Cienka nić porozumienia.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po powrocie do Polski, zdałam sobie sprawę, że przeszłam jakąś wewnętrzną zmianę, i chociaż ta moja zmiana nie była ogromna, to jednak nastąpiła, a to dało mi do myślenia. W Londynie nauczyłam się, że życie nie zawsze jest tak proste, jak nam się wydaje, nawet jeśli nagle zaczyna toczyć się gdzie indziej. Gorzka lekcja życia miała też swoje pozytywne strony.

Nabrałam klasy, a wszystkiego uczyłam się od dziewczyn. One mi pomogły. Jedna zabrała mnie na zakupy, wyrzuciła wszystkie moje ciuchy i zaopatrzyła w prawdziwe, modne stylizacje, które nosiło większość brytyjek. Moich zwyczajnie się pozbyła,, bo jak stwierdziła «to odbierało mi urok, którego miałam w sobie całkiem sporo». Druga próbowała uczynić mnie kimś zupełnie innym. Kimś zabawniejszych, bardziej otwartym. Nie było mi to specjalnie potrzebne, ale ta chęć zmiany, zmusiła mnie do podjęcia jakichś kroków w kierunku poznania i zaakceptowania lepszej siebie. Czasem przecież trzeba coś zmienić, i nierzadko wychodzi nam to na dobre. Tak oczywiście tylko myślałam, bo po czasie dotarło do mnie, że mnie się nie da zmienić. Dlaczego? A no, dlatego że bojaźliwy rycerzyk nie stanie się nagle odważnym wojownikiem. Być może miałam zbyt mało czasu na to, by skorzystać ze wszystkich wskazówek, a być może wewnątrz byłam zbyt oporna. Wizualnie jednak udało mi się osiągnąć to, co było zamierzone i z tego się cieszyłam.

Wpakowałam walizki do samochodu ojca i wsiadłam do środka. Liczyłam się już z tym, że przyszła mowa ojcowska będzie dotyczyć besztania pomysłu wyjazdu i zmarnowanych pieniędzy, ale bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, bo nie wypalił z tym od razu. Spojrzał na mnie przyjemnym wzrokiem i powiedział:

- Dobrze zrobiłaś, że wróciłaś. Tutaj jest twój dom.

Jakby mógł mnie bardziej zaskoczyć... Był niezwykle ciepły i rozradowany faktem mojej obecności w kraju. Wiedziałam, że bardzo tęsknił, bo niejednokrotnie to powtarzał. Mama też bardzo przeżywała rozłąkę. Dzwoniła, pytała, ale i powtarzała, że muszę wrócić, bo przecież tak się nie da. Czy faktycznie miała rację? Gdyby nie fakt moje przywiązania, mogłabym wytrwać do końca. Ludzie siedzą tam latami i dają radę przetrwać ten czas, byleby tylko zarobić. Nie mnie było ich oceniać, ale mam twierdziła, że:

- To głupota. - Postawiła talerz z rosołem na stole. - Tylko kasa się teraz liczy. Oby zarobić. A co z rodziną? Dziećmi, które tęsknią?

- Mamo, ja przecież nie mam dzieci.

- Ale masz nas. To się nie liczy?

- Oczywiście, że liczy. Sęk w tym, że ja jestem już przecież dorosła.

I nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, który przerwał nam dyskusję. Po uśmiechniętej minie mamy można było wywnioskować, że próbowała zrobić mi niespodziankę. Odeszła od stołu i poszła do korytarza, żeby wpuścić gościa, o którym absolutnie nie wiedziałam. To była Aśka. Jej rozradowany głos rozbrzmiewał się już po całej klatce:

- Jest już? Jest już? - Pytała.

Wlazła pędem do kuchni i rzuciła się w moje ramiona. Była niezwykle zadowolona, a i mnie nie brakowało entuzjazmu. Przytuliłam ją najmocniej jak mogłam i zapytałam, co u niej słychać:

- Zmieniłaś się... - powiedziała z uśmiechem, wpatrując się w moje platynowe włosy, które były początkiem zachodzących zmian.

Nie pamiętałam, kiedy ostatnio farbowałam włosy. Robiłam to chyba tylko raz w całym swoim marnym życiu. Naturalnie byłam brunetką, ale w gimnazjum zapragnęłam czarnych, jak ziemia, pasm, które i tak zeszły mi po miesiącu, zostawiając po sobie nieestetyczne, krowie łatki. Od tamtego momentu bałam się dotykać farb. Miałam jakiś uraz związany z wyglądem tych nieszczęsnych włosów. Na szczęście fryzjerzy z Londynu zadbali o to, żebym wyglądała normalnie i dołożyli wszelkich starań, żeby usatysfakcjonować wymagającą klientelę mojego pokroju:

- Może troszeczkę, ale ogólnie na dobre mi to wyszło. Zrobiłam się bardziej otwarta na ludzi... -- Poluzowałam złoty zegarek opięty na nadgarstku i napiłam się kawy.

- To fakt, ale... Ślicznie wyglądasz... Nie sądziłam, że wrócisz taka odmieniona.

- Londyn mnie zmotywował. Nauczyłam się tam żyć i powiem ci szczerze, że mimo tego, cieszę się z powrotu. Takie miejsca nie są dla mnie - westchnęłam. - Tęskniłam za wami i za mamą.

- Nie wrócisz?

- Może kiedyś...Ty zamiast kisić się w tej dziurze, mogłabyś pojechać ze mną. Razem na pewno byłoby nam lepiej.

- Nie, to nie dla mnie. Ja wolę zostać w domu i żyć jak żyję, niż lecieć tam i siedzieć z Londyńczykami, kaleczącymi angielski - oznajmiła pewnie.

I nagle zapadła głucha cisza, którą co chwilę przerywały głosy z telewizora, grającego w salonie.

Ta cisza przepowiadała coś zupełnie niespodziewanego. Tak było zawsze, gdy Aśka milczała i patrzyła tępo w podłogę. Wtedy też się zawiesiła, a mnie interesowało z czym za moment wyskoczy:

- Wiesz, przyjaźnimy się z Arturem... Nie chciałam ci nic mówić, ale niedawno odnowiliśmy kontakt.

- To znaczy? Przecież cię zostawił...

- To prawda, ale miesiąc temu spotkaliśmy się w sklepie i trochę pogadaliśmy. Znowu zaczęliśmy się spotykać.

- Okej. Ja miałam się nie wtrącać... - Uniosłam dłonie w górę oznajmiając gestownie, że nie mam zamiaru tego komentować. Moje uczucia co do niego przygasły. Nie myślałam już o Presto, jak o kimś, kto cokolwiek dla mnie znaczy i bardzo się z tego cieszyłam, ale sądziłam, że Aśka też zmądrzała:

- No powiedz... Co o tym myślisz?

- Ja nic o tym nie myślę, bo to nie mój problem. Jeśli znów cię zrani i zostawi bez słowa wyjaśnienia, to nie zrzucaj na mnie za to winy, bo nie będę miała z tym nic wspólnego. - pokiwałam palcem na ostrzeżenie.

- A jak nie zostawi?

A jak nie zostawi? To też nie będzie mój problem. Dziwne pytanie, które padło z jej ust, dało mi do zrozumienia, że mocno liczy się z moim zdaniem. Tutaj natomiast nie mogła na mnie liczyć, bo nie chciałam później ponosić winy za nieodpowiednie decyzję, które mogła podjąć przez moje rady. W ramach głębszej dyskusji zaprosiła mnie do klubu. Chciała opić mój powrót i to koniecznie w klubie, w którym byłam jeden raz, obiecując sobie później, że do niego nie wrócę. Odmówiłam, zapraszając ją do siebie, ale ona się uparła:

- Spokojnie, nie będzie Konana. - Zapewniła, jakby to miało cokolwiek zmienić.

Tak czy siak - odmówiłam. Zdecydowałyśmy, że nadrobimy z dziewczynami w moim mieszkaniu, gdy tylko wrócę i zdołam się rozpakować. To wyjście nie bardzo mi odpowiadało, chociażby ze względu na nieprzyjemny, klubowy klimat. Ostatecznie przemyślałam sprawę i gryząc się z tym przez cały piątek, zdecydowałam, że tam pójdę. Byłam strasznie oporna na samą siebie. Przecież jedno wyjście na godzinę lub dwie nie pogrążyłoby mnie w żałobnym klimacie słabego klubu, a wiecznie w domu siedzieć absolutnie nie mogłam. Czy komukolwiek wyszło to na dobre? Wyjście to relaks, a relaks to odpoczynek dla ciała i umysłu. Mnie po tym nieszczęsnym wyjeździe, który ostatecznie okazał się skromnym niewypałem, taki odpoczynek zdecydowanie by się przydał.

Kiedy nadeszła sobota, byłam już przygotowana. I psychicznie, i fizycznie. Przebrałam się z dziennego dresu w wyjściowy, sukienkowy outfit i wyjechałam z domu, gdy tylko wybiła szósta. Stres nie zdołał mnie zjeść, bo jego miejsce zajęła niepewność, ale ona przecież towarzyszyła mi zawsze. Bez względu na to, jaką decyzję podejmowałam, zawsze byłam jej niepewna. Zdawałam sobie sprawę, że powinnam wyluzować, przynajmniej w tę nieszczęsną sobotę, ale jakoś trudno było to zrobić, gdy wszędzie czyhały problemy. Mniejsze, większe... Ciągle coś się działo, dlatego w ten jeden dzień musiałam dać sobie na luz. W końcu, co złego mogłoby się stać?

Przyszłam do klubu po ósmej. Nieco spóźniona, ale obecna weszłam po tych samych, niezmienionych schodach, które prowadziły na klubową antresolę i wypatrywałam znajomych twarzy, błyszczących w kolorze klubowych świateł. Minęło trochę czasu nim w ogóle je znalazłam. Krążyłam po antresoli, jak wariat, gapiąc się na tych wszystkich rozbawionych ludzi. Aśkę poznałam po torebce. Była charakterystyczna, brokatowa w różowy, krowi wzór. I pomyśleć, że gdyby nie ta krowa, to nadal chodziłabym jak głupia, zaglądając ludziom pomiędzy twarze. Podeszłam do stolika, przy którym siedziały i zorientowałam się, że dosyć gromadne stado nie składało się tylko z kobiet, ale i gości specjalnych. Mogłam się przecież domyślić, że babski wieczór będzie równie babski co męski. Wśród zgrai opitych i głośnych dziewczyn siedział też Presto i Konan, którzy nie wyglądali na szczęśliwych moją niezapowiedzianą wizytą. Mina Konana dała mi wręcz ogrom znaków, bym lepiej ewakuowała się zanim zacznie odstawiać cyrk, ale mi ani śniło się uciekać. Czy nie byłabym tchórzem, gdybym zwiała wprost spod ich oczu? Oczywiście, że mogłabym takowym być. Zresztą, na pewno dość zabawnie wyglądałabym uciekając bez słowa:

- Cześć... - Uśmiechnęłam się szeroko, patrząc na wszystkich po kolei.

Dziewczyna, która siedziała wtulona w Konana, drażniła mnie już samym rozbawionym spojrzeniem, a to był znak, że ten wieczór nie mógł obyć się bez jakiejś sprzeczki:

- Hej! Jednak przyszłaś! Zmieniłaś zdanie? - zapytała Magda, niemal dusząc mnie swoim uściskiem. - Schudłaś? O mój boże, schudłaś!

- Zaczęłam chodzić na siłownię. - zaśmiałam się i wcisnęłam na siedzenie obok nich.

- Jak ci się podobało za granicą? - zapytał Presto i złapał za szklankę w połowie wypełnioną sokiem pomarańczowym. O dziwo, Presto nie pił, a to niemal jak święto, które należycie byłoby zapisać w jakimś kalendarzu.

- Ugh, nie jest źle, ale... Gdybym miała przy sobie kogoś z Polski, to mogłabym zostać na stałe.

- Nawet tak nie mów... - Magda klepnęła mnie w kolano.

- Chciałbym z tobą pogadać... - wyrwał się łysy. - Mam propozycję, ale to nie jest temat na rozmowę w klubie. Możemy się przejść.

Gdy spojrzał na Aśkę, a ona się uśmiechnęła, od razu wiedziałam, w jakim celu chce ze mną rozmawiać. Już raz proponował mi pracę i byłam pewna, że tego wieczora zaproponuje mi ją po raz kolejny, a ja nie będę mogła odmówić, bo lepszej oferty przecież nie znajdę. Podniosłam się więc i na niego zaczekałam. Wygrzebał się z pomiędzy dziewczyn i szedł za mną w stronę wyjścia, by w ciszy dyskutować o czymś, o czym w zasadzie nie dało się nie dyskutować. Sądziłam, że znów będą między nami jakieś słowne przepychanki, którymi zresztą karmiliśmy się wzajemnie od samego początku, ale tym razem było inaczej i tym mnie zaskoczył. Wyszedł za mną pod klub, ale on się nie zatrzymał, tylko pomaszerował przed siebie, w ogóle nie oglądając się na mnie. Myślałam, że właśnie tam będziemy rozmawiać, ale on zaproponował spacer po centrum, tak abyśmy mieli chwilę spokoju od muzyki, Aśki i reszty bandy, która wisiała na nas od mojego powrotu.

Szliśmy powoli, ramię w ramię po oświetlonym chodniku i rozmawialiśmy, tak normalnie, jak normalni ludzie.

Presto popytał trochę jak mi poszło w Londynie, aż nagle wyskoczył z bardzo dobrze znaną mi propozycją:

- Oferta jest nadal aktualna, tyle że u mojego kolegi. Dobrze płatna, nie musiałabyś nawet dojeżdżać. - powiedział wchodząc mi w zdanie, którego nawet nie zaczęłam. - I w dodatku na kuchni, tam gdzie chciałaś.

- Arturze, ale ja nie wiem, czy nie wrócę do Londynu. Gdybym znalazła kogoś chętnego do wyjazdu, to...

- Przemyśl to dokładnie. Te sześć tysięcy nie jest warte siedzenia tak daleko od domu. Tu dostaniesz prawie cztery, ale będziesz na miejscu. Zaoszczędzisz na paliwie, to napewno.

- Co ty byś zrobił na moim miejscu? - zatrzymałam się w miejscu i spojrzałam mu prosto w oczy, licząc na szczerą odpowiedź, choć tak naprawdę domyślałam się, że powie to, co kazała mu powiedzieć Aśka:

- Zostałbym. Też mam możliwość wyjechać. Holandia, tam mam interes, Hiszpania też, ale zostaję w domu. Tu mam matkę i nie chcę żeby widywała mnie raz w roku. Ty też powinnaś zostać ze względu na swoich rodziców... - ruszył przed siebie.

- Ale ty jesteś bogaty. Nie wiem, skąd masz kasę, ale skoro codziennie jesteś w domu, od czasu do czasu sobie wyjedziesz, to masz problem z głowy, ja tak nie mogę.

- Pomogę Ci. Gadałem z Pawełkiem, mógłby cię przyjąć po świętach na kuchnie. Sześć godzin na zmianę i powrót do domu, kasa by ci się zgadzała, a robotę miałabyś dziesięć minut drogi od domu.

- Przemyślę to.

- Przemyśl i daj mi znać do jutra. - schował ręce do kieszeni swoich czarnych dresów. - Dajesz sobie radę?

- Daję, a dlaczego miałabym nie dawać? Spłacam ten cholerny samochód, długi też już spłaciłam, ale tej sprawy z Gośką za chuja nie załatwię. - westchnęłam głośno. - W Londynie czuję się dziwnie, wiesz jak to jest? Tęsknię, ale tam mam więcej możliwości.

- Wiem jak to jest. Miałem trzymiesięczny wyjazd do Holandii. Biznesy... To były najdłuższe trzy miesiące mojego życia.

- Zaczęłam się tam zaaklimatyzować. Nawet całkiem dobrze mi się tam pracuje. Mam koleżanki, sklepy pod nosem, wiem mniej więcej, co i jak...

- Nawijasz po angielsku?

- No pewnie. Pracujemy w polskiej restauracji, ale większość klientów to anglicy. Śmieszni są, bo choć się uczę, to nie mogę załapać tego ich akcentu. - zaśmiałam się. - Noł, nor. - Dodałam jakoś próbując pokazać swoje umiejętności językowe.

- Byłem raz w Londynie, trzy lata temu. Wiesz, delegacja z firmy, musiałem wysłać ludzi na jakieś szkolenia. Całkiem fajnie tam było, przez tydzień lataliśmy po klubach, a na żadnym szkoleniu nie byliśmy.

- Jaką ty masz w zasadzie firmę? Aśka na początku coś tam wspominała, ale nie pamiętam już co to było.

- Na Narutowicza. Zajmujemy się sprzedażą kamienic, mieszkań, domów i lokali.

- Serio? No patrz! Ja wiedziałam, że ty masz jakąś firmę, ale Aśka mało mówiła.

- Bo Aśka mało wie. Nie wtajemniczam jej w moje sprawy. Staram się to oddzielać, w domu o tym nie mówię. Ona nie wie wszystkiego, i ty wiesz co mam na myśli.

- Domyślam się, ale nie będę się wtrącać...

- I słusznie, nie powinnaś była w ogóle się w to wtrącać.

- Prosiła mnie, to co miałam zrobić?

Presto zatrzymał się i odwrócił w moją stronę:

- Nie wiem, odmówić?

- Nie mogłam jej odmówić, kiedy wyła do słuchawki.

Nie wiedziałam, jak miałam mu wytłumaczyć, że sama z siebie absolutnie bym się w to nie pchała, ale jaki był sens skoro sam miał już wyrobione zdanie na ten temat? Żaden! To jak przepychanie się z głupim kozłem. Bez sensu.

- Mogę mieć pytanie? Powiedz mi, jak to jest. Ty naprawdę zajmujesz się tym wszystkim, o czym mówił Marcin?

Ten zatrzymał się nagle i spojrzał w moją stronę już nieco poważniej:

- A po co o to pytasz?

- Z ciekawości. Przecież nie do książki.

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

- I pierwszy stopień do rozwiązania spraw nierozwiązanych. - dodałam.

- Skąd mam wiedzieć, że nie pójdziesz na psy?

- Masz mnie za konfidenta?

- Tego nie powiedziałem.

- Ale zasugerowałeś.

- Ty i Aśka powinnyście trzymać się ode mnie z daleka. Tyle powinno ci wystarczyć.

- Ale to ty nas przy sobie trzymasz. W zasadzie to tylko ją, ale ja jestem tak jakby w pakiecie.

- Mam być szczery? - rozsunął suwak w kieszeni swojej bluzy i usiadł na ławce, jedynej w obrębie naszego wzroku. - Wiesz... Aśka to Aśka, ona jest głupiutka. Lubię ją, ale nie da się z nią rozmawiać. Za każdym razem kiedy chcę jej o czymś powiedzieć, ona strzela focha, że ciągle mówię tylko o sobie - wyciągnął z kieszeni spodni papierosa i go odpalił. - To nie jest kobieta, z którą da się być na dłuższą metę. - dodał spokojnie.

Słysząc to, miałam wrażenie, że on strasznie żałuje swojego powrotu. Jego głos był zmęczony, a on sam wydawał się przygnębiony, mówiąc o tym wprost. Na pewno był to dość ciężki temat, ale ja sama nie wiedziałam, co mam z taką informacją zrobić:

- No i co? Ja mam jej delikatnie o tym powiedzieć?

- Nie, nie o to mi chodzi. Chciałbym spotykać się z tobą częściej. I nie patrz tak na mnie. Nie mam na myśli seksu ani związku, ale tak dobrze mi się z tobą rozmawia, że chciałbym żebyś rozmawiała ze mną częściej. Wiesz...Brakuje mi takiej osoby, neutralnej osoby, która zrozumie, co mówię.

- Ja się na żadną przyjaciółkę nie nadaję. - Pokiwałam przecząco. - Chyba nie chciałbyś mnie widzieć w swoim domu przez całą dobę, przed telewizorem z obstawą przy lodówce.

- No, właśnie chciałbym. Przynajmniej oboje byśmy tę lodówkę obstawiali.

- Moi rodzice by oszaleli... - spojrzałam tępo na przejeżdżające auta.

- Wątpię. Świetnie mi się z nimi rozmawiało. Rzuciłem twojemu ojcu napiwek za meble, trochę z nim pogadałem i chyba mi odpuścił.

- Rozmawiałeś z nim?

- No pewnie, przecież zamawiałem u niego meble. Posiedzieliśmy trochę u niego w biurze, powspominał mi przyjaźń z Parasolem, wyciągnął koniak i jakoś tak nam zeszło, do wieczora.

- Nie był na ciebie zły za to pobicie?

- Na początku był, ale złagodziłem sytuację.

Średnio z tym wyszło, ale chciałem mu to jakoś wynagrodzić i poleciłem go znajomym.

- To dlatego był taki szczęśliwy i podniecony tym, że od paru miesięcy telefon nie cichnie. - zaśmiałam się cicho.

- No, koledzy są z mebli zadowoleni. Sporo musiał na nich zarobić. Mówił, że będzie szukał mieszkania. Przekaż mu, żeby się do mnie zgłosił. Coś mu znajdę.

Presto strasznie mnie zaskoczył, zarówno tą wymuszoną przyjaźnią, co tą propozycją mieszkaniową, ale miło z jego strony, że chciał pomóc moim rodzicom w kupnie. Nie wiedziałam, czy właśnie tym chciał mnie do siebie przekonać, ale miałam tylko nadzieję, że ich nie oskubie i nie ucieknie. Ot, takie moje zmartwienie:

- To co? Wracamy do klubu czy obgadujemy naszą dawną przyjaźń?

- Której nie było... Skąd ty w ogóle wiedziałeś o moich wyjazdach do babci?

- Siedzę w twojej głowie. Jakbyś tyle o mnie nie myślała, to nic bym nie wiedział. Mam dużo znajomych, wszędzie mam znajomych.

- Trochę mi głupio tak ją okłamywać.

- Przecież się nie wyda, a tak...Przynajmniej nie czepia się, gdy zbyt dobrze nam się rozmawia. Nie zaprząta sobie głowy naszym romansem. - spojrzał na mnie. - Oj wyluzuj, to przeszłościowe kłamstewko. To nawet nie kłamstewko. Wyobraź sobie, że kiedyś naprawdę się przyjaźniliśmy i już, po kłopocie.

- Że ty tak spokojnie o tym mówisz...

- Powiem więcej... Nawet fajnie się kiedyś bawiliśmy. - wstał z ławki, zaśmiał się i kierował powoli w stronę klubu.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro