Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jadę tam, wracam do domu i wiem, że właśnie tam znajdę na to wszystko odpowiedź. Mam nadzieję, że Scott i reszta stada mi jakoś w tym pomogą. Lydia jest Banshee to może ona też coś wyczuwa, chociaż może mnie o tym nie powiadomić. Wie, że mam problemy i trudno mi jest się niekiedy uspokoić, przez co coraz bardziej się o mnie boją. Skąd to wiem? Kiedy ostatni raz tu przyjechałam słyszałam rozmowę Lydii i Scott'a, ale oni sami mi tego nie powiedzieli.
Wiem, że muszę znaleźć koło ratunkowe, ale jeszcze mi się to nie udało. Nie znalazłam żadnej osoby, która mogła nim być.
Wjeżdżam z tą myślą do Beacon Hills i od razu docierają do mnie mocne zapachy wilkołaków i innych stworzeń, przez co uśmiecham się pod nosem. Trochę dawno mnie tu nie było przez naukę w mojej nowej szkole, strasznie nam dużo zadają by przygotować nas do dorosłego życia, chcą byśmy byli jak najlepsi.
Jednak w tym momencie nauka idzie na drugi tor, ważniejsze są sprawy tego co odczuwam, a wiem, że coś jest na rzeczy.
Najszybszą drogą by dostać się do szkoły jest przejechanie obok posterunku. Kątem oka patrzę właśnie na to miejsce, czas jakby się zatrzymuje, a ja tylko widzę to miejsce, wszystkie pokoje, które się tam znajdują, ale nic więcej, jakby coś mi mówiło, że to jest od kogoś miejsce.
Pusty pokój Szeryfa, pokój z dowodami i wiele innych.
Wybudzam się z transu i widzę na drodze psa, szybko hamuję, a zwierzę ucieka przestraszone z drogi.
Zamykam przerażona oczy i szybko oddycham.

Co to miało być?

— Już pomału wariuję — śmieję się pod nosem.

Przerażona podskakuję, słysząc za sobą trąbienie samochodu i szybko ruszam do przodu z piskiem opon. Muszę pojechać jak najszybciej do szkoły, mam nadzieję, że Lydia mi pomoże.
Obawiam się też, że może udawać, że nic nie wyczuwa.
Dziewczyna może uważać, że jest ze mną coraz gorzej i każe mi wracać.
Dodaję znowu gazu i jadę coraz szybciej, mam nadzieję, że nie spotkam policji, nie chcę znowu dostać mandatu za szybką jazdę, jak ostanie siedem razy. Na szczęście Szeryf Stilinski anulował mi sześć.
Skręcam na parking szkolny, prawie potrącając jakiegoś ucznia i zatrzymuję się na pierwszym lepszym miejscu, a w tym samym momencie dzwoni do mnie Derek.
Zabieram telefon z siedzenia obok i odbieram.

Gdzie ty do cholery jesteś? — słyszę jego wkurzony głos.

— W Beacon Hills, muszę coś załatwić — odpowiadam szybko.

Mam ci przypomnieć, że jeszcze chodzisz do szkoły? Wracaj do domu.

— Nigdzie nie wracam — mówię stanowczo — Coś się dzieje i muszę pogadać o tym ze Scott'em i Lydią.

Mogłaś przez telefon! — krzyczy — Masz wracać, nie chcesz, żebym tam przyjeżdżał.

— Owszem, nie chcę — wzdycham — Dlatego nie przyjeżdżaj.

Masz u mnie prze... — rozłączam się, nie słuchając Derek'a i wychodzę z samochodu.

Patrzę na budynek szkoły i uśmiecham się pod nosem, z jednej strony cieszę się, że wróciłam, a z drugiej nie, bo tylko dlatego, że coś się dzieję. Miałam nadzieję, że już się wszystko uspokoiło, ale byłam w błędzie.

— Lily? — słyszę za sobą znajomy głos na co się odwracam.

— Lydia — podbiegam do dziewczyny i mocno ją przytulam – Tak dobrze cię widzieć.

— Ciebie też — obejmuje mnie — Coś się stało? Nie przyjeżdżasz tu w środku tygodnia bez zapowiedzi.

— Stało się — odsuwam się od niej —Czy coś się tu ostatnio wydarzyło?

— Nie, ale miałam ci coś przekazać — patrzy na mnie pustymi oczami — Tylko zapomniałam co.

— Musimy wszyscy pogadać.

Ciągnę Lydię w stronę szkoły i widzę, że kilka osób na mnie patrzy. No cóż, jestem ubrana w spodnie dresowe i w za dużą bluzkę Derek'a, przez co muszę wyglądać jak bezdomna. Mam teraz to gdzieś, ważniejsze są sprawy Beacon Hills niż mój ubiór.
Wchodzę do szkoły dalej ciągnąć Lydie i patrząc przed siebie, wyczuwam zapach Scott'a w szatni, więc musi być po treningu.

— Lily, to boli — mówi cicho Lydia.

— Przepraszam — szybko puszczam dziewczynę i odwracam się w jej stronę – Po prostu mam złe przeczucia...

— Nie rozumiem, czemu? — unosi brwi zdziwiona.

— Powiem ci, gdy będziemy razem ze Scott'em — ruszam znowu w stronę szatni — Nie chce mi się powtarzać dwa razy.

Wchodzę bez ostrzeżenia do szatni i od razu czuję na sobie wzrok kilku osób, a mianowicie Scott'a, Liam'a i Trenera, który patrzy na mnie zdziwiony. Pewnie się mnie tu nie spodziewał, jeszcze w takich ubraniach.

— Veronica! Miło cię widzieć — uśmiecha się do mnie Trener.

— Jestem Lily — przewracam oczami i podchodzę do dwójki przyjaciół — Muszę ich na chwilę porwać.

— Przeprowadzamy właśnie bardzo ważną...

— Przepraszam, ale moja jest ważniejsza — chwytam ich za nadgarstki i ciągnę w stronę wyjścia — Miło było Pana widzieć!

— Carolina, wracaj tu z nimi!

Kiedy on nauczy się tego imienia?

Trzaskam drzwiami i wpycham wszystkich do pustego pomieszczenia. Scott i Liam od razu mocno mnie przytulają, a ja robię to samo, zapominając co tutaj robię. Brakuje mi ich strasznie i bardzo chcę tu wrócić, ale nie mogę znów się przepisać, nie chce mi się znowu wypełniać tych wszystkich papierów.

— Co tutaj robisz? — pyta z uśmiechem Scott.

Nagle całe szczęście, że ich widzę znika, przez przypomnienie sobie co ja tutaj naprawdę robię.

— Ja... Nie wiem jak to powiedzieć — odsuwam się od dwójki.

— Co jest? — pyta zmartwiony Liam.

— Może od początku — biorę głęboki wdech — Obudziłam się dziś rano i poczułam nagle dziwną pustkę, jakby... Nie wiem nawet jak to opisać. Miałam telefon na łóżku, a pamiętam, że dawałam go do ładowarki. Był włączony jakiś pusty kontakt, bez numeru co mnie mocno zdziwiło. Nie było na nim kompletnie nic, nazwy, numeru, wiadomości i zdjęcia. Derek nie robiłby sobie takich żartów, bo nie należy do ludzi żartobliwych — Scott kuwa potwierdzająca głową — Czegoś też mi brakuje na szyi, ale nie mam bladego pojęcia czego. Wiem też, że zapomniałam o czymś bardzo ważnym i jestem na siebie zła, chociaż nie wiem dlaczego aż tak bardzo.

Przypominam sobie na nowo poranek i znów ogarnia mnie ta wielka pustka i brak czegoś przy mnie.

Co się znowu do cholery dzieje?

Hej!
Rozdział nie za bardzo ciekawy, ale wszystko się pomału rozkręca.
Kolejny rozdział za tydzień!
Miłego dnia ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro