𝟜

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kageyama Tobio cały poranek oraz popułudnie chodził od sklepu do sklepu oraz
pytał przechodniów poszukiwaniu pracy. Zostawiał swoje dane oraz informacje kontaktowe gdzie tylko się dało.
Wewnętrznie zadowolony ze swoich starań skończył poszukiwania wczesnym wieczorem, gdy słońce powoli zaczynało znikać za horyzontem, oblewając ulice bursztynowym światłem.

Czarnowłosy dotarł do znajomego automatu i zaczął przeglądać zawartość kieszeni w poszukiwaniu drobnych w celu zakupienia zasłużonego mleka. Ze swoim napojem w dłoniach usiadł na pamiętnej ławce i pijąc przez słomkę, przyglądał się niewielkiej grupce chłopców grających w koszykówkę na pobliskim boisku.

— Znów się spotykamy. — z zamyślenia wyrwał go znajomy głos. Głos, którego nie miał zamiaru słyszeć jak najdłużej to możliwe. Tobio zmarszczył czoło i przerzucił swoje lodowate spojrzenie na zakapturzonego młodzieńca o imieniu Tsume. Błękitnooki uśmiechnął się kpiąco, przypominając czarnowłosemu jeden z irytujących uśmieszków Oikawy. Nic nie odpowiadając, wstał z ławki i po uprzednim wyrzuceniu pustego kartonu po mleku, ruszył w stronę mieszkania. Tsume również nic więcej nie mówiąc podążył za nim, co jeszcze bardziej zdenerwowało Kageyamę.

Chwilę szli w milczeniu, gdy nagle siatkarz zatrzymał się i odwrócił gwałtownie z furią wymalowaną na twarzy.

— Czego chcesz? — warknął, po czym odepchnął irytującego chłopaka w tył, który na na ułamek sekundy stracił równowagę. Jednakże w porę się wyprostował, co spowodowało, że kaptur Tsume zsunął się z jego głowy. Tobio w pełni ujrzał bladą skórę twarzy, przydługie, brązowe włosy opadające na czoło oraz spierzchnięte usta rozciągnięte w niewytłumaczalnym uśmiechu. Widok ten był niemalże paraliżujący i zastanawiający, jak długo ten człowiek niszczył swój organizm.

  — Spójrzcie na niego! — wykrzyknął Tsume, bliski śmiechu. — Zaledwie paręnaście godzin temu był w stanie powiedzieć mi wszystko, a teraz rzuca tylko opryskliwymi słowami. Co jest, Tobio? — zapytał, po czym zbliżył się niebezpiecznie blisko czarnowłosego i wyszeptał. — Chyba nie myślałeś, że ten towar był za darmo?

  Na te słowa wspomniany cofnął się powoli z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Przez jego myśli przebiegło naraz wiele myśli o niebezpiecznych konsekwencjach jego czynu.

  — Czego oczekujesz? — zapytał niby od niechcenia, jednak w jego głosie pobrzmiewała nuta wahania. Tsume spojrzał mu prosto w oczy.

  — To chyba oczywiste - zapłaty. — odpowiedział i w momencie, gdy Tobio sięgał po portfel, przewrócił oczami. — Nie w taki sposób.

— To w jaki? — dopytał czarnowłosy; jego wahanie zostało zastąpione przez zniecierpliwienie. Miał już serdecznie dość tego typa. Błękitnooki poprawił kaptur, przez co pozostał jedynie widoczny jego uśmiech.

— Będziesz mi pomagać. — wychrypiał. — Zarobisz pieniądze tak jak ja i wtedy będzie to jedyna gotówka warta mojej uwagi.

Źrenice Kageyamy zwężały natychmiastowo do minimalnych rozmiarów. Doskonale rozumiał przekaz słów Tsume i to dlaczego był tak rozbawiony zaistniałą sytuacją. Chciał go wrobić w dilerkę...
Tak bardzo chciał zaprotestować, tak bardzo chciał żeby jakieś słowa przeszły mu przez gardło, lecz jednocześnie zdawał sobie sprawę jak zostanie potraktowany. Już nie raz próbował odmówić brązowowłosemu, co zawsze kończyło się w ten sam sposób - zostawał złapany w pułapkę i nie miał nic do powiedzenia.

Zlustrował zakapturzoną postać spod zmrużonych powiek; próbował przybrać jak najlepiej potrafi swoją minę przepełnioną grozą.

— Nie mam zamiaru mieszać się w twoje sprawy i brudne pozyskiwanie pieniędzy. — warknął Tobio. Chłopak przed nim opuścił kąciki ust i wzruszył ramionami.

— Jak sobie chcesz, ale pamiętaj, że wiem kim jesteś, gdzie mieszkasz i co zrobiłeś. — na te słowa siatkarz miał wrażenie, że błękit oczu przed nim pochłonął go w całości. Poczuł się otoczony i bez wyjścia, czyli jak zawsze podczas „spotkań" z tym typem.
Jeszcze przez parę sekund wpatrywali się w swoje tęczówki, następnie Tsume odwrócił się na pięcie i zaczął iść w niewiadomym kierunku.

W głowie Tobio szalała burza myśli. Zagrożenie ciążyło tuż nad nim i było przerażające. Nie po to się tu przeprowadził, by pakować się w kłopoty, tylko żeby zacząć nowe życie!

— Czekaj! — krzyknął w końcu, wciąż nie mogąc opanować chaosu w swoim umyśle. Zakapturzony odwrócił się niechętnie, a ciemnooki ponownie znalazł się blisko niego. — Jeśli to zrobię, dasz mi w końcu spokój?

— Chcę tylko żebyś spłacił swój dług. — odparł Tsume, wciskając w rękę Kageyamy małe zawiniątko. — Może ci się spodoba.

Czarnowłosy wcisnął zawartość dłoni od razu do kieszeni. Rozejrzał się dyskretnie, co wywołało śmiech u chłopaka obok niego.

— Jak mam się z tobą skontaktować, jeśli uzbieram wystarczająco? Właśnie...Ile mam za to brać? — dopytał siatkarz.

— Sześć tysięcy pięćset jenów za gram. Skontaktuję się z Tobą za dwa tygodnie. — odpowiedział brązowowłosy uśmiechając się szyderczo. Poklepał Tobio po ramieniu. — Nie martw się, to nie jest takie straszne. — zaśmiał się po tych słowach, schował ręce do kieszeni i odszedł, pozostawiając chłopaka samego z sercem bijącym nieprzyzwoicie szybko.
Czarnowłosy ponownie zlustrował otoczenie, starając się nie przyciągać większej uwagi i ostrożnie, z nogami jak z waty odmaszerował w kierunku mieszkania.

Gdy dotarł w końcu pod znajome drzwi, wyciągnął drżącymi palcami klucze z kieszeni. Nie lada wyczynem było otwieranie zamka w pośpiechu i ze strachem. Przekraczając próg, rozejrzał się niepewnie dookoła. Wszystko znajdowało się na tym samym miejscu, tak jak pamiętał. Zatrzasnął drzwi, zasunął zasuwę i oparł się ciężko o ścianę.
Nigdy tak się nie bał; nie wiedział co i jak ma zrobić dalej. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić skąd ma wziąć zainteresowanych towarem, który aktualnie ściskał nerwowo w kieszeni. Nikt nigdy go nie nauczył takich rzeczy i nie sądził, że kiedyś będzie w ogóle zmuszony doświadczyć czegoś takiego.
Przeszedł wolnym krokiem do niewielkiej kuchni i usiadł przy stole. Wyciągnął zawiniątko i umieścił je na drewnianej powierzchni. Od razu poczuł charakterystyczny zapach marihuany.
Nie miał pojęcia jakie są skutki zażywania tej substancji, wiedział zaś co grozi za złapanie przez policję za posiadanie. Na tę myśl schował twarz w dłoniach i westchnął przeciągle. „W co ty się wpakowałeś?".

  Po chwili namysłu, postanowił przeczesać internet w miarę bezpieczny i incognito sposób jak się zabrać za handel narkotykowy. Wszystkie informacje brzmiały raczej jak przestroga; nagłówki zaznaczały bardzo dobitnie czego NIE robić.
  Czas mijał szybko, a wraz z nim potęgował się strach Tobio. Na tyle zagłębił się w poszukiwaniu rozwiązania swojego problemu, że zapomniał o podstawowych czynnościach, marzeniach o lepszej przyszłości oraz normalnej pracy, o którą się starał.

  Gdy wstawał od stołu po zamknięciu komputera, czuł jak wszystkie przeżyte emocje zamieniają się w przytłaczające zmęczenie, więc nawet nie fatygował się, aby wziąć prysznic. W momencie przyłożenia głowy do poduszki, ociężałe powieki same się zamknęły, a jego pochłonął głęboki sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro