~*~ 7. ~*~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Długo wpatrywałam się w leżącą przede mną karteczką z numerem Benicio i nie wiedziałam co zrobić.

W końcu zdecydowałam się zadzwonić i omówić szczegóły spotkania.

To że Alvaréz okazał się faktycznie dupkiem nie znaczy, że przez niego muszę siedzieć w domu.

Wybrałam numer do szatyna i odczekałam chwilę aż chłopak wreszcie odbierze.

-Czy to Ty Ambar? - spytał na wstępie. -Jeśli nie to się wyłączam.

-Jaka Ambar? Z tej strony Święty Mikołaj - odparłam ze śmiechem.

-W Mikołaja to ja już dawno nie wierzę, Ambi - odpowiedział Benicio i jestem pewna, że mówiąc to się uśmiechał.

-W takim razie uwierz we mnie.

-Robię to od naszego pierwszego spotkania - stwierdził chłopak. -Skoro dzwonisz to znaczy, że chcesz się spotkać, mam rację? - zgadł.

-Pewnie. Chętnie poznam okolicę w towarzystwie miłego chłopaka - odparłam zalotnie.

-Cudownie. Będę czekać na Ciebie koło bramy Balvina. Ile zajmie Ci ogarnięcie się? - spytał Benicio.

-Daj mi 30 minut, okej? - odparłam a kiedy chłopak potwierdził to, szybko się pożegnałam i poszłam się ogarnąć.

Z walizki wyciągnełam jednoczęściowy czarny kombinezon i wybrałam parę sandałków z brokatem, które kupiłam jeszcze w Argentynie.

Kiedy przebrałam się z torebki wyciągnęłam kosmetyczkę i sprawnymi ruchami pozbyłam się resztek rozmazanego makijażu a następnie raz jeszcze wytuszowałam rzęsy, uwydatniłam kości policzkowe a usta przejechałam czerwoną szminką.

Uznałam, że tak jest dobrze i spojrzałam na zegarek.

Do umówionego spotkania zostało mi mniej niż pięć minut więc szybko wyszłam ze swojego gniazdka i skierowałam kroki w stronę wyjścia.

Kiedy byłam przy drzewach, poczułam na szyji czyjś oddech.

-Pięknie wyglądasz - skomplementował mnie Alvaréz.

-O to chodziło - uciełam i wyszłam z korytarza na zewnątrz zostawiając zdziwionego bruneta przy drzwiach.

Szłam wolno i z daleka już widziałam Benicio stojącego pod bramą.

Kiedy byłam wystarczająco blisko, chłopak otworzył mi bramę i ujął moją dłoń w swoją rękę, całując ją czule.

-Ślicznie Ci w rozpuszczonych włosach - uznał chłopak i wpatrzył się we mnie.

-Idziemy, czy będziesz lustrował mnie wzrokiem? - spytałam ze śmiechem.

-Pewnie, że idziemy - odparł chłopak i uśmiechnął się w moją stronę.

Szliśmy wpierw pustą dróżką wokół której były same drzewa a kiedy wyszliśmy stamtąd moim oczom ukazała się duża polanka pewna kwiatów.

Ujeło mnie piękno tego miejsca.

W filmach właśnie na takie randki umawiały się pary, które potem żyły długo i szczęśliwie.

Zaraz jednak skarciłam się za to, że myślę o tego typu rzeczach i starałam skupić się na tym co mówi chłopak.

Jednak było to trudne bo w myślach wciąż wracałam do rozmowy z Jazmin.

-A do mojego mieszkania przyszło 7 krasnoludków z Królewną Śnieżką - powiedział Benicio wpatrując się we mnie uważnie.

-Jaka Śnieżka? - spytałam wyciągnięta z myśli.

-Tak mnie słuchasz - powiedział chłopak smutnym głosem. -Mówiłem o tradycjach w Wirginii.

-Wybacz mi, zamyśliłam się nieco - odparłam szczerze, znów przegryzając wargę.

-Wszystko w porządku? Chcesz o tym porozmawiać? - spytał zaniepokojony.

-Moja przyjaciółka zakochała się w Alvarézie - odpowiedziałam.

Dziwne było to, że ufałam Benicio mimo tego, że znałam go zaledwie parę godzin.

-Tym z naszej szkoły? - upewnił się czarnowłosy. -Lepiej niech szybko się odkocha. Simon to pies na baby. Gdyby mógł to wsadziłby swojego penisa nawet w dziurę od klucza.

-Zdążyłam się zorientować. Siedzę z nim w jednej ławce więc potrafię sobie to wyobrazić - odparłam.

-A trzyma łapy przy sobie, czy Ciebie też już zdążył zmacać? - spytał. -W każdym razie to chuj ale dziewczyny mimo tego, że wiedzą, że się Nimi zabawi lecą do niego jak muchy do gówna.

-Możliwe, że tak właśnie jest - przyznałam. -Możemy już wracać? Czuję się zmęczona.

-Wedle życzenia, moja Pani - odparł Benicio i skierowaliśmy się w stronę, z której przyszliśmy na polankę.

Z każdą chwilą czułam się coraz gorzej.

Dobijał mnie fakt, że myślami byłam przy Simonie jednak nie mogłam nic na to poradzić.

To było silniejsze ode mnie.

Kiedy byliśmy już pod blokiem, mocno przytuliłam się do czarnowłosego.

-Dziękuję za miły wieczór - odparłam szczerze i weszłam do klatki.

Kiedy przechodziłam obok drzwi Alvaréza, miałam wrażenie jakby stał teraz za drzwiami i obserwował mnie przez kuklok.

Przyśpieszyłam kroku i kiedy byłam pod swoimi drzwiami poczułam się spokojna.

Otworzyłam je szybkim ruchem i od razu dostrzegłam kopertę leżąca zaraz obok drzwi.

Czyżby jakiś cichy wielbiciel?, pomyślałam i zabrałam się za otworzenie listu.

Nie była podpisana ale kiedy zaczęłam czytać, zrobiło mi się gorąco.

Droga Ambar,

wywróciłaś moje życie do góry nogami. Zanim Cię poznałem liczyły się szybkie numerki a teraz? Ciągle myślę o Twoich niebieskich oczkach i zastanawiam się, dlaczego to stało się tak szybko. Nie chcę miłości, ona nie jest dla mnie ale przy Tobie zapominam o wszystkim. Zapominam o sobie i dotychczasowym życiu. Nie mogę się doczekać aż Cię znów zobaczę.

Czytając to wiedziałam kto jest adresatem i wiedziałam jak powinnam zareagować na ten list, jednak ja byłam głupia i wsadziłam go pod poduszkę.

Wzięłam szybki prysznic i od razu położyłam się spać.

Jutro przede mną ciężki dzień.

__________________________________________________

Witam i znikam!

Rozdział miał pojawić się jutro ale jest dzisiaj!

A więc do nexta!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro