☞︎︎︎ 𝑱𝒂𝒌 𝒔𝒊𝒆̨ 𝒑𝒐𝒛𝒏𝒂𝒍𝒊𝒔́𝒄𝒊𝒆 ☜︎︎︎

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

☞︎︎︎ 𝑪𝒉𝒓𝒊𝒔 𝑬𝒗𝒂𝒏𝒔 ~  𝐾𝑛𝑖𝑣𝑒𝑠 𝑜𝑢𝑡 ☜︎︎︎

Pogoda tego dnia Arizonie była niezwykle gorąca, więc co chwilę musiałam wycierać sobie czoło z potu. Czułam, że jestem cała od niego mokra i śmierdząca jak inni ludzie, którzy przyszli obejrzeć piękną dolinę monumentów. Jako podróżnik widziałam niejednokrotnie widoki, które powodowały, że moje płuca zapomniały jak oddychać, ale USA, które tak kochałam ciągle mnie zaskakiwało. Powodowało, że lepiej rozumiałam powiedzenie wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Żałowałam czasami tego, że zamiast zająć się domem i poszukiwaniem partnera jak inne dziewczyny w moim wieku, moje dupsko było ciągle gdzieś indziej. Peru, Chile, Kostaryka, Szwecja, Egipt i wiele innych państw. To było silniejsze ode mnie. Musiałam, gdzieś być i coś robić, żeby nie zwariować. Wydawało mi się, że znam całe Stany Zjednoczone, a tutaj proszę… zachwycam się nad tak pięknym miejscem. Skały z czerwonego piaskowca zapisały się na moją listę 100 najpiękniejszych widoków w USA.

Uśmiechnęłam się pod nosem i pstryknęłam kolejne zdjęcie starym Nikonem, który dostałam na swoje urodziny kilka lat temu. Zobaczyłam czy fotografia nie jest rozmazana i ruszyłam lekkim krokiem dalej, żeby znów przekonać się jak bardzo kocham ten kraj i jego niezwykłość.

Poprawiłam ramię płóciennej torby i ruszając w lewo, ominęłam grupę ludzi, którzy pochodzili z Azji. Uśmiechnęłam się w stronę niebieskiego nieba i powolnym krokiem szłam przez siebie. A właściwie chciałam iść przez siebie, póki czyjaś wielka dłoń nie wylądowała na moim barku. Odwróciła się szybko i ujrzałam znajomą twarz z filmów, które oglądał mój ojciec zafascynowany tak mocno, że myślałam, że niedługo się posra z tej ekscytacji.

– Emm… tak? — odezwałam się i próbowałam nie brzmieć nienaturalnie. Aktor uśmiechnął się w moją stronę, a moje kolana stały się watą cukrową.

– Upadł pani portfel — pokazał mój rozowy portfel w jednorożca, który wyglądał jakby coś brał. Lekko zażenowana wzięłam od niego zgubioną rzecz i się uśmiechnęłam — Powinna pani lepiej pilnować rzeczy. Roi się tutaj od kieszonkowców…

– Po pierwsze nie pani. Nie jestem aż tak stara — zaśmiałam się, a on to powtórzył — wystarczy [T. I.]. Po drugie skąd mam wiedzieć, że ty nie jesteś kieszonkowcem?

Mężczyzna wyrzeszczył oczy i spojrzał w niego, żeby znaleźć jakąś dobrą odpowiedź. Przygryzłam policzek od środka i zaczęłam się przyglądać jego idealnym rysom twarzy. Gdy tylko wrócił morskimi oczami na moją twarz, przechyliłam głowę z rozbawieniem.

– Bo… oddałem ci portfel i zapraszam cię na gofry po zwiedzaniu — powiedział, a ja zdziwiłam się tym jak szybko potrafi on być w tych sprawach — Nazywam się Chris Evans — wyciągnął rękę w moją stronę, a ja ujęłam ją w swoją.

– [T. I/N] — uśmiechnęłam się w jego stronę i poprawiałam swoje [jasne/ciemne] włosy —  Chętnie pójdę z tobą na te gofry.

Mężczyzna uśmiechnął się w moją stronę po raz kolejny, a moje kolana ledwo mnie utrzymywały. Do tego ten jego zniewalający uśmiech. Do końca tego dnia wraz z Chrisem zwiedzaliśmy Dolinę Monumentów i poszliśmy na gofry. Wymieniłam się z nim numerem telefonów, a on jak prawdziwy gentleman odprowadził mnie do hotelu, w którym się zatrzymałam.



☞︎︎︎ 𝑺𝒆𝒃𝒂𝒔𝒕𝒊𝒂𝒏 𝑺𝒕𝒂𝒏 ~ 𝑃𝑎𝑚 & 𝑇𝑜𝑚𝑚𝑦 ☜︎︎︎

– Vincent Van Gogh był w roku tysiąc osiemset pięćdziesiątym trzecim, trzydziestego marca w małej holenderskiej wiosce zwanej Zundert — mówiłam wyuczoną formułę do grupy dzieci, gdy podeszliśmy do pracy malarza. Zaczęłam opowiadać o jego dzieciństwie i kilka ciekawostek, które zaciekawiły kilkoro dzieci. Podeszły bliżej portretu, a ja uśmiechnęłam się pod nosem — Czy ktoś wie ile prac Vincent sprzedał w swoim życiu?

Dzieci zaczęły wpłać losowe liczby, co lekko mnie rozbawiło. Ich niewiedza była czymś co powodowało, że chciałam ich uczyć o swoich idolach.

– Trzydzieści!

– Sześć!

– Dwanaście prac!

Pokręciła głową i położyłam palec na ustach, aby się uciszyły. Byłam wdzięczna bogu, że akurat ta grupa się mnie słuchała i nie dotykała eksponatów.

– Vincent za życia sprzedał jedynie jedną pracę — gdy to mówiłam dzieci i nauczyciele spojrzeli po sobie zdziwieni, a kilka dziewczynek orworyzlo buzie — Całe swoje życie utrzymywał go jego brat, który również zajmował się malowaniem…

Gdy znów zaczęłam opowiadać o tym jak życie malarza było ciężkie i niesprawiedliwe, płynnie przeszłam do jego prac i ich znaczeń. Po piętnastu minutach pozwoliłam grupie, żeby samodzielnie obejrzeli wystawę i uważnie się przyglądali im. Wzięłam do ręki swoją już zimną kawą i zaciągnęłam jej zapach. Przymknęłam oczy od tego intensywnego zapachu. Łyk, który zrobiłam spowodował, że poczułam zimno w przełyku. Miałam już podejść do nauczycielek, który nie wydawały się zbytnio zainteresowane sztuką i chociaż trochę przekonać je do prac artystów.

– Przepraszam. — usłyszałam za sobą i odwróciłam głowę, przez co mój kosmyk włosów spadł na czoło. Poprawiłam go i uśmiechnęłam się ciepło do przystojnego bruneta.

– Tak, słucham? — zapytałam się nadzwyczajnie miło.

– Pani oprowadzał wycieczki, tak? — zapytał się, a ja przytaknęłam i czekam, żeby dalej kontynuował — Czy może pani mi powiedzieć, w którym roku Van Gogh namalował Nocną kawiarnię? Mój kolega sądzi, że w tysiąc osiemset siedemdziesiątym ósmym, a ja, że w osiemdziesiątym szóstym. Który ma rację?

Spojrzałam na niego niemało zaskoczona z jego nietypowego pytania. No tak byłam przewodnikiem, ale raczej mało osób się ciebie pytało o cokolwiek, bo zwyczajnie wstydziło się.

– Vincent namalował ten obraz w tysiąc osiemset osiemdziesiątym ósmym — odpowiedziałam spoglądając na obraz, a brunet spojrzał na mnie rozczarowany — Niestety historii się nie zmieni.

Mężczyzna przytaknął i się do mnie uśmiechnął… uwodzicielsko? Sama nie wiem. Nie znałam się zbyt dobrze na flirtach i nie rozróżniałam go od zwykłej uprzejmości. Jasnooki nadal nie odchodził i wyglądał jakby nad czymś kontemplował.

– Tak naprawdę to chciałem się zapytać, czy nie masz ochoty na kawę lub na ciacho — powiedział to tak szybko, że musiałam w mózgu to wszystko wolniej przetworzyć. Zdziwiona zaśmiałam się w jego stronę i przygryznalam swoją dolną wargę.

– Jesteś bardzo miły…

– Sebastian. Mam na imię Sebastian — przerwał mi, a ja przytaknęłam. Nie wierzyłam, że takie coś mnie spotyka. Przystojny facet zaprasza mnie na kawę. Mam nadzieję, że nie ma tutaj ukrytej kamery.

– Jesteś bardzo miły Sebastianie, ale dopiero za godzinę mogę iść z tobą na ciacho — oznajmiłam miło, a on przytaknął. Wyciągnęłam dłoń przed siebie i przedstawiłam się z imienia i nazwiska, a on również zdradził swoje nasywsko. Sebastian Stan postanowił, że przyjdzie po mnie za dwie i pół godziny, żeby zabrać się ze mną na gorącą kawę i czekoladowe ciacho.

– Proszę pani, gdzie mogę zrobić siku?! — krzyknęło jedno dziecko w moją stronę, a ja zaczęłam się modlić do każdego możliwego Boga, aby dał mi siłę na to dziecko, które nie było nawet w mojej grupie. Stan jedynie zaśmiał się i mruknął, że będzie czekać.


 

☞︎︎︎ 𝑹𝒐𝒃𝒆𝒓𝒕 𝑷𝒂𝒕𝒕𝒊𝒔𝒐𝒏 ~ 𝑇ℎ𝑒 𝐵𝑎𝑡𝑚𝑎𝑛 ☜︎︎︎

Umówmy się… dzieci są okropne. Są głośne i hałaśliwe, nie pozwalają ci spać i jescze nie możesz nic z tym zrobić. Ale to jedno dziecko mojej przyjaciółki było rozczulające do bólu, dlatego nie mogłam odmówić temu słodziakowi pójścia z nią do teatru na Alicję w krainie czarów. Dlatego teraz wraz z tą słodką dziewczynką siedziałam w teatrze i oczekiwałam, aż sztuka się zacznie. Co jakiś czas słyszałam szepty, które uwzględniały moje imię i widziałam jak młode dziewczyny odwracały się i patrzyły na mnie podekscytowane. Przeniosłaś swój wzrok na dziewczynkę, która wręcz wpychała się w fotel, żeby jak najwygodniej się na nim ulokować.

– Jadłaś coś? — zapytałam się i poprawiłam jej cienkie włoski. Od razu pokiwała głową — A co jeśli można wiedzieć?

– Kanapki z dżemem i tym białym czymś — powiedziała patrząc na mnie z ekscytacją. Przytaknęłam głową i spokojna zaczęłam przypatrywać się czerwonej jak soczysta truskawka kurtynie — Ciociu… — szepnęła do mnie głośno, a ja kątem oka spojrzałam na nią — Widzisz tego pana? On jest ładny! — mówiła głośnym szeptem i pokazała palcem na mężczyznę, który siedział obok mnie. Od razu zabrałam jej palec, który celował w człowieka. Usłyszałam jego śmiech i patrzyłam na dziewczynkę poważnym wzrokiem.

– Przepraszam bardzo — powiedziałam w jego stronę — Ona jest… bardzo bezpośrednim dzieckiem.

Mężczyzna pokręcił głową jakby się nie gniewał i pomachał do dziewczynki. Zawstydzona odwróciła głowę, ale już po chwili uśmiechała się do niego. Z rozbawieniem spojrzałam na osobę, która obok mnie siedziała.

– Miło mi to słyszeć — powiedział do niej, a ona przytaknęła szybko główką — Bardzo miłe dziecko. Zgaduję, że nie pani, bo zwraca się do pani ciociu.

– Tak — mruknęłam i poprawiłam swoje oczy — [imię dziecka przyjaciółki] bardzo chciała iść ze mną do teatru… no jak widać zgodziłam się — uśmiechnęłam się szeroko, a on tym samym odpowiedział. Wyciągnęłam rękę w jego stronę — [T.I/N] — przedstawiłam się. Od razu ujął moją dłoń w swoją i potrząsnął nią.

– Robert Pattinson — uśmiechnął się do mnie, a ja słysząc nazwisko otworzyłam delikatnie usta. To stąd go kojarzyłam! Aktor z tych filmów, którymi zachwyca się mama tego dziecka obok, który spowodował nasze spotkanie. Robert zaśmiał się w moją stronę i puścił moją dłoń — Nie poznała mnie pani…

– Nie — od razu pokręciłam głową i poprawiłam się na siedzeniu — na ekranie wyglądasz inaczej…

– Ciociu! — szepnęła do mnie głośno dziewczynka, a ja odwróciłam się do niej — Nie flirtuj z nim! — zaskoczona spojrzałam na nią. To dziecko mnie wykończy. Chyba już żadnych dzieci nie lubię. Wzrok dziewczynki przeniósł się na Roberta, który patrzył na całą scenkę zaciekawiony — Mama mówi, że jak ciocia się uśmiecha i mówi jak najęta to znaczy, że flirtuje… — dziewczynka przestała mówić, gdy światła zgasły. Jak zaczarowana zapomniała o tym co wcześniej mówiła.

Ze skwaszoną miną spojrzała na Pattinsona, który wydawał się rozbawiony całą sytuacją. Położyłam dłoń na swoim czole.

– Bardzo cię przepraszam — szepnęła do niego, a on machnął ręką — Nie wiem co w nią wstąpiło…

– Mądre dziecko — przerwał mi, a ja przytaknęłam i spojrzałam na dziewczynkę, która obserwowała blondwłosą aktorkę na scenie. Zaraz ta dziewczynka mnie wykończy i to nie były żarty. Ostatni raz brałam ją w publiczne miejsce, bo narobi mi tylko wstydu przed kimś ładnym.



☞︎︎︎ 𝑻𝒊𝒎𝒐𝒕𝒉𝒆́𝒆 𝑪𝒉𝒂𝒍𝒂𝒎𝒆𝒕 ~ 𝐶𝑎𝑙𝑙  𝑀𝑒 𝑏𝑦 𝑌𝑜𝑢𝑟 𝑁𝑎𝑚𝑒 ☜︎︎︎

Zapach starych książek i starych woskowych świec w bibliotece były dla mnie najlepszą formą relaksu. Za dwa tygodnie miał odbyć się ślub miesiąca, o którym miały pisać gazety. Byłam dumna, że udźwignęłam to wyczerpujące zdanie i spełniłam ślubne marzenia kolejnej pary. Oczywiście byłam zaproszona na wesele, bo przecież świadek sam nie wymyśli przemowy, a druhna nie będzie nosić w torebce igly i nitki w razie podarcia się sukni.

Ponownie wciągnęłam ten uzależniający zapach i pokierowałam się w stronę książek Jane Austen. Dumę i Uprzedzenie znałam praktycznie na pamięć, a Opactwo Northanger było moją bratnią duszą. Chciałam poszukać kolejnej powieści, która spowodowałaby, że zakopałabym się w łóżku i nie wychodziła z niego. A Jane robiła to najlepiej.

Weszłam pomiędzy dwa stare regały wykonane z dębowego drewna i oczami zaczęłam szukać kilku perełek. Co jakiś czas wysuwałam książkę i patrzyłam na jej opis z tyłu okładki. Gdy zauważyłam tytuł, którego nigdy wcześniej nie  zauważyłam, próbowałam sięgnąć książkę. Niestety książka, która znajdowała się na wysokości co najmniej dwóch metrów nie była w zasięgu moich rąk. Fuknęłam zła i oglądając uważnie, czy aby nikogo nie ma w alejce zaczęłam skakać, aby dosięgnąć książki.

– Nosz kurwa… — mruczałam pod nosem, aż usłyszałam za sobą cichy śmiech. Gwałtownie odworcilam głowę i za sobą zauważyłam młodego chłopaka, który był wyższy ode mnie i miał ciemne włosy. Miał na sobie koszulę o kolorze wścieklej mandarynki co powodowało, że nie dało się go nie zauważyć. Przyłapują siebie, że się na niego gapię jak głupia od razu odwróciłam głowę. Moje policzki spłonęły różem i miałam już coś powiedzieć, żeby przerwać nieprzyjemną ciszę, ale on odezwał się pierwszy.

– Który tytuł?

– Co? — wyrwało mi się ze zdziwienia, a brunet uśmiechnął się słodko. Na moje policzki wpadł jeszcze większy róż, przez co miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

– Pomóc ci zdobyć książkę? — zapytał się, a ja po prostu wskazałam książkę. Brunet przysunął się do mnie i złapał za książkę Jane Austen.

Podziękowałam cicho, a on przytaknął i znów obdarzył mnie słodkim uśmiechem. Chciałam już odejść, ale miałam skrytą nadzieję, że chłopak się odezwie, przedstawi i poprosi o mój numer. Idąc powolnym krokiem miałam już wyjść z regału, ale w końcu odezwał się.

– Ślicznie się rumienisz. — oznajmił, a ja w tym momencie wybuchałam wszystkimi miłosnymi emocjami — Jestem Timothée, a ty?

Odwróciłam głowę w stronę Tima i się do niego uśmiechnęłam. Poprawiłam swoje [krótkie/długie] włosy.

– [T.I.] — powiedziałam w jego stronę, a on się do mnie znów słodko uśmiechnął, przez co myślałam, że zaraz umrę w tej bibliotece lub rzucę się na tego słodziaka. Timothée podszedł do mnie i nawet nie wiem jak wyciągnął ze mnie mój numer telefonu. Jane Austen znów spowodowała, że moje życie stało się ciekawsze.


☞︎︎︎ 𝑻𝒐𝒎 𝑯𝒐𝒍𝒍𝒂𝒏𝒅 ~ 𝐶ℎ𝑒𝑟𝑟𝑦 ☜︎︎︎

– Ostatni raz z tobą idę na to gówno — warknęłam po raz kolejny do rozbawionego taty. To był już trzeci raz gdy potknęłam się na tych przeklętych szpilkach, a on się śmiał! Mogłam równie dobrze skręcić kostkę, a on mógłby zrobić to samo. Byłam z nim na premierze jego nowego filmu i wybrał akurat mnie, żebym z nim poszła. Myślałam, że będzie fajnie, ale już po dwóch minutach stania na szpilkach chciałam wydostać się z tego piekła.

– Mogłaś wziąć conversy — mruknął, gdy zabrał od kelnera kieliszek z szampanem i mi go podał.

– Chcesz ze mnie zrobić alkoholika? — zapytałam, gdy jego ręka z napojem była wyciągnięta w moją stronę. Babelki w szampanie nadal się rzucały jak szalone. Pokręciłam głową i zrezygnowana wzięłam kieliszek do ręki. Moje zrezygnowane oczy przeniosłam na aktorów, którzy robili sobie zdjęcia lub nagrywali relacje na media społecznościowe.

– Idę do Spielberga — oznajmił mój ojciec, a ja przytaknęłam i wzięłam duży łyk szampana — Chcesz czy…

– Nie, pójdę podpierać ściany — powiedziałam głośno, żeby przekrzyczeć muzykę. Mężczyzna przytaknął i pokazał do mnie kciuk do góry. Już po chwili nie mogłam go dojrzeć w tłumie ludzi. Ochroniarz również sobie poszedł za nim. Miło wiedzieć, że jeśli jakiś psychopata będzie chciał mnie zaatakować to nikt nie zainterweniuje.

Ze skwaszoną miną ruszyłam w stronę przekąsek. Nie dość, że szpilki to jeszcze ta głupia sukienka. Jeansy też są ładne. Dlaczego ich nie można zakładać? Na całe szczęście biżuterię miałam ładną.

Wyjęłam telefon z kopertówki i zaczęłam pisać do swojej przyjaciółki, która mogła sobie spokojnie leżeć w łóżku, zakopana pod kocami. Szczęściara. Gdy wysłałam wiadomość podniosłam głowę i nie minęła chwila, a moje nogi zaplątały się o siebie, tym samym prawie przewróciłam się. Prawie. Podniosłam głowę i zauważyłam jakiegoś bruneta, który był oblany szampanem. Jego wizerunek widniał na plakatach z nowym filmem taty.

– Żyjesz? — bełkot wyszedł z moich ust podczas odklejania się z jego ramion. Brunet przejechał dłonią po twarzy, żeby pozbyć się lepkiego napoju z niej.

– Tak — odpowiedział i spojrzał na mnie tak jakby chciał mnie zabić — Nie wypiła pani za dużo?

– Sugerujesz, że jestem pijana? — zapytałam lekko zdenerwowana, a on wzruszył ramionami — Nie umie się Pan zachowywać.

– A pani chodzić.

Otworzyłam usta z zaskoczenia. Nieszczęsny aktorzyna się do mnie uśmiechnął chamskie. Zadziało to na mnie jak czerwona szmata na byka. Przechodzący obok kelner był dla mnie szansą. Sięgnęłam po kolejny kieliszek z szampanem i z premedytacją wylałam go na bruneta.

– Oj nie zauważyłam Pana — uśmiechnęłam się słodko w jego stronę. Chłopak spojrzał na mnie wściekły — Uważaj pod nogi tępy ośle…

– Niewychona krowa! — krzyknął w moją stronę, a ja odwróciłam się do niego i pokazałam mu środkowy palec. Nie miałam ochoty na dalszą imprezę, więc powiedziałam ojcu, że źle się czuję i sama wrócę do domu. Spokojny wieczór przy herbacie czas zacząć!


☞︎︎︎ 𝑲𝒊𝒕 𝑪𝒐𝒏𝒏𝒐𝒓 ~ 𝐻𝑒𝑎𝑟𝑡𝑠𝑡𝑜𝑝𝑝𝑒𝑟 ☜︎︎︎

Jak ja się cieszyłam, że próba gry na fortepianie do jednej ze sztuk teatralnych skończyła się. Myślałam, że niedługo usnę za moim fortepianem i przestanę słychać nauczycielki. Zmęczona potarłam swój kark, który był cały obolały. Inne osoby w sali też nie wyglądały na wypoczęte, ale i tak wymieniały się uśmiechami i rozmawiali. Podniosłam wzrok na jedną ze swoich koleżanek, która strzyknęła palcami i chwyciła swoją czarną torbę.

– Zmęczona? — zapytała w moją stronę, a ja i moje wory pod oczami odpowiadały na zadane pytanie.

– Mało powiedziane. — mruknęłam i wsadziłam do torby zapisy z nutami. Widząc za oknem jaka jest pogoda zaczęłam przeklinać w myślach. Nie należałam do osób, które codziennie sprawdzały pogodę lub zabierały parasolkę na wszelki wypadek — Masz zapasową parasolkę?

Dziewczyna pokręciła głową i założyła na swoje ciemne włosy wełnianą czapkę. Przygryzłam policzek od środka. Akurat dziś rodzice nie mogli mnie odebrać i ja sama musiałam jechać autobusem. Na całe szczęście czekałam na przystanku, który miał w miarę szczelny dach. Ale ten przystanek był dość daleko od szkoły muzycznej.

– To do piątku! — machnęła do mnie ręką, a ja się uśmiechnęłam i ruszyłam schodami w dół, żeby znaleźć się na dworze, gdzie deszcz lał, a wiatr szalał.

– Kocham swoje życie. Kocham swoje życie. — powtarzałam sobie, żeby nie zwariować od tej pogody. Nie miałam nawet czapki! Wzięłam głęboki wdech i wyszłam ze szkoły. Od razu poczułam mocne uderzenie wody, a moja mina wyrażała tylko to, że mam już dosyć — Nienawidzę swojego życia…

Powolnym ruchem poszłam w stronę przystanka i starałam się zakryć swoje [długie/krótkie] włosy własnymi dłońmi. Nawet nie wiem jak doszłam do miejsca docelowego. Usiadłam w pustym przystanku i odetchnęłam głęboko. Sprawdziłam swój zegarek. Autobus powinien już być. Podrapałam się po swojej mokrej głowie i ujrzałam jak jakiś chłopak w zielonej czapce biegnie w stronę przystanku. Zaciekawiona spojrzałam na niego, a on zdawał się mnie nie zauważyć i usiadł po drugiej stronie ławki.  Sięgnęłam dłonią po swoje słuchawki bezprzewodowe i włożyłam je do swoich uszu. Szybko odpaliłam swoją ulubioną playlistę i usłyszałam [twoja ulubiona piosenka ulubionego wykonawcy]. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam nogą machać w rytm muzyki. Widząc kątem oka jak chłopak w zielonej czapce coś mówi zdjęłam jedną słuchawkę.

– Co? — zapytałam się, a mój wzrok nie odrywał się od niego.

– Powiedziałem, że lubię [ulubiony wykonawca] — oznajmił, a ja się do niego uśmiechnęłam.

– Tak? — mruknęłam, a on przysunął się do mnie delikatnie — To wymień dwie piosenki.

Chłopak najwyraźniej był zdziwiony, ale mimo wszystko nie wydawała się jakby nie podjął się wyzwania. Spojrzał w dal i obserwując opadające krople deszczu. Nadal nie odrywałam od niego wzroku i ciekawiło mnie co powie.

– Pierwsza [1.tytuł piosenki ulubionego wykonawcy] i druga [2. tytuł piosenki ulubionego wykonawcy] — uśmiechnął się do mnie i klasnął w dłonie. Zaśmiałam się cicho i przytaknęłam głową — Kit jestem, a ty? — wysunął ku mnie rękę, a ja ją uscisnelam.

– [T.I.] — obdarzyłam go wielkim uśmiechem, a on zrobił to samo — Czekasz na autobus? — rzuciłam jak głupia i w myślach przybijałam piątkę w czoło. A co miałby tu robić? Oglądać film czy robić zakupy? Idiotka.

Kit zaśmiał się na moje słowa i przytaknął. Zarumieniona odwróciłam głowę, żeby zakryć swoje rumieńce ze swojej głupoty. Spojrzałam czy autobus jedzie i dziękowałam Bogu za to, że był już zasięgu widzenia.

– Siadamy razem? — zapytał się, a ja zdziwiona spojrzałam się na niego. Chłopak wzruszył ramionami — Nie musisz się…

– Tak, jasne. — przerwałam mu, a on się do mnie uśmiechnął — Siedzę od okna.



☞︎︎︎ 𝑹𝒖𝒅𝒚 𝑷𝒂𝒏𝒌𝒐𝒘 ~ 𝑂𝑢𝑡𝑒𝑟 𝐵𝑎𝑛𝑘𝑠 ☜︎︎︎

Muzyka w klubie i kolorowe światła były czymś co kochałam w swojej pracy. Musiałam przyznać, że miałam najlepszą pracę na całym świecie. Byłam na imprezie z gwiazdami i jeszcze płacili mi za to. Żyć nie umierać! Ale dzisiejszy wieczór spędzałam w domu z okresem i z muzyką, która wypływała z radia. Wzięłam kolejną łyżkę [ulubiony smak lodów] lodów i rozpłynęłam się pod wpływem smaku. Jedzenie to było najlepsze co mogło spotkać mnie i każdego innego człowieka. No, bo przecież jedzenie nie dość, że powodowało, że żyjemy to jeszcze sprawia nam tyle przyjemności!

Zaczęłam szukać łyżką kolejną partię lodów, ale nie mogłam ich znaleźć, dlatego spojrzałam na plastikowe pudełko. Zła fuknęłam na brak deseru i odłożyłam opakowanie na stół. Wstałam niepocieszona w stronę zamrażalki, ale tam również nie było lodów. Jednie jakieś opakowania malin, truskawek i borówek.

– Jak mi się nie chcę — powtórzyłam swoje motto pod nosem i założyłam na siebie pierwszą lepszą bluzę i wyszłam z mieszkania, żeby kupić kolejną partię lodów.

Po kilku minutach weszłam do sklepu i od razu pokierował się do sklepowych zamrażalek. Zaczęłam uważnie oglądać każde lody i ich ceny. No cóż… za przyjemność trzeba płacić. Wzięłam największe opakowanie lodów [twój ulubiony smak lodów] i włożyłam do koszyka. W międzyczasie przypomniało mi się, że jeśli już tutaj jestem to mogłabym kupić tiramisu, które w tym sklepie smakowało jak prawdziwe. Lekkim krokiem poszłam w stronę lodówek. Gdy wychwyciłam wzrokiem ostatnie plastikowe opakowanie tego daru bogów czułam jak mój humor poprawia się. Niestety nie na długo, bo jakiś blondyn wziął tiramisu i wsadził do koszyka.

– Przepraszam… — mruknęłam w stronę chłopaka, który odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie pytającym uśmiechem — Bierze pan to tiramisu?

– Jak widać — odpowiedział miłym głosem i się do mnie uśmiechnął.

– A nie oddałby mi Pan go? — zapytałam się zdesperowana, bo tego właśnie potrzebowałam. Chłopak wydawał się bardzo zdziwiony moim pytaniem — Mam okres.

– Mnie rzuciła dziewczyna.

– A ja jestem singielką od roku. — zaczęłam się z nim targować o to kto ma gorzej. Chłopak spojrzał się na sufit sklepu i po chwili przeniósł swoje niebieskie tęczówki na moje.

– Mam złamane serce — oznajmił bardzo poważnie, a ja przygryzła policzek od środka, żeby powiedzieć coś co spowoduje, że odda mi ten dar od bogów. Niestety nic mi nie przychodziło do głowy i pokręciłam zrezygnowana nią — Jestem Rudy, a ty?

– Emm…[T.I.] — uścisnęłam jego dłoń, a on się do mnie zniewalająco uśmiechnął.

– Może zjemy razem? — zaproponował, a ja zdziwiona spojrzałam na niego. Nie wpuszczę go do domu. Jest przystojny, ale chcę żyć, a znając moje szczęście to pewnie seryjny morderca, który jest poszukiwany i chce kolejną ofiarę — Usiądziemy na chodniku, droga [T.I.] i będziemy jeść tiramisu.

Niemało zdziwiona spojrzałam na niego i podniosłam jedną brew do góry. Był jeden problem…

– Nie mamy łyżeczek. — oznajmiłam i wraz z Rudym zaczęłam iść w stronę kasy.

– To sklep! — mówiąc to rozłożył ręce i obrócił wokół własnej osi — Da się tutaj kupić łyżeczki?! — krzyknął do jakieś pani, która tutaj pracowała, a ja położyłam rękę na czole. Kobieta w czerwonym stroju przytaknęła niemało zdziwiona i pokazała za sobą alejkę. Blondyn wziął mnei za rękę i wręcz pobiegłam z nim w stronę tych przeklętych łyżeczek.

– To co? Zgadzasz się jeść ze mną to boskie tiramisu? — zapytał się, gdy byliśmy już przy kasie, a ja przytaknęłam w jego stronę niemało rozbawiona.

➪ 𝑱𝒆𝒔𝒕𝒆𝒎 𝒄𝒉𝒐𝒓𝒂 𝒊 𝒕𝒓𝒐𝒄𝒉𝒆̨ 𝒏𝒊𝒆 𝒎𝒊𝒂𝒍𝒂𝒎 𝒑𝒐𝒎𝒚𝒔𝒍𝒐́𝒘 𝒏𝒂 𝒑𝒊𝒔𝒂𝒏𝒊𝒆
➪ 𝑴𝒂𝒎 𝒏𝒂𝒅𝒛𝒊𝒆𝒋𝒆̨, 𝒛̇𝒆 𝒘𝒂𝒎 𝒔𝒊𝒆̨  𝒑𝒐𝒅𝒐𝒃𝒂
➪ 𝑵𝒊𝒆𝒅𝒍𝒖𝒈𝒐 𝒑𝒐𝒘𝒊𝒏𝒏𝒚 𝒑𝒐𝒋𝒂𝒘𝒊𝒄́ 𝒔𝒊𝒆̨ 𝒌𝒐𝒍𝒆𝒋𝒏𝒆 𝒓𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂𝒍𝒚
➪ 𝒛̇𝒚𝒄𝒛𝒆̨ 𝒎𝒊𝒍𝒆𝒈𝒐 𝒅𝒏𝒊𝒂/ 𝒎𝒊𝒍𝒆𝒋 𝒏𝒐𝒄𝒚 ♡´・ᴗ・'♡
𝑃𝑅𝑍𝐸𝑃𝑅𝐴𝑆𝑍𝐴𝑀 𝑍𝐴 𝑊𝑆𝑍𝑌𝑆𝑇𝐾𝐼𝐸 BŁĘDY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro