𝚁𝙾𝚉𝙳𝚉𝙸𝙰Ł 5. 𝙼𝚎𝚕𝚒𝚜𝚢 𝚗𝚊 𝚞𝚜𝚙𝚘𝚔𝚘𝚓𝚎𝚗𝚒𝚎?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Data publikacji: 4.10.2020

– Spisałeś się. - powiedział zadowolony Voldemort, który wyszedł z umysłu Mistrza Eliksirów. Nie podejrzewał nawet, że jego wspomnienia i wcześniej Puchonki zostały zmodyfikowane. Oboje dzięki temu mogli uniknąć konsekwencji, jakie równały się ze samą śmiercią. Czarnoksiężnik rozsiadł się wygodniej w swoim fotelu. – W przyszłym tygodniu ty wraz z Lucjuszem i Averym zaatakujecie Crail, które jest ukryte wzdłuż wybrzeża Szkocji. Macie się pozbyć wszystkich i nie chce słyszeć o niepowodzeniu.

– Co z Zakonem Feniksa? Dumbledore z pewnością będzie chciał nas powstrzymać, niestety jestem zobowiązany udzielić mu część informacji. Starzec nie jest głupi, w każdej chwili może zorientować się, że jestem szpiegiem. - zauważył, stojąc trzy metry przed biurkiem, które zajmował Czarnoksiężnik.

– Szpiegowania nie powierzyłbym byle komu, a jeśli popełnisz błąd i się zdradzisz, nie zdążysz nawet powiedzieć nazwy jednego ze składników, ponieważ zostaniesz zabity. - zagroził, a Severus ani drgnął, wiedząc, że już wiele razy mógłby zostać pozbawiony życia. – Klęska samego Harry'ego Pottera to jedyny sposób, abym mógł stać się potęgą. Najpierw jednakże trzeba będzie się pozbyć głupiego starca, bez niego chłopak nie przetrwa ani jednego dnia. - dodał, wiedząc, że czas Albusa Dumbledore'a się pomału kończył. A Czarna Różdżka za niedługo znajdzie się w jego posiadaniu, wtedy już nikt nie stanie mu na przeszkodzie do władzy. Poświęcenie Ślizgona nie było tak lekko myślne, jakby zlecił zabicie Snape'owi.

  Voldemortowi coraz bardziej zależało na pozbyciu się Dumbledore'a, żeby zapewnić sobie większą szansę na wygraną. Gdy zabraknie starszego czarodzieja, wtedy bez żadnych przeszkód dokończy to, co zaczął. Raz na zawsze chciał zabić samego Harry'ego Pottera, który pokrzyżował wiele z jego planów. Nie mógł pozwolić, żeby stało się to ponownie, a w szczególności chciał oszukać przeznaczenie.

  W milczeniu obserwował zamyślonego czarodzieja, wpatrującego się w jeden punkt na ścianie tuż za nim. Dopiero po chwili, wyczuł spojrzenie jego krwistoczerwonych tęczówek. Ukłonił się przed nim delikatnie, aby oddać mu szacunek i również przygotować się do opuszczenia Malfoy Manor. Nie było potrzeby, żeby tutaj siedział dłużej, niż było to konieczne.

– Czy jest coś jeszcze, o czym powinienem wiedzieć, Panie? - zapytał, zdecydowanie chcąc wrócić, jak najszybciej na Spinner's End. Miał, choć mały cień nadziei, że będzie mógł odpocząć ze własnym domu.

– Tak jest jeszcze coś. - odrzekł, co zainteresowało Mistrza Eliksirów. – Chciałbym, żebyś miał na każdego z nich oko. - dodał, czując, że ktoś spiskował za jego plecami. Nie miał na to jednoznacznych dowodów, ale bystre oczy Severusa powinny pomóc. – Czekaj na moje wezwanie. - dodał, podnosząc się z miejsca, aby wyjść jako pierwszy z gabinetu.

  Severus także po chwili wyszedł z gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Nie mógł przejrzeć raportów w obawie, że w każdej chwili ktoś może go przejrzeć. Było to za duże ryzyko jak na jeden dzień. Ruszył w stronę wyjścia z dworu, nie napotykając ani jednej żywej duszy po drodze.

  Wyszedł na zewnątrz, a jego szata zatrzepotała głośno pod wpływem jego dostojnych kroków. Czekał, aż będzie mógł wyjść za bramę i teleportować się niedaleko domu. Przeczuwał, że będzie musiał zdawać raport, co robił i co się z nim działo. Do Albusa zamierzał udać się następnego dnia, mimo że powinien już teraz. W Hogwarcie nie było na razie niczego ciekawego, kiedy wszyscy uczniowie wrócili do swoich domów na wakacje. Zbudzanie strachu wśród uczniów było ciekawą rozrywką, a dla innych ostrzeżeniem, żeby powinni się bardziej pilnować. Każdy, kto choć go trochę znał, wiedział o jego specyficznym poczuciu humoru.

  Przekroczywszy bramę starego dworu, teleportował się cię niedaleko miasta Cokeworth, leżącego niedaleko nad małą brudną rzeką wijącą się między wysokimi, zaśmieconymi brzegami. Było to obskurne miejsce, w którym dane było mu się wychowywać, ale i również żyć w późniejszym życiu. Zapach zgniłej wody unosił się na delikatnym wietrze, jak i zapach dymu unoszącego się nad tym miejscem. Łatwo było się pogubić w tym miejscu, w szczególności przez identyczne, brudne uliczki, oraz ceglane domy, gdzie w co niektórych były wybite okna lub zabite deskami. Większość latarni została uszkodzona przez czas oraz chuliganów. Przez lata miasto zostało opuszczone przez większość osób, przez to stało się zaniedbane. Rzadko miał okazję spotkać kogoś na brukowanych uliczkach. Czasami widywał bawiące się dzieci, czy też przechadzających się mieszkańców z innych dzielnic.

  Wszedł w przejście pomiędzy dwoma domami, aż dostrzegł pordzewiałą tabliczkę, z której z trudem było można przeczytać: Spinner's End. Złowieszczy stary komin piętrzył się nad domami niczym olbrzymi ostrzegawczy palec. Jego kroki dudniły po bruku, omijając domy, aż dotarł do ostatniego pod numerem dziewięć.

  Złapał za klamkę i otworzył drzwi, żeby wejść do małego korytarza, gdzie świeciła się mała lampka, oświetlająca ponure wnętrze. Ściągnął z siebie pelerynę, którą powiesił na wieszaku. Usłyszał kroki i podniósł wzrok, żeby ujrzeć starszą kobietę w ciasno upiętych, siwych włosach. Patrzał, jak ocierała dłonie o biały fartuszek, chroniący jej ciemnoniebieską szatę przed ubrudzeniem. Dostrzegł w jej czarnych tęczówkach zmartwienie, jak i gniew, że nie zawiadomił ją, kiedy wróci.

– Gdzieś ty, u licha się podziewał przez całą noc?! Nie spałam przez ciebie, czekając, aż wrócisz do domu. - odparła chłodnym głosem i spojrzeniem, którym go obdarowała.

– Ciebie też miło widzieć, matko. - przywitał się ze swoją matką, żeby jak gdyby nic ją ominąć i wejść do salonu. Usiadł w swoim fotelu przed kominkiem, biorąc do ręki Proroka Codziennego.

– Doczekam się odpowiedzi, czy mam iść do Albusa i osobiście się dowiedzieć, jaki złożyłeś mu raport? - zagroziła, podążając tuż za swoim synem do salonu. Obserwowała, jak siada w swoim ulubionym fotelu i ignoruje ją dalej. Zachowanie Severusa pozostawiało wiele do życzenia.

– Na zebraniu. - zauważył, przewracając kartkę od gazety na następną stronę. Nie był już dzieckiem, aby tłumaczyć się ze wszystkiego, co robi i szukać pocieszenia w jej ramionach. Był dorosłym mężczyzną. – Nie byłem jeszcze u Albusa, żeby zdać mu raport. Dlatego się niczego od tego starca nie dowiesz, choćbyś podarowała mu paczkę słodyczy. - dodał.

  Musiał trzymać język za zębami, mimo że zdarzały się momenty w jego życiu, kiedy chciał to wszystko z siebie wyrzucić. Życie nigdy nie było dla niego łaskawe, a użalanie się nad swoim marnym losem, nie wniosłoby nic nowego. Nauczenie się z tym żyć, momentami było problematyczne, a także niemożliwe do osiągnięcia. Udawało mu się jak na razie po dzień dzisiejszy.

  Severus nie chciał wyznawać, czym został zaszczycony na zebraniu Czarnego Pana. Starsza kobieta potępiłaby go po raz kolejny, że dopuścił się do skrzywdzenia niewinnej kobiety. A tym bardziej, gdy była to jedna z jego uczennic. Prawda kiedyś zawsze ujrzy światła dziennego i po raz kolejny zostanie oskarżony o bycie potworem bez serca. Wtedy odnosił wrażenie, że w lustrze nie widział swojego odbicia, a człowieka, który wyrządził piekło w jego życiu. Jednak, gdy by nie on, nie znalazłby się na tym szarym świecie.

  Po dziś dzień pamiętał, jak jego własna matka nie potrafiła się na niego spojrzeć. Widziała w nim potwora, którym był i jego cząstka zawsze w nim będzie. Dla niej oraz innych czarodziei skazanie kobiety na takie cierpienie było o wiele gorsze od śmierci. Przed wieloma popełnionymi błędami nie dało się przestrzec, w szczególności, gdy było się zaślepionym możliwościami. Wszystko, co mu obiecano, nigdy stu procentowo nie dostał.

– Ta droga cię kiedyś zgubi. - odparła. Postanowiła mu odpuścić na jakiś czas ten temat, widząc, że nic z niego nie wyciągnie. Nie odnosiła wrażenia, aby został ukarany przez Voldemorta, czy też jego zwolenników. Nie popierała drogi, którą poszedł w młodości. Teraz odpokutował swoje winy. – Nie wyjdziesz z domu, dopóki nie zjesz obiadu. Bo książę oczywiście wrócił zbyt późno, aby zjeść solidne śniadanie.

  Przewrócił oczami, gdy jego twarz była zasłonięta przez gazetę.

– Chciałbym dokończyć czytanie Proroka, czy jeszcze mam słuchać kazania?- zapytał, chcąc pozbyć się, choć na chwilę swojej matki. Ironią było, że jako dorosły mężczyzna mieszkał na garnuszku swojej matki, zamiast przenieść się, gdziekolwiek się dało. Większość swojego życia i tak mieszkał w Hogwarcie, jedynie na wakacje wracał na Spinner's End, czy też sprawdzić, co się działo z kobietą.

– Może faktycznie zaparzę ci melisy na uspokojenie? - zaproponowała mu, nie dostrzegając, jak zacisnął dłonie na gazecie. Nie wiedziała także, że pomyślał o czymś innym, niż o herbacie.

* * *

  Oparła dłonie o kamienną balustradę, rozglądając się po malowniczym ogrodzie, w którym wszystko żyło własnym życiem. Zapach kwiatów oraz zbliżającego się deszczu unosił się na ciepłym wietrze, muskające delikatnie jej ciało. Z cichym westchnięciem, zamknęła oczy, nasłuchując się dźwięków przyrody. Szumiące liście starych drzew, które przeżyły nie jedno narodzenie. Ćwierkanie dzikich ptaków, uciekających przed nadchodzącą burzą, rozbrzmiewającą w oddali. Ciepłe słońce zostało ukryte przez ciemne, deszczowe chmury, aby jego promienią co jakiś czas udało się przez nie przebić.

  Spojrzała się w stronę białej altany, obrośniętej gdzieniegdzie gęstym bluszczem, oraz wysokimi krzewami czerwonych róż. W środku siedzieli jej rodzice, którzy kłócili się na tyle cicho, że nie mogła nic z tego usłyszeć. Oboje nie wyglądali na zadowolonych, w szczególności mężczyzna mający co chwilę pretensje do swojej żony. Od powrotu z ostatniego zebrania Malfoy Manor, nie było dnia, aby nie usłyszała w ciągu dnia ani jednej kłótni. Czuła się winna z tego powodu, bo teraz wszystko kręciło się wokół niej. Została rzucona na głęboką wodę, z której nie potrafiła wypłynąć na powierzchnię. Została również wyklęta, że przyniosła taką hańbę na swoją rodzinę.

  Jednego wieczoru stała się czarną owcą w rodzinie jak przed laty jej najstarsza siostra, Miranda. Czuła się obco we własnym domu, gdzie każdy próbował ją omijać szerokim łukiem. Beatrycze, jako jedyna nie zmieniła do niej nastawienia, ale nie mogła liczyć na jej obecność. Miała swoje własne życie, w którym musiała liczyć tylko na siebie.

  Nie żywiła urazy do profesora Snape'a, ponieważ mimo tego wszystkiego okazał jej odrobinę zrozumienia. Nie skrzywdził jej, jak mogło się to wydawać innym. Może w Hogwarcie znała go z innej strony, to wtedy wydawał się ludzki i chcąc czy nie, czuła się bezpiecznie. Była tylko Puchonką, która nie traciła nadziei w ludzi. Nawet jeśli byłaby to osoba, jakiej najbardziej się obawiała w całym swoim życiu.

  Odwróciła wzrok, żeby spojrzeć na swoją prawą dłoń, na której znajdowała się mała, wypalona przez różdżkę blizna. Kątem oka nie dało się jej zauważyć, a jedynie, gdy przyjrzało się bliżej. Została oznaczona, żeby każdy wiedział, do kogo należała. Stała się marionetką, gdzie z jednej strony została zaręczona, a z drugiej była kochanicą swojego profesora. Zmarszczyła brwi, czując na swojej skórze zimne krople deszczu. Odepchnęła się dłońmi o kamienną balustradę, z zamiarem ukrycia się w swojej komnacie. Będąc w środku, zamknęła za sobą drzwi balkonowe i uchyliła okno, żeby do środka dostało się zimne powietrze. Na zewnątrz rozpadało się na dobre.

  Głośne miaukniecie oraz uczucie miękkiego futra ocierającego się o jej nogi, przywróciło ją do rzeczywistości. Uśmiechnęła się lekko, widząc swojego Kuguchara. Pochyliła się i wzięła ją na ręce, aby wraz z nią usiąść w fotelu. Postawiła ją na swoich kolanach, słysząc, jak cicho mruczy, kiedy gładziła jej jasne futerko. Bliskość Princessy zastępowała jej innych. Nie oceniała ją przez pryzmat tego, co się wydarzyło na dworze Malfoyów.

– Ty też nie umiesz się doczekać powrotu do Hogwartu? - zapytała cicho kotki, patrzącą się na nią dużymi ślepiami i wystawiającą z pyszczka różowy język. – Bo ja bardzo. - odpowiedziała, chcąc wrócić do murów starego zamku. Nie wiedziała, jak potoczy się to wszystko i czy będzie przede wszystkim mile widziana w Hogwarcie. Ślizgon mógł jej zaszkodzić i szybciej wyjawić tajemnice.

  Skinęła łebkiem, zgadzając się ze swoją panią. Wbiła łapy w udo Puchonki, układając się do snu. Nie miała nic lepszego do roboty, a tak mogła domagać się pieszczot, bo na towarzystwo Krzywołapa musi poczekać.

– Znowu będziesz mi znikać na tygodnie, a ja będę się zastanawiała, gdzie się włóczysz. - powiedziała, podnosząc ją w rękach z zamiarem przytulenia się do niej. Ucałowała także ją w różowy nosek, który chwilę później oblizała. – Wszystko będzie tak, jak dawniej. - dodała, mając przynajmniej taką nadzieję. Znowu będzie jedną z ponad setki uczennic, zmagająca się ze swoimi problemami i usiłowaniem pomóc Wybrańcowi w zwycięstwie.

  Obawiała się, że prędzej czy później wszyscy się od niej odwrócą i zostanie sama. Samotność dla tak młodej osoby, jak ona była przerażająca. A także plotek na swój temat, które mogły być bardzo bolesne. Ludzie potrafili być bezlitośni oraz chciwi, jeśli tylko chcieli. "Kochanica Snape'a z przywilejami." tak będą ją postrzegać, nawet jeśli Mistrz Eliksirów będzie tak samo ją traktować, jak innych. Nie będzie mieć taryf ulgowych dlatego, że z nim spała. Nie zależało jej nawet na tym, oprócz świętego spokoju i odetchnięcia wolną piersią.

  Drgnęła, kiedy za oknem niebo rozbłysło, a grzmot rozniósł się głośnym echem. W dzieciństwie bała się burzy, która wydawała się dla niej przerażająca. Nie widziała wtedy nic pięknego jak chwili obecnej. Było w niej coś intrygującego. Przyciągała swoim mrokiem niczym ćmę do światła.  

* * *

* * *

Następny rozdział:"6. Odczep się, Malfoy."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro