Noc 5.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Baśń wieczoru: "Spotkanie dusz"

Aladdin

Aladdin nigdy nie podejrzewał, że pójdzie na wagary. Z jedno-osobowej lekcji, specjalnie dla niego.

Ale czego się nie robi, aby upewnić się, że twój przyjaciel jest bezpieczny? Zwłaszcza po tym jak pewien morski potwór zaczaił się do wieczora i pod mrokiem nocy zaatakował bezbronnych rówieśników.

Magi żałował, że nie wziął ze sobą swojego latającego dywanu - całkowicie zapomniał o kolce i bólom głowy towarzyszącym długim biegom. To nie on był tu ekspertem od sportu, większość czasu poświęcał przecież na naukę magii!

— [Imię]?! — krzyknął Aladdin, który wpadł do twojego pokoju jak burza. Nie mogłaś zrobić nic tylko podskoczyć z zaskoczenia.

— A-ach! — pisnęłaś. Byłaś jeszcze bardziej zadziwiona nagłym uściskiem Aladdina niż jego pojawieniem się. — Coś się stało? Też dowiedziałeś się o ataku?

— Martwiłem się! — wykrztusił niebieskowłosy. — Gdy dowiedziałem się, że... że mogłem cię stracić, nie potrafiłem sobie wyobrazić co mógłbym bez ciebie zrobić! N-nadal nie potrafię! 

Słone łzy spłynęły po policzkach Aladdina, a jego twarz mocno się nagrzała. Pewnie sama byś płakała nad sytuacją, gdyby nie fakt, że wypieki i to pewnego rodzaju wyznanie odciągały twoje myśli od tych strasznych wydarzeń.

— Powinienem być teraz na lekcji — wyszeptał przerwywając przyjemną ciszę. Chłopak poczuł jak nagle ogarnia go stres, więc odruchowo jeszcze bardziej zamknął cię w uścisku. — Jestem pewien, że ktoś tu niedługo-

— Aladdin'ie? — odezwał sie znajomy głos.

O wilku mowa — pomyśleliście zgodnie.

Usłyszeliście zdyszany głos Alibaby, który zmęczył się całym tym szukaniem przyjaciela.

— Yamuraiha prosiła abyś-... Coś się stało? Czemu oboje jesteście tacy czerwoni na twarzach?

Alibaba Saluja

Od kiedy to Alibaba był taki... zajęty?

Ilekróć próbowałaś z nim porozmawiać, zawsze mu coś wyskakiwało - czy to spotkanie z Sinbadem albo pomoc Aladdin'owi... niemal tak jakby cię unikał.

Oczywiście, wiedziałaś (a przynajmniej miałaś nadzieję) że Saluja miał mnóstwo obowiązków, ale dlaczego wszystko musiało być w ten dzień, w którym chciałaś go zaprosić na randkę?

— Co powiesz na to... — zaczęłaś, gdy w końcu dorwałaś blondyna. Nie pozwoliłaś mu uciec, więc musiał poświęcić pięć minut swojej przerwy na ciebie. —...abyśmy gdzieś wyszli? Powinieneś zrobić sobie przerwę.

Starałaś się, aby twój ton był spokojny, mimo faktu, że twoje serce biło jak szalone.

— Przepraszam cię, [Imię]-san — na jego twarzy pojawił się przepraszający uśmiech, ale na jego policzki przybrały kolor głębokiej czerwieni. — Wydaje mi się, że źle interpretuję twoje słowa... C-chyba już pójdę...

Czułaś się tak zdeterminowana, aby się z nim spotkać, że nim zauważyłaś, już chwyciłaś go za nadgarstek. Proszę, niech on nie odchodzi od ciebie!

— P-po prostu chodź ze mną na randkę! — sapnęłaś.

Nie sądziłaś, że rumieńce na waszych twarzach potrafią stać się jeszcze ciemniejsze; teraz przyjęły ciemny odcień szkarłatu.

— To powinna być moja kwestia..! — wykrztusił Alibaba jąkając się przy każdej sylabie. — Daj mi się przygotować, wyznania miłosne nie są takie proste..!!

Podsumowując: to wyznanie było zarówno ekscentryczne jak i niesamowite. Tak jak Alibaba. 

Morgiana

Zebranie w sobie odwagi zajęło Morgianie sporo czasu.

W jej głowie przez kilka dni odbywała się bitwa na myśli; całe dni chodziła trochę rozkojarzona a odkąd znalazłaś pracę, gdzie mogłabyś dorabiać, wasz wspólny czas był bardzo ograniczony. Niestety.

Kiedy w końcu znalazła dobrą porę, dobry dzień i dobre miejsce, podczas drogi powrotnej do domu, zatrzymała się i w ten sposób zyskała twoją uwagę. 

Mor wzięła głęboki wdech i wydech - co wydawało jej się prawie niemożliwe, odkąd miała ogromną gulę w gardle - zanim wydusiła z siebie formułkę, którą ćwiczyła w myślach tysiące razy.

— Czy... chciałabyś pójść ze mną na... obiad? — zapytała nieśmiale, a ty stanęłaś w miejscu.

— Czekaj — zaczęłaś i uniosłaś palec do góry, jakbyś miała ogłosić coś ważnego. — Czy ty mnie właśnie zaprosiłaś? To ja chciałam cię zaprosić!

Policzki dziewczyny wybuchły rumieńcem.

Taka odpowiedź podobała się jej nawet bardziej niż zwykłe "tak".

Sinbad

Mimo wszystko, Sinbadowi trochę zajęło zanim udało mu się skraść twoje serce.

Fioletowowłosy mężczyzna łatwo potrafił ocenić kiedy się w nim zakochałaś. Twoje reakcje były podobne do tych, które towarzyszyły wielu kobietom, które w sobie rozkochał. Tyle że tym razem, Sinbad uwielbiał takie zachowania i za każdym razem chciał zobaczyć twój każdy wyraz twarzy.

Tak więc chłopak postanowił cię zaprosić. Zrobił to pomiędzy spotkaniami biznesowymi, więc nie mogłaś zostać bardziej zaskoczona.

— Nie chciałabyś gdzieś ze mną wyjść? — zapytał z uśmiechem, kiedy chwycił twoją rękę i przyłożył ją sobie do ust. Nie był to pocałunek, ale im dłużej pozwalałaś mu trzymać swoją dłoń, tym bardziej byłaś zawstydzona.

— Na kolejny festyn? Oczywiście, że tam będę-

— Nie — przerwał ci łagodnym głosem. — Chodzi mi o randkę. 

Król z rozbawieniem patrzył jak szybko zmieniałaś ekspresje - od zaskoczonej, po zamyśloną i bardzo zawstydzoną, aby skończyć na próbach utrzymania spokoju i obojętności. Przytaknęłaś.

— Muszę cię ostrzec — powiedział Sinbad pozwalając aby jeden z kosmyków twoich włosów spływał mu po ręce — nie mogę zagwarantować, że nie obędzie się bez scen nie dla dzieci — mrugnął i z triumfalnym uśmiechem odszedł.

Ja'far

Sinbad był ucieszony myślą, że Ja'far znalazł sobie w kimś upodobanie. Wierzył, że jego przyjaciel może przestanie być taką sknerą jeżeli znajdzie kogoś dla siebie.

Zgodnie z radą króla, starałaś się przebywać przy białowłosym jak najdłużej.

— Ta książka to romans, prawda? — usłyszałaś głos Ja'fara, kiedy odkładałaś ją na półkę. — Bohaterowie mieli niezwykłą podróż... — westchnął, a w myślach przywołał obrazy z czasów, gdy sam wiele podróżował.

— Tak, tak~ — zamyśliłaś się. — I zakończenie było cudowne. Wiele razy martwiłam się, że ostatecznie nie zejdą się. Byłam mile zaskoczona.

Jeszcze kilka chwil rozmawialiście o podobnych książkach: takich które dzięki przygodom i trudnościom, pozwalały bohaterom zbliżyć się do siebie niesamowicie.

— Jest ktoś z kim chciałbyś przeżyć taką przygodę? — zapytałaś nagle, a Ja'far spiął się niesamowicie. — O-ho, czyli ktoś taki istnieje!

— Tak — prychnął. — Tą osobę bardzo sobie cenię i lubi-... Nieważne — odwrócił się na pięcie, odkładając książkę na półkę. — Możemy już wracać do Sinbada-

— Nie! — zastawiłaś mu drogę. — Jak już zaczynasz coś mówić, to dokończ!

Ja'far wyprostował się i niewiele myśląc wykrztusił zdanie które okupowało jego myśli od dni.

— Proszę bardzo: lubię cię — po tym jak wypowiedział te słowa, jego blada skóra nabrała odcień głębokiej czerwieni. — To nie tak...

— Jak nie jak tak — zaśmiałaś się, ale twoja twarz była równie ciepła jak jego. — O ile, że wolisz, aby moje uczucia zostały nieodwzajemnione — nadąsałaś się, a chłopak poczuł jak to nagle w pokoju stało się gorąco.

Kouen

Westchnęłaś głośno, gdy całym ciałem opadłaś na łóżko. Ostatnie dni były trochę bardziej stresujące - wiele twoich współpracowników miało teraz urlop (jak Koumei stwierdził: "Powinni odpocząć, aby być efektywniejsi") i zostali chwilowo zastąpieni przez nieznanyc tobie ludzi.

Ponadto, Kouen coraz częściej wymagał twojej obecności przy wielu zadaniach. To nie tak, że podpieranie ścian jest trudne, ale za każdym razem kiedy cię wzywał, martwiłaś się, że coś zrobiłaś źle.

— Nie masz nic zaplanowanego wieczorem, prawda? — niski głos pierwszego księcia wyrwał cię z zamyślenia. To było tak nagłe i niespodziewane pytanie, że chwilę zajęło zanim coś z siebie wykztusiłaś.

— Nie, raczej nie.

— To dobrze — stwierdził Kouen, po raz pierwszy od czasu waszej rozmowy, spoglądając na ciebie. — Wychodzimy o ósmej

— O-och?

— Załóż coś odpowiedniego, ale niech ci nie zajmie to całej wieczności — ostatnie słowa pierwszego księcia poruszyły twoje serce, zanim wstał z miejsca i wyszedł z pokoju.

Kouemi

— [Imię]-san znajduje się obecnie na ogrodzie — uprzejnie poinformowała jedna ze służących. — Czy mam... pomóc księciu je zanieść?

— Nie, poradzę sobie — Koumei odpowiedział, przerzucając wiązankę na drugie ramię.

Książę Ren znalazł cię przy jednym z ogrodowych stolików - siedziałaś czytając jakąś książkę (najprawdopodobniej jedną z tych co Koumei ci polecił). Uniosłaś wzrok znad lektury, aby ujrzeć Koumei'a prawie że uginającego się pod ciężarem róż.

— Oho — zaśmiałaś się cicho, gdy Koumei podał ci duży bukiet kwiatów. — To dla mnie? — zapytałaś żartobliwie.

— Oczywiście — zaskoczył cię. — Przyniosłem je jako łapówkę, więc teraz pójdziesz ze mną na nieoficjalny obiad — powiedział. Widziałaś tylko czubek jego głowy, odkąd na stole leżał cały stos róż. — A raczej — odchrząknął — randkę. Należy mi się coś za te kwiaty, prawda?

Łatwo potrafiłaś sobie wyobrazić lekki rumieniec na policzkach chłopaka, nieświadoma własnych wypieków.

— Nawet bez kwiatów bym poszła — odpowiedziałaś z uśmiechem, a Koumei musiał oprzeć się o filar. 

Serce biło mu tak szybko, że zaczął się martwić, czy przez ciebie nie zejdzie na zawał.

Kouha

Nie spodziewałaś się, że zostaniesz zabrana na bal.

Rodzina arystokartów z sąsiedniego miasta urządzała przyjęcie na ogromną skalę i oczywiście, wysłała zaproszenia książęcej rodzinie.

— Dziękujemy za zaproszenie — Kouha ukłonił się lekko szlachcicom. — Bardzo mi przykro, ale moi bracia nie mogli tu przyjechać. Mam nadzieję, że moja obecność wystarczy — uśmiechnął się.

Musiałaś przyznać, że Kouha potrafił zachowywać się jak książę z bajki kiedy tylko chciał. Gdybyś go wcześniej nie poznała, pewnie uznałabyś go za ideał. Może i teraz znałaś jego wady, ale to nie zmieniało faktu, że twoje serce szalało gdy był blisko.

Większość czasu spędziłaś podpierając ściany - jak najuprzejmiej odmawiałaś tańca odkąd nigdy nie miałaś okazji nauczyć się kroków, a jedzenie z bufetu było niesamowite. Nie czułaś żalu, gdy skubiąc swoje ciasto obserwowałaś kręcące się na parkiecie pary.

— [Imię]-chan! — usłyszłaś znajomy głos księcia, który chwycił twoje ramię. — Nie zamierzasz tańczyć? Co za strata! — westchnął i pociągnął cię na środek sali.

— Czekaj, Kouha, nie umiem tańczyć- — nim zdążyłaś porządnie zaprotestować, muzyka zagłuszyła twoje słowa i różowowłosy przyjął postawę do walca.

Cały walc przegadaliście - niemalże zapomniałaś, że tańczyłaś, odkąd Kouha prowadził i nie musiałaś myśleć nad krokami.

— [Imię], kocham cię — powiedział nagle, kiedy muzyka powoli dobiegała do końca.

— K-Kouha? — wstrzymałaś oddech z zaskoczenia. Nagłe wyznania miłosne najwyraźniej nie pojawiały się w twoim życiu zbyt często. — Upiłeś się? Jesteś taki czerwony na twarzy! Ale nie czuć od ciebie alkoholu... — zakryłaś mu dłonią usta. — I nie w-wygaduj bzdur! Pomyśl sobie co pomyślą zebrani tu arystokraci, gdyby to-

— KOCHAM CIĘ! — krzyknął głośno, odrywając twoją rękę od jego ust. — I nie obchodzi mnie kto mnie słyszy! [Imię], proszę, uwierz mi.

Trudno uwierzyć, że w ciągu kilku sekund w tak głośnej sali zapadła całkowita cisza.

Hakuryuu

— [Imię], minął już wiek a ty nadal nic mu nie powiedziałaś! — narzekała Kougyoku podczas jednej z waszych herbatek. Judal i Hakuryuu byli na jednym ze swoich regularnych treningów, a jako że ty i księżniczka nie miałyście co robić, w takich momentach zawsze urządzałyście sobie tea party.

— Raczej półtorej miesiąca — odpowiedziałaś i złapałaś piorunujący wzrok dziewczyny. Odpowiedziałaś na niego półuśmiechem. — To nie jest aż tak długo.

Kougyoku zacisnęła ręce i niemal poderwała się do góry, gdyby nie fakt, że rozlałaby na siebie herbatę. Tak więc wzięła głęboki wdech i próbowała dalej ciągnąć ten temat.

— Ale nadal nic mu nie powiedziałaś! — odetchnęła. 

— A co miałabym mu powiedzieć? — zapytałaś z goryczą w głosie. — "Hakuryuu, wiem że jesteś księciem, a ja przez przypadek dostałam się do pałacu. Zakochałam się w tobie, chociaż tego nie planowałam, ale nie powiem ci tego, bo kochasz już kogoś innego!"...Pasuje?

Kiedy spojrzałaś na Kougyoku, zauważyłaś jak po jej skroni spływa zimny pot. Wpatrywała się w coś za tobą, więc szybko odwróciłaś się, aby zobaczyć... Hakuryuu i Judala stojącego przy jednym z pobliskich fiarów.

— N-nie słyszał tego, prawda? — powiedziałaś cicho do Kougyoku. Czułaś jak ręce ci się trzęsły, a całą sobą chciałaś zapaść się pod ziemię.

— Słyszał — odpowiedział Judal, który odwrócił się w stronę Hakuryuu, który z rumieńcem na twarzy próbował opanować swoje myśli. — Tak więc, odpowiedz jej i zamknij się na wieczność. Więcej twojej gadaniny nie zniosę!

Hakuei

— As kier! — uśmiechnęłaś się, kiedy rzuciłaś kartę na stół. — Wygrałam!

— Ugh... — westchnął jeden z żołnierzy, gdy niezręcznie tasowałaś karty. — Rewanż?

Przytaknęłaś, kiedy je rozdawałaś. 

— [Imię]? — usłyszałaś głos Hakuei zmierzającej w twoją stronę. — Och, widzę, że znowu szczęście ci dopisuje...

— Tak! — zaśmiałaś się. — Coś chciałaś, Hakuei?

— Nic takiego — machnęła ręką. — Chciałam cię wziąć na słówko, ale skoro jesteś zajęta- — wstałaś z krzesła i podeszłaś do Hakuei.

— Nie martw się, rewanż może zaczekać — odwróciłaś się w stronę strażnika, który wyglądał jakby cieszył się, że ma przerwę od ciągłego przegrywania. — Tak więc, co chciałaś mi powiedzieć?

Kiedy odeszłyście do jej namiotu, przegadałyście całą sytację na terenie. Może i nie byłaś genialnym strategiem, ale zadawanie pytań księżnice, pozwalało skupić jej się na różnych punktach swojego planu.

— To już chyba wszystko — odetchnęła po piętnastu minutach i oparła się o krzesło. — Zakładam, że wracasz do gry? — zapytała z lekkim uśmiechem.

Przytaknęłaś w odpowiedzi.

— Chciałabyś dołączyć?

— Nie dziękuję, nie jestem dobra w takich grach. Ale [Imię], wiedz, że... — zawahała się — ...naprawdę cię lubię. Chciałabym, abyś spędzała ze mną trochę więcej czasu.

Uśmiechnęłaś się w odpowiedzi i mocno ją przytuliłaś. 

— Oczywiście — jeszcze mocniej ją ścisnęłaś. — Wiesz co? Karty mogą poczekać! Co powiesz na przejażdżkę konno po okolicy? A może wyścig?

Och, jak bardzo Hakuei cieszyła się, że jest tu ktoś, z kim może robić takie rzeczy i zapomnieć o walkach, statusie i problemach.

Kougyoku

— Ale ta lista jest długa... — mruknęłaś kiedy przeglądałaś stos papierów. — To wszystko twoi potencjalni kandydaci na narzeczonych?

— Yhm — przytaknęła Kougyoku. Miała mieszane uczucia co do przeglądania danych osobowych osób których niemalże nie znała, ale Koumei poprosił ją, aby przynajmniej nauczyła się ich imion i tytułów. — Szkody tylko, że żaden nie spełnia moich wszystkich kryteriów na idealnego męża.

— Och, masz takie kryteria? — zachichotałaś cicho. 

— Wiedz, że tak — fuknęła. — Czasami wydaje mi się, że taka osoba znajduje się jedynie w mojej wyobraźni.

— Prawdopodobnie masz rację — przekartokwałaś kolejny segregator. — Teraz tylko możesz wybierać kandydatów po wyglądzie, odkąd zdjęcia nie mogą dokładnie opisać charakteru...

Kilka kolejnych minut spędziłyście w ciszy przerywanej wertowaniem dokumentów. Kiedy kilka razy zerknęłaś na Kougyoku, za każdym razem wydawała ci się bardziej zmartwiona.

— Czy wszystko w porządku...?

— [Imię], proszę, obiecaj mi, że mnie nie opuścisz — szepnęła, kiedy podeszła do ciebie i mocno cię przytuliła. — Jeżeli jakiś imbecyl, który mnie będzie chciał poślubić, każe ci mnie zostawić, pomożesz mi przerwać ślub, dobrze?

— Och, tak — odpowiedziałaś odwzajemniając uścisk. — Zawsze chciałam zobaczyć jak panna młoda ucieka sprzed ołtarza ślubnego.

Judal

— Wiesz Judal... — zaczęłaś bawić się swoimi włosami — ostatnio poznałam kogoś. I wydaje mi się, że ta osoba mnie lubi — twoje policzki spłonęły rumieńcem. — Za pół godziny mamy się spotkać przy placu głównym, więc resztę dnia masz wolną ode mnie.

Czarnowłosy mag drgnął. Leżał na boku, więc nie mogłaś zobaczyć mieszanki złości i bólu malującej się na jego twarzy. 

— Ha? — zaczął, wyrzucając pestkę po brzoskwini. — Chodzi ci o tego głupiego [Imię chłopaka]? Przecież to kompletny pajac! — krzyknął i wstał na nogi. — Nie idź tam. 

Magi poczuł ukłucie w sercu, gdy zbyłaś jego uwagę milczeniem i spojrzałaś na zegarek. Ty zamierzałaś tam iść.

— Yo, masz się mnie słuchać-

— Przepraszam Judal, muszę już iść... — przerwałaś, a tymi słowami starałaś pozbyć się wątpliwości tłoczących się w twojej głowie. Jego zdanie było dla ciebie ważne, mimo wszystko.

— N-nie możesz być z nim! — Judal desperacko próbował złapać twoją rękę. Ścisnął ją mocno. — Złamie ci serce i poddasz się przed każdym kolejnym wyzwaniem! Wtedy to ja automatycznie będę wygrywał, a to nie jest ani trochę zabawne.

Stanęłaś na progu drzwi. Uczucie pustki pojawiło się w twojej klatce piersiowej.

— Czy to nie tego zawsze chciałeś? Wygranej?

— Nie! To znaczy, tak! — czarnowłosy mag nie potrafił opisać co w tym momencie czuje. Frustrację. Złość. Żal. Współczucie. Determinację. — Chcę wygrywać, ale nie chcę abyś ty przegrywała! Ugh... — jeszcze bardziej uścisnął twoją rękę, po czym wypalił: — Bądź po mojej stronie! Nie jesteś tak silna jak bym chciał, ale... nie przeszkadza mi ochrona ciebie! Tak więc zostań przy mnie!

Yunan

— Brrr... — mruknęłaś, kiedy potarłaś swoje ramiona. — Nie sądziłam, że będzie a-aż tak zimno.

Powolny marsz przez zaśnieżony las nie należał do twoich ulubionych aktywności. Samo wspomnienie ciepłego kocyka i gorącej, rozgrzewającej herbaty, wydawało się tak odległe, że trudno było uwierzyć, że opuściłaś domek Yunana dopiero godzinę temu.

Nie pomagał też fakt, że twoja lewa stopa była zraniona, odkąd poślizgnęłaś się i wpadłaś do kałuży. Razem z posiniaczoną nogą i brudną, przemoczoną sukienką wyglądałaś jak siedem nieszczęść.

— Nie uważasz, że jest trochę zła pogoda na spacer? — usłyszałaś za sobą znajomy głos i szybko się obróciłaś. Gdyby nie Yunan, straciłabyś równowagę przez ten raptowny obrót. — Mój, mój, powinnaś była zabrać mnie ze sobą...

Odpowiedziałaś jedynie skinieniem głowy. Zimne powietrze tak cię zmroziło, że nie miałaś siły niczego powiedzieć.

— Pokaż mi swoją nogę — przycupnął obok, oglądając stopę. Wyrecytował jakieś zaklęcie po czym wstał i dotknął twojego czoła swoim. — Wracajmy już, za nic nie chciałbym abyś się rozchorowała...

— Yu... nan... — sapnęłaś. — Dzię.. ku- — blondyn położył ci palec na ustach.

— Oszczędzaj siły, [Imię] — odpowiedział, kiedy użył paru kolejnych czarów, aby cię rozgrzać i zanieść do domu. — Nie mów nic. Boli mnie gdy widzę jak bardzo się dla mnie starasz — uśmiechnął się gorzko. — Chyba za bardzo się do ciebie przywiązałem.

10.08.2020

Okayy, tak więc postanowiłam, że w przypadku Kougyoku, Hakuei i Morgiany będzie to relacja sismance...

[Od tego rozdziału staram się patrzeć na Aladdina jak na piętnastolatka, ale jakoś u mnie w głowie zawsze wygląda na dwanaście lat...]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro