Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzimy już kilka minut w ciszy, a Scott szuka dalej telefonu załamany. Jest mi go żal jak i Pani McCall, kobieta bardzo cieszyła się, że znowu nie będzie sama i będzie miała z kim pogadać, a tu takie coś... Że Peter musi być takim dupkiem i niszczyć każdemu życie. Chcę, żeby to się skończyło i wszyscy żyli normalnie.
Teraz będę musiała się mocno zastanowić, czy wyjechać, czy nie, jeśli to zrobię może wszystko się skończy i będą normalnie żyć, a jeśli zostanę to może nie... Jednak kiedy wyjadę to jeśli coś się stanie, mogą sobie nie poradzić.
Nigdy nie miałam takiego problemu, jeszcze teraz Derek... Przez Peter'a nie dowiedziałam się, gdzie jest, więc zrobię to znowu, tylko teraz nikt mi nie może przeszkodzić.

— Dobra chłopaki — siadam wygodniej na łóżko — Spróbuję jeszcze raz znaleźć Derek'a — zamykam oczy.

— Nie! — krzyczą razem, a ja patrzę na nich zdziwiona.

— Niby czemu? Chcę znaleźć mojego brata.

— Deaton powiedział nam, że przez najbliższe czterdzieści osiem godzin nie możesz tego robić.

— Co? Czemu? — wkurzam się.

— Powiedział, że twój organizm narazie nie jest do tego przyzwyczajony i lepiej, żebyś tego nie robiła, bo możesz już się nie obudzić — zaczyna Scott.

— To niby jak mam do tego przyzwyczaić mój organizm, jak nie mogę tego powtórzyć?

— Przez następne dwa tygodnie robiłabyś to co kilka dni i później co jeden dzień i co kilka godzin — mówi Stiles.

— Co kilka godzin? To kogo bym miała szukać?

— Nikogo nie musisz szukać, po prostu będziesz mogła chodzić po mieście i obserwować ludzi — kontynuuje Scott.

— To będzie nudne — przewracam oczami.

— Dla mnie by było ciekawe — odzywa się Stiles — Może czegoś ciekawego byś się dowiedziała, poszłabyś na komisariat i zobaczyła, czy są jakieś dziwne zabójstwa.

— Ty tylko o jednym — przewracam znowu oczami — Dobra zrobię to, ale najpierw chce znaleźć mojego brata.

— Znajdzie się — Stiles siadam obok mnie — Rodziny Hale nie da się łatwo zabić.

— Racja — przytulam się do chłopaka i zamykam oczy — Chociaż Peter mógłby być wyjątkiem.

***

Stoję pod klasą i rozmawiam z Allison i Lydią, są bardzo zadowolone, że całowałam się ze Stiles'em. Kibicują mi od samego początku co jest słodkie.

— Zmieńmy temat — mówię — Macie już jakieś sukienki na bal?

— Mamy zamiar iść do sklepu, bo jeszcze nie mamy — mówi Lydia — Idziesz z nami?

— Chętnie — uśmiecham się.

Przyglądam się Allison, która patrzy pusto w podłogę. Czyżby powiedziała jej Kate albo sama się domyśliła kim jestem naprawdę?
Nagle czuję wibracje w tylnej kieszeni, wyciągam telefon i widzę wiadomość od Stiles'a.

Od: Mieczyslaw

Przyjdź do szatni, szybko!

— Dziewczyny, pogadamy później — chowam telefon.

— Stiles? — pyta Allison, wreszcie na mnie patrząc.

— Tak — uśmiecham się delikatnie.

— Lily — Allison łapie mnie za rękę czym się mocno dziwie — Kibicuje wam naprawdę, wyglądacie tak słodko razem.

— Dziękuję — też łapię dziewczynę, ale puszczam chwilę później — Ja kibicuje tobie i Scott'owi.

Nie czekam na odpowiedź dziewczyny, tylko biegnę do szatni. Wchodząc tam, każdy chłopak patrzą na mnie zaskoczeni, a niektórzy każą wyjść. Olewam ich i szukam wzrokiem Scott'a i Stiles'a.
Stoją obok szafek i rozmawiają z Jackson'em.

— Mam iść z Allison na bal? — pyta zdziwiony chłopak, kiedy do nich podchodzę.

— Ja nie mogę iść — mówi Scott.

— A ze mną Allison nie pójdzie — Stiles podnosi rękę do góry.

— Wal się — Jackson patrzy na wilkołaka — I wy też.

— Boże! — Stiles odwraca się wystraszony — Jak tu przyszłaś to mogłaś powiedzieć!

— Słuchałam rozmowy — przewracam oczami — Jackson, mój kochany przyjacielu — uśmiecham się do chłopaka — Jeśli nie pójdziesz z nią na bal, to rozerwę ci gardło zębami, ale najpierw wyrwe wszystkie kończyny, łącznie z tym co masz w spodniach — zmieniam kolor oczu, a Jackson robi kilka kroków w tył.

— Lily, spokojnie — odzywa się Stiles.

— To jak? — olewam bruneta.

— Dobra...

Jackson wychodzi razem ze Scott'em mówiąc coś pod nosem, a ja zostaję sama ze Stiles'em. Przez kilka sekund stoimy w cieszy, ale chłopak wreszcie odwraca się bardziej w moją stronę i patrzy na mnie.

—Lily — drapie się nerwowo po karku — Może... Może chciałbyś pójść... Ze mną na bal.

Patrzę na niego zdziwiona, pierwszy raz chłopak zaprasza mnie na bal i nie wiem co powiedzieć. Jednak muszę odmówić.

— Przykro mi Stiles, ale nie — uśmiecham się smutno, a on patrzy na mnie zdziwiony — Bardzo chce z tobą iść — łapię go za rękę – Ale musimy mieć także Lydie na oku.

— Nie chcę iść z Lydią, chcę iść z tobą.

— Też chce z tobą iść, ale ktoś musi jej też pilnować, a ja chyba nie pójdę z nią jako para.

— Dobra — przybliża się do mnie — Ale będziesz cały czas obok nas.

— Okej — uśmiecham się.

Chłopak powoli się do mnie zbliża i gdy nasze usta mają się złączyć, słyszymy gwizdek, na co odskakujemy od siebie przerażeni.

— Mogę wiedzieć co wy do cholerny robicie? — Trener patrzy na nas wkurzony — Pięć minut temu był dzwonek na lekcje, a wy się tutaj... — mężczyzna kiedy widzi, że próbujemy się nie śmiać, to przerywa — Już was tu nie ma!

Wybiegamy z szatni , a kiedy drzwi się zamykają to wybuchamy śmiechem. Trener jest naprawdę śmiesznym człowiekiem.
Zapiszę się chyba na lacrosse, wtedy będę miała więcej czasu, żeby z nim pogadać i pośmiać się.

— Dobra, chodźmy na lekcje — mówi cały czas uśmiechnięty.

— Czekaj — łapię go za rękaw bluzy.

Chcę się go spytać co jest z nami i jak mam się zachowywać, bo nie mam pojęcia, całowaliśmy się w domu i teraz też mieliśmy. Chcę wiedzieć czy on chce coś więcej, nigdy nie byłam tak blisko chłopaka, więc nie mam pojęcia.

— Co byś chciała? — patrzy mi w oczy.

— Ja... Dobra — nagle cała moja pewność siebie paruje i nie wiem co powiedzieć — Już nic, zapomniałam.

— To jak sobie przypomnisz to powiedz — puszcza mi oczko.

Chłopak kieruje się w stronę sali, a ja idę od razu za nim. Nie mam pojęcia czemu nagle nie umiem tego powiedzieć, chcę się dowiedzieć co i jak z nami, a się wszystko posypało... Może to jakiś znak żebym opuściła Beacon Hills? Nie wiem...
Stiles i reszta są dla mnie bardzo ważni, tylko boje się, że jeśli nie odejdę to będzie coraz gorzej.
Ugh, za dużo mam takich myśli w głowie, teraz muszę się zająć znalezieniem Derek'a.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro