|Rozdział 24|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Należenie do gangu zawsze wiązało się z ryzykiem, gdzie bliska osoba mogła zostać wciągnięta w cały ten bałagan i skończyć jako ofiara. Ran nigdy się tym nie przejmował. Od niedawna jedynie Rindō zajmował miejsce w jego sercu. Nie musiał się o niego martwić, ponieważ razem podążali ścieżką delikwenta i potrafili się bić. Niewiele osób potrafiło ich pokonać i to wystarczyło, żeby czerpać samą przyjemność z przynależności do gangu. Urozmaicało to ich życie i w dużym stopniu sprawiało, że byli szczęśliwi. Ran miał nadzieję, że zostanie tak na zawsze, ale nie bez powodu mówiono, że nadzieja jest matką głupich.

Ran idąc do mieszkania, nie potrafił powstrzymać zdenerwowania i uczucia w żołądku, którego nigdy nie czuł. Nieprzyjemny ucisk, który rozchodził się po jego ciele i sprawiał, że miał ochotę uderzyć pięścią w ścianę. Odetchnął głęboko i przeklął pod nosem. Czy [_] była dla niego ważna? Bez wahania odpowiedziałby, że nie. Nie mógł zaprzeczyć, że czuł do niej odrobinę sympatii i miał ochotę lepiej ją poznać, ale nie uważał, żeby zajmowała w jego sercu wysokie miejsce. Dopiero wspinała się po drabinie jego uczuć. Wciąż zajmowała u niego jakieś miejsce, które nie pozwalało Ranowi na obojętność. Nie chciał, żeby [_] musiała uczestniczyć w porachunkach Tenjiku i Tokyo Manji. Ran wiedział, że nawet gdyby jej nie znał, wciąż zostałaby w to wciągnięta. Wszystko przez to, że znała Mikey'ego i ich relacje były bliskie. Ran nie mógł nic na to poradzić.

Starszy Haitani westchnął ciężko i wszedł do mieszkania. Nie zdziwił się, kiedy zaraz po wejściu zobaczył Rindō. Stał z założonymi rękami na klatce piersiowej i przyglądał się Ranowi z wysoko uniesionymi brwiami, domagając się niemo wyjaśnień. Nie podobała mu się ta cała sytuacja, a zwłaszcza to, że Izana zabrał gdzieś [_]. Nie przewidywał dobrego zakończenia, zwłaszcza że dziewczyna była z nim sam na sam.

— Nie patrz tak na mnie — westchnął Ran i wzruszył ramionami. — Nic na to nie poradzę.

Ominął młodszego brata i wszedł do pokoju. Rindō poszedł za nim i zamknął drzwi na klucz, żeby nikt im nie przeszkodził. W ciszy przyglądał się, jak Ran otwiera okno i siada na parapet. Zmrużył oczy, kiedy starszy Haitani wyciągnął papierosa i się nim zaciągnął. Ran nie palił często. Jedynie, kiedy coś go nękało i miał naprawdę paskudny humor. Rindō nie potrzebował wiele, żeby domyślić się, że ta cała sytuacja równie mocno mu się nie podobała.

— Wytłumaczysz mi, o co chodzi? — zapytał w końcu z irytacją, kiedy Ran siedział przez cały czas cicho. — Bo nie jestem w temacie.

— Daj spokój. Było to do przewidzenia. Nie jest to coś, co można było trzymać dłuższy czas w tajemnicy — odpowiedział i spojrzał na chwilę na brata, któremu nie spodobała się odpowiedź. — Izana widział Mikey'ego z [_], więc to normalne, że będzie chciał ją wykorzystać, tak jak fakt, że my też ją znamy. Stwierdził nawet, że przez nią przestaliśmy się angażować w sprawy Tenjiku. Sanzu też mu pewnie coś naopowiadał, więc mamy przesrane.

Rindō przeklął cicho pod nosem. Spodziewał się tego, ale wciąż tliła się w nim mała nadzieja, że nic takiego nie będzie mieć miejsca. Westchnął i przeczesał dłonią włosy.

— Wiesz, jaki Izana ma plan? — zapytał i podszedł do brata, który wręczył mu papierosa.

— Chce, żeby [_] znienawidziła Mikey'ego i złamała mu serce. Musimy ją przekonać do tego, że jest on brutalny i bezwzględny... Dużo w tym prawdy, więc przynajmniej nie musimy kłamać — mruknął i wyrzucił niedopałkę za okno. — Izana kazał ci przekazać, że jutro jest spotkanie Tenjiku i mamy obowiązkowo się zjawić.

Rindō nic nie odpowiedział. Zaciągnął się papierosem i położył na łóżku, czując, jak nagle ogarnia go zmęczenie. Zamknął oczy na kilka minut, nim usłyszał, jak drzwi wejściowe się otwierają i zamykają z trzaskiem. Niespecjalnie głośnym, ale wciąż na tyle, żeby uświadomić sobie, że osobie, która je zamknęła, musiały towarzyszyć silne uczucia. Rindō wyrzucił niedokończonego szluga za okno, a Ran wstał z parapetu i je zamknął. Wyszedł z pokoju i spojrzał na [_].

— I jak? — zapytał, udając nieprzyjętego. Gdyby pokazał swoje zdenerwowanie [_] zaczęłaby coś podejrzewać.

Rindō również wyszedł z pokoju i stanął obok Rana. Patrzył na dziewczynę, która nie odpowiedziała na zadane jej pytanie. Spuściła wzrok i ruszyła do salonu, gdzie zostawiła telefon. Przywitała się z Mei, która przygotowywała kolację, wymuszając uśmiech. Ran mlasnął językiem i westchnął. Chciał podejść do [_], ale przeszkodziło mu głośne pukanie do drzwi. Zmrużył niezadowolony oczy i podszedł otworzyć. Od razu, kiedy uchylił drzwi do środka wbiegła Senju, nie zwracając uwagi na braci Haitani, którzy zamrugali zdziwieni.

— Ja pierdole, manier ci brak? — zapytał Ran i spojrzał na siostrę Sanzu, która pokazała mu środkowy palec i przytuliła [_], kiedy tylko ją zobaczyła.

— [_]! Wszystko w porządku?! Rozłączyłaś się nagle, że się przestraszyłam! Od razu do ciebie pobiegłam! Nie rób mi tak więcej! — powiedziała Senju, która chwyciła przyjaciółkę za ramiona i zaczęła nią potrząsać.

Twarz [_] natychmiast złagodniała, a rozmowa z Izaną na chwilę została zapomniana. Przytuliła mocno Senju, która od razu odwzajemniła czułość, szeroko się uśmiechając.

— To nie ja się rozłączyłam, tylko Ran wyrwał mi telefon i sam to zrobił — powiedziała i spojrzała na Rana, który mruknął ciche „ups”.

— Przeprowadź się do mnie. Powinnaś trzymać się z dala od takich ludzi.

— To nie ja mam na jej punkcie obsesję, krasnalu — odpowiedział Ran i uśmiechnął się prowokacyjnie do Senju, kiedy zajmował miejsce przy stole. Rindō westchnął zmęczony i poszedł do Mei, żeby pomóc jej z kolacją.

Rodzicielka Haitanich przysłuchiwała się rozmowie, którą prowadzili i pokręciła z niedowierzaniem głową. Nie przejęła się obecnością Senju, w końcu, kiedy jej synowie byli w więzieniu, dziewczyna zawsze wpadała niezapowiedziana. Mei nie miała nic przeciwko. Cieszyło ją to, że [_] znalazła tak wierną i kochaną przyjaciółkę.

— Senju, zjesz z nami? — zapytała z kuchni i nie zdziwiła się, kiedy Kawaragi od razu odpowiedziała pozytywnie.

Ran prychnął niezadowolony, ale z innej strony się cieszył. Skoro [_] przy siostrze Sanzu nie myślała o rozmowie z Izaną, mogła jeszcze przez chwilę czuć się beztrosko. Jakby wojna między Tenjiku a Toman nie istniała. 

Spotkanie Tenjiku rozpoczęło się szybciej, niż chciałby tego Ran. Od wczoraj miał złe przeczucia, że dla niego i może Rindō nie będzie ono przyjemne. Kiedy Kakucho spojrzał na niego i ciężko westchnął, tylko go to utwierdziło w tym przekonaniu. Nie stresował się, jedynie odczuwał delikatne zdenerwowanie. Nie miał zamiaru przejmować się rzeczami, na które nie mógł wpłynąć. Spojrzał na swojego młodszego brata, który zachowywał całkowity spokój i powagę. Sanzu, który stał po lewej stronie Rana, mlasnął językiem i ziewnął. Nie chciał wchodzić w dyskusje z braćmi Haitani i na jego szczęście oni również nie zamierzali z nim rozmawiać.

Izana przebiegł wzrokiem swoich ludzi. Zatrzymał się na Ranie i Rindō. Na jego ustach od razu wykwitł uśmiech i podszedł do braci, którzy spojrzeli niewzruszeni na swojego przywódcę.

— Miło znów was widzieć razem — powiedział. — Zacząłem tęsknić i pomyślałem, że Tenjiku już was nie interesuje.

— Nic z tych rzeczy — odpowiedział Rindō. — Jedynie małe problemy rodzinne.

— Huh? — Izana zmrużył oczy, ale wciąż utrzymywał uśmiech. — Rodzice ponownie chcą was wysłać do więzienia? — zapytał.

Izana wiedział dokładnie, jak wyglądała sytuacja z rodzicami Haitanich. Nie znał ich dzieciństwa, ale kiedy razem tkwili w tamtym miejscu, zdarzało się im wspomnieć, jak tam trafili.

— Nie, raczej naprawić relacje, co jest wkurwiające. — Tym razem odpowiedział Ran.

— Czyli tak to wygląda... No cóż, zdarza się. O właśnie Ran, chcę, żebyś po zebraniu Tenjiku został dłużej. Potrzebuję cię do czegoś — rozkazał, a Rana mimowolnie przeszły nieprzyjemne dreszcze. Rindō chciał się zapytać, czy on również ma zostać, ale Izana go uprzedził. — Nie. Tylko Ran.

Zebranie Tenjiku minęło jak zwykle. Zostały przedstawione działania i plan, jak pokonać Tokyo Manji, ale Izana nie wspomniał nic o [_]. Lubił zostawiać niektóre rzeczy dla siebie i dzielił się nimi jedynie z Kisakim, Hanmą i Kakucho. Może dlatego, co chwilę ta trójka posyłała mu znaczące spojrzenia, które ignorował. Pojutrze Tenjiku miało atakować ludzi Toman, żeby na zaplanowaną walkę, zjawiło się jak najmniej ludzi. Najbardziej zależało im na kapitanach i najsilniejszych ludziach, a Ran już dawno zdecydował, że z uśmiechem na twarzy pokona Mitsuyę Takashi'ego. Kiedy ludzie zaczęli odchodzić, Ran oparł się o metalowy kontener i czekał na Izanę. Pożegnał się z młodszym bratem, który opuścił miejsce w towarzystwie Sanzu, który wyglądał, jakby się z czegoś tłumaczył. Ran uśmiechnął się, kiedy Rindō uderzył Haruchiyo.

— Jak tam [_]? — zapytał Izana, kiedy podszedł do Rana.

— Kiedy wczoraj wróciła, wyglądała na przejętą. — Ran wzruszył ramionami. — Uwierzyła ci?

Kurokawa uśmiechnął się i rozłożył ręce.

— Nie wiem, ale zrobię wszystko, żeby to zrobiła — odpowiedział. — Na pewno zapyta się kogoś z Toman, o Kazutorę, którego Mikey prawie zabił i jestem niemal pewny, że zrobi to dzisiaj. Sanzu też ma ją upewnić w przekonaniu, że Mikey to potwór, a na końcu czeka ją wisienka na torcie. Czyli ty! — Izana zaklaskał wesoło w dłonie.

Ran nie rozumiał, o co chodzi Izanie, dlatego uniósł pytająco brwi. Nim zauważył, pięść Izany uderzyła go w nos. Poczuł mocny ból i krew, która pobrudziła mu płaszcz i twarz. Na chwilę go zamroczyło, a kiedy spojrzał na Kurokawę, jego noga wylądowała brutalnie na jego brzuchu. Ran poczuł, jakby jego żołądek został zmiażdżony, a pokarm, który dzisiaj spożył, podszedł mu do gardła. Powstrzymał się przed zwymiotowaniem.

— Nawet nie próbuj się bronić — powiedział poważnie Izana, widząc, jak Ran chce powstrzymać go przed kolejnym ciosem. — Musisz wyglądać na ledwo żywego, kiedy [_] cię zobaczy. — Wymierzył kolejny cios w twarz, podbijając Ranowi oko.

Starszy Haitani przeklął, ale posłuchał Izany. Wiedział już, o co mu chodzi, dlatego z zaciśniętymi zębami przyjmował każdy zadany cios. Oddychał ciężko, kiedy leżał na ziemi, a przywódca Tenjiku stał nad nim z satysfakcjonujący, uśmiechem.

— Naprawdę musiałeś aż tak? — zapytał Ran i zaśmiał się. Wypluł nagromadzoną krew z ust. — Kurwa, nie potrafię się ruszyć.

— Wybacz, Ran. Pamiętaj, że to Mikey cię pobił.

Izana pomógł Ranowi wstać i oparł go o metalową powierzchnię. Przyglądał się, jak ciężko oddycha i wyciera krew z nosa o materiał, swojego płaszcza.

— Czyli chcesz, żebym powiedział [_], że to Mikey mnie pobił?

— Dokładnie! Przyprowadzę cię do niej za kilka godzin i potwierdzę, że to on cię skatował. A jego powodem była zazdrość. Wtedy na pewno uwierzy i złamie mu serce.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro