~*~ 13. ~*~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Nie chciałam przerywać tej chwili, było mi dobrze, poczułam jednak, że uścisk zelżał a osobnik za mną odsunął się do tyłu.

Otarłam łze i odwróciłam głowę w stronę osoby, która przysiadła się do mnie.

Uśmiechnęłam się na jego widok.

-Po płaczu Twoje oczy lścią jeszcze piękniej, wiesz? - spytał Benicio, spoglądając na mnie z uśmiechem.

-Przestań kłamać - odparłam cicho ale również się uśmiechnęłam.

-Mam przestać mówić prawdę? - spytał ze śmiechem. -To musiałbym się wogóle nie odzywać.

-Musisz nauczyć mnie odrobiny Twojego pozytywizmu - roześmiałam się.

-Mogę nauczyć Cię o wiele więcej - wyznał, patrząc na mnie uważnie.

-Ah tak? - spytałam i zagryzłam wargę ze zdenerwowania. Podobny tekst usłyszałam od Matteo i skończyło się jak się skończyło. -Na przykład czego?

-Na przykład tego... - odsunął kąsek moich włosów, które spadły mi na twarz i mnie pocałował.

W tej samej chwili...

Stałem zdumiony tym co powiedziała blondynka.

Najwidoczniej źle mnie zrozumiała bo chciałem wyrazić jej, że jest dla mnie ważna lecz chyba nie na tyle żeby się wiązać.

No właśnie, chyba...

Wiedziałem, że kiedyś bym ją zranił.

Taki jestem, wolę swobodę, co jakiś czas inną panienkę i możliwości.

W moim łóżku przewinęła się większa połowa dziewczyn z Balvina.

W tym roku miałem nadzieję na kolejne podboje lecz Smith wparowała w moje życie już ze swoimi walizkami.

I w jednej chwili zdałem sobie sprawę z tego, że chcę by w nim była.

Ruszyłem za dziewczyną lecz nigdzie jej nie było.

Zdumiony postanowiłem sprawdzić jeszcze w parku bo wiedziałem, że nie jest dobrze.

Już sam jej wzrok i łzy, które w nich błyszczały mówiły samo za siebie a głos, który drżał jej, jakby była przemarznięta upewnił mnie w przekonaniu, że coś jest na rzeczy.

Tym co było nie tak byłem ja sam.

Kroczyłem wolno wydeptaną ścieżką w głąb parku i rozglądałem się za blondynką.

Kiedy wreszcie ją urzałem moje serce zabiło dwa razy mocniej a zaraz potem ścisnął żal.

Smith siedziała skulona na ławce, wylewając rzewne łzy.

Przeze mnie, pomyślałem i miałem ochotę sam sobie najebać.

Kiedy zamierzałem wyjść zza krzaków, za którymi akurat stałem, zauważyłem Benicio, który przytulił do siebie moją...

To znaczy Ambar.

Ten widok wprawił mnie w taką złość, że postanowiłem wrócić z powrotem za krzaki i obserwować całą sytuację z daleka.

Widziałem, że blondynka o czymś mu mówiła, napewno o mnie, naszło mnie od razu przypuszczenie, o czym rozmawiają.

Kiedy zauważyłem, że szatyn nachyla się nad dziewczyną, złość przybrała drugą twarz.

Miałem ochotę wrzeszczeć na całe gardło ze złości.

Wróciłem wzrokiem na dwójkę siedzącą na ławce a to co zobaczyłem wstrząsnełą mną, jak śmierć matki.

Dosłownie.

Choć to w sumie złe porównanie bo matka leżąc w szpitalu parę dni przed śmiercią, już była zagrożona odejściem w niebyt więc śmierć była nieunikniona a pocałunek tej dwójki...

Nie mogłem zrobić nic innego jak tylko stamtąd odejść.

Nie mogłem patrzeć jak on ją całuję...

__________________________________________________

Witam!

Dzisiejszy rozdział jest znacznie krótszy od poprzednich z racji iż za szybko rozwinęłam akcję z Benicio.

Nie umiałam nigdzie dodać dodatkowego fragmentu rozmowy Ambar i Benicio bo wtedy cały sens szlak by trafił.

Uznałam, że taki rozdział będzie idealny a next już jutro!

Wiecie, taki typowy polsat hihi 😁

Takie ze mnie wredne zioło 😂

Już za tydzień Soy Luna 3!!

Czy jest ktoś jeszcze, kto cieszy się jak ja? 😍 ja chcę już Ambar ajaj.

Do nexta!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro