001#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nick pov.

- Nick, Nick! - Oglądam się za siebie. Za mną biegnie Logan. No nie. Nie znowu.. Logan to nasz klasowy kujonek spośród bet. Jest blondynem o zielonych oczach, średniego wzrostu i budowy. Wbrew niepozornemu wyglądowi jest on bardzo, ale to bardzo gadatliwy. Zawsze pyta się o tysiące mało ważnych spraw i wtyka wszędzie nosa. A głównym celem zazwyczaj jest osoba idealnie prawie poinformowana, czyli jako przewodniczący klasy obecnie ja. Jest moim znajomym i tyle. Nie mam bliższych kontaktów z innymi. Dlatego prawie codziennie muszę znosić setki jego pytań. Co z tego, że jest moim zastępcą. Ale mimo to wydaje się być dobrym towarzyszem do rozmów. Szczególnie, że połowa klasy to idioci. Nie trudno tam być mądrym.

-Nick! - Logan złapał mnie za ramię. - To prawda, że ma się do nas przepisać nowy uczeń?! - Tak...- Wiesz kim ona będzie?! - Skąd stwierdzenie, że to ona?- No bo w naszej klasie dziewczyn jest mało, do tego same alfy...

- A przeszkadzało by ci gdyby to był kolejny facet? 

- No nie... Ale chcę wiedzieć. 

- A ja chcę nie spóźnić się do klasy. Chodź bo pan Skin zrobi z nas ofiary losu do końca roku...- Pan Skin to postawny alfa. W szkole jest jedynym nauczycielem biologii. Więc jak bardzo byś się nie starał i tak nie unikniesz przynajmniej jednej lekcji z nim. Lepiej z nim nie zaczynać... Mimo ciągłego dopytywania dotarłem do klasy i usiadłem sam w trzeciej ławce przy oknie. Z wiadomych powodów siedzę sam. Inni myślą, że po prostu nie lubię towarzystwa. Cóż za nim też nie przepadam, ale bycie omegą utrudnia trochę kontakty z innymi. Rozbrzmiał dzwonek a w klasie automatycznie zrobiło się cicho. Zaraz po dzwonku wszedł nauczyciel, a za nim wszedł chłopak mojego wzrostu o jasnych brązowych włosach. Nie patrzyłem na niego za długo. Nic nowego, że ktoś się przepisuje. Nie, raczej nic godnego uwagi. Słyszałem tylko strzępki rozmowy. Nazywam się jakoś tam, mam tyle i tyle. Norma... - Jestem alfą. - No i jest alfa. Czekaj, że co kurwa?! Kolejna alfa w klasie?! Mało ich tu?! Przecież jest ich tu aż dwadzieścia! Do tego cztery bety i ja. Szlag! Zacisnąłem w złości pięści i napiąłem mięśnie. Znowu pod górkę! Nie może być chociażby beta?! One potrafią się powstrzymać! Spojrzałem swoim najbardziej zimnym spojrzeniem w stronę chłopaka. Mogłoby chyba zabijać lodowymi i niewidzialnymi pociskami. Mimo to chłopak podszedł akurat do mojej ławki i mierzył się ze mną wzrokiem. Teraz dopiero mogłem zauważyć, że ma heterochromię. Jedno oko było zielone zaś drugie prawie czarne. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. W sali panowała kompletna cisza. No tak, wszyscy są ciekawi jak zareaguje ich przewodniczący. Wystarczyło tylko jedno słowo a chłopak by się tu nie zaklimatyzował. No, ale jakkolwiek masz na imię znaj łaskę omeg. Prychnąłem tylko rozdrażniony i odwróciłem wzrok. Coś czuję, że ruja mi się zbliża... Zazwyczaj wtedy powinienem być potulny i uległy. No właśnie, zazwyczaj. Ja miałem zupełnie na odwrót. Stawałem się szczególnie drażliwy i nieprzewidywalny. Cóż wyjątek jeden na tysiące. Postanowiłem kompletnie zignorować nowego. Nauczyciel jak zwykle zaczął mówić coś do czego byłem przygotowany. Muszę się starać bardziej od innych dlatego znam zawsze materiał z wyprzedzeniem o kilka lekcji. Zostałem lekko szturchnięty a koło ręki pojawiła się kartka z napisem "Hej". Kurwa, ja rozumiem, alfy najbardziej towarzyskie istoty ale z tobą to ja nie mam zamiaru mieć dobrych kontaktów. Zabrałem kartkę i ją zgniotłem rzucając bez patrzenia do śmietnika na koniec klasy. Omega też potrafi. Ale tak naprawdę jest to wyćwiczone. Dalej siedziałem na lekcji, a kartek wyrzuciłem chyba z dziesięć nawet na nie nie patrząc. W końcu tak wyczekiwany dzwonek rozbrzmiał i mogłem wyjść z klasy. Zaraz jednak przyczepił się do mnie Logan. Dobrze, że on a nie nowy. 

- Co sądzisz o Ryanie, Nick? - Czyli ma na imię Ryan. 

- Nie przepadam za nim. 

- Ty zawsze taki sceptyczny. 

- To jest pewne, że to cham. Nawet nie zapytał czy może ze mną siedzieć.

 - Ależ ty też nie za bardzo protestowałeś. Nawet nie wiesz jak dobrze bawiła się klasa kiedy pierwszy raz wyrzuciłeś jego kartkę do kosza nie patrząc. Jego mina naprawdę była prześmieszna. Co tam w ogóle było napisane? 

- A ja wiem. Wziąłem nie patrząc, zgniotłem i wyrzuciłem. 

- Zawsze się tak od wszystkich odcinasz. Może jest fajny...

 - Słuchaj, mam wielu znajomych i nie muszę poszerzać ich kręgu.-

 Znajomi i przyjaciele to dwie różne więzi. 

- Cicho już siedź, bo sam zakleję ci usta. 

- No dobrze. -Wywróciłem oczami. W pewnej chwili podszedł do nas Danny. Jest to jeden z grupy alf, mojej drużyny koszykówki i samorządu szkoły. Naprawdę fajny człowiek. 

-Hej, Nick. 

-Hej. Chciałeś coś? - Dziś jakiś nowy chce się zapisać do drużyny... -

 Znowu?! Ile trzeba im powtarzać, że jak się zapiszą to im lepszej oceny z zachowania nie da?! 

- Mnie nie pytaj. 

- Dobra, po prostu dziś zagram z nim małe "*one the one".

- Spoko. Przekażę mu. - Odszedł od nas rudowłosy. Ciężki mój żywot udawania alfy... Stałem tam jeszcze tak z kilka minut,aż nie zadzwonił dzwonek. Potem wróciłem do klasy na lekcje. Jednak i kilku następnych nie dane mi było przesiedzieć w spokoju. Ryan cały czas skądś brał nowe kartki, które ja od razu zgniatałem i wyrzucałem. Szczerze zaczynało mnie to coraz bardziej irytować. Ręka zaczynała mnie już boleć, a do tego byłem pewny że kosz jest już wypełniony co najmniej do połowy. Poczułem nagle zawroty głowy. Szlag, tylko nie teraz! Szybko podniosłem rękę przerywając panu Brusowi lekcje fizyki. 

- Tak, Nick? - Mógłbym iść do higienistki? Źle się czuję. - Nauczyciel szybko zorientował się w sytuacji i tylko skinął głową. Jak najszybciej wyszedłem z sali i prawie frunąłem do gabinetu pielęgniarki. Wszedłem, szybko otwierając drzwi i spojrzałem na staruszkę. 

- Już? Miało być dopiero za trzy dni... 

- Właśnie, miało. - Stwierdziłem oschle. - Ale denerwuje mnie taki jeden alfa... 

- To by wyjaśniało wszystko. Twoja omega czuje, że ktoś wywiera na niej presję, najwyraźniej. Co gorsze, jest to alfa. 

- Ma pani mocniejsze tabletki? 

- Ale wiesz, że możesz wziąć tylko dwie na osiem godzin? 

- Tak, wiem. - Kobieta skinęła tylko głową w odpowiedzi i ruszyła do jednej z szafek po odpowiednie leki. Wróciła z dwiema tabletkami i szklanką wody. Skinąłem jej tylko głową w podziękowaniu i zażyłem lekarstwa. Od razu poczułem się dużo lepiej. Zawroty głowy znikły w jednej chwili a ja czuję, że wszystko wraca do normy. Spojrzałem z wdzięcznością na staruszkę. 

-No, już nie pachnie tak mocno herbatą. - Mruknęła. Była wysokiej klasy alfą dlatego potrafiła wyczuć niekiedy czyjąś aurę przez leki. Szczególnie tak mocną jak moja. 

- Dziękuję pani Rouseso. - Nie ma za co, wracaj na lekcję. Nie zawiedź mnie mój mały alfo... 

- Ja? Nigdy...

 - Tak. Wszyscy tak mówią... - Mruknęła do siebie i wypchnęła mnie z gabinetu. Wróciłem akurat na następną lekcję wyjaśniając naszej kochanej wychowawczyni gdzie byłem, choć na pewno pan Brus już jej wszystko przekazał. Pozory też są ważne. Usiadłem już w swojej ławce, gdyż Ryan poszedł usiąść z Christopherem. Idealnie, przynajmniej ostatnia lekcja będzie bez niego. Jako, że na godzinie wychowawczej możemy robić co chcemy to i tym razem tak było. Od Logana pożyczyłem notatki z fizyki i chemii. Wszystko dokładnie przepisałem w jakieś dziesięć minut. Zostało mi więc dużo czasu do końca lekcji znudzony wyjąłem telefon i podłączyłem słuchawki, rozkoszując się zagłuszającym wokalem Dreaka Blacka i jego zespołu "Scars". Mimo, że był to Heavy Metal, piosenki były zakręcone i bardzo, ale to bardzo zboczone. Zamknąłem oczy i oddałem się chwili. Nie wiem czy już mówiłem, ale mój nastrój ma wpływ na siłę rui. Jeżeli będę wściekły albo podniecony to nawet leki nie ukryją zapachu. Zaś kiedy spokojny, opanowany, smutny i tak dalej zapach prawie zniknie. Z tego co wiem w klasie obecnie trzy alfy mają ruję. Jedna dziewczyna i dwóch facetów. Tak, zebrałem informację. W sumie nie było to takie trudne. Alfy zazwyczaj wtedy bujają w obłokach, są rozdrażnione i oczy im ciemnieją. Nie ma nic prostszego do wyłapania. Na razie jedynym zagrożeniem w klasie jest Ryan. Ktoś nagle odsunął krzesło obok i na nim usiadł. Otworzyłem oczy i widząc delikwenta warknąłem cicho w geście irytacji, ale zaraz się uspokoiłem. Spojrzałem na niego z niesmakiem, ale najwyraźniej go to nie zniechęciło. Ściągnąłem jedną z czarnych słuchawek, dalej patrząc na niego z wyższością.

 - Chciałeś czegoś? 

- Nie. - Uniosłem jedną brew w geście zirytowania. 

- To po co tutaj przyszedłeś?

- Ja.. Uh...

- Nie umiesz się wysłowić? 

- Umiem. Tylko mam dużo pytań... 

- Wszyscy mają. Wybierz te najważniejsze. 

- No to jesteś Nick, prawda? 

- Spostrzegawczy jesteś. - Odparłem z sarkazmem. 

- Jestem... 

- Ryan Anderson, lat osiemnaście, wysoko postawiona alfa w Seattle. 

- Wow. Skąd ty to wiesz? Myślałem, że nie słuchasz... 

- Najwyraźniej myślenie nie jest twoją mocną stroną. 

- Tak.. - Chłopak zdenerwowany podrapał się po karku. Trochę mnie to rozbawiło, nie powiem. Alfa, która denerwuje się przed omegą. Bardzo rzadkie zjawisko. 

- Słyszałem, że jesteś przewodniczącym. Profesor zaproponował bym cię zapytał o pokazanie szkoły po lekcjach... 

- Nie mam wtedy czasu. - Uciąłem krótko. 

- Zapytaj o to raczej Logana. Gwarantuje, że dobrze się dogadacie, już uważa cię za fajnego. 

- A za kogo ty mnie uważasz? - Dziwne ma te pytania... 

- Szczerze? -Chłopak pokiwał głową na tak. 

- Za kolejną alfę przepisującą się w środku roku, nic niezwykłego. Powiem raczej, że to powszechne zjawisko. 

- Auć. Bolało. 

- Miało boleć. - Wstałem zabierając ze sobą plecak. 

- A teraz wybacz, ale chcę przejść bo za pięć sekund będzie dzwonek. - Chłopak szybko się przesunął, a ja wyszedłem z ławki. 

- Trzy, dwa, jeden, zero. - W tle rozbrzmiał dzwonek, a ja spojrzałem na zdziwionego Ryana. Proszę.. Każdy głupi umie popatrzeć na zegarek! Wyszedłem zostawiając go osłupiałego przy mojej ławce. No to teraz tylko spławie kolejnego gościa na treningu i potem już z górki. Zachęcony pozytywną myślą zakończeniem dnia ruszyłem w stronę szatni. Jak zawsze jako pierwszy się przebrałem i czekałem teraz rozgrzewając się na sali na resztę włączając w to trenera, który ma dyżur. Nie musiałem jednak długo czekać. Zaraz pojawił się trener razem z drużyną.

- Jak zwykle pierwszy, Nick! - Zawołał trener Hedge. - Jak przystało na kapitana. Słuchaj, mam dzisiaj coś do załatwienia w związku z tegorocznymi zawodami letnimi więc trochę...

- Pana nie będzie. Spokojnie, damy sobie radę. 

- Liczę na was! - Krzyknął, wychodząc z sali. Spojrzałem na drużynę. 

- No to rozgrzewka panowie! -Wszyscy jak na komende zaczęli zgodnie ćwiczyć. Przejrzałem szybko spis wszystkich członków drużyny. Coś się nie zgadza. 

- Wie któryś gdzie jest Danny? - Poszedł po tego gościa co chciał się zapisać! 

- Rozumiem. - Dołączyłem do reszty rozgrzewając mięśnie a Dannego i tego kolesia dalej nie było. Już miałem wysłać Norda kiedy wszedł Danny. 

- Hej, Danny. - Mruknąłem. 

- Przepraszam za spóźnienie ale nie mogłem go znaleźć. - Tłumaczył się.

 - Dobra, a gdzie on jest? - Chłopak obejrzał się za siebie szukając kogoś. - Kurwa! - Wybiegł z sali. Odwróciłem się zrezygnowany i poszedłem rozdzielić drużyny. Jednak nie dane mi było zacząć.

 - Kapitanie! - Krzyczał Danny. Obejrzałem się i od razu ogarnęła mnie irytacja. 

- Znowu ty?! - Spojrzałem na Ryana zły. Spokój bo źle się to skończy. - Dobra, mniejsza. Grałeś kiedyś one and one?

 - Tak. 

- To chyba nie będę musiał ci tłumaczyć. Rozgrzej się. Zaraz zaczynamy.  Danny ty też! - Spojrzałem srogo na rudowłosego, który próbował się dostać do reszty bym go ominął. Nie ma tak dobrze. Chłopak westchnął, ale bez słowa zaczął się rozgrzewać. Wróciłem do reszty. Chłopaki dzielili się wrażeniami z wtorkowego meczu "Ilegs" z "Tower". Cóż, mecz był dobry. 

- Nicki, chyba możemy zaczynać. - Kevin zwrócił mi uwagę. Spojrzałem jak Danny i Ryan już do nas podchodzą. 

- Dobra, Jackson! Ty sędziujesz! -Chłopak skinął tylko lekko głową na znak, że rozumie. Wyszedłem na boisko i spojrzałem na Ryana. Chyba warto mu pokazać, że nie warto się spóźniać jeśli zostanie przyjęty. Raz, dwa, trzy. Gwizdek. Zaczynamy, ale mam zamiar to szybko skończyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro