1.pierwsze spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ekhem
[T.I] twoje imię
[T.N] twoje nazwisko
[K.W] kolor włosów
[K.O] kolor oczu
[O.S] opis stroju

――-🔥𝗗𝗜𝗟𝗨𝗖-

Poranne światło wpadające przez otwarte na oścież okno obudziło smacznie śpiącą na parapecie [T.I]. Zmęczona uchyliła powieki ukazując swe [K.O] tęczówki. Znowu zasnęła podczas uczenia się kodeksu. Marzeniem [T.I] [T.N] było dołączenie do rycerzy Favonciusza*, starała się aż za bardzo. Nie miała chwili odpoczynku. Uczyła się walczyć każdą bronią, pomagała każdej napotkanej osobie, ćwiczyła kondycję jak najlepiej umiała I kuła się na pamięć kodeksu, regulaminu oraz wszystkich potrzebnych zasad. Tylko czemu tego nie dostrzegano? Może za mało się starała?
Była 3:20. Ile spała? Godzinę, max. Dwie. Postanowiłaś nie marnować więcej czasu i się ogarnąć. Przeczesała włosy byleby wyglądały schludnie. (jeżeli jesteś łysx to pomiń ten fragment) Założyła [O.S], wzięła wygodne buty, claymore i ruszyła. Claymore to była jedyna broń której jeszcze nie opanowała. Wyszła z Mondstad, kierując się w stronę Wolvedom. Trasa była taka jak zwykle– Od Wolvdom do Dawn Winery. Musiała przejść tą trase i po drodze pokonac kazdego potwora jakiego spotka. Ostatnio wyrobiła się w 4 godziny, teraz aby pobić rekord postanowiła wyrobić się w 3 godziny. Dziewczyna już miała wyruszyć i włączyć stoper, jednak na moście Mondstad zobaczyła czerwonosłosego mężczyznę z czarnymi ubraniami walczący z Abyss Mage'm. Posługiwał się claymorem, jednak w przeciwieństwie do niej robił to szybko i zwinnie, jakby miecz ważył nie więcej jak piurko. Czerwonowłosy zdążył już pokonać przeciwnika, a minęło zaledwie 10 minut!
–Kim jesteś?– powiedział groźnym ale i zarazem przyjemnym dla ucha głosem. Zaczął iść w jej stronę z wypraną z jakichkolwiek emocji twarzą.
– Jestem [T–T.I] [T.N], p-proszę Pana!– wykrzyczała w stronę mężczyzny po czym się ukłoniła i znowu spojrzała niepewnie w jego stronę. Mężczyzna przechodził już obok niej.
‐ To co się tutaj stało, ma pozostać między nami. Zrozumiałaś?– zapytał, jednak w głębi wiedziała że nie przyjąłby innej odpowiedzi niż tak
–D-dobrze... ano... Mam jeszcze prośbę.– Zwróciła się już pewniej– Chcę aby nauczył mnie pan używać claymore.– sądziła że odmówi, była prawie pewna tego.
– Jestem Diluc. Jutro o tej samej godzinie przy Dawn Winery, zaczynamy twój trening.– powiedział oschło i poszedł w kierunku tawerny.

――-🌪️𝗩𝗘𝗡𝗧𝗜-

(Pisałam ten scenariusz w nocy, byłam zmęczona, więc niektóre fragmenty fabularne bądź kanoniczność postaci może umierać. Niektóre fragmenty mogą też być nie logiczne)

Knights of Favonius zajmują się zagadkami, porządkiem w mieście oraz często niektórymi większymi bitwami. Zazwyczaj są jednak zbyt zajęci by wziąść pomniejsze sprawy typu podejrzenia O romans męża, zaginięcie psa lub pobicie się. Raz na ruski rok zdaża się sprawa morderstwa czy coś takiego, ale ludzie bardziej ufają rycerzom tak czy siak. Jednak, jako najlepszy detektyw w Mondstad popadałaś trochę w pracocholizm. Wstajesz, idziesz do pracy, coś jesz po drodze, znowu praca, dom i spanie. To była twoja rutyna od około 3 miesięcy. Jak zwykle wracalaś zmęczona po pracy. Przechodziłaś obok tawerny Diluca, co było nie uniknione przez to, że mieszkałaś w północnej stronie Mondstad. Zdałaś sobie sprawę, że właściwie nigdy nie piłaś alkoholu, pomimo tego, iż 18 skończyłaś dosyć dawno. Cóż i tak byłaś zmęczona, humor też miałaś chujowy, a podobno wino jest dobre na to. Stanęłaś przed drzwiami po czym zmówiłaś szybki pacież i pociągnęłas za klamkę. Wystrój był raczej przyjemny, lada, krzesła przy niej, kawałek dalej stoliki i schody. Podeszłaś nieśmiało do lady, zdjęłaś płaszcz, powiesiłaś go na krzesło i usiadłaś. Akurat obok Ciebie siedział dość niski bard z czarnymi małymi warkoczykami i niebieskimi końcówkami. Wyglądał na dosyć spitego, i z tego co zrozumiałaś barman nie chciał mu dać następnej dolewki, bo nie miał jak zapłacić.
Położyłaś odpowiednią ilość mory na stole i przysunęłaś ją w stronę Diluca.
– Ja zapłacę.– powiedziałaś uśmiechając się ciepło.
Bard spoglądał się na Ciebie dobrą chwilę, po czym podpierając brodę na ręce, delikatnie uśmiechnął się do Ciebie.
–Pierwszy raz tutaj, co?– zapytał, chociaż chyba bardziej stwierdził. Zdziwiona odpowiedziałaś krótkie ,,tak". Czy przebywał tutaj aż tak długo, że potrafił rozróżniać kto jest tutaj po raz pierwszy, a kto np. Piąty?
– Um... Może opowiedziałbyś mi trochę O sobie? Ja nazywam się [T.I] [T.N], pracuje w Mondstad jako detektyw.– powiedziałaś próbując znaleźć wam jakiś temat.
– Ja jestem Venti. Bard Venti, któregoś dnia napiszę o tobie piosenkę w podziecę, co ty na to?– zaproponował. Pomysł ci się spodobał więc bez dłuższego zastanawiania się zgodziłaś.

――-🍄𝗕𝗘𝗡𝗡𝗘𝗧𝗧-

Spokojne życie w Mondstad– to było twoje największe marzenie od zawsze. Jednak po rozwodzie rodziców zostałaś z mamą w Liyue. Gdy byłaś mała, zawsze chodziłaś do bibliotek, by szukać tam O przyrodzie w Mondstad. Zawsze marzyłaś by zamieszkać w tamtejszych górach, najlepiej na północnym zachodzie. Gdy twoja babcia umarła– okazało się, że przepisała na Ciebie swoją starą chatkę w właśnie okolicach Strombearer Moutains. Jako iż twoja rodzina praktykowała witchcraft, nalegali na to byś się tam przeprowadziła i przejrzała książki babci. Każdy miał przeczucie, że będą tam ważne notki, a Ty cóż – nie miałaś zamiaru się sprzeciwiać. Aktualnie– mieszkasz tu od 2 dni. Dzisiaj mijał 3, był spokojny jak każdy. Przeglądałaś książki z czarami babci, popijając herbatę. Nagle usłyszałaś na dworze huk. Wzięłaś szybko torbę z podstawowymi lekarstwami, bandażami i wybieglaś z domu jak najszybciej umiałaś. Zauważyłaś białowłosego chłopca z goglami, leżącego nieruchomo na trawie kawałek dalej. Biegłaś jak najszybciej umiałaś. Gdy dobiegłaś, od razu przyłożyłaś głowę do klatki piersiowej chłopaka. Oddycha. Odetchnęłaś z ulgą, zauważając poparzenia na rękach i kilka ran na nich jak i na nogach. Obok był także miecz, gdy to dotknęłaś był jeszcze gorący, więc wiedziałaś co było powodem oparzeń chłopaka. Wyciągnęłaś butelkę wody oraz wacik. Namoczyłaś wacik i przyłożyłaś w miejsce jednego z oparzeń. Zrobiłaś tak też z resztą, na koniec bandażując rany. Gdy skończyłaś, podniosłaś się by przysiąść nieco dalej od ciała.
Gdy już się podnosiłaś i brałaś torbę, usłyszałaś ciche ,,dziękuję". Przestrsuszona wywaliłaś się, moment potem zdałaś sobie sprawę, że chłopak już od jakiegoś czasu był przytomny. Cały czas się na niego patrzyłaś wystraszona. Mimo dużej rodziny i mieszkania w Liyue Harbor, nie byłaś przyzwyczajona do ludzi, bałaś się ich wzroku.
–Hej, nie musisz się mnie bać! Nie mam złych zamiarów. Jestem Bennett! Podałbym ci rękę gdyby nie to, że aktualnie nie mogę ją ruszyć – powiedział śmiejąc się lekko – Musiałem mieć dużo szczęścia, aby trafić na ciebie!
– Um... J-j-jestem [T.I]...– I od twojego wydukania swojego imienia, mimo wszystko jakaś rozmowa z tego wynikła. Nie zwracajmy uwagi na to, że głównie to był monolog Bennetta.

――-🐉𝗭𝗛𝗢𝗡𝗚𝗟I-

Głosy ludzi zawsze zwracały twoją uwagę i brały dużą rolę w ocenianiu ludzi. Często zdarzało się, że słuchałaś niektórych tylko po to by usłyszeć ich głos. Zawsze też chciałaś czytać bajki dzieciom lub osobą niewidomym. Albo zacząć śpiewać na ulicy, tak aby każdy mógł usłyszeć. Jednak problem był jeden... nie miałaś głosu. Nie umiałaś mówić. Tak – byłaś niema 
Jednak nie sprawiało ci to aż tak dużych problemów. Na twoje szczęście miałaś pyro wizje i byłaś użytkownikiem catalyst. Gdy z kimś rozmawiałaś poprostu słuchałaś co ta osoba ma do powiedzenia, i ogniem pisałaś w powietrzu swoją wypowiedź. Musiałaś przyznać, że to było dosyć wygodne. Tak, byłaś z tych osób, które używają wizji na porządku dziennym, nie tylko do walk. Jednak, rzadko kiedy brałaś w nich udział. Podsumowując– radzisz sobie z niemością. Co jak co, ale jako kwiaciarka dużo "rozmawiasz" z klientami. Często też pomagasz sobie poprzez wróżenie z ręki. Tylko takie trochę inne wróżenie, wróżysz z ręki, jednak nie przyszłość, a cechy charakteru i za pomocą linii na rękach potrafisz wybrać bukiet idealny! Jednak nie nauczyłaś się wróżyć bez powodu. Od kąd pamiętałaś miałaś prorocze sny. Zazwyczaj dotyczyły one osób które miałaś niedługo poznać lub już je poznałaś. Jakieś dobre lub złe sytuacje z życia, dobre nowiny i te złe. Niektóre z twoim udziałem, a niektóre bez. Ostatnio znowu miałaś sen takiego typu, jednak nie widziałaś dokładnie tej osoby, w przeciwieństwie do innych snów. Nie dowidziałaś się prawie niczego – widziałaś tylko kilka scen gdy się uśmiechał lub uśmiechała. Nie umiałaś rozróżnić płci. To był pierwszy raz kiedy sen był tak niejasny. Zrozumiałaś tylko, że wpadniesz na tą osobę, chwilę porozmawiacie, a potem spotkacie się w Wangsheng Funeral  Parlor. Zgadywałaś, że to miało stać się około za tydzień, gdyż wtedy byłaś umówiona ze swoją przyjaciółką– Hu Tao. Zamyślona swoim snem chodziłaś przez ulicę Liyue Harbor, z torbami pełnymi kwiatów, które własnoręcznie wykopywałaś przez tydzień w różnych okolicach Liyue. Na twoje nieszczęście osobą, a raczej rzeczą, która wyrwała Cię z zamyśleń był nierówny chodnik przy wejściu. Poleciałaś przed siebie, myślałaś już, że na twój nos czeka niemiła niespodzianka, jednak nie poczułaś gorącego od słońca i twardego betonu, ale miękki materiał. Podniosłaś głowę i zobaczyłaś mężczyznę z bladą skórą i ciemno brązowymi włosami z bursztynowymi końcówkami. Od razu zabrałaś swoje rzeczy, podniosłas się i podałaś ręke aby pomóc mu wstać. Gdy mężczyzna się podniósł okazało się, że sięgasz mu chyba do ramion. Wzięłaś od razu się do pisania. ,,przepraszam, wszystko z panem dobrze?" Napisałaś i spojrzałaś w jego kierunku z oczami pełnymi zmartwienia.
– Nie, spokojnie wszystko w porządku– odpowiedział z delikatnym uśmiechem– Nie musi się pani martwić– dodał po chwili.
,,Jestem [T.I], mam kwiaciarnię za rogiem, jeżeli będzie Pan czegoś potrzebował, proszę przyjść!" Zapisałaś z szerokim uśmiechem, wydawał się sympatyczny, chciałaś usłyszeć jego imię, porozmawiać więcej razy.
– Jestem Zhongli, miło pozna– Jednak nie było dane mu dokończyć, ponieważ zabrałaś się w bieg i niechcący O niego zachaczyłaś, Ale na szczęście tym razem go nie wywalając.
Odwróciłaś się w biegu w jego stronę, kiwnęłaś głową na znak przeproszenia i pokazałaś na zegarek co miało oznaczać, że się śpieszysz. Bursztynooki na szczęście zrozumiał O co chodziło i pomachał ci na dowidzenia. Te spotkanie raczej nie było waszym wymarzonym pierwszym spotkaniem

――-⚔️𝗫𝗜𝗔𝗢-

"Dom". Najważniejsze miejsce dla wielu ludzi. Miejsce do którego mogą wrócić i zostać mile przyjęci. Miejsce w którym się o nich troszczy. Dla większości to poprostu budynek w którym się wychowano. Jednak... Co jeżeli jej dom był wszędzie? Zawsze miała dokąd wrócić, nie był to budynek, ani miejsce w którym ją wychowano. Cały świat był jej domem. Kiedy wywalano ją za drzwi za każdym razem gdy mieszkała w jakimś ,,domu" pomyślała, że jako podróżnik odkrywanie świata jest jej pisane. ,,Dom? To tylko budynek, jestem podróżnikiem nie będę mieć czasu aby wracać w jedno miejsce po każdej wyprawie!" Tak mówiła, jednak czy aby napewno tak czuła? Miejsce do którego możesz zawsze wrócić, które przyjmie Cię z otwartymi rękoma, o którym zawsze będziesz myśleć, miejsce gdzie będą się o Ciebie 𝘁𝗿𝗼𝘀𝘇𝗰𝘇𝘆𝗰́. Marzyła o tym, odkąd pamiętała. Odkrywanie świata było jej pisane, jednak troska najwidoczniej nie. Świat się o nią nie troszczył, lekko w życiu też nie miała. Spanie na dworze podczas burzy to coś naturalnego czego uczono ją od dziecka. Zabijanie zwierząt bądź samodzielne zrywanie owoców aby mieć co zjeść też było czymś czego uczono ja od dziecka. Musiała ,,zasłóżyć" aby być traktowana jak ,,normalne" dziecko. Pomyśleć, że po tych wszystkich staraniach i tak wyrzucili ją z ,,domu".
Jednak nie ma co płakać na rozlanym mlekiem, co było już nie wróci, nie ważne jak bardzo starać się będziemy. Z takimi myślami [K.W] zawsze wstawała rano, jednak teraz obudził ją odgłos walki, uderzeń O podłogę i ocierania broni O coś. Wstała zdezorientowana i popatrzyła w górę. Zauważyła nietypowo ubranego chłopca z specyficzną fryzurą i czymś na czole.
– Następnym razem, nie śpij w takich miejscach. Tamte potwory mogłyby Cię zaatakować, a przez to, że spałaś nie miałabyś jak się obronić.– powiedział patrząc na Ciebie bezwzględnym wzrokiem. Odpowiedziałaś mu swoim spokojnym i łagodnym.
– Następnym razem wypowiedz me imię. Adeptus Xiao, przybędę gdy zawołasz.
– Taa dzięki, ale chyba nie skorzystam– powiedziałaś pewna siebie otrzepując się z kurzu i biorąc swoją torbę z miejsca obok. Odwróciłaś się do niego podając swoją rękę– [T.I], jesli będziesz czegoś potrzebować to będę tutaj jakiś czas. Więc nie krępuj się, wpadaj ile chcesz!– dokończyłaś radośnie. Spojrzałaś na zdezorientowanego Xiao. Wzięłaś jego ręke i ją uścisnęłaś. Pomachałas trzy razy po czym odeszłaś machając mu na pożegnanie. Musiałas przyznać, że to jak szybko jego mina z poważnej zmieniła sie na zdezorientowaną, która wyglądała jak małego przestraszonego kotka, było naprawdę zabawne!

Welp
Chciałam to szybko opublikować, więc reszta postaci będzie w następnym rozdziale
Mam nadzieję, że nie wyszło cringeowo
Licznik słów: 2008
Byee

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro