015#

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nick pov.

Minął tydzień. Nie za dużo zmieniło się między mną a Ryanem. Co prawda zaakceptowałem go jako partnera ale... Dziwnie się z tym czuje. Do tego jeszcze ten irytujący głosik w mojej głowie. Moja wewnętrzna omega... Ta to dopiero jest teraz zadowolona i upierdliwa. 

- A ty bardziej zrzędzisz! 

Westchnąłem cicho. Co ja mam teraz zrobić? 

- Na początek, możesz się uczesać inaczej. Założyć jakieś nowe ciuchy i... 

- No bez przesady! - Krzyknąłem będąc w swoim pokoju. Od czasu kiedy dałem szansę Ryanowi, moja wewnętrzna omega cały czas mówi mi, co mam robić by podobać się alfie. Strasznie to wkurzające. Raz, tylko raz jej posłuchałem. I czułem się jak idiota. Zmęczony sobą wstałem z łóżka, otwierając szafkę i wyciągając jakieś rzeczy. 

- Weź tą zieloną bluzkę! 

- Nie... 

- Proszę!!!

Załamany wymieniłem bluzkę słysząc, jak omega triumfuje. Muszę zapytać się Erena jak się jej pozbyć... Jak co ranek odbębniłem poranną toaletę, a potem zjadłem śniadanie. Zabrałem tylko plecak i ruszyłem do szkoły. Zarzuciłem na siebie tylko bluzę, gdyż była piękna pogoda. No jak to późną wiosną. Szedłem, słuchając muzyki. Nagle zostałem złapany od tyłu, a jedna ze słuchawek została wyciągnięta. Dobrze wiedziałem kto to jest. 

- Hej, Nick. 

- Hej, Ryan. - Mimo, że był to pierwszy raz kiedy mnie tak witał, to tylko on odważyłby się mnie tak dotknąć. Zostałem objęty ramieniem. - Coś się stało? 

- A miało? 

- Nie zgrywaj idioty. 

- No, bo te alfy z tyłu patrzyły się na twój tyłek... - Spojrzałem na niego, był lekko różowy na policzkach. Słodki. 

- To przecież nasza alfa! Ona jest najlepsza.

Westchnąłem tylko cicho. Choć w duchu trochę się cieszyłem. Był słodki. I chociaż uważałem go za kompletnego idiotę to jednak był jedyny w swoim rodzaju. Spojrzałem na niego. Patrzył na mnie wyczekująco. Nie myśląc długo złożyłem na jego policzku lekki pocałunek. Chłopak stanął jak wryty, a ja ruszyłem dalej, wywracając oczami i uśmiechając się wrednie. Słyszałem jak moja omega skacze ze szczęścia. Szczerze, czasem dobrze mi doradza. Dotarłem do klasy i zająłem miejsce w ławce. Zaraz potem zjawił się Ryan z burakiem na twarzy i usiadł obok. I to ja tu jestem omegą. Lekcje mijały dość spokojnie. Ryan za każdym razem rzucał mi dziwne spojrzenia, jakby się nad czymś zastanawiał. Robił przy tym dziwne miny. 

- Panie Anderson, czyżby zastanawiał się nad odpowiedzią do zadania trzeciego? - Zdezorientowana alfa spojrzała w stronę nauczyciela fizyki.
 
- Ja...

- Zapraszam w takim razie do tablicy. - Chłopak wstał i podszedł do tablicy. Przyglądałem mu się z lekkim uśmiechem. Tłumaczyłem mu to ostatnio więc powinien dać sobie radę. Kolorowe oczy rzuciły mi znowu dziwne spojrzenie. Nie wiem czego chciały. Fizyka była dzisiaj ostatnią lekcją. Musi dać sobie radę. Patrzyłem jak uważnie rozwiązuje zadanie i gdzieś w duchu byłem z niego dumny. W końcu zapisał końcowy wynik i wrócił do ławki, odprowadzony niechętnym wzrokiem fizyka. Zaraz po tym zadzwonił dzwonek, więc spakowałem swoje rzeczy i wyszedłem z klasy. Po drodze jeszcze zaczepił mnie jeden z kolegów z drużyny, informując o braku dzisiejszego treningu. Większość uczniów wyszła już ze szkoły więc na dziedzińcu nie było prawie nikogo. Szedłem sobie spokojnie, ciesząc się pogodą kiedy zostałem złapany za rękę. Spojrzałem za siebie. Ryan miał spuszczoną głowę co spowodowało, że oczy były zasłonięte przez włosy. 

- Możesz gdzieś ze mną wyjść?! - Powiedział na jednym tchu, a ja widziałem jak całe policzki ma czerwone.

- Nasza alfa zaprosiła nas na randkę

- Ryan... - Chłopak spojrzał na mnie jakimś smętnym wzrokiem i puścił moją dłoń. 

- Ja przepraszam, że zapytałem. Nie powin... 

- To gdzie idziemy? - Przerwałem mu w połowie, a on zaskoczony spojrzał na mnie. 

- Chciałem zagrać dziś one and one. Wiesz nie ma treningu, a ja jeszcze nie za dobrze współgram z drużyną. Oczywiście jeśli ci to odpowiada. 

- Chodźmy już. - Pociągnąłem go na salę gimnastyczną. Jako, że byłem kapitanem miałem dodatkowe klucze. Nie musieliśmy się martwić o dostęp. Przebraliśmy się i wyszliśmy na salę.

- To jak,  na dwa czy jeden kosz?
- Może jeden. Nie potrzebujemy więcej. Zaczynasz. - Rzuciłem mu piłkę. Spojrzał na mnie i zaczął kozłować sprawnie mnie wymijając i trafił do kosza. Dostałem do swoich rąk piłkę i gdy tylko przekroczyłem linię rzutu za trzy trafiłem do kosza. Spojrzałem na chłopaka, uśmiechnął się do mnie w nieodgadniony sposób. Potem gra toczyła się już zacieklej. Blokowaliśmy siebie wzajemnie i atakowaliśmy. W końcu po dwóch godzinach mieliśmy dość. Usiedliśmy na ławce pijąc wodę. 

- Znowu z tobą przegrałem.-Mruknął w pewnym momencie jasnowłosy. 

- Nie było tak źle. 

-Zawsze przegrywam.-Spojrzał na mnie z lekkim smutkiem.- Ostatnio zastanawiam się czy na pewno na ciebie zasługuje. Jesteś lepszy we wszystkim, do tego potrafisz mnie zawstydzić bez jakichkolwiek starań i przyciagasz wzrok innych.Dziś rano nie byłem zazdrosny tylko... przestraszony. Bałem się, że nie mogę sprostać..że mogę na ciebie nie zasługiwać. - Mówił ze wzrokiem wbitym w podłogę.Moja omega już ryczała i krzyczała wewnątrz mnie - Wiesz, od dzieciństwa cię podziwiałem. Byłem słaby i samotny. A potem spotkałem ciebie. I mimo, że często uciekałem to ty zawsze czekałeś w tym samym miejscu. Do dziś pamiętam jak bardzo zaskoczony i szczęśliwy byłem kiedy wybrałeś mnie za miast twojej grupki znajomych. Chciałem w jakiś sposób udowodnić, że byłem dobrym wyborem. Kiedy ja starałem się być tobie równy... nigdy mi to nie wyszło. Nawet nie zauważyłem próbując się z tobą zrównać, że tak naprawdę idziesz obok, że nie muszę cię gonić. Wiedziałem to,ale dalej próbowałem. Nie wiem czemu Teraz pewnie uważasz, że jestem idiotą... Alfa goniąca za omegą. Naprawdę żałosne... 

- To prawda, że jesteś idiotą...

- Wiedziałe...- Przyciagnąłem go do siebie i mocno pocałowałem.Gdzieś tam czułem potrzebę bycia tylko jego. Potrzebowałem go bardziej niż mu się wydawało i niż to pokazywałem. Pocałunek był przesycony czymś innym niż namiętnością.Smakował gorzko,a jednak był słodki.Coś w rodzaju gorzkiej czekolady.Mieszanka szczęścia i pewnej tęsknoty. Zostałem bardziej przyciągnięty i zatrzymany w mocnym uścisku. Starałem się przekazać mu coś czego sam nie rozumiałem.Czułem się złamany. Cały mój utwardzony przez doświadczenia kręgosłup, zniknął za jego sprawą. Z każdym dniem czułem się słabszy,a jednak coś zyskiwałem. Odsunąłem się od niego i spojrzałem w zaszklone oczy w dwóch kolorach. 

- Jesteś idiotą, tylko dlatego, że tak myślisz.Wiesz ilu ludziom dałem szansę się do siebie zbliżyć? - Pokiwał przecząco głową.- Tylko tobie. Więc przestań myśleć, że na mnie nie zasługujesz bo jako jedny dostałeś szansę by być kims więcej niż osobą, którą codziennie widzę. A teraz chodź już. Zaraz zamknął cały obszar szkoły. - Pociągnąłem go w stronę szatni. Przebraliśmy się i wyszliśmy ze szkoły.Szliśmy parkiem obłapianym przez promienie słońca. Spojrzałem na Ryana, który przyjmował dziwne miny. Uśmiechnąłem się lekko i złapałem go za rękę. Spojrzał na mnie zdziwiony. 

- Jak chcesz coś zrobić to nie wahaj się. - Uśmiechnął się lekko i nachylił, łącząc nasze wargi drugi raz tego dnia. Mimo, że się zmienił nadal widzę, że jest kimś wyjątkowym. Tak jak kilka lat temu... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro