ℛℴ𝓏𝒹𝓏𝒾𝒶𝓁 𝓉𝓇𝓏ℯ𝒸𝒾

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Polska (nie wiedziałam jaką perspektywę dać, przepraszam)

-Polska- dobiegł mnie poważny ton, chyba Węgier. Nie zareagowałem na jego głos i dalej spałem w najlepsze.

-Rzeczpospolita Polsko- o kurde musi być poważnie, skoro mówi do mnie pełnym imieniem.

Otworzyłem oczy. Przede mną stał Węgry we własnej osobie, trzymając mój telefon. Co się dzieje? Czy ja o czymś nie wiem?

-Co się dzieje?-spytałem zaspany, przecierajac oczy.

-Przeczytaj, sam się dowiesz.

-A czemu ty mi nie możesz powiedzieć?-uniosłem jedną brew i spojrzałem na niego.

-Bo tak. Bierz to i czytaj.

Wziąłem więc posłusznie telefon i odpaliłem instagrama, bo stamtad pojawiły się wiadomości. Wiadomości były podobne, ale od innych krajów.

Przeczytałem uważnie widomości. Napisali je Kazachstan, Ukraina i Bialoruś.

Aha. Spoko. Czyli Rosja zaginął i trzeba go szukać. On nie jest przecież dzieckiem! Chyba...

Węgry trochę zirytowany nadal uparcie stał przede mną, opierając swoje zielone ręce na biodrach.

-I co?

-Jajco-odparłem, wstając, omijając i otwierając szafę w poszukiwaniu jakichś pożądnych ubrań.

-Polska, no. Ale... jedziesz sam czy... mam z tobą jechać?

-Sam pojadę- prychnąłem, wybierając dla siebie jakieś ubrania.

-Okej, dzięki- powiedział, a ja go minąłem, chcąc iść do łazienki. Pewnie z Austrią się spotyka. Nie pamiętam szczerze, kiedy ostatni raz gdzieś razem wyszliśmy. Austria to, Austria tamto... no cóż, nic mi innego nie pozostało jak cieszyć się z jego szczęścia.

Po wykonaniu porannej rutyny, zdenerwowany zacząłem ubierać kurtkę i buty.

-Nie zjesz śniadania?-zapytał Węgry stając obok mnie. Widać, że chyba niezbyt się czuje z tym, że sam muszę szukać Rosji.

-Nie. Nigdy nie wiadomo co może wymyślić Rosja. Prawda?- uśmiechnąłem się lekko, zawiązując sznurówkę. Szczerze mówiąc, byłem zdenerwowany, że ja zostałem wytyczony do tego zadania. Dlaczego nie wrócił do domu? Z tego co wiem, nie było go od trzynastej do teraz. Och Rosja...

Wyszedłem z domu, grzebiąc w kieszeni czarnej kurtki w poszukiwaniu kluczy od auta brata. Wspomniałem kiedyś może o zaufaniu którym darzy mnie Węgry? Nie? To teraz wspominam. Tak mi ufa, że mam jego klucze do auta. Tyllo że to zależy kiedy mi ufa.

Wie, że mam auto i rzadko pożyczam jego samochód.
Ale wracając, wsiadłem do pojazdu i odpaliłem go. 

***

Dwie godziny jeżdżę i szukam ich. Ich, bo przypomniałem sobie, że miał się pogodzić z Ameryką. Oboje nie odbierają, nie odpisują na wiadomości. Byłem już w trzech barach i kilku restauracjach, nadal ani śladu. 

Zmęczony i zdenerowany wysiadłem z samochodu i wszedłem do parku. Rozglądałem się ale nic. Przeszedłem dalej- nic. Pół godziny chodzenia po parku, poszły na marne, a ja powoli miałem dość. Miałem już wracać do domu, gdy przyszedł mi do głowy pewien pomysł, gdzie się znajdują. 

Ponownie wsiadłem do auta i ruszyłem w stronę jednego z hoteli. Musieli tam być, bo Ameryka kochał ten hotel. Ale... dopiero co się ''pogodzili'' i już love story? 

Wbiegłem do hotelu i zdyszany zacząłem rozmowę z panią w recepcji.

-Czy był tu Rosja? Albo Ameryka?-spytałem nerwowo, patrząc jej głęboko w oczy.

-Tak. Czemu jest pan taki zdenerwowany?-zapytała sięgając po jakieś kartki.

-Nie ważne. Nadal tu są? Błagam, proszę mi powiedzieć!- złożyłem dłonie jak do modlitwy. Kobieta podała mi jakąś kartkę. 

-Wczoraj byli bardzo pijani. Domyślam się, że pan ich szuka.

-Tak... dziękuję bardzo.

-Domyśliłam się od razu, gdyby nie to, raczej bym nie udzieliła panu tych informacji- uśmiechnęła się.

Spojrzałem na kartkę. Było tam dokładnie napisane na którym piętrze znajduje się pokój i jaki jest jego numer. Szybko wpadłem do windy i równie szybko nią wjechałem na piętro. Zdenerwowany z impetem otwarłem drzwi, zastając nadal śpiące pijaczyny.

-Wstawać menele, piróg przyszedł. Oj, nie ma tak łatwo- krzyknąłem. Miałem gdzieś, że drzwi były otwarte. Moje krzyki nie pomogły, postanowiłem więc, wziąć kubek wody i oblać ich.

Wziąłem więc szklankę i na pierwszy ogień poszedł Ameryka. Oblałem go wodą a on momentalnie się podniósł i przebił mnie wzrokiem.

-Rosja wiecej pił- powiedział jak małe dziecko, krzyżując ręce na piersi. Jaka skarzypyta, nie ładnie.

Nalałem ponownie wody do kubka i oblałem nią Rosję. Biedak, tak go przestraszyłem, że ledwo oddech złapał.

-Aż tak mnie nienawidzicie, że musicie mnie zabijać zwykłym budzeniem? No Boże...

-Tak. Ruszajcie się, idziemy- rozkazałem pokazując na drzwi.

-Nie mam siły- Ameryka opadł bezsilnie na jego łóżko.

-Nie moja wina. Nie po to przejechałem pół miasta, żeby teraz przyjechać do waszych rodzin z niczym.

-Przynajmniej wiesz gdzie jesteśmy- Rosja nie dawał za wygraną i upierał się przy zostaniu w hotelu.

Przewróciłem oczami i podszedłem [?] do Rosji.

-Idziemy, nie macie nic do gadania. Wstawać.

Niechętnie wstali i leniwym krokiem wyszli przed drzwi.

-Klucze- zarządziłem, wyciągając dłoń- chyba że zgubiliście.

-Nie zgubiliśmy- Ameryka podał mi kucze. Ja wziąłem je i zamknąłem pokój.

Ruszyłem w stronę windy, sprawdzając cały czas czy moi ''koledzy'' idą za mną. Weszliśmy do windy. Nie odzywając się, zjechaliśmy do recepcji, oddałem klucze (musiałem również zapłacić) i zaczeliśmy iść w stronę auta.

-Idziesz jak jakiś seba z osiedla. Brakuje ci jeszcze dresów- zwrócił mi uwagę Ameryka.

-Nie interesuj się. Mam powód- wyprostowałem się nieco, bo faktycznie poczułem się jak dres. Rosja podbiegł do mnie a za nim Stany Zjednoczone.

-Jaki niby?- położył swoją dłoń na moim ramieniu.

Nie odpowiedziałem. Szliśmy dalej w ciszy, a Rosja nie próbował wypytywać. Może się domyślił? 

Doszliśmy wreszcie do upragnionego pojazdu. Rosja wsiadł z tyłu, a Ameryka obok mnie. Na początku pomylił się i poszedł od mojej strony. No cóż, Polska to nie Ameryka. 

Droga była nadzwyczaj spokojna. Cisza aż dzwoniła w uszach, a o tej godzinie, nie było takiego ruchu jak w późniejszych godzinach. Na drzewach nie było już żadnych liści, a zajmowały one miejsce na ziemi. Wiele ludzi szło chodnikami obok ulicy. Uśmiechy dzieci sprawiły, że sam zmieniłem wyraz twarzy z marudy na pozytywnie nastawionego. Skręciłem w uliczkę niedaleko domu U.S.A.

-Sam dojdziesz. Świeże powietrze dobrze ci zrobi. Idź- powiedziałem ostro nie odrywając wzroku od kierownicy. Ameryka westchnął i wysiadł zamykając delikatnie drzwi. Spojrzałem w luserko.

-Czemu nie jedziemy dalej?- spytał Rosja, z lekkim przerażeniem. Rosja umie często rozpoznać po kimś co ma zamiar zrobić. Jak to niektórzy mówią- zagląda komuś do głowy. To jego taki talent, który jest pomocny. Chociaż jest to kraj z wygladu "groźny" , potrafi zaskoczyć. Jest dobrym przyjacielem i dzięki tej umiejętności pomaga prawie każdemu.

Nabrałem powietrza do ust zamykając oczy. Otworzyłem je i spojrzałem w ponownie w lusterko.

-Rosja, nie możesz niewiadomo kiedy znikać. Mogłeś napisać, kazać komuś napisać, no nie wiem! Jest multum możliwości informowania gdzie się jest. Zniknąłeś od trzynastej, aż tak piliście? Rosja, nie jesteś dzieckiem. Rozumiem, jesteś dorosły, ale martwiliśmy się. Nie było cię aż od trzynastej!- uderzyłem rękoma o kierownicę.

-Błagam, nie krzycz tak... głowa mi pęka- pożalił się chłopak opierając się o oparcie fotela.

-Będę krzyczał. Czy do ciebie nie dociera, że martwiliśmy się? Nie? To przyswój tą informację!- krzyknąłem, kierując nagle wzrok na szybę- musiałem przejechać pół miasta, żeby was znaleźć. Na szczęście, znam was na tyle dobrze, że szukałem w konkretnych miejscach. Więc jakbyś mógł, do jasnej ciasnej to zrozumieć!

Rosja spojrzał na mnie w lusterku i schował swoją twarz w dłoniach.

-To nie jest pierwszy raz, kiedy cię odwożę do domu. To nie jest pierwszy raz, kiedy cię ratuję. To nie jest pierwszy raz-

-Dobra zrozumiałem. Możemy jechać?- zapytał zirytowany Rosja. 

-Nie, nie możemy. Kiedy wreszcie dorośniesz? To, że jesteś pełnoletni, nic nie znaczy. Co twoi obywatele pomyślą? Wielki kraj, który znika nie wiadomo kiedy i gdzie i nie daje znaku życia od kilkunastu godzin-skończyłem monolog dodając- już możemy jechać.

Odpaliłem samochód i dodałem gazu. Rosja zmęczonym wzrokiem badał moje ruchy, a czasami sprawdzał co się dzieje za szybą. Po kilku minutach byliśmy już przy domu Rosji. Przywitała go ciepło rodzina.

Monologu rodzeństwa też będsie musiał się nasłuchać. Białoruś podziekowała mi, a ja wsiadłem z powrotem do samochodu i zaparkowałem pod garażem.

Wyjąłem klucze od domu i nacisnąłem klamkę. Jak się spodziewałem- dom był zamknięty. Westchnąłem i ociężałym ruchem wyciagnąłem klucze, wkładając w otwór. Przekręciłem je i otwarłem, już pusty dom. Rozebrałem się i podszedłem do stołu, gdzie leżała kartka. Ze skupieniem zacząłem czytać tekst.

-Jak zwykle, jak nie robota to Austria- powiedziałem sam do siebie. Co prawda, nie jadłem śniadania ale nie jestem głodny. Usiadłem na kanapie, zamknąłem oczy i siedziałem w ciszy.

Chciałbym kiedyś zniknąć- pomyślałem, udając się do krainy snów.

🧸🧸🧸

Hejkaaaa

Dzisiaj taki krótszy rozdział ale i tak mam nadzieje ze się spodobał ^^

Zbliżamy się powoli do wkroczenia w fabułę (bo to są  rozdziały żeby wszystko nie działo się szybko czy coś w teges XD) :3 ten rozdział jest tak jakby bonusowy, bo nic szczególnego się w nim nie dzieje hah

Bayuuuuu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro