• R o z d z i a ł T r z y d z i e s t y •

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cisza, jaka panowała w domu była nienaturalna.

Nie było słychać żadnego dźwięku poza tykaniem zegara, gdzieś na górnym piętrze.

Sharon zamknęła za sobą drzwi i dotknęła włącznika, oświetlając sobie korytarz.

Kobieta schyliła się i zaczęła rozwiązywać sznurówki swoich butów, kiedy wokół Niej pogasły światła.

Kobieta wyprostowała się, fukając pod nosem na instalację i ponownie nacisnęła włącznik, jednak światło nie dało oczekiwanego blasku.

-Chyba żarówka się spaliła - mruknęła pod nosem kobieta i zsuwając z nóg buty, ruszyła w kierunku kuchni.

Sharon skierowała się do kuchni i zaczęła szukać latarki, jednak nigdzie nie potrafiła jej znaleźć.

Kobieta po raz kolejny fuknęła pod nosem na to, jak córka jej męża nie przykłada uwagi na odkładanie rzeczy na swoje miejsce.

Kobieta rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu i ruszyła wolno ku schodom na górne piętro.

Sharon wolno stąpała po stopniach i wystawiła ręce do przodu, by nie zderzyć się z niczym przed sobą, kiedy usłyszała na dole cichy szmer.

Stanęła bez ruchu i wsłuchała się w ciszę, jednak dziwny dźwięk się nie powtórzył.

Jesteś przewrażliwiona, zrugała się w myślach kobieta i weszła do swojego pokoju, kiedy światło zapaliło się w całym domu.

Sharon poczuła się dziwnie będąc w tym mieszkaniu lecz starała się odpychać od siebie negatywne myśli.

Kobieta ruszyła z powrotem na dół i ponownie weszła do kuchni.

Skierowała się do lady i wyciągnęła szklankę, do której nalała sobie wody.

Upiła dość spory łyk, kiedy znowu w jej uszy uderzył trzask.

-Ktoś tam jest?! - krzyknęła niepewnie w głąb korytarza, z którego dało się usłyszeć dziwny odgłos, jednak cisza aż piszczała jej w uszach.

Sharon odłożyła na stół niepełną już szklankę i ruszyła wolno w stronę, z której dochodził trzask.

-Sol, to Ty? - zawołała raz jeszcze, licząc na to, że to jej pasierbica, jednak na jej głos odpowiedział tylko trzask.

Kobieta szybciej podążyła korytarzem a kiedy przekroczyła próg salonu, jej oczom ukazała się skrępowana Luna, która z nadzieją i łzami patrzała na kobietę.

-Boże - wyszeptała nerwowo Sharon i pobiegła do przerażonej nastolatki. -Zaraz Ci pomogę!

Mówiąc to kobieta odkleiła taśmę z ust dziewczyny i zajęła się rozwiązywaniem węzłów, które kurczowo oplatały nadgarstki Valente.

-Myślałam, że to Matteo - wyszeptała z trudem Luna, biorąc głęboki oddech. -Ale również cieszę się z pani widoku.

Kobieta posłała meksykance słaby uśmiech i wróciła do rozwiązywania dziewczyny, jednak węzły nie chciały puścić.

-Kto Ci to zrobił, dziecko? - spytała, wstając po nożyczki, które leżały na kanapie.

-Ambar - wyznała cicho dziewczyna.

Kobieta podniosła wzrok i uważnie spojrzała na twarz brunetki.

-Nie mieści mi się to w głowie - odparła kobieta, kręcąc głową. -Przecież brała tabletki, wszystko było okej. Nic nie wskazywało na to, że w Jej głowie znowu zacznie się coś dziać. Miałam nadzieję, że Jej problemy to już przeszłość ale... - słowa kobiety przerwała kolejna fala ciemności, która oplatła obie.

-Niech się pani pośpieszy, musimy ostrzec Matteo zanim tutaj przyjedzie! - zawołała Luna a kobieta posłusznie zabrała się za rozcinanie węzłów.

Kiedy jeden z nadgarstków dziewczyny był już wolny, Luna rozejrzała się po całym pomieszczeniu.

W życiu nie wyobrażała sobie, że będzie uczestniczyć w takiej sytuacji, jednak teraz czuła się przytłoczona.

Wiedziała, że Matteo postąpił źle, jednak teraz kiedy wiedziała, że Ambar, czy raczej Sol, nie jest normalną nastolatką za jaką się podawała wszystko zmieniło się diametralnie.

W Jej głowie była tylko myśl, by razem z Sharon uciec z tego domu, by porozmawiać szczerze z Matteo i wyjaśnić sobie wszystko na spokojnie - bez kłamstw.

Kiedy kobieta rozcieła oba supły, Luna wbiła wzrok w poruszający się kształt, który majaczył w połowie pokoju.

Nastolatka wytężyła wzrok a kiedy zdała sobie sprawę, co się działo, przerażenie odebrało jej mowę.

Uniosła dłoń w górę i skierowała ją nad ciało Sharon, która zdumiona zachowaniem dziewczyny wbiła w Nią wzrok.

-Wszystko w... - zaczęła, kiedy poczuła, jak na jej głowę ktoś zarzuca worek.

Luna przytknęła dłonie do ust i przerażona spróbowała poruszyć się na krześle, jednak jej nogi wciąż były uwięzione, przez co dziewczyna upadła na ziemię wraz z krzesłem.

Dziewczyna padając na ziemię uderzyła głową o kant stołu i zapadła w ciemność.

W tym samym czasie niestety Sharon opadała z sił, starając się uwolnić od silnego uścisku.

Kobieta wydała z siebie głośny jęk, po czym jej ciało przestało się ruszać.

Blondynka wypuściła ją i zsunęła z Jej głowy reklamówkę, patrząc na nieruchomą twarz swojej macochy.

-Cóż, myślałam, że to Matteo ale... - przerwała Ambar, rozglądając się po pomieszczeniu. -Ale i tak dobrze, że to Ty tu leżysz. Jakoś nigdy Cię nie lubiłam - dodała ze śmiechem i skierowała się do wyjścia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro