16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Ambar

Tydzień po:

Całe szczęście nadszedł ostatni dzień szkoły. Mamy ferie i wreszcie będę miała spokój ze szkołą. Wzięłam telefon, który leżał przy łóżku, podłączony do ładowarki i sprawdziłam, która jest godzina. Była 8:35 a więc miałam 25 minut do ogarnięcia się na śniadanie. Zwykle wstaje już o 8 żeby ze wszystkim zdążyć lecz dziś nie wiem dlaczego tak późno wstałam. Nie tracąc czasu na myślenie o takich bzdurach, poszłam do łazienki chcąc wziąść orzeźwiający prysznic. Kiedy wyszłam z pomieszczenia gotowa, ubrałam pierwszą, lepszą koszulkę, którą miałam pod ręką i spodenki, w których spałam kierując się w dół. Spiełam włosy w koka ale niesforne loki opadały mi wciąż na twarz. Spojrzałam w stronę lustra ale nie tak jak zwykle. Bez żadnego wywyższania się, bez wymagań, bez niczego. Podeszłam do swojej podobizny, która zdawała patrzeć się na mnie złowrogo. W głowie zabrzmiały mi słowa "Dlaczego wciąż rozpaczasz? Twoje życie jest Ci aż tak obojętne, że ubierasz co popadnie a Twoje ostatnio ulubione zajęcia to spanie albo... spanie". To fakt, ostatnio cały czas spędzam w łóżku albo jem lody albo śpię. Ewentualnie oglądam filmy ale zanim znajdę jakiś ciekawy, którego wcześniej nie oglądałam - zasypiam. Postanowiłam, że powinnam wziąść się w garść i obmyśleć plan działania. Nie mogłam pozwolić aby Emilii to co zrobiła uszło tak łatwo. Nie ma takiej opcji, zadecydowałam.

Nawet nie zorientowałam się kiedy weszłam do kuchni, usłyszałam tylko krótkie śmiechy, które przerodziły się w ciszę, kiedy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia. To rodzina Valente wraz z Simonem siedzieli przy stole i zajadali się śniadaniem. Zdębiałam w momencie.

-Potrzebuję Panienka czegoś? - spytała grzecznie Monica. Cała reszta wlepiła we mnie zaciekawione spojrzenia.

-Nie, nie. Przyszłam tylko po wodę - odparłam szybko i podeszłam do lodówki. Wzrokiem błądziłam po jej zawartości lecz jak na złość nie potrafiłam jej znaleźć. Po chwili obok mnie pojawiła się Lunita i podała mi litrową butelkę z wodą niegazowaną.

-Dziękuję kochana - uśmiechnęłam się do niej. -I życzę smacznego Wam wszystkim!

-Ambar, wszystko w porządku? - spytał Simon.

-Oczywiście, jak najlepiej - zapewniłam i wyszłam szybko z kuchni.

W salonie siedziała już moja chrzestna wraz z Alfredo. Spojrzałam na twarz kobiety, która ze stoickim spokojem wpatrywała się we mnie.

-Długo każesz na siebie czekać Ambar - rzekła. -Siadaj i zacznij jeść bo zaraz Twoje śniadanie będzie zimne.

-Smacznego Ambar - zawołał entuzjastycznie Alfredo. Ten to zawsze się z czegoś cieszył. Jak Lunita, pomyślałam i wzdrygłam się na samo imię dziewuchy, która zniszczyła moją pozycję Królowej Wrotkowiska. Ta pozycja wciąż jest moja bo gówniara nie potrafi poruszać się z taką gracją jak ja, co więcej, nie potrafi większej ilości figur ani triców więc to żadna konkurencja. Natomiast jeśli chodzi o popularność to niechętnie muszę przyznać, że to ona była na pierwszym miejscu. "Bo Lunita to taka dobra dziewczyna", "bo Lunita ma takie wielkie serce" itp. Słuchać się tego nie da lecz ludzie pokochali ją za ten jej wiecznie dobry humor i za talent, którego nie ma.

-Słyszałaś co do Ciebie powiedziałam? - spytała Sharon.

-Wybacz, zamyśliłam się.

-Zauważyłam. Powinnaś być czujna. Wokół jest wielu, którzy chcieliby pozbawić Cię tego co Twoje, dobrze o tym wiesz prawda?

-Pewnie. Tylko dlaczego mi o tym mówisz? - spytałam, biorąc łyka wody.

-Wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważna. Jesteś dziedziczką mojej fortuny. Jedyną dziedziczką! - powtórzyła z mocnym naciskiem na słowo "jedyną". Nie zamierzałam jednak zwracać na to większej uwagi. -Ludzie będą zabiegać o Twoją uwagę i szacunek, miłość... Musisz wiedzieć kto nie żeruje na Tobie i nie zamierza Cię wykorzystać.

-Do czego zmierzasz Ciociu?

-Do niczego. Chcę jedynie żebyś trzymała tempo i niestraciła czujności. Jeden zły krok i polegniesz. Chyba nie do tego dążysz, prawda?

-Oczywiście, że nie. Bądź spokojna, nikt ani nic nie powstrzyma mnie przed spełnieniem obietnicy, którą sobie złożyłam. Jestem rozsądna więc poradzę sobie z każdą przeciwnością losu - stwierdziłam i uśmiechnęłam się do kobiety.

Zauważyłam jak zaciska szczękę jakby coś ją denerwowało lub trapiło.

-Mam taką nadzieję. Wiesz co znaczy Twoje imię?

-A skąd mam wiedzieć? Zwracam uwagę na bardziej poważne sprawy niż znaczenie imienia.

-I to bardzo wielki błąd moja droga. Gdybyś zwracała uwagę na takie szczegóły to byłabyś dwa kroki do przodu. Czasem nawet znaczenie istnienia może okazać się istotne w dążeniu do celu. Twoje imię oznacza Bursztyn. A on lśni i błyszczy. Pytanie, czy Ty też robisz co on? - spojrzała na mnie wyczekująco.

-Bursztyn powiadasz? To ciekawe, nigdy nie zwracałam uwagi na takie błahostki.

-Musisz zrobić wszystko żeby dotrzeć na szczyt, robiąc co możesz żeby nikt nie dowiedział się, że to Ty coś kombinujesz. Maskuj się jak kameleon. Bądź piękna i niewinna jak Róża - kiedy zauważyła, że nie bardzo wiem co mam wspólnego z różą odezwała się na nowo. -Róża jest piękna ale jak położysz ręce w niewłaściwe miejsce to Cię pokłuję. Wtedy przestaję być niewinnym kwiatem, jest bolesna w skutkach a jednocześnie roznosi wokół siebie aurę spokoju i niepokoju w jednym.

-Ale to nielogiczne. Jak spokój i niepokój mają jednocześnie trwać skoro są sprzeczne? - spytałam.

-Dowiesz się w swoim czasie kochana. Zapamiętaj, wszystkie decyzję musisz przeanalizować paręnaście razy a każdy krok musi mieć swoję drugie kłamstwo - mówiąc to Sharon podniosła się z krzesła i wyszła z pomieszczenia. Zostałam sama, nie wiedziałam nawet kiedy wyszedł Alfredo. Wiedziałam jedynie tyle, że muszę włączyć teraz plan działania do życia. Zemsta na Emilii to priorytet, następnie wygranie konkursu wrotkarskiego a w międzyczasie powrót na dawne miejsce Królowej Wrotek. Już niedługo wdrążę swój plan w życie. Muszę tylko wybrać odpowiedni moment i uderzę w najczulszę punkty każdej z tych nędznych kreatur.

__________________________________________________

A więc witam ponownie. Pierwszy rozdział po dłuższym czasie wydaję mi się całkiem dobry choć czegoś mi w nim brakuje. Jednak fakt, że napisałam go już dziś jest dla mnie samej szokującej i normalnie się modlę żeby ten rozdział dodał się tak jak powinien. Dla pewności skróciłam go bo poprzednim razem usunięty rozdział był o wiele dłuższy i łączył tu wątek Ambar oraz Benicio. Jednak decyzję podjęłam taką a nie inną, na kolejną część i dalszy ciąg historii musicie zaczekać. A więc do nexta!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro