~*~ | 3. | ~*~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cały ten cyrk na kółkach trwał jeszcze następnych pół godziny, po czym wypuszczono nas do domu.

Ruszyłam do wyjścia a zaraz za mną wybiegły Jazmin i Delfina.

Kiedy dotarły mnie, Jazmin znów złapała za moje ramię ale nie pozwoliłam jej na to zbyt długo.

Szybko strzepnełam z siebie rękę rudowłosej i zgromiłam ją wrozkiem.

-No co? - spytała Jazmin mrużąc oczy.

-Nie dotykaj mnie więcej w ten sposób - zastrzegłam ostro, nadal wbijając wzrok w Gorjesi, która z każdą chwilą coraz bardziej się w sobie kuliła.

-Wybacz Ambar - wyszeptała i spuściła głowę w dół, przez co Delfina spojrzała na mnie krzywo.

Odpowiedziałam jej tym samym i odeszłam zostawiając je z tyłu.

Przeszłam do samochodu, w którym siedział Tino, mój szofer i nachyliłam się nad oknem.

Kiedy ten obudził się z drzemki, którą sobie uciął, od razu poprawił się i wyprostował.

-Zapraszam do samochodu, Panienko Ambar.

-Jedź do domu, dziś idę w miasto - odparła szorstko i ruszyłam przed siebie. -A mojej mamie powiedz, że siedzę z dyrektorką na herbatcę i omawiamy szczegóły nowego planu lekcji.

Tino siedział w samochodzie nadal próbując wydukać "Ale, ale..." ALE mu nie wyszło.

Zdążyłam odejść zanim ten wydukał z siebie coś sensowego.

Szłam wolno ulicami Buenos Aires i spoglądałam w czystą jak niebo wodę, która płyneła z nurtem znacznie szybciej niż ja.

Wchodziłam do każdego napotkanego sklepu, które przyciągały mój wzrok każdą wystawioną rzeczą.

W każdym z tych sklepów spędziłam przynajmniej po pół godziny przymierzając ubrania i dodatki.

Już dawno nie czułam się taka wolna.

Matka przez cały czas napierała na mnie z nauką i byciem najlepszą ze wszystkich.

Nigdy nie mogłam być druga.

Moje miejsce znajdowało się na podium numer 1 i to nigdy nie ulegnie zmianie.

Jednak czasem brakowało mi swobodnego wyjścia na miasto, czy spotkania z koleżankami.

Dla Sharon niewyobrażalne było wyjście z domu bo niby po co?

Po co komu szlajać się całymi dniami po centrum handlowym, czy gadać o głupotach z koleżankami.

Cóż, przez wymagania Sharon nie miałam czasu na wyjścia a o przyjaciółce mogłam tylko pomarzyć.

Teraz kiedy chodziłam sobie po drogach Buenos Aires czułam wielki spokój.

Spojrzałam w niebo i oglądałam latające ptaki.

Byłam jak one, latałam od sklepu do sklepu chodząc po ziemi.

Jedyne co nie łączyło mnie z ptakami to ta kupa, którą co chwilę musiałam omijać na ziemi.

Ochydne ale prawdziwe.

Zaraz za sklepami znajdował się bar, który świecił swoim neonowym kolorem.

Jam&Roller, przeczytałam i postanowiłam wstąpić na koktajl.

Było mi trochę trudno z racji na ilość siatek i toreb z zakupionymi rzeczami ale dałam radę.

Postawiłam swoje pakunki wokół stolika, który zarezerwowałam i zajęłam się przeglądaniem karty podanej przez blondyna, który teraz krzątał się za barem.

Wybrałam koktajl z mango i marakuji i wyciągnęłam telefon.

Wiedziałam, że Sharon będzie wydzwaniać do mnie, jak tylko Tino pojawi się w domu beze mnie dlatego wyciszyłam dźwięki.

I dobrze zrobiłam bo rodzicielka od 10:00 wybrała mój numer 31 razy.

Totalny debilizm ale co poradzić.

Weszłam na facebooka z zamiarem przejrzenia co nowego u dawnych znajomych lecz zauważyłam idącego w moją stronę szatyna.

Przewróciłam oczami i skupiłam uwagę na telefonie, kiedy chłopak postawił przede mną mój koktajl.

-Dzięki - odparłam nie podnosząc wzroku.

-5,50 złotych się należy - odparł chłopak. Zirytowana odłożyłam telefon i zaczęłam szukać w torebcę pieniędzy. -Ale za tak ładne oczy koktajl na koszt firmy.

-Bierz dychę i spadaj - odparłam oschle, rzucając pieniądze na stół i znów wzięłam telefon w ręce.

-Ee dzięki ale... - zaciął się chłopak.

-Co znowu? - spytałam podnosząc głowę. Nasze oczy się skrzyżowały. Jego były brązowe, bardzo ładne ale należały do pachołka, który pracował w barze więc na tym kończyły się jego zalety.

-Dlaczego jesteś taka nie miła? - spytał.

-Słucham?! - spytałam zszokowana. Jak on śmiał się wogóle tak do mnie odezwać?

-Pytam dlaczego jesteś taka nie miła? - powtórzył a mnie w tym momencie szlak jasny trafił. -Czy stało się coś, co to spowodowało? Możesz mi o tym powiedzieć. Lepiej wygadać się komuś nieznajomemu niż trzymać to w sobie - odparł i ukazał mi swoje śnieżnobiałe zęby.

-Nie potrzebuje się nikomu wygadywać. Daj mi spokój - odparłam.

-Jestem Simon - szatyn wyciągnął do mnie rękę, którą zignorowałam. -Podasz mi swoje imię?

-Ambar Smith. I wbij to sobie do głowy bo za kolejnym razem, jak się do mnie tak odezwiesz to będziemy rozmawiać inaczej - wysyczałam w jego stronę.

-W porządku, Ambar - odparł zrezygnowany. Niczego nie lubiłam tak jak usilne utrzymanie rozmowy mimo tego, że się nie kleiła. -Do zobaczenia.

Pociągnęłam łyk napoju i usłyszałam znajomy głos.

Wiedziałam, że mam przechlapane...

__________________________________________________

Badum tsss...

To znów ja! 3 rozdział już za nami!

Next już jutro o 18:00!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro