04 |unanswered question

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Kamienna doniczka znalazła swoje miejsce na samym środku stołu.
Dumnie prezentowała się wśród kwiatów oraz kilku drewnianych skrzynek wypełnionych nasionami. Crowley z zadowoleniem wpatrywał się w Bonsai odrywając tylko jeden brzydszy liść. Nie miał zamiaru niszczyć drzewka.
Oczywiście głównie dlatego, że dał za nie dwadzieścia funtów.
Chwycił za wcześniej napełnioną, żółtą konewkę aby podlać roślinę. Powoli uniósł ją nie chcąc wlać więcej wody niż to konieczne.
Nagle w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk dzwonka zawieszonego nad drzwiami. Demon z niezadowoleniem oderwał wzrok od Bonsaia i spojrzał w stronę osoby, która właśnie weszła do sklepu.
Kąciki ust anioła drgnęły w uśmiechu gdy pomachał demonowi na powitanie.
Pierwsze o czym pomyślał właściciel kwiaciarni to zadać mu pytanie na temat powrotu do nieba. Powstrzymał się jednak w ostatniej chwili.
Nie mógł przecież dać satysfakcji przeklętemu śmiertelnikowi, który zburzył w nim pewien rodzaj spokoju. Jeśli cokolwiek w jego życiu dało się nazwać spokojem.
Udawanie niewzruszonego okazało się dużo wygodniejszym sposobem. Przynajmniej na chwile.
— Nie skończe twojego bukietu w dwadzieścia cztery godziny aniele. Mam też lawendę do odratowania po znalezieniu tu Chihuahua. Nie można oskarżyć psa o kradzież, rozumiesz?! Nie będę przecież szukać jego właścicieli przez resztę istnienia świata!- warknął ze złości ściskając w dłoni uchwyt konewki.
Anioł odsuną jedną z kremowych doniczek od brzegu stolika by ta nie spadła na ziemię. Zaraz potem wyjął z papierowej torby termos. 
— Przyniosłeś mi wodę święconą??- Crowley natychmiast odsunął się posyłając przyjacielowi oburzone spojrzenie. 
— Oczywiście, że nie mój drogi. To herbata- powiedział miłym tonem oddając demonowi niebieski termos.
Crowley zmarszczył brwi uważnie oglądając pojemnik z napojem. Wolną ręką otworzył go w celu upewnienia się czy w środku na pewno jest herbata.
Jego zaufanie do anioła uległo zmianie. Niestety na gorsze.
Mimo to nadal upierał się przy wersji, że to wszytko wina Shadwell'a.
Nie mógł dopuścić by przez kilka głupich bzdur, bo miał nadzieję, że to bzdury. Opuściły go resztki zdrowego rozsądku. To ostatnie czego teraz potrzebował.
Oczywiście, że Aziraphale przyniósł mu herbatę, a nie wodę święconą! Byli przecież przyjaciółmi! Przyjaciel nie zamierzałby by go zabić.
Przynajmniej w tego typu ludzkie zasady starał się wierzyć.
Crowley nienawidził czuć się zawiedziony. Bycie demonem nie zwalniało go z odczuwania emocji. Czuł je jak inni.
W jego długim życiu było ich zbyt wiele. Prześladowały go, a z upływem lat w tym temacie wiele się nie zmieniło.
Emocje wydawały się czekać na odpowiedni moment aby go po prostu zdeptać.
Aziraphale odchrząknął rozglądając się wokół. Ostatecznie jednak wskazał palcem na Bonsai.
— Nie sądzisz, że to już trochę za dużo wody?- zapytał zawstydzony nie mając zamiaru zdenerwować demona.
Crowley zamrugał. Pierwsze co przyszło mu na myśl to zapytać o co chodzi. Jednak już po chwili przypomniał sobie, że nie przestał podlewać swojego drzewka.
Krzyknął ze zdziwienia odrzucając konewkę w ścianę za nim. Natychmiast podniósł kamienną doniczkę, która dzięki swojemu ciężarowi jeszcze nie odpłynęła.
Stół w tej chwili przypominał mały ocean z wodospadami na końcach.
Przeklną biorąc w ramiona jeszcze kilka ładniejszych roślin. Nagle ku zadowoleniu demona woda zniknęła nie pozostawiając po sobie ani śladu. 
— Mały cud powinien pomóc- powiedział przyjaźnie anioł.
— Och, zapomniałbym. Mam dla ciebie coś jeszcze!- wyciągnął z kieszeni nie duży, biały przedmiot.
A dokładniej książkę z tulipanami namalowanymi na okładce. 
Demon spoglądał raz na książkę, a raz na anioła. Zastanawiał się co skłoniło go do podarowania mu takiego prezentu. Ba! Do dania mu dwóch prezentów! Stwierdził, że herbata to też prezent. Bo czemu nie?
Mógł być to też podstęp. Choć było to bardzo mało prawdopodobne. Miał przed sobą przecież anioła, którego znał od początku świata!
Crowley odetchną ostrożnie  odstawiając rośliny na stół. Wyciągnął dłoń w stronę jasnej, miękkiej okładki. Gdy tylko wziął książkę w swoje ręce Aziraphale uśmiechnął się. 
— Około sto lat temu poznałem człowieka, który kochał ogrodnictwo. Opowiadał mi o nim godzinami! Doprawdy cudowna osoba! Ale mniejsza. Kiedyś spisałem kilkanaście jego rad i ciekawostek na temat niektórych roślin. Pomyślałem, że to idealny prezent. Wiesz, z okazji otwarcia tej pięknej kwiaciarni- wyjaśnił z radością w głosie.
— Co mam z tym niby zrobić?- odezwał się po kilku sekundach nieco zagubiony demon obracając książkę w dłoni.
— Może ci się przyda- stwierdził spokojnie drugi.
Crowley przez moment nie ruszał się. Nawet nie odważył się oddychać. Myślał nad tym co teraz powinien powiedzieć lub zrobić. Słowo ,,Dziękuję" jakoś wyleciało mu z głowy.
Nagle uśmiechnął się szeroko podchodząc do parapetu. Położył na nim książkę tak, by widziano ją przez okno. Ponownie odwrócił się do przyjaciela z wyrazem zadowolenia na twarzy.
— Pójdzie za dwanaście funtów. Dobry plan aniele! Może ktoś da mi więcej gdy wcisnę mu jakąś historyjkę i darmowe jabłko za funta- krzyknął z wyraźnym podekscytowaniem klaszcząc w dłonie.
Aziraphale spoważniał.
Chciał  podarować prezent swojemu przyjacielowi. Wiedział, że Crowley uwielbia rośliny. Zasmucił go więc fakt, że książka trafi do kogoś zupełnie innego. Ciemniej ubrana postać kątem oka spoglądała w stronę anioła.
Demon nadal kłócił się z samym sobą czy powinien zapytać o ten przeklęty powrotu do nieba.  Odetchną podchodząc do lady i zaczął stukać palcami o blat z braku lepszego zajęcia.
Nie zamierzał bawić się w przekonywanie. Jeśli Aziraphale chciał odejść to niech znika! On na pewno nie będzie cierpiał! Przynajmniej tak chciał myśleć.
Zawsze mógł znaleźć sobie nowego przyjaciela. Ludzie znajdują sobie nowych znajomych.
Ktoś na pewno chciałby się z nim zaprzyjaźnić, prawda? 
— Będę się zbierał. Przyznam się, że czytam wspaniałą książkę fantasy! Opowiada o…
— Odwiozę cię ale do diabła nie opowiadaj mi o tej książce- powiedział zirytowany demon przewracając oczami. 
Anioł uśmiechnął się skinąwszy głową.
Właściciel kwiaciarni chwycił kluczyki leżące na ladzie. Gdy wyszedł zamknął sklep zmierzając lekki krokiem w stronę Bentley'a. 
Odpalił samochód od razu słysząc charakterystyczny dźwięk silnika, który całym swoim sercem uwielbiał. 
— Więc- zaczął z lekkim wahaniem choć miał tego uniknąć.
Był przecież demonem. Przejmowanie się czyimś losem na głos mu nie pasowało.
— Wybierasz się gdzieś?- zapytał wpatrując się w szybę samochodu. 
Aziraphale widocznie spiął się. Splótł dłonie na kolanach starając się wyglądać na zupełnie opanowanego. Gdyby tylko wiedział jak bardzo źle mu to szło.
— Skąd ten pomysł?- uśmiechnął się nerwowo.
Bał się, że jego mały sekret wyjdzie na jaw.
Crowley obojętnie wzruszył ramionami przybierając niewzruszony wyraz twarzy. W głowie jednak wciąż uparcie szukał odpowiedzi.
— Ocaliliśmy świat. Niebo i piekło to ostatnie miejsce gdzie ucieszą się na nasz widok. Siedzisz tylko w tej swojej norze. Gapisz się dniami i nocami w te cegły na półkach. Naprawdę nie planujesz żadnej podróży?- stwierdził znudzonym tonem.
— Zapewne masz rację przyjacielu. Powinienem się gdzieś wybrać- odpowiedział odwracając wzrok w kierunku szyby. 
Pozostali w ciszy przez resztę drogi. Crowley po uzyskaniu jakiejkolwiek odpowiedzi od anioła wcale nie poczuł się lepiej. Teraz już zupełnie nie wiedział co ma robić.
Nie uwierzył do końca słowom właściciela księgarni. Ale byli przyjaciółmi. Tak, zamierzał podkreślać to w kółko dla własnego spokoju. I nimi zostaną jeśli anioł nie wróci do nieba.
Aziraphale nie okłamałby go ani nie zostawił. Tak raczej nie postępują przyjaciele.
Zahamował zajeżdżając przechodniom połowę chodnika i spojrzał przez ciemne szkła w kierunku postaci na siedzeniu obok.
Aziraphale ponownie uśmiechnął wysiadając jak najszybciej z pojazdu. Oczywiście jego zdaniem było to zupełnie naturalne tempo. 
W głębi duszy dziękował, że czasami może przejść się gdzieś na piechotę. Po jeździe Bentleyem z tym właśnie demonem spacer wydawał się mu podwójnie odstresowujący. W życiu nie chciałby wpaść pod koła samochodu Crowley'a.
— Dziękuję mój drogi. Do zobaczenia- pomachał na pożegnanie.
Demon jednak w połowie jego słów odpalił auto odjeżdżając.
Anioł odetchną ignorując spojrzenia ludzi, którym Crowley prawie nie przejechał po stopach.
Odwrócił się na pięcie spuszczając wzrok w kierunku chodnika.
Wolnym krokiem udał się z powrotem do swojej ukochanej, przytulnej księgarni by dokończyć rozdział książki. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro