1.5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od momentu, kiedy Arika pokazała Suguru swoje drugie oblicze, minęło cztery dni. Przez ten czas chłopak chodził niezwykle zdenerwowany i obrażony na wszystkich. Był jeszcze bardziej cięty, niż zazwyczaj.

Nie rozumiał, co do cholery się z nim działo. W ciągu tych czterech dni, ilekroć starał się odpysknąć jej, nie dawał rady. Zawsze zamykał się, prychał i odchodził lub po prostu czekał, aż przestanie z niego kpić dobrowolnie.

Teraz siedział na hali i z wręcz demoniczną aurą wokół siebie, obserwował jak młodsza Kuroo świetnie bawi się z Bokuto.

Był wściekły, a świadomość, że dziewczyna prawdopodobnie nigdy nie uśmiechnie się do niego w taki sposób, jak do Koutarou, rozwścieczyła go. Miał ochotę wyjść i nie wracać, byle uniknąć tego widoku.

- Wszystko idzie po naszej myśli, siostrzyczko. - Kapitan Kotów parsknął śmiechem - Jest wściekły. - Parsknął śmiechem - Cierp, głupia Żmijo.

- Daje mu góra tydzień, żeby sam się ode mnie odczepił. Jak nie, to sama go odprawię. - Uśmiechnęła się szeroko, gdy Bokuto objął ją ramieniem i poczochrał włosy - Dzięki, że nam pomagasz.

- Nie ma sprawy. - Uśmiechnął się miło - Przynajmniej nie będziesz musiała znosić towarzystwa tego kłamcy. - Ofuczył się, przypominając sobie moment, w którym dał się nabrać jak dziecko.

Suguru nie będąc w stanie wytrzymać już napływającej złości, szybkim krokiem ruszył w kierunku rozmawiającej trójki. Nie pofatygował się nawet o spojrzenie na ktoregolwiek z nich. Po prostu złapał Arike za ramię i ciągnąc za sobą, wyprowadził z halo.

- Co ty odwalasz? - Spytała zirytowana, gdy, zaprowadził ich w ustronne miejsce - Możesz mi wytłumaczyć, co to ma znaczyć?! - Podniosła na niego głos, na co się wzdrygnął.

- O nie. To ty mi powiesz, co ty robisz. - Popchnął ją na ścianę i zacisnął szczękę.

- O co ci człowieku chodzi?

- Najpierw się ze mną całujesz, a teraz chodzisz i przytulasz się z jakimś innym facetem?! - Również nie powstrzymał się od uniesienia głosu.

Arika podniosła jedną brew w pytającym geście. Skrzyżowała ramiona pod biustem, a jej spojrzenie stało się pogardliwe.

- Niczego ci nie obiecywałam. - Wzruszyła ramionami - Więc nie rozumiem, dlaczego zrobiłeś sobie niepotrzebną nadzieję. - Parsknęła śmiechem, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo chłopaka zraniły te słowa.

Nie odezwał się, stał w milczeniu i wciąż patrzył na nią.

- To ty się na mnie uwziąłeś, ja tylko udowodniłam Ci, że twoja pseudo "wojna"... - Zrobiła cudzysłów palcami jednej dłoni, a potem stanęła w poprzedniej pozycji - Jest bez sensu. Ostrzegałam cię, a ty nie posłuchałeś.

- Więc dlaczego? - Spytał w końcu po długiej chwili ciszy z jego strony - Dlaczego wydawałaś się też tego chcieć?!

- Serio? - Uniosła obydwie brwi - Widocznie potrafię być bardzo wiarygodna. - Uśmiechnęła się - A teraz na poważnie... Jeśli zrobiłeś sobie jakiekolwiek nadzieję, to jesteś zwykłym idiotą... Nie oczekuj, że kiedykolwiek spojrzałabym na ciebie w inny sposób, niż jak na wroga mojego brata i nachalnego typa, który za wszelką cenę próbuje mnie przelecieć. Nie tędy droga.

Rozłożyła bezradnie ręce, mając powoli dosyć tej rozmowy.

Widziała, że chciał coś powiedzieć, jednak się powstrzymał. Arika westchnęła i odepchnęła się od ściany, mijając siatkarza.

- Odpuść. Twoje dziwne starania i tak nic nie dadzą. Twoja intryga została rozgryziona już na samym początku, a całe sedno gry było już wiadome w momencie, kiedy rzuciłeś mi wyzwanie.

Zatrzymała się parę metrów od niego i westchnęła, spoglądając przez ramię. Stał w tym samym miejscu, w tej samej pozycji. Nie ruszył się o minimetr, nie potrafił. Zbyt wiele zrozumiał naraz.

- Jesteś zwykłą zwierzyną, która trafiła na doświadczonego myśliwego. - Widziała, jak zacisnął pięści - Poszukaj kogoś, na kogo twoje żałosne intrygi wreszcie podziałają. Nie bierz się za ludzi, którzy są bardziej wprawieni od ciebie. Taka rada na przyszłość. Trzymaj się, Żmijo.

I odeszła, zostawiając go samego. Zniknęła w głębi szkoły, a Daishou został na korytarzu ze spuszczoną głową.

Cholera...Dałem się złapać we własne sidła... Chciałem ją skrzywdzić, a to ja zostałem z nożem wbitym w plecy.

Prawdą było to, że Daishou nie powinien oceniać jej po okładce. Nie zawsze ładna dziewczyna musi oznaczać głupią, dającą się nabrać na wszystko. Nie przemyślał tego, uważał, że wszystko pójdzie gładko.

Rozkocha ją w sobie, wygra zakład, a potem zostawi dziewczynę sama z płaczem. Karma wraca, do niego wróciła zbyt szybko.

Wpadł w coś, w co chciał wepchnąć ją. Dopiero wtedy zrozumiał, że miał doczynienia z kimś znacznie inteligentniejszym od siebie. Nie mógł dopuścić tej myśli tak łatwo.

Bolało. To na pewno.

Chciał ją rozkochać i zranić, a tymczasem to on się zakochał. Choć ciężko było mu to przyznać nawet w myślach.

- Cholera! - Warknął, uderzając zaciśniętą pięścią w ścianę.

Kolejna dziewczyna go zraniła. Znów został sam. Przez swoje pieprzone intrygi i chęć pokazania wszystkim wokół, jakim to on nie jest łamaczem serc.

Doigrał się. To było wręcz pewne.

Czuł pod powiekami zbierające się łzy. Jednak wiedział, że nie może pokazać słabości.

Niestety, ale nie było to takie proste.
~

Kuroo wyszedł z hali, zatrzymując się przed automatem w celu zakupy picia. Usłyszał syknięcie za sobą.

Spojrzał przez ramię i zobaczył Daishou, który wracał z ukrycia na hale. Czarnowłosy przyjrzał mu się, miał dziwny wyraz twarzy. Taki... Przygaszony, bez życia.

- Oi, a z tobą to wszystko dobrze, głupia Żmijo? - Spytał z uśmiechem, będąc gotowym na kąśliwą uwagę ze strony Kaoitana Nohebi oraz kolejną, ciekawą i zabawną wymianę zdań.

Suguru zatrzymał się na moment i odwrócił głowę w stronę Tetsurou. Kapitan Kotów przyjrzał mu się szybko, a gdy chłopak odszedł bez słowa, złotooki doznał szoku.

Widział zaczerwienioną skórę wokół oczu nastolatka, a także delikatne, małe łezki, które miał w kącikach oczu.

Czy to możliwe, by jego siostra faktycznie pod wpływem furii, samodzielnie zajęła się Suguru?

Oczywiście.

Kuroo poczuł dziwny ścisk w żołądku, bardzo nieprzyjemny. W pewnym sensie zaczął żałować, że razem z siostrą tak podle go potraktowali.

Syknął pod nosem i jeszcze przez moment wpatrywał się w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stał zapłakany Kapitan Węży.

**************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro