Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mrok pokoju sprzyjał odnajdywaniu własnych myśli w gąszczu obcych, tych innych, które narzucali inni.
Bo przecież narzucają wierność, stałość...
Ale czasem się gubimy. Ona się gubiła, chciała miłości, brać, dawać, jeszcze więcej brać i jeszcze więcej dawać. Ale to "brać" było najważniejsze. Brała, chciała więcej. Miała więcej.

Kolorowe lampki, które kiedyś przybiła do ściany błyszczały wesoło, przypominając burzą kolorów burzę uczuć w jej głowie.
Nadal czuła na szyi te słodkie drgania skóry i ciepło jego oddechu, głęboki tembr tuż przy uchu, który szeptał słodkie komplementy, których tak bardzo łaknęła. Chłodne dłonie na rozgrzanym ciele koiły nerwy, które niemal paliły, a ich oddechy były najpiękniejszym, co mogła teraz usłyszeć.

Stałość. Wierność.

Między rozgrzane ciało a dreszcze emocji wkradał się powoli, rozrywał słodkie i gorące wizje obraz ciemnych oczu, najciemniejszych, jakie widziała i ślicznie zagryzana warga.
Nieśmiałe iskierki tańczyły, a ona czuła chłód, który potrafiła tylko ukoić piękna ciemnooka.

Błękitne ściany, jasne kolory były czystym i niewinnym przeciwieństwem gorzkiego i rozkosznego mroku.
Tu nie było miejsca na tę śmiałą cielesność, była ona i śliczna ciemnooka, z którą szeptała o sekretach świata, z rozanielenem słuchała jej aksamitnego i melodyjnego głosu, za którym weszłaby nawet w ogień. Zakręciła na palcu pasmo włosów dziewczyny, by przyciągnąć ją za nie do delikatnego pocałunku. Jakby to była porcelanowa lalka, jej najpiękniejszy kwiat, który musi być traktowany z nabożną czcią i troską.
Pocałunki, choć krótkie, to były tym, czego potrzebowała. Niewymuszonego i szczerego romantyzmu, który tak jej się podobał od początku.
Skóra, idealna dla dotyku i pieszczot, jasna koszulka, którą wystarczyło tylko lekko odchylić, by dotknąć delikatniejszych skrawków ciała, blady rumieniec na ślicznych policzkach, gdy szeptała te wszystkie piękne słowa, ustami muskając ucho i dreszcze od cichego głosu, które łaskotały lędźwie.

Wracała myślami do swojego zacienionego pokoju, gdzie ostanie promyki słońca, które wpadały przez firany, oświetlały ciepło jej uda i dłoń.
Sumienie nie krzyczało, nie płakało za czystością, serce nadal biło szybciej dla niego i dla niej, ciało nadal drżało od dotyku tej dziewczęcej dłoni, i tej męskiej.

Myślami zdradzała, kochała jedno, będąc z drugim oraz kochała drugie, będąc z jednym. Mentalnie czuła dotyk innej osoby, chciała czuć inne usta i słyszeć inny głos, ale nadal była, bo kochała.
Zdrady miały być piętnem, jej skalaniem, a były szczęściem, posiadaniem obu opcji, nie doścignionym celem i spokojem rozumu z pragnieniem.

Dawała i brała. Kochała i miała.
Więcej dawała i jeszcze więcej brała. Bo chciała mieć, brać, kochać i więcej brać. Bo umiała tylko brać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro