Hu Tao || Podróż biznesowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Znowu coś ode mnie i dla mnie, ponieważ wieczorem zawsze chcę pisać rzeczy, o które nikt nie prosił i które stają się mniej ciekawe, gdy tłumaczę je na słowa.

◇ ──────── ◇

Obudziłaś się w trumnie. Znowu.

Wysiliłaś swój półprzytomny umysł i przyłożyłaś ręce do górnej ściany. Z całej siły popchnęłaś ciężkie, dębowe wieko do góry i dopiero głuchy stukot utwierdził cię w przekonaniu, że twoje wysiłki nie idą na marne.

Przymknęłaś oczy, gdy prosto w oczy uderzyły cię przeraźliwie jasne promienie słoneczne. Poczułaś się niczym wampir z wyjęty prosto z romantyzmu, ale po kilku szybkich mrugnięciach, przyzwyczaiłaś się do jasności w pokoju.

— Hej, hej! — przywitał cię radosny głos, gdy usiadłaś. — Dobrze spałaś?

Spojrzałaś na Hu Tao, która jak zwykle była ubrana w swój ciemny, oficjalny strój. Włosy związała w dwie kitki, a na głowę założyła swój kapelusz, nawet jeżeli byłyście w pomieszczeniu, do którego częściej nie dochodziło światło słoneczne niż dochodziło.

Pochyliła się nad trumną i pozwoliła oprzeć ci się o jej ramię, gdy chwiejnie stawałaś na nogi.

— Jak zabita — odpowiedziałaś z cichym westchnięciem. Mogłaś się jedynie domyślać, że przysnęłaś w trakcie pracy i naraziłaś się na triki ze strony Hu Tao. No bo tak: przez to albo szybko zwalniano się z pracy, albo zdobywało się odporność na wszystkie przeszkody i każdy żarty typu „śmieszne-dopóki-nie-jesteś-ofiarą".

Uśmiechnęła się kąśliwie.

— Świetnie. Bo właśnie dzisiaj mamy małą misję firmową!


Hu Tao niespecjalnie dała ci czas na przygotowanie się.

Niecałe dziesięć minut po tym jak zniknęła z przedsionka, zdążyłaś przebrać się w strój do pracy, umyć twarz i poprawić włosy, nim pojawiła się ponownie.

Rozwiesiłyście kilka plakatów promujących zakład pogrzebowy wangsheng (które w ciągu kilku godzin znowu zostaną zerwane przez straż), wcisnęłyście kilku przechodniom wizytówki, aż dotarłyście do odległego budynku, gdzie czekała na was młoda kobieta.

Szybko uzupełniła jakieś papiery, które przyniosła ze sobą Hu Tao i obiecała później przyjść do niej osobiście, aby dokończyć formalności związane ze śmiercią jej kuzyna.

Hu Tao znacznie wyluzowała się, gdy odeszłyście od tamtego domu.

W podskokach szła obok ciebie, wędrując przez niezbyt zaludnione uliczki, energicznie rozmawiając o wszystkim i o niczym. Czasem zamyślała się i uśmiechała się z własnych myśli, o które zaczęłaś ją pytać.

— Hehe~ Wszystko co się dzieje w mojej głowie to tajemnica — delikatnie postukała palcami o rondo kapelusza.

Kiedy mijałyście restauracje i stoiska z jedzeniem, ogarnął was zapach wszystkich liyueskich pyszności.

Coś skręciło się w twoim żołądku.

Na równi z głośnym dźwiękiem, jaki wydał twój brzuch, uświadomiłaś sobie, że dzisiaj nic nie jadłaś. Tak szybko zebrałyście się do wyjścia, że zapomniałaś o śniadaniu. Ha, napić się czegokolwiek nie dałaś rady!

— Ho, ho — westchnęła teatralnie Hu Tao. — Widzę, że musimy się zatrzymać i coś zjeść.

Spłonęłaś soczystym rumieńcem.

— A-ach, nie, nie — zaprotestowałaś szybko. — Dokończmy to co mamy do zrobienia najpierw. Zjem coś, gdy skończymy pracę.

— No chodź, ja stawiam! — przylgnęła do twojego ramienia i zmusiła cię, abyś ruszyła za nią. — A raczej... Dawno nie miałam okazji, aby ktoś pełnił funkcję mojego oficjalnego degustatora!

Znalazłyście się w kuchni.

Hu Tao, niemal cała w mące, którą ostatnie piętnaście minut strzepywała ze swojego niekorzystnie ciemnego stroju, wyjęła z pieca pierożki. Musiała inspirować się jakimś daniem z Wanmin Restaurant, ale zrobiła je o wiele szybko jak na pierożki.

Kilka z nich wyłożyła na talerz i z głośnym „bon appétit!", położyła je przed tobą.

— Wyglądają... podejrzanie — obejrzałaś zwykły pierożek dookoła i doszłaś do wniosku, że wygląda jakoś... bardzo blado, nawet jak na pierożka.

— Chciałabym powiedzieć, że nie musisz tego jeść. Ale chcę, żebyś spróbowała — zacisnęła pałeczki na twoim pierożku i wcisnęła ci go do ust. Zakryła je dłonią, abyś go nie wypluła i obserwowała jak niepewnie przeżuwasz jej kulinarne dzieło. — I jak?

Stęknęłaś, gdy poczułaś jak niezwykle śliski pierożek zostaje przez ciebie połknięty.

Chociaż nie mogłaś powiedzieć, że był zły.

Coś po prostu... nie pasowało. Może za mało przypraw? Albo jakiś dziwny składnik w farszu?

— Jest dobre — odpowiedziałaś. — Chyba.

— Brzmisz bardzo przekonująco — powiedziała, chichocząc cicho. Wydawała się bardzo dumna z tych pierożków. — Widzę, że gotowanie to kolejny z moich ukrytych talentów.

Nie odpowiedziałaś, ale uśmiechnęłaś się łagodnie.

Utrzymanie przy niej stoicyzmu, było... awykonalne.


Na stole leżał dzbanek gorącej, czarnej herbaty.

Poza ozdobnymi filiżankami ze wzorami przywołujące na myśl kwiaty śliwy, na blacie z każdą minutą stos kart powiększał się. Wkrótce Hu Tao rzuciła ostatnią kartę, jaką miała w rękach i uśmiechnęła się tryumfalnie.

— Wygrałam! — zgarnęła karty ze stołu i zręcznie zaczęła je tasować. Kilka z nich wypadło jej z rąk, ale szybko je pozbierała i zaczęła rozdawać je między waszą dwójkę.

To była już ósma runda karcianej gry, którą ci przedstawiła niecałe dwie godziny temu. Przez całą grę wydawała się dawać ci fory, ale gdy tylko dochodziliście do końcówki, pokazywała swoje mistrzowskie umiejętności i w ciągu kilku minut nadrabiała to, co ty uzbierałaś całe dwadzieścia minut.

Chociaż chciałabyś w końcu z nią wygrać, nie byłaś jakoś specjalnie zła. Przez to, że się zagadywałyście, nie zauważałaś kluczowych zagrań, które mogłabyś zrobić. Dopiero gdy położyłaś inną kartę, zauważałaś swój błąd, a Hu Tao ze zbyt słodkim i drażniącym uśmiechem przypominała, że nie można cofać ruchów.

Głupia gra.

Z rezygnacją przysunęłaś do siebie nowo-wytasowaną talię kart.

— A więc tak wyglądają twoje firmowe spotkania, hmm? — zapytałaś, podpierając swój podbródek ręką i przeglądając swoje nowe opcje.

— Dziwny sposób nazywania randki firmowym spotkaniem — odpowiedziała, rzucając kolejną kartę na stół.

— Huh? — huknęłaś, niemal przygryzając język ze zdziwienia. — Więc to była randka?

— A nie? — powiedziała zaskoczona. — Nie myśl, że traktuję tak każdego pracownika. Ty jesteś wyjątkiem — zawahała się i po raz pierwszy od dłuższego czasu podniosła oczy znad kart i spojrzała na ciebie. Nie potrafiłaś stwierdzić jakie uczucia malowały się na jej twarzy. Wdzięczność? Radość? Miłość? W każdym razie, emanowała takim dziwnym, przyjemnym ciepłem... — Ale skoro tak... Co powiesz na kolejne „firmowe spotkanie", [Imię]? Wiesz, o klientów trzeba dbać, ale o lojalnych pracowników trzeba troszczyć się jeszcze bardziej.

Byłaś pewna, że wymyśliła to właśnie przed chwilą, ale...

— Szefowej nie powinno się odmawiać, prawda? — odpowiedziałaś z uśmiechem, który ona równie jasno odwzajemniła.

— No ba!

◇ ──────── ◇

Uwielbiam ją tak bardzo, ale nigdy nie wiem co z nia napisać >.<"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro