmiechu. - Ale ty przecież nigdy nie lubisz słuchać, prawda Lucindo? Uważaj, bo twoja decyzja może być dla ciebie wyrokiem śmierci. Trzymamy was wszystkich tylko ze względu na ewentualną... hm... przydatność. A czas ucieka.

Lucinda wyglądała, jakby chciała zwinąć się w pozycję embrionalną i nigdy więcej nie musieć podnosić wzroku. Leonardo jeszcze przez chwilę taksował ją wzrokiem, by zaraz oddalić się do swoich nowych towarzyszy. Dziewczyna spuściła potulnie głowę, wpatrując się uporczywie w swoje nogi. Nie zauważyła, że stykający się z nią ramieniem Fabian chłonie ją wzrokiem, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie widzi.

- L-lucinda? - wyjąkał, kiedy nareszcie przypomniał sobie o zdolności mówienia. - Lucinda Cano? To naprawdę ty? Jak... Skąd... 

Drgnęła na dźwięk jego głosu i wbiła w niego pełne strachu spojrzenie ogromnych, brązowych oczu. 

- Skąd znasz moje imię? - spytała szeptem, podkurczając kolana. 

- Czytałem książkę o tobie - odparł, nie kryjąc zdumienia jej obecnością. - Jak to się stało, że ty i Leonardo... Was tu w ogóle nie powinno być!

Wargi Lucindy zadrżały, jakby zaraz miała się rozpłakać, a potem wykrzywiły się w bolesnym grymasie.

- Ja... pamiętam tylko ból. Uczucie rozrywania... Ja się wzbraniałam... ale coś jednak było silniejsze ode mnie. I wtedy pochłonęła mnie ciemność... taka straszna i nieprzenikniona... a potem książka mnie z siebie wyrzuciła. A on mi towarzyszył. - Dyskretnie wskazała głową na Leonarda. W głowie Fabiana rozbrzmiało zdanie z Żywego pamiętnika: "Zawsze, gdy na niego spoglądała, jej twarz zastygała w bezgranicznym przerażeniu". - Nawet nie masz pojęcia, jaki on jest niebezpieczny - wyszeptała, kręcąc głową.

Fabian już miał odpowiedzieć, że doskonale wie, co Lucinda ma na myśli, ale zaraz uświadomił sobie, że wcale tak nie jest. On był zwykłym czytelnikiem, który jedynie śledził wzrokiem akcję w książce. Lucinda przeżyła prawdziwe starcie z Leonardem.

- Czy wiesz, jak wydostałaś się z książki? - dopytywał Fabian, ale Lucinda tylko zaprzeczyła ruchem głowy. Po wydostaniu się z powieści jej umysł był zbyt zaćmiony. Za to Leonardo zaskakująco szybko odnalazł się w realnym świecie. Nawet nie zauważyła, kiedy postanowił zawrzeć sojusz z Libertanami. A oni, słysząc jego deklarację, już przypisali mu pierwsze zadanie - miał dowlec stawiającą opór Lucindę do kryjówki. 

Fabian mamrotał wściekle pod nosem.

- Libertanie korzystają z ukończonych książek... Nie... już gorzej chyba być nie może... I jeszcze sny dzieci... Tego nie można ciągnąć. Niedługo może być za późno. A ty i Leonardo musicie wrócić do swojego świata. 

- Jak niby chcesz to przerwać? Czy w ogóle można? Spójrz tylko na nas. - Przesiąknięte sceptycyzmem pytania Lucindy sprawiły, że Fabian znów zaczął się głęboko zastanawiać. Wrócił pamięcią do swojej niezaplanowanej wizyty w księdze Łowcy. 

Wygrzebywał z głębin pamięci wszystko, co jeszcze tam pozostało. Skupił się jednak na jednym. Jak uratował Midrę z płonącego stosu? Przeciął więzy... To pamiętał. Ale czym? Nigdy nie nosił przy sobie nawet scyzoryka...

I w tym momencie uświadomił sobie, co dokładnie się wtedy stało. Nóż nagle pojawił się w jego dłoni. Znikąd. Wystarczyło, że o tym pomyślał.

Fabian postanowił wykonać eksperyment. Jeszcze noc nie nastała, a jeśli chciał zdążyć przed Spijaczami Snów, musiał to zrobić teraz. Kto wie, co te potwory mogłyby wyssać z jego głowy.

Jeszcze kilka dni temu myśl o świadomym odpłynięciu na kartki papieru wydawała mu się czystym samobójstwem. Unikał przecież snu jak ognia. Ale teraz musiał zanurzyć się w ten świat.

* * *

Nie odczuł tego zupełnie. Chwila, w której opuścił świat realny, nastąpiła szybko jak błysk iskry. 

Tym razem Fabian nie czuł się ani trochę zdezorientowany. Wiedział, jak się tu znalazł i w jakim celu. 

Spojrzał na swoją papierową dłoń. Guru powiedział, że może dzięki niej wynosić rzeczy poza obręb swojego świata abstrakcji. Na moment w Fabianie znowu obudziła się nadzieja i chęć działania, szybko jednak została zgaszona przez różnorakie obawy. Czy na pewno dobrze zinterpretował słowa Guru? Czy może ubzdurał sobie kolejną głupotę? I czy jego próba przemieszania światów nie skończy się tragicznie?

Nie miał pojęcia.

Smagany sprzecznymi emocjami postanowił jednak w końcu spróbować. Wyciągnął rękę przed siebie i pomyślał, że chciałby trzymać w niej kamień. Najzwyklejszy w świecie kamień. Nic się nie wydarzyło, więc spróbował znów. Wyobraził sobie, że ten kamień jest w stanie uratować w tej chwili czyjeś życie. Spróbował przywołać determinację... i wnet poczuł, że coś ciąży w jego dłoni.

Ucieszył się jak dziecko, przerzucając unaoczniony kamień z ręki do ręki. To był jednak dopiero początek. Tak jak wcześniej, skupił myśli.

"Muszę wynieść stąd ten kamień" - pomyślał desperacko. - "Muszę obudzić się z tym kamieniem w ręce!"

Sekundy oczekiwania na rezultat były zdawały się wydłużać w godziny. Po skroniach Fabiana spłynęła kropla potu, on jednak nie przerywał. Wszystko, czego chciał, to żeby próba wyniesienia kamienia z własnego abstrakcyjnego świata się udała, jakkolwiek niedorzecznie by to brzmiało. 

Niebo przecięła błyskawica, jakby odzwierciedlająca siły, z którymi próbował zadzierać.

Znów poczuł się, jakby się zapadał w grząskim gruncie. Przerażony pomyślał, że właśnie jego obawy się spełniają. Nim jednak zdołał pomyśleć o skutkach, znów poczuł ból obtarć po grubym sznurze krępującym mu z tyłu nadgarstki i słup, który wbijał mu się w plecy. Otworzył oczy. Był z powrotem w kryjówce Libertanów.

Poczuł coś jeszcze. Coś, co było dla niego zupełnie nowe. Niewielki ciężarek spoczywający w jego dłoni. Fabian powoli zbadał kciukiem jego kształt, a na jego twarz wpełzł chytry uśmieszek.

Próba z kamieniem się udała. Jutro nadejdzie czas na próbę ze sztyletem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro