Rozdział 47.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło kilka dni. Renata mimo wątpliwości i obaw, postanowiła zawiadomić policję o możliwości popełnienia przestępstwa. Policjanci prawie natychmiast od zgłoszenia, wszczęli akcję poszukiwawczą. Zadanie nie wydawało się trudne, ale w rzeczywistości okazało się inaczej.

Renata postanowiła nie siedzieć bezczynnie i waz z zebraną grupką osób chodziła po osiedlu Jacka i rozwieszała ulotki. Rozmawiała także z mieszkającymi tam ludźmi, ale na nic to się zda-ło. Cały czas próbowała się także skontaktować ze swoim rodzeństwem, ale oni uparcie odma-wiali jakiegokolwiek kontaktu.

Wezwana na komisariat podała wszystkie informacje i dane jakie były jej wiadome. Kobieta bardzo liczyła, że to w jakiś sposób pomoże. Okazało się jednak, że jej brat i siostra bliźniaczka byli sprytni i potrafili się dobrze ukrywać. Nie miała pojęcia gdzie mogliby ich jeszcze szukać. W garażu i w mieszkaniach nie było nikogo. Je każe policja dostała się do wnętrza garażu wskazanego przez Renatę i okazało się, że to tam był przetrzymywany Jacek. Znaleziono nawet ślady krwi. Serce kobiety na ten widok podeszło do gardła.

— O nie! — wyszeptała zatkawszy sobie usta dłonią.

Wyszła na zewnątrz i starała się odgonić przerażające myśli ze swojej głowy.

— Nic mu nie będzie. Oni nie zrobią tego. Nie sa tacy. Na pewno tego nie zrobią.

Z każdym upływającym dniem pewność Renaty słabła. Bała się i zastanawiała czy i na ile zna swojej rodziny. Ze zwieszonymi ramionami podeszła do samochodu. Zapaliła silnik. Po raz ostatni rzuciła spojrzeniem na znane miejsce. A przed oczami pojawiły się szczęśliwe chwile z dzieciństwa.

Mocno zamknęła oczy starając się odpędzić łzy, ale nie udało się jej to. Oparła głowę o kierownicę i płakała rzewnymi łzami. Nie potrafiła pojąc, kiedy przegapiła coś tak istotnego jak chęć zemsty. Miała wrażenie, że jej rodzeństwo pogubiło się w tym wszytki. Zaślepiło ich to uczucie. Co prawda nie znała dziewczyny Tomka zbyt dobrze, ale nigdy nie przypuszczałaby aby brat tak chorobliwie się zakochał.

Musiała przyznać, ze nie znała swoich bliskich. To bardzo bolało. Czuła jak serce rozpada się na małe kawałki.

— To na nic — z ponurych wspomnień wyrwał kobietę głos Pameli. Zamrugała kilkakrotnie. Obie znajdowały się pięć domów od domu Jacka. Kolejny dzień wrzucali i rozwieszali ulotki o zaginięciu mężczyzny. Przynajmniej w ten sposób kobieta mogła czuć, że cos robi. — Naprawdę nie wiem czy to jest dobry pomysł — dodała kobieta siadając na murku. — Tym powinna zajmować się policja, a nie my.

— Jeśli ci to nie odpowiada, możesz odejść — stwierdziła chłodno Renata. — Ja nie potrafię siedzieć i po prostu czekać. Muszę coś robić aby nie zwariować.

— Robisz to bo ci na nim zależy czy czujesz się winna?

Pytanie w punkt. Kobieta poprawiła luźny rudy kosmyk, który uwolnił się z warkocza. I dłuższą chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.

— A jakie to ma znaczenie? Po prostu chcę pomoc — odpowiedziała wymijająco. 

Ewelina skończyła kolejny dzień rehabilitacji. Uśmiechnęła się na widok Andrzeja siedzącego w poczekali. To takie miłe, kiedy po nią przychodził każdego dnia. Gdy tylko ją ujrzał, wstał i pod-szedł do niej. Jak zwykle przytulił ją mocno. Poczuła przyjemny zapach wody kolońskiej jakiej używał w codziennej paginacji. Odwzajemniła uścisk.

— Jak było dzisiaj? — zapytał pogodnie.

— Dobrze, ale jestem trochę zmęczona — odpowiedziała Ewelina powoli. Wciąż miała problem z szybkim mówieniem. — Wracajmy do domu.

— Dobrze, ale czy możemy się gdzieś zatrzymać na kawę? — zapytał, a jego głos nagle spoważniał.

— Jasne. Ale czy coś się stało?

— Nie, nie, po prostu chciałbym porozmawiać.

Ewelina pokiwała głową. Odkąd się wybudziła ze śpiączki nadal nie wróciła do pełnej sprawności fizycznej i intelektualnej. Lekarze co prawda sa dobrej myśli, a sama pacjentka robi wszystko aby wrócić do dawnej formy. Z tyłu głowy miała jednak czasami wątpliwości czy to się uda. Cieszyła się, że ma przy sobie takich dobrych ludzi jak Andrzej. Mężczyzna pomógł jej wsiąść do samochodu i przejechali kilka przecznic. Zatrzymali się na chodniku przy małej włoskiej restauracji. Ewelina pamiętała, że Andrzej lubił włoską kuchnię, ona sama nie miała nic przeciwko niej. Dania przygotowywało się szybko i były smaczne. W samej restauracji nie jadała za często, bo uważała to za stratę pieniędzy i czasu.

— Jest jakaś okazja, o której nie wiem? — zapytała spoglądająca kierowcę zdumiona.

Weterynarz jednak nie nic nie odpowiedział. Wysiadł z samochodu i pomógł uczynić to samo Ewelinie. Ta uśmiechnęła się wdzięczna podpierając się na ramieniu swojego partnera. 

Obojgu zrobiło się cieplej, kiedy przekroczyli próg restauracji. W czułe nozdrza kobiety uderzyły przyjemne zapachy, a z oddali dobiegały rozmowy, śmiechy, i praca pracowników na kuchni.

Kwadratowe i okrągłe stoliki stały oddalone od siebie symetrycznie. Biało-czerwono-czarne ob-rusy pasowały do stonowanego brązu i błękitu w jakim urządzone pomieszczenie. Andrzej po-prowadził Ewelinę do młodej blondynki w czarnych „kocich" oprawkach. Ubrana w niebiesą kamizelkę i białą koszulę. Uśmiechnęła się uprzejmie na widok gości.

— Witamy w naszej restauracji, w czym mogę służyć? — zapytała kelnerka.

— Czy są wolne stoliki?

— Tak, proszę zająć miejsce. Tutaj mają państwo menu — odpowiedziała słodkim głosem. — Gdy państwo coś wybiorą, proszę podejść, a ja złożę zamówienie.

— Dobrze, dziękujemy.

Oboje odeszli i usiedli w cieniu smukłej rośliny przypominającej palmę. Ewelina zagłębiła się w ofercie. Trochę na początku było jej nie smak, że wybrał tak drogie miejsce. Ale z drugiej strony przecież to nie ona płaciła. Natychmiast przestała się tym przejmować i uśmiechnęła z ulgą. Nie zamierzała jednak przesadzać i zachować zdrowy rozsądek.

— Zdecydowałaś już co zamówimy? — zapytał Andrzej zerkając z nad karty.

— Może na spółę zamówimy dużą pizzę?

— Dobrze, skoro na to masz ochotę — stwierdził poważnie. Wstał od stołu.

— Weź mi sok pomarańczowy — dorzuciła jeszcze. 

— Zdecydowałaś już co zamówimy? — zapytał Andrzej zerkając z nad karty.

— Może na spółę zamówimy dużą pizzę?

— Dobrze, skoro na to masz ochotę — stwierdził poważnie. Wstał od stołu.

— Weź mi sok pomarańczowy — dorzuciła jeszcze.

Stanął w kolejce. Czekała na swojego towarzysza kilka minut. Uśmiechnęła się na widok Andrzeja, który niósł napoje.

— Dziękuję — rzekła, kiedy postawił jej sok.

Andrzej usiadł naprzeciwko. Pili w milczeniu.

— A co z Jackiem? Wiadomo co się z nim dzieje? — zapytał Andrzej z ciekawością.

— Nie wiadomo. Policja jeszcze nic nie znalazła — stwierdziła Ewelina ze smutkiem.

— Smutna i przykra sprawa.

Ewelina pokiwała głową.

— Dlaczego ciebie podejrzewali?

— Sam nie wiem — pokręcił głową. — Co prawda nie przepadaliśmy za sobą, ale nigdy nic bym mu nie zrobił. Nie jestem taki.

Ewelina pokiwała głową i w zamyśleniu spojrzała za okno. Przez ciężkie chmury nieśmiało prześwitywało słońce. Ze ściśniętym sercem zastanawiała się gdzie jest Jacek. Szczerze się martwiła o mężczyznę i strasznie żałowała, że nie może brać udziału w poszukiwaniach. Słyszała, że Renata, z którą się ostatnio spotykał zebrała grupkę osób i rozniosła ulotki. Ulicami miasta przejechały dwa radiowozy policyjne. 

— Państwa dania.

Ewelina podskoczyła. Nie spodziewała się pojawienia kelnerki.

— Smacznego.

Po tych słowach zostali sami.

— Naprawdę dobre — rzuciła Ewelina z mruczeniem. Z rozkoszą przymknęła oczy.

— Mówiłem ci, że maja tutaj przyjemnie jedzenie.

Przez następnych kilka minut jedli w milczeniu.

— Chciałbym ci coś powiedzieć — zaczął Andrzej napotykając spojrzenie Eweliny. — Rozstańmy się. Nie czuję tego do ciebie. Pomyliłem się. Przepraszam.

Ewelina zbladła na twarzy. Dopiero po chwili dotarło do niej znaczenie słów.

— Dlaczego? Poznałeś kogoś innego? — wyszeptała pytanie. 

— Tak, poznałem kogoś innego — oznajmił cepłym głosem. Wzrok stał się nagle zamglony i ciepły. — Nie spodziewałem się, ale to uczucie uderzyło we mnie jak groom.

Ewelina ponownie spojrzała na ulice skąpaną w blasku słońca. Przez chwilę ogarnęło kobietę uczucie gniewu. Zacisnęła dłonie w pięści na kolanach. Oddychała głęboko. Na chwilę zamknęła oczy i z zaskoczeniem poczuła ulgę.

— Przepraszam, jeśli cię uraziłem — usłyszała cichy głos Andrzeja. — Nie chciałbym stracić tego co nas łączy. Przyjaźni i zrozumienia oraz wsparcia.

Ewelina spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła się ciepło. 

— Nie stracisz — oznajmiła ciepło. Chwyciła go za dłoń i uścisnęła mocno. — Tak bardzo pragnęłam aby z tego wyszło coś więcej, że się w tym pragnieniu zatraciłam. Pragnienie miłości pomyliłam z prawdziwym uczuciem miłości. Ale chciałabym abyś wiedział, że w moim sercu zajmujesz szczególne miejsce w moim sercu. Jako przyjaciel. I mam nadzieję, że ta przyjaźń stanie się z czasem jeszcze głębsza i silna. Mam także nadzieję, że w waszym życiu znajdzie się miejsce dla mnie i moich bliskich. Chciałabym także w przyszłości poznać wybrankę twojego serca. 

Było późne po południe. Słońce chyliło się już ku zachodowi. Na osiedli zaczynało pojawiać się coraz więcej mieszkańców wracających z pracy i młodzieży ze szkoły. Renata usiadła zmęczona na murku. Ściągnęła prawego buta i pomasowała sobie obolałe stopy. Nigdy w życiu jeszcze ty-le nie chodziła, co właśnie dzisiaj. Zmęczonym wzrokiem potoczyła po osiedlu domków jedno-rodzinnych. Zatrzymała się spojrzeniem na plakacie z wizerunkiem Jacka. Serce po raz kolejny zakłuło z tęsknoty. Co zrobi, jeśli nie uda się go odnaleźć żywego. Rudowłosa odgoniła te myśli gwałtownym kiwnięciem głowy. To się nie może tak skończyć. Gdy stopy przestały bolec, ubrała ponownie buty i stanęła na nogach z wyrazem determinacji na twarzy. Nie może się poddać.

Rozległ się dźwięk dzwonka komórki. Kobieta w jednej ręce trzymała ostatnie plakaty, a druga sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła telefon. Spojrzała na wyświetlacz i pospiesznie go odebrała.

— Renata, mamy coś. Jeden z sąsiadów wrócił z delegacji — usłyszała rozpromieniony i napięty głos Marcina. — Z ojcem jestem dwa domy od domu Jacka.

Serce Renaty zabiło mocniej i zebrała się do biegu. W tym samym momencie usłyszała nadjeżdżający samochód. Odruchowo przystanęła i obejrzała się za siebie. Kilkanaście minut później ujrzała jadący radiowóz. Pobiegła w kierunku gdzie czekali na nią już obaj mężczyźni Ujrzała jak radiowóz parkuje na podjeździe..

— To panowie nas wzywali? — zapytała młoda policjantka o głowę nizsza od swojego partnera.

— Tak, ja was wezwałem — stwierdził starszy pan Oliwka. — Mieszkający w tym domu mężczyzna dopiero co wrócił z delegacji. Chodzi o to, że ma zamontowane na posiadłości kamery.

— I co? — zapytał policjant.

— Chodzi o to, że ten mężczyzna może mieć informacje na temat porwania mojego brata — wtrącił się Marcin.

— Znaczy nie widzieliśmy tych nagrań, bo mężczyzna nie chce z nami rozmawiać, ale może państwu coś powie — oznajmił błagalnym tonem ojciec Jacka.

— I tak mieliśmy tutaj przyjechać —powiedział policjant. — Także dziękujemy za czujność. Poczekają państwo tutaj. 

Po kilkunastu minutach dwójka funkcjonariuszy wyłoniła się z małego dwupiętrowego domu. Starsza, ale niższa od swojego partnera policjantka wyszła z torbą na laptopa przewieszoną przez ramię.

— I co? — zapytał ojciec Jacka z niepokojem.

— Potwierdziliśmy pewny trop — odpowiedział mężczyzna obojętnie. — Damy panu znać, kiedy już znajdziemy pana syna lub czegoś się dowiemy.

Pan Oliwka pokiwał głową. Trójka patrzyła jak auto odjeżdża. Stali jeszcze kilka minut i zastanawiali się co zrobić dalej. Właściciel domu nie chciał z nimi rozmawiać. Postraszył ich nawet agresywnym psem, który skakał na ogrodzenie. Z westchnieniem rozczarowania postanowili wrócić do siebie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro