USA

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[31.12.1987]

Mieszkaliśmy w apartamencie w Kansas City..
Byliśmy już więc w Stanach i tu świętowaliśmy Nowy Rok... Gary zasnął o 21⁰⁰, więc mieliśmy trochę więcej swobody...

Wypiliśmy szampana, obejrzeliśmy pokaż fajerwerków i poszliśmy spać, bo chciałem się wyspać korzystając z przerwy w koncertach i się wyspać

[1.01.1988]

Pobudkę zafundowało mi twarde lądowanie na podłodze, gdy chciałem przytulić Dianę...

Zajrzałem do łazienki. Brała prysznic

– Nie zamykasz drzwi? – zapytałem.

Zakryła nagie ciało ręcznikiem

– Zapomniałam. Po za tym, puka się. Wiesz, że jestem z Tobą ze względu na Gary'ego

– To musisz mi wybaczyć, ale ja cię kocham na poważnie...

– Żar... – zaczęła, ale zatkałem jej usta pocałunkiem

– Nie żartuję. Jesteś jedyną osobą na tej planecie, po za moim bratem, przy której nie wstydzę się tego jak wyglądam bez makijażu

– Jesteś przystojny nawet z tymi plamami...

– Ale dopiero Ty mi to pokazałaś... przy mojej byłej musiałem to maskować, bo stwierdziła, że wyglądam jak martrioszka z tymi plamami na policzkach

– Są urocze... Michael, masz prawie 30 lat, i słuchasz żony, jak lepiej wyglądasz?

– Kocham cię. Teraz liczy się twoje zdanie...– jeździłem dłońmi po jej ciele

– Możesz mnie nie macać?

– Wybacz, ale cię  kocham... – uszczypnąłem ją w pośladek

– Mike! – pisnęła

– Pomogłem ci. Chcę za to tylko twojej miłości. Kocham cię, zrozum...

– Raz zgodziłam się z Tobą przespać, ale chciałam tylko ratować synka.

– Diana, ja cię kocham... proszę cię ... wyjdź za mnie.

– Afera w mediach ci nie starczy? Ciągle nazywają mnie 'pisarka z Australii' nikt nie mówi jak się nazywam!

– Wyjdź za mnie, to zaraz chwycą temat i nie wyrobisz z pisaniem książek...

– Ale tylko ze względu na Gary'ego... zgoda... wyjdę za ciebie

– Kościelny czy cywilny? I jeśli kościelny, w jakim wyznaniu? Ja się dostosuję do Ciebie.

– Jestem ateistką, chociaż rodzice wychowywali mnie jako katoliczkę

– Żyją?

– Żyją, ale nie chcą mnie znać za mój rozwód...

– Ej...a gdybym tak został katolikiem i wzięli byśmy ślub kościelny?

– Po co?

– Twoi rodzice przynajmniej znów się Tobą zainteresują.

– Mają 8 innych dzieci.

– Moi też, jeśli cię to pocieszy

– Za rozwód chcą mi urwać łeb...

– I dlatego powinnaś wyjść za byłego Świadka Jehowy. Jestem do usług

– Przynajmniej Ty jeszcze się mną interesujesz...

– Diana, przeszedłbym na każde wyznanie dla Ciebie... moja matka mnie zamorduje, ale trudno...

– Wiesz dobrze, że mam problemy finansowe...

– Żenię się z Tobą miłości. Masz długi? Ja je spłacę...

***

Przy śniadaniu przeglądałem gazetę... jak zwykle dziennikarze mnie nie zawiedli... już na okładce była moja twarz...

Świetnie... znalazłem artykuł o samym sobie i go przeczytałem

– Macie szczęście – syknąłem pod nosem ciskając gazetę w kąt

– Tatusiu... – zaczęła Emma – muszę z Tobą porozmawiać...

– Słucham

– Sam na sam.

– Zjemy, to pogadamy w twoim pokoju, zgoda?

– Zgoda.

Po śniadaniu poszedłem z Emmą do jej pokoju

– Tatusiu, ja nie wiem co się ze mną dzieje... – usiadła na łóżku

– Czemu? – usiadłem obok

– Chodzi o ciebie...

– O mnie?

– Tatusiu, ja wiem, że mam tylko 16 lat... ale...kiedy Cię widzę to czuję się inaczej...

– Aż tak źle wyglądam? – zażartowałem chcąc poprawić jej humor...

– Nie tatusiu...problem polega na tym, że... że mi się robi gorąco...

– Czyli...

– Ja się chyba w tobie zakochałam...

– Miłość to nie zbrodnia... nie Wiesz jak mnie to cieszy...

– Cieszy?

– A sądzisz, że czym było komplementowanie twoich oczu i włosów? Sam się zakochałem... ale nie mogłem liczyć na odwzajemnienie tego uczucia ze strony 2 razy młodszej anielicy...

– Mogłeś... to ja się bałam, że wyśmiejesz moje uczucia...

– Ja? W życiu... – ukryłem jej drobną dłoń w swojej i zaplotłem nasze palce... – Tylko Ty się wyróżniłaś w tej klasie... tylko ciebie tam zauważyłem jako konkretną osobę...

– Tatusiu... Ja... – nagle urwała. Utkwiła wzrok moich oczach... sam znów tonąłem w błękicie jej oczu... nadal chciałem ją pocałować w usta... i prawie do tego doszło, ale dźwięk otwieranych drzwi przywrócił mi świadomość...przytuliłem Emmę nie chcąc być posądzonym o romans z adoptowaną córką...

– Michael... – zaczęła Diana opierając się o ścianę pokoju Emmy – Bo Gary pyta o Gary...

– Za ciekawie to tam nie było. Wychowałem się przecież wśród gangów...

– No właśnie w tym problem... młody chce o tym posłuchać...

– Daj mi 10 minut... skończymy tylko tą rozmowę... wiesz... wyjdź z pokoju proszę... to dosyć delikatna sprawa...

Diana zostawiła nas samych

– Wtedy w szkole... Ja...

– Ale nie płacz, Emma...

– Ja jestem twoją fanką... i wtedy w szkole wiedziałam po co przyszedłeś... Ja podsunęłam dyrekcji ten pomysł, bo wiedziałam, że moja klasa Cię nie ruszy, a Ty sobie z nimi poradzisz...

– I wszystko to po to żeby...?

– Chciałam cię spotkać.. A jako dzieciak z bidula miałam na to szanse jak na pójście na studia... prawie żadne... chciałam tylko cię zobaczyć na żywo... porozmawiać... – rozpłakała się

– Mogłaś napisać do mnie list... – przytuliłem ją mocniej dając się jej wypłakać we mnie – odpisałbym ci... tym wyjątkowym odpisuję... starczyła by twoja historia i adres domu dziecka... przyjechałbym... teraz dzięki tobie mam dwoje dzieci...

– Jesteś najcudownieszym tatusiem, jakiego mogłabym sobie wymarzyć...

– Mój Ty rudy aniołku... Ja nie mógłbym wydarzyć sobie lepszej córki...

– A co z blizną na mojej nodze i moim kuleniem?

– W ogóle nie ujmują ci uroku... dla mnie nie robi to różnicy. Moja matka też kuleje, bo chorowała na polio. I co? Ja uważam, że jest piękna

– Bo jest... jak na swój wiek, oczywiście.

Wyciągnąłem z kieszeni naszyjnik z otwieraną zawieszką...

– Widzisz tą kobietę? To moja matka gdy była niewiele starsza od ciebie. Dla mnie zawsze będzie najważniejsza ... Ty też...

– Czemu nosisz To w kieszeni?

– Bo facet dziwnie wygląda z takim naszyjnikiem na szyi

– Daj mi 2 dni, a ja przerobię to na zawieszkę na szlufkę.

– Matka i babcia odkryły mój talent... wtedy się zaczęło... Joseph wcześniej nie widział we mnie członka zespołu... gdyby nie one, mama i babcia, nie byłbym tu gdzie jestem... nieistniałbym jako gwiazda...może i lepiej...
  
– Lepiej?

– Nie zrozum mnie źle... kocham tą pracę, taniec... śpiew... muzyka... To sprawia mi przyjemność, mogę dzięki temu uciec od swoich problemów...od wszystkiego... Ale czasem...chciałbym żyć jak normalny człowiek... być kimkolwiek, ale nie być sławnym... żeby na słowa "Michael Jackson" jedyną reakcją ludzi było "Kto?" Chciałbym cofnąć czas... zamordować Josepha... ratować marzenia LaToyi, Janet przed mężem samobójcą... ciebie przed moją byłą... chciałbym mieć normalne życie... żonę, dzieci, normalną pracę...

– Kocham Cię tatusiu... – pocałowała mnie w policzek – po za tym, nie byłbyś moim tatusiem, gdybyś nie był sławny...

– Byłbym... zawsze będziesz moją ulubioną córeczką... – odwzajemniłem gest – Kocham Cię córeczko...

Teraz już wiedziała... prawie dwa razy starszy facet się w niech podkochuje... bałem się, że zrobi coś głupiego...

Czułem, że wyznanie jej miłości było błędem... nie powinienem tego robić... ta delikatna 16-letnia ruda anielica nie mogła marnować sobie życia na związek ze mną...

– Też Cię kocham tatusiu... 

Poszliśmy do Diany i Gary'ego

– Tatusiu, a mama mówi, że jak byłeś w moim wieku, to mieszkałeś w mieście które ma tak samo na imię jak ja – powiedział Gary

– Mieszkałem... W Indianie jest miejscowość, nazywa się Gary...pokazać Ci na mapie?

Kiwnął głową

Wychodząc z nim z salonu, usłyszałem jak Emma mówi do Diany:

– Powiedziałam mu... on też mnie kocha...

– Gdyby nie to, że Gary uznał go za ojca, wróciłabym z synkiem do Australii...

– Zostań... tatuś pierwszy raz spotkała kogoś, kto rozumie jego chorobę, bo sam ją ma... tatuś cię potrzebuje

– Tatusiu, czemu mama chce wrócić do Australii? – zapytał Gary

– Nie wiem synku... ale masz zawsze mnie. Pamiętaj, że nie ważne co się stanie, jeśli do mnie zadzwonisz przyjadę. Wszędzie, gdziekolwiek będziesz...

– Jesteś super tatusiem – przytulił mnie

[01.01.1988 / 02.01.1988]

Mimo leków nasennych i przeciwbólowych nie przespałem nocy. Ciągle gdy przysnąłem budziłem się po bliskim kontakcie z zombie w śnie...

W końcu się wkurzyłem i wyszedłem na balkon... Był środek nocy. Na balkonie obok stała dziewczyna. Całkiem zgrabna.

– Nie możesz spać? – zapytałem

Odskoczyła

– Wystraszyłeś mnie... Nie wiedziałam, że ktoś tu stoi... Nie mogę... dręczą mnie koszmary

– Jestem Michael – wyciągnąłem dłoń w jej kierunku

– Sophie – podała mi rękę – miło mi.

– Większość krzyczy na mój widok... fajnie, że Ty nie...

– A co? Mayers to Ty się raczej nie nazywasz...

– Nie... widzę, że lubisz horrory?

– Tak... – sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła paczkę fajek – palisz?

– Nie, nie przepadam

– Zapalisz dla towarzystwa?

– Raz mnie raczej nie zabije... – wziąłem od niej papierosa – mieszkasz tu na stałę, czy jesteś turystycznie?

– Spotykam się z narzeczonym... pracuje jako tancerz na trasie Jacksona...

– Więc czemu nie mieszkasz z nim w pokoju?

– Mieszkam... – podeszła do drzwi balkonowych – Randy!

Po chwili na balkon wyszedł jeden z moich tancerzy - Randy Allaire

– Poznaj naszego sąsiada, Michaela – spojrzała na Randy'ego

– Nie mów... – syknąłem przez zęby – Michael – wyciągnąłem dłoń w jego kierunku

– Miło mi, jestem Randy – powiedział uzasadniając gest

Alleluja. Nie wydał mnie.

– Podoba Ci się trasa? – zapytałem

– Tak...

– Sophie... muszę ci coś powiedzieć... – zaczął  Randy – mój szef to...stoi właśnie przed Tobą.

– Nie musiałeś jej mówić... – odparłem – ale tak... jestem Michael Jackson...

– Szefie miałbym małą prośbę... bo chcieliśmy wziąść ślub i...

– Nie musisz do mnie mówić ciągle "szefie"... O co chodzi?

– Nie mamy jeszcze świadków... chciałem zapytać czy mógłbyś być moim świadkiem...

– Jasne, że tak... kiedy?

– Planujemy na tej trasie... jeśli się zgodzisz...

– Bierzcie... tylko nie w dniach koncertów.

– Wiem...od kiedy palisz?

– Nie palę... zapaliłem dla towarzystwa...

– Sophie... mówiłem... Nie niszcz sobie zdrowia...

– No racja... chyba, że planujesz robić konkurencję dla Turner...

– Nie planuję...

[02.01.1988]

Śniadanie zjedliśmy razem z Sophie i Randy'm...

Ciągle z tyłu głowy miałem myśl, że Emma może umrzeć w każdej chwili... nigdy nie chciałbym jej stracić ... wolałbym sam być chory niż patrzeć jak Emma musi pamiętać o inhalatorze i ratować się nim gdy zacznie się dusić...

– Michael – zaczęła Sophie – jak to jest być sławnym?

– Nie licząc mediów ganiających za mną jak kłusownik za zwierzyną? Jest spoko...

– A dasz mi autograf?

– Spokojnie... dam... na prezencie ślubnym...

– Możemy pogadać w cztery oczy?

– Jasne...

Wyszliśmy na balkon

– Chcesz? – skierowała w moją stronę paczkę fajek

– Nie. Starczy, że biorę leki przeciwbólowe...

– Musisz mi pomóc...

– Co się stało?

– Nie mogę przestać... – podwinęła rękawy... na jej rękach w okolicach zgięcia łokcia od wewnętrznej strony miała ogromne siniaki

– Ćpasz? – zapytałem

– Pomóż mi... proszę... Randy mnie zostawi, jeśli nie przestanę... – rozpłakała się

– Jedziesz z nami w dalszą trasę. Zerwiesz ze ćpaniem, a jeśli Allaire Cię zostawi, to ja cię zatrudnię jako tancerkę na trasie, a potem jako opiekunkę dla synka mojej partnerki

– Dziękuję – przytuliła się do mnie

– Proszę... Nie płacz... on Cię kocha...

Wróciliśmy do reszty... coś mi nie pasowało. Oboje mieliśmy koszmary tej samej nocy... bałem się, że to ostrzeżenie przed prawdziwym dramatem...

– Tatusiu... książki mi się skończyły... – powiedziała Emma

– Jedziemy do księgarni?

– Mhm

Pojechaliśmy we dwoje (i z ochroną)

Miałem gdzieś media. Emma była moim aniołkiem.

Kupiliśmy chyba wszystkie horrory i thrillery jakie były w księgarni, co skutkowało ceną 350$

– Planuje pan nowy teledysk, że kupuje pan thrillery? – zapytała żartobliwie ekspedientka... miała około 20 lat

– Tak planuję do kolejnego albumu, ale książki kupuję dla córki

– Żadko przychodzi pan osobiście do sklepów...

– Nie przepadam za mediami...

– Mogę zrobić sobie z panem zdjęcie? Nikt mi nie uwierzy, że Pana spotkałam...

– Pewnie. Autograf też chcesz?

– Jeśli można prosić...

Po powrocie z księgarni Emma zajęła się Gary'm, a ja zabraniem Sophie narkotyków... musiałem ratować związek Allaire'ego... Sophie była piękną kobietą i nie mogła się tak niszczyć...

– Nie skalecz się... – powiedziała gdy zgarniałem do worka na śmieci jej strzykawki i zapasy

– Jeśli umrę to trudno. Mercury przestanie ćpać...

– Ile miałeś partnerek w ciągu całego życia?

– Z 4... A takie łóżkowe to też 4, ale tylko 2 się pokrywają

– Pukałeś dziewczynę z którą nie byłeś?

– Diana i Amelyia to te z którymi i byłem i spałem. Z Olą Ray nagrywałem teledysk... Z tego wynikło kilka wspólnych szalonych nocy. Z Tatianą chodziłem, ale nie spałem... Miki Howard była dziewczyną na jedną noc... Ja myślałem, że to coś więcej... poważny związek... ale ona mi ogłosiła, że bierze ślub z kim innym... Wiesz który związek był najciekawszy?

– Który?

– Z Annie... wróciłem kiedyś do domu no i usłyszałem  dobrze wiesz jakie dźwięki... A napaliłem się, że spędzę z nią tego dnia romantyczny wieczór i upojną noc. Zajrzałem do sypialni i mnie zamurowało... Nie mogę powiedzieć, że mnie zdradziła, bo z nią nie spałem, ale właśnie w moim łóżku uprawiała sex z kobietą

– Annie to lezbilka?

– Tak konkretnie, to obie były bi... zgadnij co im powiedziałem, kiedy otrząsnąłem się z szoku

– Co?

– Zapytałem, czy im do kompletu ściągnąć Mercury'ego.

– Wow... no wyżyny tyrania to nie są...

– Ale reakcją Annie... "Michael to nie tak jak myślisz... Ja tylko... Ja chciałam zobaczyć jak jest z kobietą nim pójdę do łóżka z tobą"

– Chciałeś kiedyś zabić partnerkę?

– Amelyię... za to, jak traktowała Emmę...

– Czemu tak skaczesz przy tej nastolatce?

– Kocham ją...ale na poważnie...

– Możesz coś dla mnie zrobić? Po za pomocą z nałogiem?

– Tak. Co?

– Pocałuj mnie. W usta... zawsze marzyłam o tym, żeby Cię pocałować na scenie...

– Raczej pocałunek od fanki więcej nie zrobi mi różnicy...

Pocałowałem ją w usta... mógłbym umrzeć za kolejny jej pocałunek... nie martwiło mnie, że to ćpunka i partnerka mojego pracownika... ale musiałem się od niej odkleić... byłem i tak rozerwany między Dianą, którą kochałem za dystans do vitiligo i to że byliśmy niemal tacy sami, a Emmą którą kochałem i która to uczucie odwzajemniała.

– Sophie, jeśli ja mam Ci pomóc, to od teraz nie spotykasz się ze swoimi dilerami. Ja naprawdę nie chcę żeby Randy Cię zostawił... Nie darowałbym sobie tego...

– Michael... Co byś zrobił, żeby być bliżej swojego idola?

– A kogo, chcesz spotkać? I w jakich okolicznościach? Mów, a ja ci nawet randkę z Mercurym załatwię

– Ale... randka to nawet spoko... ale ja... chciałam spędzić czas z Tobą...

– Niech zgadnę... jesteś kolejną, która chce mi wleść do łóżka, bo jestem sławny?

– Jesteś przystojny. Dlatego.

– Nie. Nie zrobię tego. Ok, jesteś piękna, ale jesteś też narzeczoną mojego przyjaciela i pracownika.

– Możemy iść do mojego domu. Tam nikt nas nie przyłapie.

– Sophie... Ja nie mogę tego zrobić. Mam partnerkę... Nie... A jeśli Emma się dowie?

– Ona raczej nie odejdzie. Adoptowałeś ją.

– Ona daje mi sens życia. Gdyby jej nie było wtedy w szkole, to dałbym się porwać i skatować. Ale zostałem dla niej.

– Michael, takie uczucie jest karalne.

– To że zakochałem się w 16-latce? Ale ona to odwzajemnia...

– Sąd raczej ci nie uwierzy

– Zgłosisz do sądu, że kocham swoją córkę?

– Jeśli się ze mną nie prześpisz. Pragnę Cię i zrobię wszystko, żeby Cię zdobyć

– Szantarzem mnie zdobędziesz. Przynajmniej mojej miłości. Bo nawet jeśli bym z Tobą poszedł do łóżka, to w moim odbiorze to będzie jak gwałt. Naprawdę chcesz mi to zrobić?

– Wolisz to czy problemy z prawem?

– Wolę, żeby Randy dowiedział się jaka jesteś.

Pchnęła Mnie na ścianę i przystawiła mi nóż do gardła

– Jeśli mu powiesz, jeśli komukolwiek powiesz, to nie zaśpiewasz ani jednej nuty więcej. Jasne?

– Tak... już zgoda... pojadę z Tobą do Twojego domu i ... zgoda prześpię się z Tobą, tylko nie pokazuj mi się więcej na oczy

– No. To chodź, jedziemy.

Pojechałem z nią do jej mieszkania. Nie byłem w stanie na trzeźwo zdradzić Diany, więc Sophie nalała mi wina. Żałuję że się zgodziłem... Bo urwał mi się film...

[03.01.1988]

...a obudziłem się z ręką przykutą do zagłówka łóżka

– Sophie! – krzyknąłem – Sophie wypóść mnie!

– Obudziłeś się... – stanęła w drzwiach w szlafroku – jak się czujesz?

– Masz mnie wypóścić. Albo zacznę krzyczeć

– Najpierw to ty mnie doprowadzisz do krzyku...–  zrzuciła szlafrok i stanęła przede mną nago

– Dasz mi coś do picia? Ostatnie co piłem to to wino wczoraj...

– Poczekaj tu grzecznie...– wyszła

Kiedy tylko zniknęła mi z oczu, znalazłam swój telefon i napisałem do Emmy, Diany, Allaire'go i Billa, mojego ochroniarza, że nic mi nie jest, ale Sophie zamknęła mnie w swoim mieszkaniu i nie zamierza wpóśćić. Któreś z nich musiało odebrać SMS

Sophie wróciła ze szklanką wody.

– Usiądź... – powiedziała i podała mi szklankę wody

– Dzięki... – wypiłem wodę

Sophie odniosła szklankę do kuchni po czym wróciła do mnie z nożem

– Kładź się, albo Cię zadźgam. – powiedziała kierując ostrze w moją stronę

Słuchałem jej rozkazów chcąc dożyć przynajmniej momentu, gdy ktoś mnie tu znajdzie...

Sophie przykuła moją drugą rękę, po czym usiadła mi na nogach i zaczęła się dobierać do (jak to nazwał Slash) "mojego przyjaciela"

– Sophie, ja naprawdę chcę wrócić do Diany i Emmy...

– Nie marnuj swojego głosu...– zdjęła apaszkę z włosów, wcisnęła mi w usta i zawiązała ją za moją głową... – Wiesz jaki on duży? – wskazała moje krocze – Doprowadzasz mnie do krzyku od razu...

Wrzasnąłem na całe gardło, byle by ktoś usłyszał...

– Jeśli myślisz, że ktoś ci pomoże, to się mylisz. O tej godzinie w całym bloku jest tylko głucha staruszka z parteru... jesteś mój... tylko mój...

***

Tak jak się spodziewałem 30 minut po moim SMS'ie do jej mieszkania wpadli Allaire i Bill oraz ku mojemu zdziwieniu Emma.

– Tatusiu – Emma położyła dłonie na moich policzkach – nic ci nie jest? – zdjęła mi z ust apaszkę Sophie

– Nic... – odparłem

– Poczekaj... uwolnię Cię... – wyciągnęła wsuwkę z włosów i przy jej pomocy uwolniła mi ręce

– Dzięki... już się bałem, że nikt mnie nie znajdzie...

– Sophie, czemu mnie zdradziłaś?! – zapytał wściekły Allaire i chciał uderzyć Sophie.

Stanąłem przed nią

– To nie jej wina... przynajmniej nie całkiem. Byłem z nią zbyt szczery, powiedziałem jej o moich związkach udanych i nieudanych... – broniłem Sophie

– Możesz mnie nawet zwolnić, ale ją zatłukę! – odephnął mnie i rzucił się na nią... Dopiero Bill go osiągnął

– Randy, uspokój się...

Sophie zaczęła płakać. Było mi jej żal, bo może i mnie uwięziła, ale była tak miła przez cały czas do momentu szantarzu, że nie mogłem jej tak zostawić. Przy Randy'm miała wszystko, a mogła zostać z niczym.

Randy się trochę uspokoił, a Sophie rzuciła mi się do nóg

– Dziękuję Michael... – szepnęła przez łzy

– Nie płacz... I wstań. Sophie, ja ci pomogę zerwać z nałogiem, ale nie rób tak więcej, bo Cię wyślę na odwyk.

Emma stanęła przy mnie i położyła mi dłoń na plecach

– Tatusiu... O czym wy mówicie?

– Mam pomóc Sophie rzucić narkotyki... tylko tyle.

– Kocham Cię – pocałowała mnie w policzek

– Ja Ciebie też...

– I wy tak długo to ukrywacie? – zapytała Sophie

– Wczoraj powiedziała mi prawdę, a ja jej...

[04.01.1988]

Nie mogłem spać, a po głowie chodził mi koszmar o zombie... bałem się co oznaczał...

Diana chciała spędzić czas z synkiem, Allaire o dziwo pogodził się z Sophie i mieli randkę, a reszta moich pracowników spędzała czas we własnym gronie.

Zajrzałem do pokoju Emmy. Spała, a jej przepiękne ogniste włosy niemal błyszczały... podszedłem do niej i pocałowalem ją w czoło

– Emma...

– Mm... co? – otworzyła oczy

– Co powiesz na dzień tylko dla nas dwojga?

– Co robimy? – usiadła na łóżku

– Może najpierw się ubierz... robimy co chcesz.

– Jest tu jakieś wesołe miasteczko?

– 2km od nas.

– Możemy pojechać?

– Masz to samo w Neverland, ale zgoda.

Do południa bawiliśmy się w wesołym miasteczku, a przez masę kaunów i przebierańców i cosplayerów nikt nie zauważył, że tam byliśmy...

Później wróciliśmy do apartamentu, gdzie obejrzeliśmy film...

– Kocham Cię tatusiu – powiedziała Emma opierając głowę na moim ramieniu

– Ja Ciebie też... – chwyciłem ją za dłoń – pamiętaj... Nie ważne co się stanie, na Cię nie odrzucę nigdy.

Zarezerwowałem basen znajdujący się na dachu dla nas dwojga na dwie godziny...

– Nie umiem pływać... – powiedziała Emma widząc niespodziankę

– Po to tu jesteśmy... nauczę Cię.

W najgłębszym miejscu woda sięgała mi do pach więc bez problemu nauczyłem Emmę pływać

Gdy wróciliśmy do pokoju Emma poszła umyć włosy. Gdy wyszła podałem jej sukienkę

– Ubierz, weź swoje ulubione ubrania i jedziemy.

– Gdzie?

– Zobaczysz. Tylko weź inhalator. Nie do końca wiem ile nam tam zejdzie

– Gdzie jedziemy?

– Zobaczysz. Spodoba Ci się

– Nauczysz mnie tańczyć, gdy wrócimy?

– Czemu nie... Ale nie znam tradycyjnych gatunków tańca

Emma zebrała ulubione ubrania do torby

– Jedźmy.

Zabrałem ją do studia fotograficznego

– Emma, poznaj mojego przyjaciela, Phill'a. Jest fotografem i akurat realizuje zamówienie na zdjęcia do katalogu o naturalnym pięknie kobiet.

– Cześć – wyciągnął dłoń do Emmy

Emma podała mu rękę, a potem spojrzała na mnie

– Tatusiu, a Diana? Ona też jest piękna

– Bill z Dianą przyjadą za pół godziny. Narazie Ty jesteś gwiazdą.

Po zrobieniu kilku zdjęć w gotyckich sukienkach na różnych tłach, Phill zaczął moim zdaniem przesadzać. Postanowił przejść na gorszą stronę fotografii i robić Emmie zdjęcia w bieliźnie

Emma spojrzała na mnie przerażona. Wyrwałem Phill'owi aparat z rąk

– Phill nie. To przesada. Wiem jak skończyło się to dla mojej siostry, więc nie pozwolę, żeby Emma też tak skończyła.

Bill i Diana weszli do studia z Gary'm...

– Tatuś! – Gary przytulił się do mnie

– Pobaw się z Bill'em, a ja pójdę z Emmą na kawę. Zgoda?

– Zgoda.

Poszedłem z Emmą piętro wyżej

– Dach? – zapytała

– Tak. Po za naszym hotelem, to drugi najwyższy budynek w mieście egzekwo z tym obok, a dach służy jako taras widokowy, ale zarezerwowałem go dla nas na kilka godzin. Popatrz jaki widok...

Podeszliśmy do krawędzi i zaczęliśmy podziwiać widoki. W pewnej chwili na dole rozległ się płacz dziecka... balonik z helem leciał w naszą stronę... złapałem balonik i do sznureczka przywiązałem kamień leżący w doniczce na dachu. Balonik opadł na ziemię do dziecka, które go zgubiło.

Emma spojrzała na mnie

– Ty sobie miejsce w Niebie rezerwujesz?

– Tak, A co?

– Nie musisz. Już je masz...

Dalej obserwowaliśmy miasto i jego codzienne życie. Podświadomość kazała mi chwycić Emmę za rękę... nagle segment barierki o który się opierała, urwał się i spaďł na ziemię, a Emma zawisła nad przepaścią trzymając się jedynie mojej ręki...

– Tatusiu! – krzyknęła przerażona patrząc mi w oczy

Wciągnąłem ją spowrotem dach

– Już jesteś bezpieczna... Już dobrze...– dalej trzymałem ją za rękę, ale teraz raczej z miłości... – Nie płacz... – przytuliłem ją do siebie – Nie płacz...

Nagle pocałowała mnie w usta

– Dziękuję...

– Nie musisz...

Udaliśmy, że nic się nie stało i wróciliśmy do podziwiania widoków... W pewnej chwili...

– Tatusiu, zobacz! – Emma wskazała czarną furgonetkę, która pędziła na budynek na dachu którego byliśmy...

– Chodź – pociągnąłem ją w stronę dachu sąsiedniego budynku – skaczemy.

Przeskoczyliśmy około metrowy odstęp między budynkami. Zerknąłm na furgonetkę. Została nam mniej niż minuta nim uderzy w budynek...

– No chodź! – pociągnąłem Emmę za sobą za ścianę wejścia na dach. Usłyszałem huk, sekundę później rumor walącego się budynku...

Wyjrzałem zza rogu i... budynku już niebyło... byłem niemal pewien, że to miał być zamach na mnie...

Zbiegliśmy po schodach i wybiegliśmy na ulicę...

Przeraziłem się... spod gruzów wystawał bucik Gary'ego... jakoś nikt się nie ruszył, żeby pomóc... odrzuciłem cegły z synka Diany... jasne... jak gwiazda nic nie zrobi, to nikt nic nie zrobi. Teraz to się prawie bili, żeby pomóc mi ratować ofiary zawalenia... Ktoś wezwał karetki i straż pożarną... Gary się ocnął i krzyczał, że chce do mamy, ale Diana mimo, że była przytomna, to nie mogła się ruszać, żeby nie pogorszyć ewentualnych urazów... głowę miała całą, bo Bill ją osłonił... znalezienie Phill'a w tym gruzowisku graniczyło z cudem... W końcu go znaleźliśmy... Całą dłoń miał w odłamkach szkła z obiektywu...

Wezwałem dwóch ochroniarzy, żeby przyjechali z hotelu do szpitala, a sam z Emmą pojechałem za karetkami do szpitala...

Nie obchodziło mnie nic. Liczyło się teraz, żeby przeżyli. W budynku po za nimi była jeszcze jedna kobieta dwa piętra niżej... ona też trafiła do szpitala. Spędziliśmy w szpitalu 4 godziny czekając na diagnozy Gary'ego, Diany, Bill'a i Phill'a...

– Chłopiec ma wstrząs mózgu, złamaną nogę i sporo siniaków, ale po za tym, nic mu nie jest. – usłyszałem od lekarza... ułożyło mi. Przynajmniej Gary był w miarę cały...

– Co z jego, matką, Dianą? – zapytałem

– Wstrząs mózgu, złamana ręka, pięć złamanych żeber i uszkodzenie miednicy... Jeśli zamierzał pan się z nią ożenić, to ostrzegam, że ciąża może pogorszyć stan jej miednicy. Wie Pan, czy narzeczona na coś choruje?

– Na pewno i ona i Gary mają bielactwo, o niczym innym nie mówiła... mam takie pytanie... Bill Whitfield to mój ochroniarz i chciałem wiedzieć, co z nim...

– Dzięki kamizelce kuloodpornej nie ma złamanych żeber, ale obie nogi ma złamane...

– Dziękuję...ale on przeżyje?

– Powinien. Ten fotograf, Pana przyjaciel, Phill też przeżyje, ale raczej zdjęć już nie zrobi. Odłamki szkła uszkodziły ścięgna w jego dłoni. Grozi mu częściowa utrata czucia w dłoni.

– Któreś z nich wyjdzie dziś ze szpitala?

– Przed północą żadne. Jeśli operacja Phill'a przebiegnie bez komplikacji, to koło 4⁰⁰ możemy go wypisać.

– A Gary?

– Jeśli przez najbliższe 3h jego stan się nie pogorszy, to mogę go wypisać. Bill i Diana muszą zostać przynajmniej do jutrzejszego południa.

– Rozumiem... macie tu jakiś bar, kiosk czy restaurację? 

– Bar i kiosk tym korytarzem, trzecia w lewo

– Dzięki... chodź Emma... – poszedłem z córką do baru coś zjeść i wypić kawę...

Nawet po kawie przysypiała, więc oparła głowę moje ramię, a potem moje kolana stały się jej poduszką, bo zasnęła. O 3³⁰ wypisali Phill'a i Gary'ego...

Wróciliśmy z nimi do hotelu, gdzie wynajmowałem apartament... Phill'a na razie wzięliśmy do siebie, ale sam stwierdził, że będzie spał na kanapie...ja resztę nocy czuwałem przy Gary'm...

[05.01.1988]

Obudziłem się oparty o łóżko Gary'ego, i przykryty kocem. Chłopiec nadal spał, a w jego pokoju siedziała Emma i patrzyła na mnie

– Długo tak się na mnie patrzysz? – zapytałem

– Mogłabym bez końca...– usiadła obok mnie – Tatusiu mogę? – zapytała, delikatnie dotykając kciukiem moich ust, A resztę dłoni mając na moim policzku

– Chyba nic innego nie sprawi mi dziś przyjemności... możesz.

Nie wiem ile trwał nasz pocałunek, ale pierwszy raz zrozumiałem, że ona mnie kocha na poważnie, a nie jak większość fanek...

Chciałem, żeby Emma była szczęśliwa... wcześniej bałem się, że za miłość do niej skończę w więzieniu, A teraz bałem się tylko, żeby nikt się nie dowiedział... dla Emmy zrobiłbym wszystko...

***

Gary się obudził i zaczął płakać, że chce do mamy... zabrałem go do Diany do szpitala...

– Jak się czujesz? – pocałowałem ją w usta

– Ledwie oddycham... co się właściwie stało?

– Furgonetka z ładunkiem wybuchowym wjechała w budynek... ja i Emma byliśmy w budynku obok, dlatego nic nam nie jest...

– Podobno lepiej dla mnie, jeśli nie zajdę w ciążę...

– Też tak słyszałem... nie martw się kochanie... zrobię wszystko, żebyś mogła normalnie żyć...

– Michael idź do urzędu i załatw papiery o przyznanie praw rodzicielskich... podpiszę je, żebyś mógł się zająć Gary'm w razie czego...

– Słuchaj... Jakby coś, to jestem twoim narzeczonym. Musiałem improwizować, żeby móc tu wejść... bo tekst, że zajmuję się Gary'm nie działał...

– Rozumiem Cię...Michael... możesz mnie pocałować?

– Pewnie... – nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją w usta – Diana przepraszam... to był pewnie atak na mnie...

– Przeżyłam. To się liczy...

– Nie powinnaś się teraz denerwować...I powinnaś odpoczywać... pa... – cmoknąłem ją  w usta i z Gary'm wyszedłem ze szpitala... czułem się jakbym miał jednocześnie 2 żony, ale żadna z nich nie wiedziała, że nie jest jedyna...

Wróciłem z synem Diany do hotelu... Teraz miałem prosty cel. Kasę za koncerty przekazać na leczenie Diany, Bill'a i Phill'a... A resztę dać Phill'owi na nowe studio i sprzęt. Czułem się winny temu atakowi i chciałem się pozbyć wyrzutów sumienia... W końcu to ja tam miałem zginąć...

Usiadłem na łóżku i zalałem się łzami

– Tatusiu nie płacz... – usłyszałem Emmę...po chwili mnie objęła... – ja jestem ci wdzięczna, że uratowałeś mi życie dwa razy jednego dnia

– I co z tego? To ja miałem tam zginąć...

– Nie płacz – pocałowała mnie w usta... Obejmowała ramionami moją szyję... – Ja Cię kocham tatusiu...

– Ja Ciebie też...

Usiedliśmy razem na kanapie... po chwili Emma zasnęła, a ja, wykończony zarwaną nocą, krótko po niej...

***

Obudziłem się po 2h... Zdawałem sobie sprawę, że mogę skończyć w więzieniu, za miłość do Emmy, ale wiedziałem, że ona też mnie kocha, a za jej szczęście oddałbym życie...

– Emma – pocałowałem ją w policzek – chodź... pojeździmy moim motocyklem.

– Ok...

***

Uwielbiałem jazdę na motorze za dwie rzeczy. Po raz za prędkość, którą kochałem, a po drugie za to, że wtedy media za mną nie goniły, bo nie wiedziały, że ja to ja...

Zabrałem Emmę nad jezioro, na klif.

Chciałem sprawić przyjemność jedynej córce...

– Ale tu pięknie... – stwierdziła stając kilka metrów od krawędzi... – byłoby świetnie, gdybyś narysował ten widok...

– Też tak uważam... – objąłem ją – ale Ty też będziesz na tym rysunku...

– Tatusiu... Mam pytanie...

– Jakie?

– Jeśli nie znajdę męża, to mogę zostać przy tobie w Neverland, tatusiu?

– Możesz... możesz zostać na zawsze... za twoje szczęście oddałbym życie

– Ja do szczęścia potrzebuję tylko ciebie, tatusiu... – stanęła tuż przede mną i położyła ręce na moich ramionach – Uratowałeś mnie, tatusiu. Gdyby nie Ty, to bym już nie żyła...

– Nie... nie prawda... ktoś inny by cię uratował...

– Tatusiu... – przybliżyła twarz i wpiła się w moje usta...

Odpłynąłem. Czułem bliskość dziewczyny, którą kochałem i która to uczucie odwzajemniała... to nie było to samo co do tej pory czułem przy pocałunkach z innymi moimi partnerkami... to było to uczucie, które pragnąłem poczuć od zawsze. Rodzaj więzi spowodowanej wspólną traumą, dawał w efekcie uczucie odpowiedzialności za nią mimo, że nie byłem jej ojcem...

Kochałem Emmę i chciałem ją uszczęśliwiać, dopóki starczy mi sił...

Odepchnąłem ją

– Przepraszam, ale ja tak nie mogę. To się źle skończy...

– Mam ukończone 15 lat. Więc nikt nic ci nie zrobi.

– To bym przeżył. Ja nie chcę Cię skrzywdzić i tyle.

– Pierwszy raz w życiu pocałunek był dla mnie przyjemnością, a nie przymusem...

– Właśnie przez niego nie chcę robić z naszej relacji poważnego związku. Nie chcę ci o nim przypominać.

– Tatusiu... ale dzięki tobie zapominam o nim.

– Nie chcę cię skrzywdzić...

– Nie skrzywdzisz... myślałam, że zabierasz mnie tu, żeby spędzić ten czas romantycznie... Razem... tylko my, dwoje...

– Jeśli chcesz...

– Chcę.

– Ale raz... Nie chcę Cię skrzywdzić... – położyłem dłonie na jej biodrach – chodź do tatusia – przyciągnąłem ją do siebie... – Tylko słuchaj... Ja doskonale wiem, że niektóre moje fanki, a czasem i fani, są skłonni zrobić wszystko, żeby być bliżej mnie... Emma, jeśli ja jestem dla Ciebie tylko idolem to powiedz...  

– Jesteś dla mnie jak książę z bajki... Nie jesteś dla mnie tylko tatusiem... jakiej pracy byś nie miał, ja Cię kocham...

– Chodzi mi o to, że... Ja zdaję sobie sprawę, że nie masz 18 lat i nie chcę, żeby twój pierwszy raz tak wyglądał... Nie z dwa razy starszym facetem... zmarnujesz sobie przy mnie życie.

– Trudno. – dotknęła palcem moich ust – Jeśli Ty to tak odbierasz, tatusiu... ale ja cię kocham... – wpiła się w moje usta

Zdawałem sobie sprawę, że Emma jest dziewicą, więc byłem delikatny i dałem jej prowadzić...

***

– Jesteś cudowny... – powiedziała wsiadając na motocykl, gdy mieliśmy już wracać

– Dzięki aniołku... – odpaliłem silnik...

***

Gdy wróciliśmy do hotelu, Gary spał...

– Nikomu ani słowa... inaczej skończę za kratami – powiedziałem do Emmy

– Mam ukończone 15 lat

– Ale nie masz 18, a to starczy... jeśli ktoś się dowie, skończę w więzieniu.

– Nie chcę tego... Nie chcę Cię odwiedzać w więzieniu...

– Sophie zagroziła mi, że pozwie mnie do sądu za to, że Cię kocham... zapewne skończę w więzieniu i niepożyję tam długo... zatłuką mnie... czarny, sławny pedofil. Idealny materiał na worek treningowy

– Tatusiu, ja cię kocham... Ja nie chcę, żebyś umarł... I nie jesteś pedofilem... to ja tego chciałam... ty się tylko zgodziłeś...

– Obiecaj mi coś – chwyciłem ją za ręce – Obiecaj mi, że jeśli kiedykolwiek będziesz musiała wybrać między moim, a twoim życiem, to zawsze wybierzesz swoje...

– Ale bez Ciebie ja nie mam po co żyć

– Jesteś moim dzieckiem. Jak narazie to moje pieniądze są spisane na Ciebie... I Gary'ego, kiedy już ożenię się z Dianą...

– Tatusiu, ale ja się zabiję jeśli umrzesz...

– Masz żyć i nie obchodzi mnie czy ja będę będę żył...

[23.02.1988]

Pierwszy koncert w USA na tej trasie wydawał mi się inny... może dlatego, że teraz pokazałem Emmie co do niej czuję...

Cały koncert Emma siedziała za sceną i oglądała mój koncert zza kurtyny

***

Gdy zszedłem ze sceny przebrać marynarkę na kurtkę z Bad i napić się wody, Emma przytuliła się do mnie

– Pamiętaj, że Cię kocham. – szepnęła

– Wiem aniołku...

Cmoknęła mnie w usta

Kontynuowałem koncert.

***

Pod koniec koncertu Emma zasnęła, więc zaniosłem ją do samochodu, a potem do pokoju hotelowego.

Sam miałem problem z zaśnięciem, więc znów wyszedłem na balkon. I znów spotkałem tam Sophie...

– Michael... – zaczęła nagle – Mam prośbę... okazuje się, że jestem w ciąży, ale nie wiem z kim...pogadasz z Randy'm?

– O czym?

– To może być twoje dziecko... Michael przepraszam...

– Jak to moje? Sophie nie płacz... proszę cię.

– Michael ja spałam i z Tobą i z Randy'm... ja naprawdę nie wiem czyje to dziecko... przepraszam...

– Nie płacz. Nic się nie stało... najwyżej będę ci płacił alimenty. Sophie...

– Kocham Cię Michael... Ale kocham też Randy'ego... ja naprawdę chcę za niego wyjść...

– Ja Cię nawet do ołtarza mogę zaprowadzić. Słuchaj, jesteś naprawdę piękna... Randy ma rację. Nie niszcz sobie zdrowia... jeśli potrzebujesz, to idź na odwyk... Ja to uciszę.

– Michael... Po prostu pogadaj z Randy'm... Ja się boję, że to twoje dziecko...

– Jeśli jest moje, to zawsze będziesz mieć we mnie wsparcie... ono może nawet ze mną mieszkać, nie ma problemu...

– Boję się, że jeśli okaże się, że Ty jesteś ojcem, to Randy mnie rzuci...

– Nie rzuci. Nie pozwolę...

– Michael, przestałam ćpać, żeby nie zabić dziecka...

– Nie płacz...będzie dobrze...

– Michael, pojedziesz ze mną jutro do laboratorium? Ja muszę wiedzieć czyje do dziecko...

– Pojadę... ale pamiętaj... To nie jest ważne. Zawsze znajdziesz u mnie pomoc...

– Dziękuję...

***

Zrobiliśmy te badania i okazało się, że to Allaire jest ojcem jej dziecka...

Sophie spojrzała na mnie
- Myślisz, że się ucieszy? - zapytała

- Tak... on cię kocha.

Wróciliśmy do hotelu, gdzie czekał na nas Allaire

- I co Sophie? - zapytał

Podszedłem do niego
- Gratuluję, zostaniesz ojcem. - uścisnąłem mu dłoń - ona nosi twoje dziecko.

Allaire przytulił Sophie
- Boże, kotku... to cudownie

Zostawiłem ich samych, a ja poszedłem zobaczyć. Co robi Emma.

Znów siedziała z nosem w książkach

- Co tam? - zapytałem

- Nic...
Chwilę pogadaliśmy, a potem Emma poszła do łazienki...

Nagle usłyszałem jej wrzask... Gdy zajrzałem do łazienki, zobaczyłem to co ją przeraziło. Napis na lustrze... czerwonym płynem... a w umywalce leżał martwy biały gołąb.

Serce mi stanęło...

Napis na lustrze był przerażający
"Ty będziesz następna, dziwko"

Z jednej strony, bałem się, że to krew, a z drugiej chciałem udowodnić Emmie, że się nie boję. Starłem palcem trochę tego czegoś i spróbowałem... to nawet nie była krew a sok z malin.

- Ej luz, to sok...

- Bardziej to się boję, że ktoś mnie zabije...

- Skarbie tu jesteś bezpieczna...

- Nie rozumiesz niczego? Ktoś był w moim pokoju, w mojej łazience i nadal może ty być!

- Aniołku... nic ci się nie stanie, obiecuję Ci to...

- Boję się! - zaczęła płakać - może tam nie chodziło o ciebie, a o mnie właśnie! Ktoś chce, żebym zniknęła!

- Amelya tego chce... ale ona tu nie przyjdzie...

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

Zabrałem ją do pokoju obok, a sam załatwiłem ludzi, do ogarnięcia tej szopki z gołębiem...

- Tatusiu, a co jeśli ona jest w moim pokoju?

- Wskaż mi jedno miejsce w twoim pokoju, gdzie mogłaby się schować. Łóżko sięga do ziemii, szafa jest za niska, a nigdzie indziej nie da się ukryć...

- Boję się jej

- Mam pomysł. Śpij dzisiaj z Dianą, ja będę spał tutaj. Jeśli Amelya chce cię zabić, to najwyżej ja zginę.

Przytuliłem ją, żeby się uspokoiła

Nie wiedzieć czemu zrezygnowaliśmy z tego planu, ale czuwałem w pokoju Emmy

Koło północy do pokoju Emmy weszła postać sylwetki Amelyi, ubrana na czarno...

Podeszła do śpiącej Emmy i nachyliła się nad nią i...

Nagle Emma zaczęła machać rękami i próbować się bronić... odciągnąłem postać od Emmy

- Zostaw moją córkę!

- To nie twoja córka, tylko dziwka z bidula!

Emma wyskoczyła z łóżka i uciekła do łazienki, gdzie się się zamknęła...

- Nie rozumiesz niczego?! Przez nią straciłam wszystko! - krzyknęła postać, której twarzy nadal nie widziałem

- Wszystko, czyli co?

Zdjęła kaptur... jej twarz była pokryta ranami i siniakami

- Amelya, co ci się stało?

- Po rozwodzie wylądowałam na trzy miesiące w psychiatryku... trafił mi się pokój z nastolatką, która uważała, że wszyscy chcą zniszczyć jej miłość do ciebie... pobiła mnie, za to, że cię niby uwiodłam...

- Amelya nigdy byśmy się nie rozwiedli, gdybyś ty zaakceptowała, że adoptowałem Emmę. - usiłowałem zachować spokój, chociaż miałem ją ochotę zdzielić za próbę zabicia Emmy

- Może postaw się na moim miejscu! Z dnia na dzień przyprowadziłeś dwa razy młodszą od ciebie dziewczynę, w dodatku ładną!

- Czy do ciebie nadal nie dotarło, że ja ją adoptowałem, bo jej to obiecałem? Posłuchaj mnie, do cholery jasnej. Ona jest dla mnie jak córka. Przecież z własną córką bym nie sypiał. Amelya, zrozum, że ja ją kocham jak córkę...

- A ty zrozum, że zrobiłeś mi dziecko! Ale poroniłam! I przez to wylądowałam w psychiatryku, bo nie radziłam sobie z traumą!

- Trzeba było zadzwonić, a nie próbować zabić Emmę - przytuliłem ją - Amelya, wiem, że to ciężkie pytanie dla ciebie, ale ja musze wiedzieć... jakiej płci miało być to dziecko?

- Najprawdopodobniej dziewczynka... liczyłam, że chociaż raz w życiu trafię na uczciwą osobę, która mnie pokocha... udało mi się dostać do ciebie i jakimś cudem żyć z tobą w związku... byłam pewna, że teraz nareszcie ktoś mnie kocha...a ty? Zostawiłeś mnie! Zdradziłeś! Rozwiodłeś się ze mną kilka dni po ślubie!

- Zrobiłem to dla bezpieczeństwa Emmy... bałem się, że posuniesz się do zabicia jej.... i najwyraźniej miałem rację... chciałem ją chronić. Ją w życiu spotkało za dużo. Mało, że od urodzenia mieszkała w domu dziecka, to jeden z opiekunów ją molestował, a klasa się nad nią znęcała...a potem ten cały atak na szkołę...

- Michael... Ja... przepraszam... nie chciałam stracić twojej miłości... bałam się tego, co mam teraz. Samotności i cierpienia

- Amelya... słuchaj... masz jeszcze klucze od Neverland... pojedź tam, Grace i tak jest co kilka dni, żeby coś ewentualnie ogarnąć, więc towarzystwo będziesz miała...

- Ty mnie chcesz spławić, czy przekupić?

- Chce ci pomóc

- To nie trzeba było się ze mną rozwodzić!

- A co? Miałem pozwolić ci zabić moją córkę?

- Nie wiem! Może starczyło dać mi dowód, że z nią nie sypiasz!

- Mówiłem ci przecież, że nie

- Michael, do kurwy nędzy! Masz tyle kasy, że prawie każda chce się z tobą przespać!

- Tak? A kto mi powiedział, że był ze mną dla pieniędzy, co?

- Liczyłam, że się zabijesz, przez co ta dziwka trafi znowu do bidula!

- Nie masz serca.

- Tak. Nie mam. Bo mi je ukradłeś. Ja Cię nadal kocham!

- Gdybyś mnie kochała, to nie chciałabyś mnie doprowadzić do samobójstwa.

- Dlatego wynajęłam płatnych zabójców. Tobie się należy miejsce w raju, a za samobójtwo trafiłbyś do siódmego kręgu piekła.

- To ty nasłałaś tą ciężarówkę?!

- Tak. Chciałam cię chronić

- Zabijając mnie?!

- Tak. Ty nie rozumiesz...

Nagle usłyszałem przeraźliwy krzyk Emmy... oboje wpadliśmy do łazienki... w lustrze zobaczyłem...

...i sam zacząłem się drzeć...

- Weź się uspokój. Samego siebie nie masz co się bać - stwierdził gość z lustra

- Jak to samego siebie?

- Jestem tobą. Z przyszłości... w każdym razie,  bo mam mało czasu...

- Co ci się stało? - zapytałem widząc kilkanaście ran na jego twarzy

- Własnie o to chodzi...

- Ale co się stanie?

- Pomijając apokalipsę?

- Jaką apokalipsę?

- Normalną... ale z zombie..

- Kiedy?

- A jak sądzisz? Przecież, że po tym, jak rzekomo umrzesz.

- Powiedz mi kiedy to się stanie

- Piędziesiątki dożyjesz. Jeszcze jedno.

- Tak?

- Jeśli usłyszysz nazwiska Murray, Sufechuck albo Robson, uciekaj...

- Ile jeszcze masz czasu?

- Mało. Ale powiem Ci tylko, chroń tych, których kochasz z wzajemnością.

Rozpłynął się

- Tatusiu, co to było? - zapytała Emma przytulając się do mnie

- Właściwie sam nie wiem...  ale to chyba było ostrzeżenie...

- Boję się tatusiu...

- Skarbie... jeśli to naprawdę byłem ja z przyszłości, to przecież wiesz, że nic ci nie zrobię...

- Wiem... - zacisnęła dłonie na mojej koszuli - obiecaj, że mnie zawsze ochronisz

- Obiecuję córeczko...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro