« 𝐏𝐢𝐞𝐫𝐰𝐬𝐳𝐞 𝐬𝐩𝐨𝐭𝐤𝐚𝐧𝐢𝐞 - 𝐫𝐨𝐳𝐩𝐢𝐬𝐚𝐧𝐞 »

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

« 𝐂𝐡𝐫𝐢𝐬  𝐄𝐯𝐚𝐧𝐬 »

Usłyszałaś to pytanie z filmów Czy chcesz go za męża? Każdy marzy o miłości i o tym pytaniu, żeby na nie odpowiedzieć TAK. Nie mogłaś powiedzieć pozytywnej odpowiedzi. Nie wiedząc co zrobić po prostu uciekłaś z kościoła. Słyszałaś krzyki zdumienia, westchnienia i gdy się odwróciłaś widziałaś zdziwienie już byłego narzeczonego. Wybiegając z kościoła widziałaś jedną taxówkę. Nie wiele myśląc podniosłaś sukienkę, tak żeby ci nie zawadzała i pędem zaczęłaś do niej biec.

Gdy jeden z twoich butów postanowił, że spadnie ci ze stopy. Niestety miłość do tych szpilek była większa i wróciłaś po niego.

– [T. I.]! — usłyszałaś krzyk za sobą. Odwróciłaś się i zauważyłaś wściekłego narzeczonego i swoją babcie, która krzyczała, żebyś biegła — Wracaj tutaj!

Odwróciłaś szybko głowę i znów zaczęłaś biec chodnikiem. Ludzie patrzyli na ciebie zdziwieni, ale ty chcąc ratować swoje życie nie związałaś na nich. Wbiegając na ulicę widziałaś, że było czerwone światło dla przechodniów, ale już nie mogłaś się zatrzymać. Gdy miałaś już biegnąc do taxówki i zacząć krzyczeć, żeby poczekała, usłyszałaś pisk opon. Odwróciłaś głowę i zauważyłaś mężczyznę, który wyszedł z auta. Był to przystoiny chłopak, wysoki i dobrze zbudowany.

– Pani oszalała?! Prawie panią potrafiłem! — krzyczał, a ty zaczęłaś słyszeć klaksony od samochodów.

– Niech Pan mnie uratuje! — krzyknęłaś do niego i podeszłaś. Odwróciłaś się i widziałaś jak Twój były narzeczony był coraz bliżej ciebie — Proszę! Błagam! Niech Pan mnie stąd zabierze!

Widziałaś jak mężczyzna się waha, ale mimo wszystko wskazał głową na auto. Uśmiechnęłaś się do niego wdzięcznie i wysiadłaś na miejsce pasażera.

Gdy usłyszałaś odpalający się silnik dopiero teraz zdałaś sobie sprawę ze swojej głupoty. Mógł by on być mordercą, gwałcicielem, który tylko czyha na ofiarę. Spojrzałaś się na niego lekko przestraszona.

– Mógłby Pan się...

– Chris, nie pan. — poprawił brunet — Jak rozumiem uciekła pani ze swojego ślubu?

– Tak. Mógłbyś mnie wysadzić na Times Square? — zapytałaś, a Chirs przytaknął — Mogę włączyć radio?

– Jasne, pewnie — zaczął przytakiwać.

Wcisnęłaś mały przycisk i usłyszałaś końcówkę piosenki Olivii Rodrigo. Zdjęłaś welon i zaczęłaś obracać go w palcach. Czułaś przenikające spojrzenie na sobie z powodu Chrisa.

– Jak masz na imię? — zapytał się, a ty spojrzałaś na niego swoimi (ciemnymi/jasnymi) oczami.

– [T. I/N.] — odpowiedziałaś i uśmiechnęłaś się do niego.

« 𝐒𝐞𝐛𝐚𝐬𝐭𝐢𝐚𝐧  𝐒𝐭𝐚𝐧 »

Siedziałaś na kanapie i zdenerwowana patrzyłaś na telefon. Ten głupi hydraulik powinien być już tutaj 10 minut temu, a nadal się nie zjawiał. Nieźle zdenerwowana zaczęłaś chodzić po całym mieszkaniu i próbując zająć czymś myśli. Niestety nie udało się to, bo co chwilę patrzyłaś na zegarek.

Gdy wstałaś z kanapy usłyszałaś pukanie do drzwi. Ucieszona pobiegłaś pod nie i otworzyłaś nie patrząc nawet przez wizjer. Otwierając drzwi zauważyłaś wysokiego i przystojnego bruneta. Nie był w typowym uniformie tylko w koszuli i czarnych spodniach.

– Cze...

– Wreszcie! — krzyknęłaś ucieszona i złapałaś go za ramię i wciągnęłaś do domu. Widziałaś lekko zdziwioną minę mężczyzny — Łazienka jest tutaj — wskazałaś na białe drzwi od łazienki.

Wręcz wepchnęłaś go tam i wskazałaś na umywalkę. Zaczęłaś tłumaczyć co się dzieje i co chwila mówiąc, żeby się pospieszył. Brunet przytaknął i zaczął brać się do pracy, a ty poszłaś do swojego pokoju i zaczęłaś przeglądać katalogi samochodowe i odpisywać na maile.

Po około 20 minutach usłyszałaś krzyk przekleństwa. Wstałaś niechętnie z łóżka i ruszyłaś w stronę łazienki. Zastałaś tam całego mokrego od wody bruneta, próbującego zatkać pryskający wodą kran.

– Ma gdzieś pani jakiś ręcznik? — zapytał próbując zakryć dłonią kran. Przytaknęła od razu i sięgnęłaś po jakiś ręcznik podałaś mu go i on zaczął zasłaniać nim kran. Zaczął coś przekręcać przy nim, a następnie pod kranem. Po chwili woda już nie ciekła i można było już zwyczajnie używać kranu.

– Znajdę coś Panu na zmianę ubrań. — oznajmiłaś i poszłaś w stronę swojej szafy. Znalazłaś jedynie męską białą bluzę z na drugiem jednorożca. Nie mając nic innego poszłaś z tym i podałaś mu. Po za tym powinnaś się odwdzięczyć za to spóźnienie.

– Pani raczy żartować. — mruknął brunet, a ty pokręciłaś głową.

– Albo pan to założy, albo wraca cały mokry. — uśmiechnęłaś się do niego, a brunet popatrzył na nią.

– Może pani wyjść? Chcę się przebrać. No chyba, że chcesz podziwiać moją klatę — powiedział sarkastycznie, a ty odwróciłaś się i spaliłaś buraka. Zamknęłaś łazienkę i czekałaś, aż z niej wyjdzie. Gdy to zrobił widziałaś jak w dłoni trzyma czarną koszulę, a na sobie ma bluzę z jednorożcem. Mimo wszystko zaśmiałaś się pod nosem. Wyciągnęłaś poetfel i dałaś mu należytą nagrodę za naprawę uszczelki.

– Naprawę bardzo śmieszne — skomentował brunet.

– Naprawdę jest to bardzo śmieszne panie...

– Sebastian — dokończył puszczając ci oczko — Pani...

– [T. I.] — uśmiechnęłaś się.

•… •… •
Siedząc przy laptopie i wypełniając jakieś papiery usłyszałaś pukanie do drzwi. Podeszłaś do nich i je otworzyłaś.

– To gdzie ta uszczelka? — usłyszałaś od hydraulika.

« 𝐑𝐨𝐛𝐞𝐫𝐭 𝐏𝐚𝐭𝐭𝐢𝐬𝐨𝐧 »

Siedziałaś przy fontannie i pisałaś w swoim ulubionym notatniku. Pisałaś tam wszystko myśli, wątki, które mogłyby pojawić się w książce noi oczywiście intrygi.

Podniosłaś głowę do góry i przymknęłaś oczy. Mimo wszystko ręka już ją bolała, bo odkąd wyszła z domu wena cię nie opuszczała. Westchnęłaś i zaczęłaś się przyglądać ludziom. Może znów będziesz miała jakąś chwilę zadumy.

Gdy już wyczerpałaś całą swoją dzisiejszą wenę wstałaś i miałaś zamiar pokierować się w stronę swojego mieszkania, ale los miał inne plany. Gdy wstałaś i zabrałaś swoją torbę wraz z notatnikiem, poczułaś popchnięcie i Auwazylas czarną kurtkę. Gdy zdałaś sobie sprawę co się stało byłaś już w wodzie. Wściekła i zdziwiona chciałaś wstać, ale ślizgałaś się po dnie fontanny. Spojrzałaś na swoją torbę. Jęknęłaś smutna, a następnie już miałeś zacząć krzyczeć na osobę, która cię tu wepchnęła. Nagle przed tobą stanął wysoki mężczyzna o brązowych włosach i jasnych oczach. Spojrzałaś na niego i zdmuchnęałś z twarzy kosmyk swoich włosów.

–Pomogę Pani — mruknął i wziął twoją dłoń. Pomógł ci wyjść z fontanny.

Spojrzała na siebie wdzięcznie, ale zauważyłaś, że ma na sobie czarną kurtkę. Czarną kurtkę, którą miał również facet, który wepchnął cię do tej fontanny.

Miałaś już zacząć krzyczeć na niego, ale zauważyłaś, że nie masz przy sobie notatnika. Zaczęłaś się oglądać za nim i zobaczyłaś go. Pływającego po wodzie. Wściekła i zrozpaczona wzięłaś go do ręki. Cały morkry, ociekał wodą.

– Przykro mi. Naprawdę nie chciałem... — usłyszałaś za sobą męski głos.

Odwróciłaś się do niego zdenerwowana i wzięłaś głęboki wdech, by następnie móc krzyczeć.

– Wiesz Pan co było w tym notatniku? Wie Pan, że skazał Pan czytelników na wieczystą jednostajność. Moi wierni czytelnicy będą musieli się pogodzić się z tym, że moi wyimaginowany bohaterowie będą musieli przeżywać monotonność! Widzi Pan coś pan narobił! Jest Pan odpowiedzialny za tę... tę niepomyślność! — krzyknęłaś w jego stronę — Mam nadzieję, że nigdy się Pan nie pozbiera i nie zapomni o tej tragedii!

Widziałaś jak patrzy się na ciebie zdziwiony. Wyminęłaś go i poszłaś przed siebie. Słyszałaś jak twoje buty człapią i są całe mokre. Wściekła odwróciłaś się w stronę, gdzie przed chwilą się znajdywałaś. Zauważyłaś jasne tęczówki, które Ci się przypatrywały. Dumnie unioslas swój podbródek i ruszyłaś w stronę mieszkania.

« 𝐀𝐧𝐝𝐫𝐞𝐰 𝐆𝐚𝐫𝐟𝐢𝐞𝐥𝐝 »

– Dziękuję — powiedziałaś biorąc hot doga do ręki. Właśnie miałaś w ręce swój cały świat. Jedzenie. Nie ma przecież niczego lepszego niż dobre żarcie, genialny romans i buetka wina, prawda? Nawet jeśli nie to tobie, jako już rasowej singielce to w zupełności wystarczało na samotne wieczory. Oczywiście są te momenty, gdy czujesz brak drugiej połówki, ale od razu przypomina ci się, że faceci to świnie, przemienioni w ludzi.

Wracając. Zaciągnęłaś się zapachem i wgryzłaś w hot doga. Wyjęła telefon, żeby sprawdzić nowe powiadomienia i zaczęłaś je przeglądać. Horoskopy, plotki na temat gwiazd, najlepsze wegańskie przepisy i oczywiście 10 rzeczy, które powinnaś wiedzieć o facetach. Tobie wystarczyło to, że jeden chuj porzucił cię i obecnie twoją drugą połówką była restauracja za rogiem.

Miałaś już skręcić w uliczkę, ale poczułaś jak ktoś cię obejmuje i zdejmuje twoją ukochaną czapkę. Zdezorientowana odwróciłaś się do osobnika. Kojarzyła twarz, ale nie mogłaś sobie przypomnieć skąd.

– Ratuj mnie. — oznajmił, a ty spojrzałaś na niego przestraszona.

– Panie, weź pan tę łapę. — warknęłaś i chciałaś ją zdjąć, ale usłyszałaś hałasy i widziałaś kilka fleszów aparatów.

– Błagam panią! — powiedział nieco teatralnym szeptem — Każdy człowiek ma prawo do prywatności, ale te małpy o tym nie rozumieją.

– Niech Panu będzie, ale czapkę ma Pan oddać — burknęłaś i również go lekko objęłaś, żeby paparazzi nie zwróciło na was uwagi.

Gdy oddaliliście się i byliście przy ulicy, gdzie mieszkasz spojrzałaś na niego uważnie. Jaka ty byłaś głupia! Jak mogłaś nie rozpoznać tego aktora z Pełnia życia. Zaczęłaś walić się w głowę krzesłem - oczywiście w myślach. Chociaż na ekranie wydawał się niższy i jego oczy, które były na żywo bardzo ładne na ekranie były jaśniejsze. Oczy... cholerna jego oczy ci się przypatrywały.

Odchrząknęłaś i spuściłaś wzrok, żeby nie wyjść na jego psychofankę.

– Dziękuje pani bardzo — odezwał się pierwszy.

– Nie ma problemu. — uśmiechnęłaś się do niego i podeszłaś do kosza, żeby wyrzucić papier po hot dogu.

– Nie mniej i tak bardzo dziękuję. — uśmiechnął się do ciebie nieśmiało — Jestem Andrew. Andrew Garfield.

Przytaknęłaś i miałaś nadzieję, że sobie pójdzie. Ale przypomniałaś sobie, że ty masz się przedstawić.

– To ta scena, gdzie ja też mam się przedstawić. Później zaproponujesz mi kawę. Za kilka miesięcy będziemy razem, a później w łóżku, gdzie po kilkudziesięciu pięknych latach oboje umrzemy? — zapytałaś, ale po wszystkim zaczynałaś w myślach się teraz uderzać cegłą w łeb za to, że nie ma mózgu.

Andrew spojrzał na ciebie zdziwiony i zaśmiał się niezrecznie. Jezu naprawdę byłaś zażenowana. Po co z tym wskoczyłaś.

– To jak chcesz, żeby to się spełniło to się przedstaw. — uśmiechnął się Andrew, a ty spojrzałaś na niego jak na głupka — Nie czekaj! Nie w tym sensie! W sensie podobasz mi się, nie czekaj! Może po prostu sobie pójdę?

– Okej... ale jak już chcesz wiedzieć to nazywam się [T. I/N.] — zaśmiałaś się i przeczesałaś włosy. Dopiero teraz przypomniało Ci się, że zabrał Ci czapkę — Mogę czapkę?

– Tak, jasne... proszę, [T. I.] — uśmiechnął się do ciebie, a ty przytaknęłaś i wzięłaś swoją część garderoby — To ja idę.

– Ja też. — uśmiechnęłaś się i niezrecznie odwróciłaś się i chciałaś już iść, ale zorientowałaś się, że idziesz w złą stronę — Nie w tą stronę — zaśmiała się niezrecznie i gdy już cię nie mógł widzieć spaliłaś buraka i zaczęłaś w myślach krzyczeć na siebie, że jako ekspert od romansów sama nie mogłaś przeprowadzić sensownej rozmowy.

« 𝐓𝐢𝐦𝐨𝐭𝐡𝐞́𝐞 𝐂𝐡𝐚𝐥𝐚𝐦𝐞𝐭 »

Uśmiechnęłaś się do siebie. Kolejne samotne Walentynki. Jako singielka uwielbiałaś to święto, bo sama mogłaś sobie wysłać kwiaty i udawać na mediach społeczności, że masz chłopaka, który o ciebie dba.

Wyszłaś z auta, ruszyłaś w stronę kwiaciarni wypełnionej ludzi i kwiatów w kształcie serc. No naprawdę wzruszające. Badyle jakich mało, tylko że w kształcie serca. Która na to leciała? Wracając. Weszłaś do niej i usłyszałaś szum różów, zapach kwiatów cię przytłoczył tak samo jak perfumy mężczyzn. Zauważyłaś ładne czerwone róże, których było masa. Postanowiłaś, że je zamówisz sobie i nie będziesz zbytnio wydziwiać.

Podeszłaś do kasy i zauważyłaś tam swoją starą koleżankę, która doskonale wiedziała co robisz. Widząc cię zaśmiała się z niedowierzaniem i przyjęła cię jako klientkę.

– Cześć — uśmiechnęła się i zaczęła rzuć miętową gumę — Nadal sama do siebie wysyłasz te kwiatki?

– A mam inny wybór? Z tego co wiem to sama też jesteś singielką, więc z łaski swej wyślij mi tylko te kwiatki i daj spokój. — warknęłaś do niej, a ona uniósł ręce w geście obronnym.

Zauważyłaś, że za tobą stanął wysoki i chudy brunet. Znałaś go. Ale nie miałaś pojęcia skąd, bo przecież takiej twarzy się nie zapomina. Do tego nosił okulary, s ty nie masz pamięci do twarzy.

– Mieszkasz tam gdzie wcześniej? — zapytała się i tym samym wyrwała cię z obserwowania chłopaka. Ty pokręciłaś głową — Gdzie?

– [jakiś wyimaginowany adres] — mruknęłaś do niej — Chcę te czerwone róże.

— Da się zrobić. — uśmiechnęła się do ciebie sztucznie.

– Dziękuje — mruknęłaś i zapłaciłaś jej.

Wychodząc usłyszałaś tylko, jak ten chłopak za tobą wypowiada słowa dwa bukiety proszę. Czyli albo ma dziewczynę i kochankę, albo tak kocha swoją dziewczynę, albo ma dwie kochanki, albo ma chłopaka. Nie przejmując się już tym weszłaś do auta i ruszyłaś w stronę domu.

•…•…•

Siedziałaś na kanapie i jadłaś popcorn oglądając jakiś słaby romans. Nie miałaś innego pomysłu na Walentynki. Wszystkie przyjaciółki miały partnerów/partnerki, a ty byłaś sama i nie chciałaś psuć im tego dnia. Gdy już para miała się pocałować, ktoś wyczuł moment i zaczął pukać do drzwi.

– W takim momencie? — warknęłaś do siebie i ruszyłaś w stronę drzwi. Przekręciłaś kluczyk w zamku i otworzyłaś je. Zamiast kuriera, sąsiadki, listonosza czy kogoś innego zauważyłaś tego samego chłopaka z kwiaciarni.

– O. — tylko na tyle mogło cię stać. Nie spodziewałaś się go, nawet go nie znałaś. Co jeśli jest mordercą i zginiesz w Walentynki? Chociaż... przepełniona miłością śmierć.

– Cześć, jestem... zabrałem kwiaty kurierowi i mam dla ciebie to, bo słyszałem, że spędzasz sama te Walentynki, a sam wiem, że to nie fajne. — uśmiechnął się do ciebie i wręczył ci dwa bukiety. Czerwone. Jeden od ciebie drugi od niego.

Zaskoczona wzięłaś je do ręki i zaczęłaś się zastanawiać czego on właściwie chce.

– Czego pan chce? — zapytałaś opierając się o framugę — Od razu mówię, nie chcę dziś umrzeć, ale mogę Ci polecić tą babę spod piątki ona ma już swoje lata... Mogę dać Ci alibi...

– Że co? — zapytał się zdziwiony.

– Czego chcesz? — zapytałaś się ponownie ukryć zażenowanie.

– Dać pani kwoty, odebrać pani numer i może zostać zaproszonym przez panią na kolację? — zaproponował, a ty uniosłaś zdziwiona brwii — Nie lubię owijać w bawełnę.

– Zauważyłam — zaśmiałaś się — Ma Pan kartkę, czy woli na telefonie zapisać mój numer? Ale pierw chcę znać imię.

– Timothée.

–[T. I.] — uśmiechnęłaś się do niego.

« 𝐓𝐨𝐦 𝐇𝐨𝐥𝐥𝐚𝐧𝐝 »

Szłaś z torbą treningową zawieszoną na ramieniu w stronę sali, gdzie miałaś uczyć sławną osobę tańca. Byłaś tancerką z wieloma nagrodami na koncie i teraz brałaś udział w show Dancing with the stars. Nie miałaś pojęcia kto miał być twoim partnerem i dopiero teraz miałaś go poznać. Dostałaś jedynie wytyczne w sprawie tańca i tyle.

Ruszyłaś do szatni, gdzie miałaś się przebrać i ruszyć w stronę sali tanecznej, żeby poznać i nauczyć gwiazdę tańczyć. Miałaś nadzieję, że będzie w mniej więcej w twoim wieku i, że będzie się z tobą dobrze dogadywał. Nie zniosłabyś starego dziada, który tylko zrzędzi.

Przebrana już ruszyłaś w stronę sali. Poprawiłaś swój kucyk i tanecznym krokiem szłaś w stronę sali. Widząc swój numer sali od razu pociągnęłaś za jej klamkę i pierwsze, co zobaczyłaś to kamera. Uchyliłaś drzwi bardziej i zobaczyłaś Toma Hollanda. Tego Toma Hollanda! Oczywiście, że go znałaś, ale nie miałaś pojęcia, że na ciebie trafi. Nawet nie chciałaś myśleć, że kiedykolwiek go spotkasz.

Gdy się otrząsnęłaś z szoku uśmiechnęłaś się do niego ciepło.

– Cześć! — powiedział pierwszy — Jestem Tom, Tom Holland.

– Jestem [T. I/N] — uścisnęłaś jego dłoń.

Kamera się w tej chwili rozłączyła, żeby dać się wam nawzajem poznać. Tom nie przestał się do ciebie uśmiechać.

– Nie wiem czy będę mógł się skupić na tańcu, bo jesteś taka śliczna — skompletował cię, a ty lekko się zarumieniłaś i podziękowałaś — Jeśli wiesz lub nie to interesuję się tańcem także myślę, że aż tak źle nie będzie.

– Wiesz, co będziemy tańczyć? — zapytałaś się i podniosłaś brew do góry.

– Tango? — zaproponował i przymknął oczy, a ty pokręciłaś głową.

– Jive — poprawiłaś go, a on przytaknął — a jaki mamy numer?

– Pewnie dziesięć. — odparł, a ty przytaknęłaś — A do jakiej muzyki będziemy tańczyć?

– Best of the Freddie Mercury — podałaś płytę — jeden z jego kawałków.

Po chwili co jakiś czas podczas próby byliście nagrywani. Gdy trening się skończył przebrana ruszyłaś w stronę auta, żeby wracać do domu i zjeść coś pożywnego niż rzeczy z baru sałatkowego.

– Może chcesz się poznać bliżej i pójść ze mną na jakieś jedzenie? — zapytał się głos za tobą, a ty lekko podskoczyła wystraszona  — Wybacz.

– Nie nic się nie stało — uspokoiłaś go — Z chęcią gdzieś wyskoczę.

Uśmiechnęłaś się do niego ciepło i zauważyłaś błysk w jego oku. Tom zaproponował jedną z mniejszych knajp i tam się wspólnie wybraliście.

« 𝐃𝐲𝐥𝐚𝐧 𝐎'𝐁𝐫𝐢𝐚𝐧 »

Weszłaś do łazienki. Przez to, że miałaś okres bóle brzucha dawały znać i sytuację gdy czułaś, żeby zmienić podpaskę/tampon. Wchodząc do toalety dziękowałaś Bogu, że nie była ona obskórna i, że w środku kabiny był kosz. Na szczęście nie było nikogo, kto mógł się zdziwić na odgłosy zdejmowania podpaski.

Gdy załatwiłaś swoje sprawy założyłaś spodnie i usłyszałaś jak ktoś wchodzi. Byłaś pewna, że to kobieta, więc spokojnie wyszłaś. Zobaczyłaś chłopaka, chociaż był on starszy i można było już nazwać go mężczyzną. Zdziwiona spojrzałaś na niego i poszłaś umyć ręce. Widząc cię wyglądał jakby kamień spadł.

– To da...

– Proszę pani, czy chciała by mi pomóc? — zapytał się podchodząc. Dopiero teraz złapałaś z nim kontakt wzrokowy i teraz zauważyłaś jego śliczne brązowe tęczówki. Szybko spuściłaś wzrok i zaczęłaś myć ręce.

– W czym niby miałabym Panu pomóc? — zapytałaś, a on się uśmiechnął.

– Mam na imię Dylan i mogła by pani wyjść z łazienki, żeby zobaczyć czy to stado nadal jest tam na zewnątrz? — zapytał i wzrokiem zaczął wywiercac ci dziurę w ciele.

Spojrzałaś się na niego z niedowierzaniem. Sam nie mógł tego zrobić? Po za tym jakie stado? Pokręciłaś zdziwiona głową, ale Dylan popatrzył na ciebie błagalnym wzrokiem. Pokręciłaś głową i zasłoniła dłońmi swoją twarz.

– Nie wierzę, że to zrobię. — mruknęła niby do siebie, a niby do niego. Usłyszałaś ciche westchnienie jakby kamień ponownie spadł mu z serca.

Wyszłaś z łazienki i zaczęłaś się oglądać, czy nie ma jakiegoś stada jak mówił Dylan. Widząc, że niczego takiego nie ma weszłaś ponownie do łazienki, gdzie zauważyłaś czekającego Dylana.

– Nie ma tam nikogo — oznajmiłaś wchodząc do łazienki. Brunet uśmiechnął się do ciebie i podszedł.

– Dziękuje pani bardzo, naprawdę. Uratowała mnie pani — podziękował i uśmiechnął się do ciebie.

– Nie ma za co Dylan. — odparłaś i machnęłaś na to lekceważąco ręką. Nie było to, jakieś mega trudne, ale widziałaś, że jego oczach czuł się jakbyś co najmniej uratowała mu życie.

– Mogę widzieć jak się nazywasz? — zapytał, a ty przytaknęłaś.

– [T. I.] — uśmiechnęłaś się i wyszłaś z nim z łazienki. Uścisnęliście sobie ręce po czym poszliście w dwie inne strony.

« 𝐉𝐚𝐤𝐞 𝐆𝐲𝐥𝐥𝐞𝐧𝐡𝐚𝐚𝐥 »

Byłaś w łazience na pokładzie samolotu. Aż sama się dziwiłaś, że z twoim szczęściem nie było żadnych turbulencji, podczas twojego pobytu na tronie. Gdy już umysłaś ręce i chciałaś wyjść postanowiłaś, że poprawisz sobie makijaż, bo zostały jeszcze dwie godziny lotu i nie zamierzałaś wyglądać jak gremlin.

Poprawiając makijaż akurat musiałaś wyjechać kreską tak, że wyglądałaś jak ta gorsza siostra Kleopatry. Wkurzona zaczęłaś wszystko ścierać. Że zachciało ci się poprawiać Makijaż w samolocie. Gdy już po raz setny kreski postanowiły, że nie będą wychodzić postanowiłaś to zakończyć. Wzięłaś płyn do demakijażu i zaczęłaś wszystko ścierać. Miałaś gdzieś, że Twoja skóra obecnie mówiła jestem czerwona jak burak i podrażniona w chuj. Wyszłaś zdenerowowana i wręcz kopnęłaś drzwi od tej toalety. Gdy to zrobiłaś usłyszałaś głośne przekleństwo. Zdziwiona i przestraszona wyszłaś z toalety. Zauważyłaś krew i skulonego w kącie mężczyznę. Dopiero teraz Twój mózg zrozumiał co się stało. Rozwaliłaś mu nos przez drzwi. Od razu przyklęknęłaś obok niego.

– Boże! Przepraszam najmocniej nie chciałam! Naprawdę! — zaczęłaś krzyczeć, przepraszać i pomagać mu wstać. Napotkałaś się z jasnymi tęczówkami. Uśmiechnęłaś się do niego — Gdzie ma Pan miejsce? Zaprowadzić Pana tam? A może wołać o pomoc?

– Nos chyba złamany nie jest — mruknął i zaczął kierować się w stronę swojego miejsca, a ty szłaś za nim.

Gdy usiadł patrzyłaś na niego z wielkim przjeciem i troską. Naprawdę nie chciałaś go aż tak urządzić, nie chciałaś go nawet skrzywdzić. Tym bardziej, że był niczego sobie.

– Cholera — mruknął do siebie i zaczął zatykać swój nos — Ma... Ma pani chusteczki?

– Tak już podaję — uśmiechnęłaś się do niego i podałaś mu opakowanie chusteczek. Mężczyzna przytaknął i wziął jedną, żeby się już w nią wykrwawić — Naprawdę  przepraszam. Mogę coś dla Pana zrobić?

– Nic się nie stało naprawdę. Chociaż mogła pani z mniejszą siłą otworzyć drzwi. — powiedział i uśmiechnął się do ciebie mimo wszystko.

– No tak jakoś wyszło. — zaśmiałaś się niezrecznie — Ale to Pan nie powinien stawać tak blisko drzwi.

– Tak to też moja wina — zgodził się i zaśmiał — Chyba już przestało krwawić — zauważył i się uśmiechnął do ciebie —Jak ma pani na imię? Jeśli mogę wiedzieć?

– Emm... [T. I.], [T. N/I.] — powiedziałaś, a on się na ciebie spojrzał rozmarzony —  a ty?

– Jake. Jake Gyllenhaal — uśmiechnął się i chciał uścisnąć dłoń, ale jego była zakrwawioną.

– Jezu co się stało z Panem!? — usłyszeliście krzyk stewardessy.

« 𝐅𝐢𝐧𝐧 𝐖𝐨𝐥𝐟𝐡𝐚𝐫𝐝 »

Siedziałaś za ladą w barze. Nie w barze z alkoholami, tylko barze mlecznym. Pracowałaś tam, żeby sobie dorobić. Nie chodziło o to, że nie było cię stać na coś, ale o to, że chciałaś finansowo się uwolnić od rodziców, co było trudne, bo w końcu nadal się uczyłaś i mieszkałaś z nimi. Co jakiś czas chrupałaś orzeszki ziemne i przeglądałaś jakąś gazetę. Zauważyłaś jak kolejny klient wchodzi do baru. Nie widząc, kto mógłby go obsłużyć wstałaś z krzesła i ruszyłaś z kartą menu w stronę młodego chłopaka o ciemnych włosach.

– Dzień dobry — przywitałaś się i uśmiechnęłaś podając mu kartę.

– Dzień dobry — również się przywitał i przyjął kartę.

Wróciłaś na swoje miejsce i zaczęłaś wycierać blat, który ubrudziłaś orzeszkami ziemnymi. Gdy to zrobiłaś wytarłaś ręce o fartuch, który był przywiązany to twoich bioder i ruszyłaś w stronę nowego klienta. Podałaś mu kartę i kierując się w stronę chłopaka, który przyszedł wcześniej, wyjęła notes i długopis. Przystanęłaś przy nim i zapytałaś :

– Co dla Pana? — zapytałaś gotowa notować, by następnie pójść z tym do kuchni.

– Sądzi pani, że kurczak z sosem śliwkowym jest odpowiedni na dzisiejszy dzień? — zapytał, a ty spojrzałaś na niego zdziwiona i chciałaś już odpowiedzieć, ale nie pozwolił Ci — A jego skóra jest dość wypieczona, aż tak, że złocistą czy może brązową? Nie lubię mocno wypieczonych kurczaków. Ale co robicie z organami kurczaka? A może kupujecie wypatroszonego? Nie chcę się chwalić, ale to ja robię najlepszego kurczaka...

Nie wytrzymując tego odwróciłaś się na pięcie i ruszyłaś w stronę kuchni.

– Kanapka z pastą jajeczną na miejscu! — krzyknęłaś i stałaś ponownie za ladą czyszcząc szklanki. Widziała zdziwienie na oczach chłopaka, ale nie zamierzałaś się nim przejmować. W najgorszym razie złoży skargę i wyrzucą cię z pracy.

Założyłaś słuchawki, aby w razie czego powiedzieć, że nie słyszałaś jak wolał cię by złożyć lub zmienić zamówienie. Nie bez powodu zamówiłaś kanapkę z pastą jajeczną. Była okropna i głównie dlatego mu zamówiłaś.

Gdy skończyła się kolejna piosenka, ktoś zdjął ci słuchawki. Odwróciłaś się i zobaczyłaś kucharza z dwoma tacami. Jedna z kanapką, druga z innym zamówieniem. Wzięłaś szybko tace i ruszyłaś w stronę drugiego klienta. Dałaś mu owsiankę i szklankę mleka. Uśmiechnęłaś się do niego i ruszyłaś w stronę kapryśnego chłopaka. Wręcz rzuciłaś mu tackę z kanapką i uśmiechnęłaś się bezczelnie.

– Dziękuję. — mruknął i wziął do ręki jedzenie biorąc kęs. Chciałaś widzieć jak się wykręca z powodu nieprzyjemnego smaku. Jednakże zauważyłaś jak przytakuje głową i bierze następny kęs.

– On jest chory. — mruknęłaś do siebie i wróciłaś do pracy

Gdy poszłaś odebrać pieniądze i napiwek. Dostałaś dość duży napiwek. Zdziwiona przyjęłaś go i ruszyals do kasy, żeby włożyć tak inne pieniądze do kasy.

« 𝐍𝐨𝐚𝐡 𝐒𝐜𝐡𝐧𝐚𝐩𝐩 »

Biegałaś. Tyle ile miałaś sił w nogach. Musiałaś zaspać na autobus, bo jakże inaczej. Miałaś nadzieję, że autobus też się spóźni, bo nie chciałaś iść na piechotę do szkoły. Do tego musiałaś skończyć książkę, bo… bo inaczej byś nie przeżyła. Musiałaś wiedzieć co się stanie z Audrey i Harrym w To się zdarza tylko w filmach. Gdy wbiegłaś na pasy zostało ci już tylko kilkadziesiąt metrów do pokonania i bycia przy przystanku.

Gdy już byłaś już na ostatniej prostej wpadłaś na jakąś dziewczynę. Krzyknęłaś przepraszam i pędem ruszyłaś w stronę przystanku. Widziałaś kilku ludzi z twojej szkoły, więc byłaś pewna, że nadal nie przyjechał. Przeszłaś już spokojniej przez past i ruszyłaś w stronę przystanku.

– Zdążyłaś. — zauważył Twój znajomy ze szkoły, a ty zaczęłaś dyszeć i przytakiwać — Brawo.

– Dzięki — udało Ci się tylko wydyszeć. Oparłaś się dłońmi o kolana i głęboko oddychać.

Po kilku minutach autobus już przyjechał. Niestety było tłum ludzi, więc nie było opcji, że mogła by usiąść i spokojnie przeczytać książkę. Gdy już weszłaś musiałaś stać. Złapałaś jedną ręką za rurę, a druga trzymała książkę. Przewinęłaś stroje i zaczęłaś czytać. Obok ciebie stanął wysoki brunet, którego zbyłaś. Wolałaś skupić się na książce.

Co jakiś czas przewijałaś stronę i krzyczałaś w myślach, by tego nie robiła, by on zrobił coś i by się w końcu pocałowali. Ale nie. Oni swoje. Chciałaś jzu schować książkę to torby, więc puściłaś rurkę i włożyłaś ją. Ponownie złapałaś za nią i już widziałaś, że jesteś blisko szkoły.

Autobus nagle mocno zahamował, przez co upadłaś na podłogę. Nie przez siebie, bo trzymałaś się rurki, a przez tego chłopaka, który wpadł na ciebie. Otworzyłaś powoli oczy i zauważyłaś, że stykacie się nosami.

– Trzymasz się? — zapytał, wstając z ciebie i pomagając tobie uczynić to samo.

– Emmm… chyba? Najprawdopodobniej? — odparłaś i wstałaś, trzymając się za głowę.

– Wybacz. Nie trzymałem się tej rurki — wskazał na rzecz, a ty przytaknęłaś — Czy dobrze się czujesz?

– Tak. Chyba tak. — odpowiedziałaś i uśmiechnęłaś się do niego — To chyba ta scena, gdzie się przedstawiamy.

– Tak, chyba tak — zaśmiał się i wystawił rękę — Noah Schnapp.

– [T. I/N.] — uśmiechnęłaś się do niego również i uścisnęłaś jego dłoń.

« 𝐑𝐨𝐛𝐞𝐫𝐭 𝐃𝐨𝐰𝐧𝐞𝐲 𝐉𝐫. »

Szłaś ze swoim ukochanym psem przez park. Ostatnio rzadko miałaś chwilę wolnego. Zazwyczaj po prostu pracowałaś lub odsypiałaś w domu. Bycie lekarzem i do tego prywatnym wiąże się z tym, że nie zawsze powodowało spotkania z przyjaciółmi, znajomymi i uprawianiem hobby. Tobie zostało wychodzenie z psem na spacer i w sumie to tyle. Kino czy inne typowe miejscówki dla osób, które miały czasu wolnego pod dostatkiem były dla ciebie i innych lekarzy czymś abstrakcyjnym. 17 godzin w pracy bez przerwy, a następnie robota papierkowa.

Nie zauważyłaś kiedy Twój uścisk na smyczy stał się delikatniejszy i Twój pies to wykorzystał dając nura za wiewiórką. Spojrzałaś zdziwiona na rękę, a następnie na oddalającego się psa. Przynajmniej wiedziałaś, że dla ludzi nie stanowi zagrożenia, ale dla wiewiórek czy ruchu drogowego już tak. Pobiegłaś za psem co jakiś czas nawolujac jego imię. Zdziwiłaś się, bo zawsze reagował. Twój pupil postanowił nadal biec za wiewiórką.

Pies postanowił nagle, że nie będzie interesować się wiewiórką tylko jakimś facetem. Zażenowana patrzyłaś jak powala go i zaczyna lizać po twarzy merdając ogonem. Podeszłaś do nich szybko i złapałaś go za obroże, żeby go odciągnąć od mężczyzny.

– Naprawdę przepraszam, Pana! Nigdy tak się nie zachowywał! — zaczęłaś przepraszać go i pomagać mu wstać — Nic Panu nie zrobił?

– Emm... nie chyba, raczej, prawdopodobnie nie. — odparł, a ty przytaknęłaś i ukucnęłaś przy psie — Nie pan, chyba wie pani kim jestem.

Odwróciłaś się do niego i dokładnie zaczęłaś się mu przyglądać. Pokręciłaś głową. Pierwszy raz widziałaś tego gościa.

– Naprawdę? — zapytał zszokowany.

– Niestety, ale nie mam bladego pojęcia kim pan jest. — odparłaś zmieszana — Ale może się Pan przedstawić.

– Robert Downey Junior — oznajmił, a ty nadal nie miałaś pojęcia kim jest ten Robert.

– Niestety, ale nic mi pańskie nazwisko nie mówi. — odparłaś i spojrzałaś na zegarek — Przepraszam panie Downey, ale muszę już wracać do siebie. Do widzenia.

– Do zobaczenia pani…

– [T. I/N] — dokończyłaś i uścisnęłaś jego dłoń — Miło było poznać i jeszcze raz przepraszam.

Mówiąc to odeszłaś i wróciłaś do swojego parku, żeby już za kilka godzin wrócić do pracy w szpitalu.










__________
Chciałam powiedzieć, że te kilka ostatnich rozpisów nie są według mnie aż tak dobre, ale chciałam już je dziś napisać i opublikować.

Rozdziały będą pojawiać się raczej tylko w weekendy, ale może nie każde, bo muszę już zacząć się uczyć i przygotowywać do egzaminów.

Mam nadzieję, że się podobało i.

Proszę o gwiazdki i komentarze :))))

Za wszelkie błędy przepraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro