22.
*Adrien*
Po powrocie do domu, wróciłem do mojej cywilnej formy oraz nakarmiłem wygłodniałe stworzonko.
- Mówiłem ci wczoraj, żebyś jej nie zabierał nigdzie, to oczywiście twoja zakochana duszyczka robi swoje- skrytykowało zirytowane kwami.- To teraz jest chora.
- Daj spokój Plagg. Wiem, że popełniłem błąd i teraz zamierzam go naprawić- powiedziałem.
- Niby jak?- zapytał, połykając kolejny kawałek sera.- Będziesz się nią opiekował?
- Dokładnie- odparłem zdeterminowany, aby pomóc mojej Księżniczce.- No ale co ja mam jeszcze zrobić z Kropeczką?
- Kochasz ją?- spytał, nie zastanawiając się.
Siedziałem w ciszy.
- Ej, mówi się do ciebie!- krzyknął, żeby wyrwać mnie z zamyślenia.- Pytanie jest proste.
- Sam już nie wiem- położyłem dłoń na karku z zakłopotania.- Masz jakiś sensowny pomysł, co zrobić?- zaznaczyłem słowo "sensowny".
- Skupić się, żeby Marichat się spełniło- a ten tylko o jednym. Nie odpowiedziałem, ale poszedłem pod prysznic, następnie położyłem się do snu.
*Marinette*
- Jak się czujesz?- biedroneczka podała mi jakiś syrop na kaszel.
- Już lepiej, dziękuję- wzięłam od niej łyżkę z nalanym lekiem i włożyłam do ust. Skrzywiłam się.- Gorzki.
- Ale leczy- oznajmiła Tikki.- A teraz idź spać. Dobrze ci to zrobi.
Postąpiłam zgodnie ze wskazówką kwami i odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
*Następnego Dnia*
Po skończonych lekcjach, na których mnie nie było, Alya do mnie przyszła, żeby dać mi zeszyty do odpisania. Gdy już to zrobiłam, z małą pomocą przyjaciółki, zabrałyśmy się za wspólne oglądanie seriali. Nie musiałyśmy się martwić o czas, ponieważ zostawała na noc. W pewnym momencie, przez odbicie ekranu laptopa, zauważyłam postać za moim oknem. Natychmiast rozpoznałam, że to Czarny Kot, ale co on tu robił o tej porze?
- Poczekaj tu chwilę Alya- powiedziałam, delikatnie się jąkając.- Wyjdę na chwilę na balkon. Wiesz, tak żeby się przewietrzyć.
- Jasne, ale zaraz wracaj. Pamiętaj, że jesteś przeziębiona- uśmiechnęłam się na jej słowa. Miło, że wszyscy się o mnie troszczą.
- Kocie co ty tu robisz?- spytałam, zamykając klapę w podłodze, aby mulatka nie usłyszała naszej rozmowy.
- Martwiłem się i tęskniłem, więc oto jestem- odparł radośnie.- Nie cieszysz się na mój widok?
- Cieszę, ale Alya u mnie jest i jakby się dowiedziała, że znowu się spotykamy, to pewnie znowu by jej odpaliło- wyjaśniłam pośpiesznie.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Moje kwami zachowuje się zupełnie tak samo. Wiesz, kwami to takie latające stworzonka, dające moc posiadaczom miraculów- jakbym tego nie wiedziała. Nie zdawał sobie sprawy, że w moim pokoju schowana jest cała szkatułka z miraculami.- A właśnie! Zapomniałem spytać. Jak się czujesz?
- Zdecydowanie lepiej- rzekłam, a blondyn się ucieszył.
- Uff... To dobrze- przytulił mnie czule, a ja odwzajemniłam gest.
- No, no Mari. Nieźle romansujesz, kiedy idziesz się "tylko przewietrzyć"- No tak. Wiedziałam, że tak to się skończy.
- A- Alya! My nie jesteśmy razem, ani nic z tych rzeczy!- krzyknęłam, ale nie za głośno, na szatynkę wystającą z otworu w podłodze. Spojrzałam na jej telefon, trzymany w dłoni i zamarłam.- Usuń to zdjęcie!
- Zachowam je sobie i wyświetlę cudowną prezentacje na waszym ślubie- rzuciła, a ja byłam na nią jeszcze bardziej wściekła.- Przyszły mężu mojej najlepszej przyjaciółki, wejdziesz do środka?
- Nie jestem jej przyszłym mężem- zaprzeczył zielonooki.
- Dobra, dobra. Wmawiajcie sobie. Wejdź do środka- zaprosiła dziewczyna i wszyscy troje udaliśmy się do mojego pokoju. Na widok mojej rozwścieczonej twarzy, piwnooka tylko się zaśmiała pod nosem. Wspólnie oglądaliśmy to, co wcześniej. W pewnym momencie ja, jak to ja, zasnęłam.
*Czarny Kot*
Mieliśmy wieczorny seans, aż nagle zauważyłem, że Mari się położyła.
- Chyba zasnęła- stwierdziła mulatka.
- Typowa Marinette- westchnąłem i delikatnie podniosłem granatowowłosą. Alya oczywiście pstryknęła fotkę, ale zignorowałem to. Położyłem śpiącą do łóżka.
- Musimy pogadać- nie zauważyłem, kiedy szatynka do mnie podeszła.
- Um.. Jasne- nie wiedziałem co odpowiedzieć.
- Teraz- pociągnęła mnie za nadgarstek i wyszliśmy na balkon, żeby nie budzić fiołkowookiej.
- Więc o czym chciałaś porozmawiać?- zapytałem ciekawy.
- Kochasz ją?- no super, kolejna osoba mnie o to pyta, a ja nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć.
- Ja... um...- zawahałem się, tak jak podczas rozmowy z Plaggiem. No, bo co miałem powiedzieć? "Tak, ale kocham też Biedronkę i zarywam do dwóch dziewczyn na raz, ponieważ nie umiem się zdecycować"?
- Kochasz Biedronkę, prawda?- ona mi czyta w myślach, czy jak?!
- T- Tak- zająkałem się, gdyż nie wiedziałem, czy wolno mi powiedzieć prawdę.
- I jednocześnie kochasz Marinette?- Tak, ona chyba serio mi czyta w myślach.
- Zgadza się- przytaknąłem.
- Zdajesz sobie sprawę, że musisz wybrać?- zapytała mulatka.
- Wiem- spojrzałem w podłogę, spuszczając głowę. Dziewczyna to zauważyła i zasmuciła się. Po chwili wyglądała, jakby wpadła na pomysł i wyciągnęła z kieszeni telefon.
- A którą narazie wybierasz?- spytała.
- Em... No... Biedronkę... Chyba...- jej wyraz twarzy, nie wyglądał przyjaźnie.
- Okey, obejrzyj te zdjęcia i zastanów się, czy twoje zachowanie naprawdę wskazuje na twój wybór- podała mi telefon z otwartym albumem w galerii o nazwie: "Marichat". Alya miała racje, to co mówie nie zgadza się z tym, co robię.- Już rozumiesz?
- Ale co?- nie wiedziałem, o co dokładnie jej chodziło.
- Boisz się to przyznać, ale kochasz Marinette i to wyraźnie widać. Mam nadzieję, że wybierzesz słusznie.- wyjaśniła szatynka.
- No patrząc na te zdjęcia, chyba wybiorę Mari, ale jeszcze nie jestem pewien- rzekłem niezdecydowany.
- Dobry wybór. Zadbaj o nią odpowiednio.- powiedziała i podała mi mały skrawek papieru.- Tu masz mój numer. Pomogę ci z Marinette, ale musisz się postarać.
- Dziękuję Alya. Nie będę wam już dłużej przeszkadzał. Miłego wieczoru- i zniknąłem z balkonu granatowowłosej. Pobiegłem do mojego domu. Wskoczyłem przez okno i zdetranswormowałem się.
- No, no, widzę, że mamy nowego sojusznika. Może dzięki tej dziewczynie Marichat się spełni- kwami od razu dorwało się do sera.
- Szczerze mówiąc, sam mam nadzieję, że się spełni- mruknąłem pod nosem.
- I dobrze- jednak kot usłyszał to, co mówiłem.- Wkońcu zorientowałeś się, że wolisz Mari.
- Plagg, daj spokój. Muszę jeszcze to dobrze przemyśleć- odparłem, a stworzonko przewróciło oczami. Przebrałem się i odpłynąłem w objęcia Morfeusza.
*Następnego dnia*
*Marinette*
Rano nadrobiłam cały ominięty materiał ze szkoły i wzięłam prysznic. Nie miałam nic więcej do zrobienia, więc zabrałam się za szkicowanie. W pewnym momencie jednak, znudziło mi się. Postanowiłam wyjść na balkon oraz poukładać sobie wszystko w głowie. Po kilkudziesięciu minutach wpatrywania się w niebo, usłyszałam, że ktoś pojawił się za mną.
- Wyglądałaś ostatnio na sfrustrowaną tą całą sytuacją na Biedroblogu, zatem postanowiłem przeprosić- spojrzałam za siebie. Stał tam Czarny Kot z małym bukietem różowych goździków.
- Kocie, nie musisz mi dawać tych kwiatów- powiedziałam, chyba delikatnie zarumieniona.- Poza tym, nie byłam zła na ciebie, tylko na Alyę.
- Ale mimo wszystko, postanowiłem przeprosić. Po części to moja wina- odpowiedział i wręczył mi kwiaty, które przyjęłam.- No a teraz powiedz, jak sję czujesz?
- Zdecydowanie lepiej- przyznałam zgodnie z prawdą.- Mam wspaniałych opiekunów. Jutro chyba wrócę do szkoły.
- To dobrze. Cieszę się, że już niemal wyzdrowiałaś- przytuliłem ją, odpowiedziała tym samym.
- Wejdziesz do środka?- zaproponowała, a ja przytaknąłem głową na zgodę.
- Jesteś zajęta w najbliższy weekend?- zapytał, z niewiadomego mi powodu.
- Nie, a dlaczego...ACHOO- moją wypowiedź przerwało kichnięcie.
- Mówiłaś, że już ci lepiej- rzekł Kot.
- Bo jest lepiej. Tylko nadal trochę kicham- oznajmiłam, wycierając nos w chusteczkę.
- Okey, a co mówiłaś przedtem?- zapytał, żeby się upewnić
- Nie mam żadnych planów na weekend, zresztą jak zawsze- powtórzyłam.- A dlaczego pytasz?
- Zastanawiałem się, czy będe mógł przyjść. Jakbyś miała plany, to oczywiste, że bym nie przeszkadzał- wyjaśnił szybko.- No dobrze, teraz musisz się leczyć.- blondyn podał mi koc i tabletki. Zażyłam lek i nie pytając o pozwolenie, położyłam się pod kocem na jego klatce piersiowej.
*Czarny Kot*
Przyznam szczerze, byłem zaskoczony, iż położyła się na mnie i zasnęła. Czułem się dość dziwnie, ale podobało mi się to. Wyglądała przeuroczo, jak spała.
Nie wiem, ile czasu minęło. Może godzina, może trzy, ale w pewnym momencie poczułem nagły przypływ zmęczenia. Moje powieki stały się cięższe i w końcu i ja przysnąłem.
Obudziło mnie szturchnięcie.
- Kocie! Wstawaj!- zawołała granatowowłosa dziewczyna i potrząsnęła mną, żeby mnie przebudzić.
- Która godzina?- zapytałem zaspanym głosem i ziewnąłem krótko.
- Prawie piąta rano- odpowiedziała, a ja zaniemówiłem.- Masz ochotę obejrzeć wschód słońca?
- Pewnie- odparłem z uśmiechem i wyszliśmy na balkon. Usiedliśmy na podłożu i podziwialiśmy to, jak nastaje nowy dzień. Kątem oka, zauważyłem, że Marinette na mnie spogląda. Zignorowałem to i nadal podziwiałem delikatnie pomarańczowe niebo. Jednak ku naszemu niezadowoleniu wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Ta reguła sprawdziła się także tym razem. Słońce w końcu wstało, a ja musiałem zwijać się do domu. Miałem już coś powiedzieć, ale nastolatka mnie uprzedziła.
- Musisz iść, prawda?- spytała z zasmuceniem na twarzy. Alya ją nauczyła jak czytać w myślach, czy co?
- Tak, ale mogę jeszcze zostać- powiedziałem uśmiechając się szeroko.
- Jak musisz iść, to idź- rzekła, pozostawiając swoją minę bez zmian.- Zresztą, sam powiedziałeś, że odwiedzisz mnie w weekend.
- Jesteś pewna?- upewniłem się.
- Tak- potwierdziła.
- Do zobaczenia Księżniczko- ucałowałem wierzch jej dłoni i odszedłem. Podczas tego poranka zdałem sobie z czegoś sprawę.
Biedronka to przeszłość. Kocham tylko Marinette całym sercem i nic tego nie zmieni.
--------------------------------------
𝐄𝐡𝐡
𝐓𝐚𝐤𝐢 𝐧𝐮𝐝𝐧𝐚𝐰𝐲 𝐭𝐞𝐧 𝐫𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł, 𝐰𝐢𝐞𝐦 𝐚𝐥𝐞 𝐦𝐮𝐬𝐢 𝐛𝐲ć 𝐫ó𝐰𝐧𝐨𝐰𝐚𝐠𝐚, 𝐛𝐨 𝐧𝐢𝐞𝐝ł𝐮𝐠𝐚 𝐚𝐤𝐜𝐣𝐚 𝐛𝐞𝐝𝐳𝐢𝐞 𝐠𝐫𝐮𝐛𝐚.
𝐀 𝐭𝐚𝐤 𝐛𝐭𝐰 𝐭𝐨 𝐬𝐩𝐨𝐭𝐤𝐚ł𝐚 𝐦𝐧𝐢𝐞 𝐝𝐞𝐥𝐢𝐤𝐚𝐭𝐧𝐚 𝐢𝐫𝐨𝐧𝐢𝐚 𝐥𝐨𝐬𝐮, 𝐩𝐨𝐧𝐢𝐞𝐰𝐚ż 𝐩𝐢𝐬𝐳ę 𝐨 𝐭𝐲𝐦, ż𝐞 𝐌𝐚𝐫𝐢 𝐣𝐞𝐬𝐭 𝐜𝐡𝐨𝐫𝐚, 𝐬𝐚𝐦𝐚 𝐛ę𝐝ą𝐜 𝐩𝐫𝐳𝐞𝐳𝐢ę𝐛𝐢𝐨𝐧𝐚 𝐱𝐃𝐃𝐃
𝐃𝐨 𝐧𝐚𝐬𝐭ę𝐩𝐧𝐞𝐠𝐨 😘
~𝐘𝐨𝐬𝐡𝐢
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro