25.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Następnego dnia- sobota*
Po przebudzeniu wstałem z łóżka, wziąłem szybki prysznic oraz zjadłem śniadanie. Gdy skończyłem się ogarniać była godzina 10:00. Dzisiaj miałem odwiedzić Marinette, więc musiałem się przygotować. Plagg oczywiście od rana mi gadał o Marichat, ale niespecjalnie go słuchałem. Odrobiłem wszystkie lekcje, co zajęło mi jakieś dwie godziny. W międzyczasie zdążyłem zjeść obiad.

- Pora odwiedzić Marinette- odparłem, po zrobieniu wszystkich wymienionych wcześniej czynności.- Plagg, wysuwaj pazury!

*Marinette*

Siedziałam przy biurku i zastanawiałam się, czy Czarny Kot na pewno przyjdzie.

- Czekałaś na mnie Księżniczko?- usłyszałam za plecami znajomy głos. Była tylko jedna osoba, która mnie tak nazywała.

- Bałam się, że nie przyjdziesz. Co tak późno Dachowcu?- podeszłam do niego i pstryknęłam w dzwoneczek zawieszony na jego szyi. W jego oczach, spoglądających w moje, widziałam iskierki radości.

- Koty mają swoje tajemnice- zażartował.- To co, idziemy?

- Ale gdzie?- zapytałam, nie wiedząc co miał na myśli.

- Chyba nie myślisz, że po prostu będziemy siedzieć w domu? Gdyby tak było, nie pytałbym czy masz jakieś plany- wyjaśnił pokrótce.

- Okey, a gdzie idziemy?- spytałam.

- Zaufaj mi- rzekł i pociągnął mnie delikatnie za rękę w kierunku klapy, prowadzącej na balkon.- Gotowa?- upewnił się, kiedy byliśmy już na świeżym powietrzu.

- Jasne- odpowiedziałam z uśmiechem. Chłopak wziął mnie na ręce i skakał ze mną po dachach. Chwilę później wylądowaliśmy w pobliskim parku. Odpowiadało mi to, ale martwiła mnie jedna rzecz.- Kocie, a nie boisz się, że ktoś nas zauważy? W końcu Paryż to miasto pełne ludzi.

- I tak tamten post na Biedroblogu widzieli już prawdopodobnie wszyscy, więc nie ma się czym przejmować- powiedział i odstawił mnie na podłogę. Posłałam mu ciepły uśmiech, jako odpowiedź. Spacerowaliśmy wolno, a rozmowa jakoś się potoczyła. Dyskutowaliśmy o wszystkim, ale także o niczym.

- Kocie, możemy sobie kupić bubble tea?- zapytałam, przerywając dotychczasową konwersację.- Tam jest budka- wskazałam palcem na stoisko, oddalone o kilka metrów.

- Jasne, czemu nie- odpowiedział, a ja przytuliłam go pośpiesznie i pobiegłam, aby zająć miejsce w kolejce. Po drodze zauważyłam pewnego chłopaka o rudych włosach i grzywką, zakrywającą oko.

*Czarny Kot*

Poszedłem za nią, bo nie miałem nic innego do roboty. Przeszedłem obok jakiegoś rudzielca, który wyraźnie ślinił się na widok Mari. Nie mogłem tego znieść, zatem podszedłem do niego, starając się uspokoić. Był tak zapatrzony w moją księżniczkę, a raczej jej ciało, że nie zauważył, kiedy stałem z dwa metry przed nim.

- Jeszcze raz na nią spojrzysz, a stanę się twoim najgorszym koszmarem- burknąłem z poważnym wyrazem twarzy. Rudy spojrzał na mnie, na początku z pogardą, ale po kilku sekundach zdał sobie sprawę z tego, kim jestem i przełknął głośno ślinę.

- Kocie chodź, bo zaraz kolejka się wydłuży!- zawołała Marinette w oddali.

- Już idę Księżniczko!- krzyknąłem, posyłając jej szeroki uśmiech. Na moment odwróciłem spojrzenie na młodego chłopaka, żeby się upewnić, iż zrozumiał. Odwróciłem się na pięcie i poszedłem w kierunku granatowowłosej. Po drodze, spojrzałem kątem oka na miejsce, w którym stał czerwonowłosy, ale już go tam nie było.

I dobrze- pomyślałem.- Przynajmniej wie, od kogo się trzymać z daleka.

Zamówiliśmy z fiołkowooką po porcji bubble tea i usiedliśmy na ławce, czekając na zamówienie. Kilka minut później odebraliśmy napoje z wyznaczonego miejsca i kontynuowaliśmy spacerowanie. W pewnej chwili naszej pogawędki Mari zapytała:

- O czym gadałeś z tamtym chłopakiem w parku?

- Uh... O niczym ważnym- spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem i byłem zmuszony skłamać.- Był jakimś moim fanem i poprosił o autograf.

- Tylko, że nie miałeś w ręce długopisu- dopowiedziała spostrzegawcza granatowowłosa.

- No... Bo.. Odmówiłem- rzuciłem pierwszy pomysł, jaki przyszedł mi do głowy.- Powiedziałem, że nie mogę teraz, gdyż jestem zajęty.

- Przecież poczekałabym na ciebie. Mogłeś dać mu ten podpis- odparła, biorąc łyka zimnego picia.

- Czasu już cie cofnę. Następnym razem mu dam. Obiecuję- rzekłem radośnie. Szliśmy dalej, pogrążając się w rozmowie na różne tematy. Miałem wrażenie, jakby podczas naszego spotkania czas stanął w miejscu, a nie skapnęliśmy się, kiedy minęło półtorej godziny.

- No i jesteśmy!- odparłem, gdy zatrzymaliśmy się przy jednym budynku.

- Czy to... Kino?- zapytała z niedowierzaniem Marinette.

- Dokładnie- potwierdziłem z dumą wymalowaną na twarzy.- Zarezerwowałem nam seans za piętnaście minut. Mam nadzieję, że lubisz filmy animowane.

- Uwielbiam!- wykrzyknęła uradowana.- Dziękuję Kocie- pocałowała mnie w policzek, a ja omal nie dostałem zawału.- Chodźmy już.

Weszliśmy do środka i stanęliśmy przy kasie, aby odebrać bilety. Kupiliśmy także kilka przekąsek, takich jak popcorn, oraz zajęliśmy miejsca w wyznaczonej sali o numerze 8. Podczas filmu czasami szeptaliśmy sobie cicho różne rzeczy, żeby nie przeszkadzać innym oglądającym. O dziwo, prawie nikt nie zwrócił uwagi, że ja jestem w tym kinie. Po zakończonym seansie pełnym emocji, udaliśmy się w kierunku wyjścia.

- To co teraz?- spytała już na zewnątrz budynku.- Masz coś zaplanowane?

- Właściwie to tak- potwierdziłem z uśmiechem.- Gotowa iść dalej?

- Oczywiście, że tak!- wykrzyknęła szczęśliwa dziewczyna. Wziąłem ją na ręce i wskoczyłem na jeden z domów. Zatrzymałem się na jednym z nich w pobliżu wieży Eiffla. Nieświadomie wypadło na dach, na którym tańczyliśmy kilka tygodni temu. Usiedliśmy, a rozmowa jakoś się potoczyła. Gawędziliśmy na temat klasy Mari, a co za tym idzie, także mojej. Wymienialiśmy swoje opinie na temat poszczególnych osób i naszych relacji z nimi. W tej drugiej kwestii, bardziej wypowiadała się Marinette, gdyż wiadomo, że ja nie mogę wyjawić swojej tożsamości. Czasami odnosiłem wrażenie, iż ona się domyśla kim jestem. Jeżeli tak faktycznie jest, Biedra mnie zabije. Pozostaje tylko wierzyć, że nic nie przeczuwa.

- Kocie?- zapytała ciemnowłosa, uświadamiając mnie o moim zamyśleniu.- Pogrążyłeś się w myślach?

- Tak- przytaknąłem.

- Wybacz, nie chciałam cię z niego wyrywać- machała rękoma na prawo i lewo, delikatnie spanikowana.

- Nie szkodzi- posłałem jej najszczerszy uśmiech, na jaki było mnie stać.- O czym mówiłaś?

- Mówiłam o tym, jakie mam zdanie na temat Alix- odpowiedziała, subtelnie zirytowana moim brakiem uwagi.- Uważam, że jest bardzo miłą dziewczyną o cudownej pasji (rolki). Moim zdaniem, powinna spędzać więcej czasu z Kimem, bo oboje lubią wyzwania (wcale nie nawiązanie do następnej książki).

- A, tak. Masz rację- dopowiedziałem.- Całkowicie się z tobą zgadzam.

- Jakim cudem ty znasz wszystkich z mojej klasy?- spytała, a ja poczułem, że nie wiem, jak mam odpowiedzieć, nie zdradzając swojej tożsamości.

- Bo... Ja... Ten...- jąkałem się z wyżej podanego powodu.- Koty mają swoje tajemnice?

Odpowiedziała głośnym śmiechem, a po chwili dołączyłem do niej.

- No dobra, skoro tak- zaczęła fiołkowooka, wycierając łzę radości.- Ja tyle opowiadam, a ty nic nie mówisz. Twoja kolej! Co sądzisz o Adrienie Agreste?

- Jest miłym chłopakiem. Współczuję mu stracenia mamy, surowego ojca i tego, że ma tak bardzo zaplanowane życie. Ile wiem, w dzieciństwie przyjaźnił się z Chloe i to były podobno jedne z lepszych lat w jego dzieciństwie- opowiedziałem, modląc się, aby się nie domyśliła, iż Adrien to ja.

- Wiesz, że on mi sie kiedyś podobał. Mówiłam ci o tym, prawda?- wtrąciła.

Zaraz, co-
Nigdy o tym nie wiedziałem. No, albo Plagg miał rację i byłem zbyt głupi, żeby to zauważyć.

- Nie, nie mówiłaś- odpowiedziałem krótko.

- No, to teraz już wiesz- oznajmiła.- I właśnie dlatego zgadzam się z twoim zdaniem. A tak nie na temat, która godzina?

- Poczekaj, sprawdzę- wyciągnąłem zza pleców kicikija i spojrzałem na wskaźnik godziny.- Rety, już dochodzi szesnasta. Chcesz już wracać?

- Tak- rzekła. Wziąłem ją znowu na ręce i pobiegłem odstawić ją do domu.

Postawiłem ją na balkonie i miałem się już żegnać, ale granatowowłosa się odezwała:

- Nie mówiłam, że masz iść.

Zostałem, a Mari przyniosła nam coś do jedzenia . Zjedliśmy wspólnie podwieczorek oraz kontynuowaliśmy rozmowę na temat naszej klasy. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale podczas naszej dyskusji, słońce zdążyło zajść i minęły pewnie z dwie lub trzy godziny. Z czasem, nasza konwersacja zeszła na temat Mari i jej miłości do Adriena, która już wygasła. Ten temat nie był dla mnie komfortowy, gdyż nie czułem się dobrze z tym, że przez cały rok nazywałem ją tylko przyjaciółką, a teraz ona sobie odpuściła.

- Kocie?- zaczęła, prawdopodobnie, aby zmienić temat.

- Hm?- mruknąłem coś w odpowiedzi.

- A tobie się ktoś podoba?- zapytała, a ja omal nie zakrztusiłem się herbatą.

- Um.. Tak- zawahałem się, ale ostatecznie jakoś samo się powiedziało.- A tobie?

- Też- odpowiedziała, a ja poczułem się delikatnie zazdrosny, bo nie wiedziałem o kogo chodzi.

- A opowiesz coś o nim? Albo o niej, jestem tolerancyjny, ale nie wiem o kogo chodzi- spytałem z ciekawości.

- Um... Jasne, czemu nie- rzekła i zaczęła swoją wypowiedź.- Jest wysoki,przystojny...- czułem, że na mojej twarzy pojawia się na zmianę złość i zazdrość.- Jest bardzo wrażliwy, miły, zabawny. Ma takie piękne oczy, które mnie hipnotyzują z każdym jego spojrzeniem...

- Okey, a tak zmieniając temat...- przerwałem jej, ponieważ nie mogłem znieść tych komplementów w stronę tego gościa.- Kim chciałaś być w przyszłości, kiedy byłaś dzieckiem?

- Hmm...- zastanowiła się chwilę, dziwnie podśmiewując się pod nosem. Czyżby się domyśliła, dlaczego jej przerwałem?- A kim ja nie chciałam być? Piosenkarką, aktorką, tancerką, malarką, weterynarzem, syreną i księżniczką. Ostatecznie, jak miałam chyba jedenaście lat, postanowiłam, że zostanę projektantką mody i ta wersja utrzymuje się do dzisiaj.

- Ciekawie, najważniejsze, żebyś była szczęśliwa- odparłem z uśmiechem.- Ja od zawsze chciałem być modelem lub iść bardziej w kierunku prawa.

Dalsza rozmowa potoczyła się o różnych rzeczach. Nie zdążyliśmy jednak wymienić wielu zdań, gdyż granatowowłosa cofnęła się kilka tematów:

- Ja ci opowiedziałam o tym chłopaku, więc teraz twoja kolej. No dawaj!- wykrzyknęła dziewczyna.

- Okey, niech ci będzie...- chwilę się zastanowiłem, co mam powiedzieć, ale spojrzałem na pełne gwiazd niebo i jakoś to z siebie wyrzuciłem.- To cudowna dziewczyna. Jest kochana, miła i zabawna. Jej uśmiech jest niepowtarzalny. Taki subtelny i idealny, i szczery. Zresztą jej oczy także są najpiękniejsze na świecie. Nawet kiedy mam okropny dzień, czuje się do niczego, jej uśmiech potrafi poprawić mi nastrój, jak nic innego. Wiem, że gdy jej się nudzi, zaczyna rysować przypadkowe rzeczy w swoim szkicowniku. Jest bardzo utalentowana. Uważam, że wygląda naprawdę ślicznie, gdy ma rozpuszczone włosy. Właściwie to... Zawsze jest przepiękna. Zastanawiam się, gdzie nauczyła się tak świetnie tańczyć. Kiedy tylko jestem smutny, ona za każdym razem mnie wysłucha i najwspanialej w świecie przytuli. Wiem, że zawszę mogę do niej przyjść, pogadać, pośmiać się odrobinę. Mimo, że nigdy tego nie mówiłem, w jej towarzystwie mogę po prostu zapomnieć o otaczającym mnie świecie i być najszczęśliwszy. I choć pochodzimy z zupełnie innych światów...- spojrzałem prosto w jej fiołkowe oczy.- Kocham cię Marinette.

--------------------------------------------------------------

𝐎𝐤𝐞𝐲, 𝐨𝐠ó𝐥𝐧𝐢𝐞 𝐭𝐨 𝐬𝐨𝐫𝐤𝐢, 𝐣𝐞ż𝐞𝐥𝐢 𝐩𝐨𝐝 𝐤𝐨𝐧𝐢𝐞𝐜 𝐝𝐨𝐬𝐭𝐚𝐥𝐢ś𝐜𝐢𝐞 𝐜𝐫𝐢𝐧𝐠𝐮 𝐜𝐳𝐲 𝐜𝐨ś, 𝐚𝐥𝐞 𝐜𝐡𝐲𝐛𝐚 𝐧𝐢𝐞 𝐮𝐦𝐢𝐞𝐦 𝐨𝐩𝐢𝐬𝐲𝐰𝐚ć 𝐥𝐨𝐯𝐞 𝐬𝐜𝐞𝐧𝐞𝐬. 𝐍𝐢𝐞 𝐰𝐢𝐞𝐦, 𝐦𝐨ż𝐞𝐜𝐢𝐞 𝐧𝐚𝐩𝐢𝐬𝐚ć 𝐜𝐳𝐲 𝐣𝐞𝐬𝐭 𝐠𝐢𝐭, 𝐜𝐳𝐲 𝐫𝐚𝐜𝐳𝐞𝐣 ż𝐞𝐧𝐚𝐝𝐚.
𝐍𝐨, 𝐚𝐥𝐞 𝐜𝐡𝐨𝐜𝐢𝐚ż 𝐰𝐬𝐭𝐚𝐰𝐢𝐚𝐦 𝐫𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝐰𝐜𝐳𝐞ś𝐧𝐢𝐞𝐣 𝐧𝐢ż 𝐨 𝟐 𝐰 𝐧𝐨𝐜𝐲. 𝐈 𝐦𝐚𝐦 𝐣𝐮ż 𝐧𝐚𝐩𝐢𝐬𝐚𝐧𝐞 𝐝𝐰𝐚 𝐫𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł𝐲 𝐝𝐨 𝐩𝐫𝐳𝐨𝐝𝐮, 𝐰𝐢ę𝐜 𝐦𝐨ż𝐞𝐜𝐢𝐞 𝐛𝐲ć 𝐳𝐞 𝐦𝐧𝐢𝐞 𝐝𝐮𝐦𝐧𝐢 𝐜𝐳𝐲 𝐜𝐨ś.
𝐃𝐨𝐛𝐫𝐚, 𝐭𝐨 𝐧𝐚 𝐭𝐲𝐥𝐞 𝐳 𝐭𝐞𝐠𝐨 𝐩𝐢𝐞*𝐝𝐨𝐥𝐞𝐧𝐢𝐚 𝐧𝐚 𝐤𝐨𝐧𝐢𝐞𝐜. 𝐓𝐫𝐳𝐲𝐦𝐚𝐣𝐜𝐢𝐞 𝐬𝐢ę.
𝐁𝐞𝐳 𝐨𝐝𝐛𝐢𝐨𝐫𝐮

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro