I will never leave you | Ladynoir

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział dla Elizabet256
✨1948 słów✨
Zapraszam

•°•❀❀•°•

Miasto miłości zasypiało pod rozgwieżdżonym niebem.

Miłości? Chyba nie dla superbohaterów.

Chłopak w kocim stroju siedział skulony na żelaznej damie i rozmyślał nad swoim życiem. Gonitwy myśli w głowie się kotłowały. Dlaczego nie mógł być jak inni?

Kagami go rozumiała, wszak miała podobną sytuację w domu. Lecz jedno ich różniło. Ona nie chciała wyjść z złotej klatki, on za to pragnął być wolny. Nie raz próbował porozmawiać na ten temat z dziewczyną, lecz nie rozumiała go. Albo nie chciała zrozumieć.

Za to Biedronka nie widzi w nim sławnego modela, którego musi udawać przed światem, a zwykłego chłopca z głupimi, kocimi żartami.

Czy naprawdę musi robić, to co inni mu każą? Czy naprawdę musi być w tym chorym związku?

Wiedział, że granatowłosa go kocha, ale jego serce nadal należało do pewnej nakrapianej damy.

Dzisiaj poczuł się bardziej ograniczony niż dotychczas. Japonka zaciągnęła go do pracowni artystycznej. Chciała go naszkicować. Ochoczo się zgodził.

- Jaką pozę chcesz, żebym przybrał?

- Pozę, z jaką czujesz się dobrze - powiedziała bez ociągania.

Adrien z przyzwyczajenia przyjął pozę tego sławnego modela. Kagami wyczuła, że się nie czuje najlepiej z takim ustawieniem.

- Zmień pozę - rzekła chłodno. - Łatwo zrobić ładny rysunek ciebie, gdy sam jesteś ładny, ale chcę narysować prawdziwego ciebie, takiego jakim jesteś w środku.

I tak przybierał. Jedną, drugą, trzecią, ale wszystkie te pozy miał wytrenowane do różnego rodzaju pokazów mody. Kagami miała rację mówiąc:

- Te wszystkie pozy, to pozy modela. Spróbuj bardziej czegoś naturalnego. Bardziej twojego.

Bardziej swojego? - pomyślał.

Kim był prawdziwy on? Na pewno nie Adrienem Agreste'm. Zastanowił się chwilkę. No jasne! Był sobą kiedy zakładał maskę. Chat to prawdziwy on. Tak też zapozował. Jednak dziewczyna nie była zadowolona, uznała to za durną zabawę. Zapewnie dlatego, ponieważ nie znała jego drugiego wcielenia.

- Nie, to zupełnie nienaturalne - rzekła sucho

- Ależ jest! Przyrzekam, że to prawdziwy ja.

- Nie - uderzyła szkicownikiem o stół. - to ty, kiedy błaznujesz! - Pierwszy raz podniosła głos na blondyna.

- Ale może kiedy błaznuję, jestem naprawdę sobą... - powiedział zawiedzionym głosem, gdyż nawet jego dziewczyna widzi w nim ideał. Albo może nie chce poznać prawdy... Tego nikt się nie dowie.

Postanowił, zakończyć to przedstawienie przy najbliższej okazji. Nie chce jeszcze bardziej jej ranić.

•°•❀❀•°•

Tymczasem na jednym z dachów Paryża, siedziała fiołkooka dziewczyna. A raczej leżała, bo już nie miała siły nawet usiedzieć w pionie. Na policzkach można było zauważyć wyschniętą drogę, po wylanych łzach.
Tyle już godzin przepłakała, że nawet już nie miała wody w organizmie.

Jeszcze w niektórych oknach można było dostrzec zapalone światła, lub usłyszeć płacz dziecka. Zakuło ją serce. Wiedziała, że nigdy nie będzie zwykłą dziewczyną. Możliwe też, że nigdy nie będzie matką.

Tajemnice. Kłamstwa.

Ostatnimi czasy tylko one otaczają jej życie.

A ona nie umie sobie poradzić z nowymi obowiązkami. Z każdą mijaną sekundą zamyka się w sobie coraz bardziej i bardziej. Już nie pamięta kiedy ostatnio wyszła do kina z przyjaciółmi. O ile jeszcze ich miała.

Luka również urwał z nią kontakt kiedy zaczęła znikać w nieznanych mu okolicznościach. Podejrzewał, że go zdradza. Nie chciał słyszeć jej wyjaśnień.

Po paru dniach dowiedziała się od Juleki, że wyjechał z kraju.

To również była ostatnia rozmowa, którą przeprowadziła z kimś ze swojej klasy.

Rozczarowanie, złość na ich twarzach, ten widok zostanie w jej pamięci do końca. I będzie nawiedzał ją w koszmarach.

Deszcz. Drobne kropelki wody zaczęły uderzać o płaską powierzchnię. Zamknęła oczy. Już nic ją nie cieszyło. Czuła pustkę. Przeklinała dzień, w którym pomogła Mistrzowi. Może inna dziewczyna byłaby lepsza. Nikt nie spodziewa się znaleźć największej fajtłapy w Paryżu pod maską tej nieustraszonej Biedronki.

- Biedronka? - usłyszała nad sobą troskliwy głos swojego partnera

- Tak Kocie? - spytała ledwo słyszalnie, nadal nie otwierając powiek.

- Pada deszcz, nie jest co zimno?

Ona tylko coś mruknęła. Już myślała, że poszedł, dlatego zdziwiła się, kiedy poczuła jak się unosi.

- C-co ty robisz?

On tylko się uśmiechnął i skoczył z dachu. Zapiszczała z przerażenia. Po paru minutach wylądowali na czyimś tarasie. Całe szczęście był zakryty od góry.
Kot usiadł po turecku, a między nogami usadowił swoją Lady.

- No to teraz opowiadaj.

- Co mam ci opowiedzieć? Że już nie daję rady z podwójnym życiem? Że wszyscy uważają mnie za kłamczuchę i odsunęli się ode mnie? Że najprawdopodobniej nigdy nie założę rodziny, bo będę gdzieś znikać?

Dopiero wypowiadając te słowa uświadomiła sobie jak bardzo jest źle. Wybuchnęła głośnym szlochem. Czarny Kot niespodziewający się takiego obrotu spraw, tylko ją przytulił. Ich ciała kołysały się w rytm uderzanych kropel deszczu o parapety budynków.

- Cii Kropeczko, ja nigdy cię nie opuszczę. Niedługo pokonamy Władcę Ciem i wszyscy będą szczęśliwi.

- Nie obiecuj czegoś, czego nie możesz dotrzymać - upomniała go dziewczyna.

- Ale ja wiem, że tak będzie! - upierał się przy swoim chłopak. Widząc, że jego ukochana zaraz się bardziej rozpłacze, dodał - Gdybym mógł, z chęcią wziąłbym od ciebie część obowiązków.

- Ale nie możesz tego zrobić. - wtuliła się bardziej w jego tors. - Wystarczy mi tylko to, że jesteś. Dziękuję.

I wtedy stało się coś niezwykłego. Coś, co żaden z nich się nie spodziewał, ale co z pewnością zostanie w ich wspomnieniach na zawsze.

Mianowicie, pocałowali się. Może to nie był namiętny pocałunek, ale przekazali nim wszystkie swoje uczucia. Poczuli się szczęśliwi, jakby właśnie odnaleźli bratnią duszę.

Ulewa przyciąga do mnie chłopców o zielonych oczach - pomyślała Marinette.

•°•❀❀•°•

W ostatnich dniach wszystko układało się pomyślnie. Na Biedroblogu zostało opublikowanych masę informacji dotyczących związku superbohaterów, a w szkole udało się nadrobić zaległości. Również z Alyą się pogodziła.

Niestety szczęście nie może trwać za długo. Przekonała się o tym szczęśliwa Biedronka.

Władca Ciem już od tygodnia nie dawał spokoju, do tego dostała list od mnichów na temat jej szkolenia w Tybecie. Kwami cały czas wtykało nos w nie swoje sprawy. Alya zapomniała o innych tematach do rozmów, prócz związku Ladynoir. Z każdym kolejnym dniem piętnastolatka traciła cierpliwość. Noce stawały się bezsenne. Opuściła się w nauce, a czasem nawet była chamska dla swoich rówieśników.

- Co się z tobą ostatnio dzieje?! - warknął wściekły chłopak.

- To się ze mną dzieje, że w ogóle mi nie pomagasz! Jesteś zwykłym pomagierem! NAJLEPIEJ BY BYŁO GDYBYŚ ZNIKNĄŁ!

Złość w zielonych oczach ustąpiła smutkowi, niedowierzaniu i żalowi.

- W takim razie, żegnaj - powiedział sucho, głosem tak obcym dziewczynie.

Już po chwili go nie było, a Biedronka dopiero teraz zrozumiała co zrobiła. Usiadła na krawędzi dachu wieży Montparnasse. Słońce chyliło się ku zachodowi, tak jak tego dnia, kiedy walczyła z Białym Kotem. Tylko, że teraz była sama. Chwyciła w dłoń podarowaną przez Kota czerwoną różę. Tak bardzo ten kwiat ją przypominał. Całą ją. Marinette - delikatna jak płatki, a Biedronka - ostra i niedostępna jak kolce. Chociaż ta radosna i pełna życia Marinette gdzieś się podziała.
Zmógł się silniejszy wiatr oplatając swym ramieniem kilka płatków. Obserwowała przez rozmazany obraz, jak każde z nich przybrało tylko sobie znany kierunek, w który zmierzał. Wyglądały na wolne i szczęśliwe. Ciekawe czy ona kiedyś taka będzie.

Trzymając w dłoni jojo z wybranym numerem do chłopaka, zastanawiała się czy zadzwonić. Jednak szybko odgoniła tą myśl od siebie. Zamiast tego otworzyła broń, a ze środka wyjęła butelkę wina. Zaczęła upijać smutki.

•°•❀❀•°•

W kolejnych dniach nic nie czuła. Ani nie płakała, ani nie śmiała się. Leżała na swoim łóżku ze wzrokiem utkwionym w bladoróżowej ścianie. Rodzice zauważyli jej stan i proponowali jakieś wyjścia, przynosili jedzenie, ale na nic to się zdało. Jadła tylko jeden posiłek dziennie - bardzo skąpy, a z pokoju wychodziła jedynie do toalety. Nawet do szkoły nie przychodziła. Dyrektor również się niecierpliwił. Chciał wyrzucić uczennicę ze szkoły, ale rodzice ubłagali go o jeszcze trochę czasu. Rozmowy z psychologiem nic nie dawały, bo fiołkooka milczała. Cóż takie życie superbohaterki; z nikim nie mogła się podzielić swoimi problemami.

Nadzieję odzyskiwała dopiero wieczorami; kiedy wyruszała na patrol.

Przed przemianą spojrzała z małym uśmiechem na różę. Do tej pory - choć nic z niej już nie pozostało - stała zeschnięta w wazonie na białym biurku.

Jednak nadzieja znów umarła kiedy Czarny Kot unikał jej jak mógł. Nie odzywając się do niej ani słowem przybrał swoją część patrolu i na nią wyruszył. Widząc kolejny raz oddalającą się sylwetkę blondyna, padła zrozpaczona na kolana. Uderzyła z całej siły knykciami o podłoże. Poczuła jak przez całą długość jej ręki przepłynął prąd. O dziwo spodobało jej się to uczucie.

•°•❀❀•°•

- Ty makaronowy łbie! - Czarny stworek uderzył swoim serem głowę Adriena.

- Nie rozumiem o co ci chodzi.

- Doskonale wiesz o co mi chodzi! Biedronka z każdym kolejnym dniem popada w coraz większą depresję, a ty nic z tym nie robisz!

- Dobrze, porozmawiam z nią na następnym patrolu.

- Oby do tego czasu nie było już za późno - mruknął, troskliwie spoglądając w okno.

•°•❀❀•°•

I kolejna czerwona kropla spływająca po białej umywalce przynosiła ukojenie swojej właścicielce.

Marinette nie chciała popełnić samobójstwa, chciała po prostu poczuć ulgę; o dziwo ulgę przynosiła jej żyletka.

Zauważyła też, że lepiej to robić pod postacią Biedronki; mniejsze blizny, mniej boli, a przynosi ulgę. Więc niedbale owinęła sobie nadgarstek bandażem i czekała do nocy.

O pierwszej w nocy, kiedy już rodzice położyli się spać, otworzyła najciszej jak się dało świetlik. Na tarasie się przemieniła. Tikki nie próbowała jej powstrzymać, ponieważ myślała, że pół chinka chce się po prostu przewietrzyć, a przy okazji sprawdzić czy w mieście jest spokój. Niestety nie taki miała plan granatowłosa.

Po dotarciu do opuszczonej fabryki na przedmieściach miasta, zaszyła się w jednym z pomieszczeń. Chwyciła żyletkę i przejechała nią po nadgarstku. Ciepła ciecz pociekła jej po ręce i skapywała na brudną podłogę.

Straciła rachubę czasu już całkowicie. Nie wiedziała ile już tak siedziała, ale w końcu osłabła. Zdąrzyła jedynie wyjąć jojo i wybrać numer do partnera, później zemdlała.

•°•❀❀•°•

Blondyn już od dziesięciu minut chodził wokół swojego pokoju.

- Weź chłopie usiądź, bo zaraz zrobisz dziurę w podłodze.

- Plagg! Jak możesz być taki spokojny?! Biedronka do mnie dzwoniła, a teraz nie odbiera, martwię się.

- "Docenia się dopiero to, co się straciło".

- Co ty mi mówisz! To nie może być koniec! Nie zgadzam się!

- Wcześniej jakoś się nią nie przejmowałeś.

- Nie możesz po prostu skontaktować się z Tikki?

Mały kotek pokiwał głową i chwilę się nie odzywał.

- Nie kontaktuje się ze mną, ale wiem gdzie są. Namierzyłem ich. Szybko przemieniaj się, a ja podpowiem ci gdzie masz iść.

Kiedy zobaczył swoją ukochaną w kałuży krwi, jego serce pękło. Nie spodziewał się, że taka silna dziewczyna, może sobie zrobić krzywdę. Wziął ją na ręce i przytulił wątłe ciało do swojej klatki piersiowej. Była lodowata. Jej twarz była spokojna jak nigdy dotąd. Jakby wszystkie problemy wyparowały. Oddychała słabo. Bez zastanowienia zabrał ją do szpitala.

•°•❀❀•°•

Całą noc siedział na niewygodnym krzesełku, czekając na jakąś informację od lekarza. O szóstej rano, pijąc dziesiątą kawę, podszedł do niego starszy mężczyzna.

- Przykro mi, ale nie udało nam się jej uratować.

I wtedy cały świat się zawalił. Chciał jak najprędzej wyjść z tego koszmaru i usłyszeć jej melodyjny śmiech. Zamiast tego, składał pożegnalny pocałunek na jej ustach. Opuścił jej dłoń i odszedł.

•^•❀❀•°•

Trzy dni później odbył się pogrzeb. Cały kraj przeżywał żałobę po stracie swojej obrończyni. Nikt się nie dowiedział jaki był prawdziwy powód śmierci, jedynie jej najbliższa rodzina i przyjaciele. Niebo również opłakiwało śmierć tej niewinnej duszyczki. Każdy z osobna podchodził do jeszcze otwartej trumny, pożegnać się ostatni raz. No prawie każdy. Młody Agreste stał na samym końcu tłumu. W dłoni dzielnie trzymał czarny parasol, który na początku roku szkolnego podarował pewnej, słodkiej dziewczynie...

Kiedy trumna zaczęła zjeżdżać do dołu, nie wytrzymał, obrócił się i wyszedł pośpiesznym krokiem z cmentarza.

Musiał zacząć nowe życie.

•°•❀❀•°•

Chciał żyć zwyczajnie, ale nie potrafił. Obwiniał się o śmierć Kropeczki i to go wyniszczało. Każdego ranka wchodził na cmentarz i kładł czerwoną różę; symbol miłości. Zostawał tam aż do zmroku. Stał się wychudzony, aż pewnego mroźnego dnia jego ciało nie wytrzymało i zmarł.

Pochowano go w tym samym grobowcu, co jego panią, a na kamieniu wyryto napis: "Ty i ja przeciwko całemu światu".

Teraz mogli zaznać wspólne szczęście, gdzieś w innej krainie.

Nigdy cię nie opuszczę.

•°•❀❀•°•

Nie wiem czy można to zaliczyć do Ladynoir, ale uprzedzałam, że nie umiem takich rzeczy pisać.

W ogóle nie powinnam pisać jak mam doła, bo krzywdzę tym tylko bohaterów i mam później wyrzuty sumienia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro