Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak co dzień przed szkołą, wchodzę do kuchni by napić się wody dla oczyszczenia organizmu. Pomaga mi to odrobinę się ożwyić przed wyjściem do ludzi. Mijam moją matkę, która popija właśnie kawę przy stole. Wiem, że jej wzrok jest we mnie wbity, więc nawet się nie odwracam. Po prostu trzymam szklankę na przycisku w lodówki, obserwując jak się napełnia. Nienawidzę tego powolnego procesu.

— Dzień dobry. — powiedziała mama, choć z pewnością zdaje sobie sprawę, że tradycyjnie jej nie odpowiem

Gdy ilość wody była wystarczająca, zabrałam już pełną szklankę i wypiłam całą jej zawartość na raz. Muszę wyjść stąd jak najszybciej, więc wkładam ją do zmywarki i znowu mijam mamę, starając się nie patrzeć jej w oczy. Nie chcę żeby rozpoczęła się między nami jakaś niepotrzebna dyskusja. Nie lubię sobie psuć poranka, który i tak jest już zepsuty faktem, że muszę pędzić do szkoły. To nie tak, że nie lubię tam chodzić. Niektóre przedmioty naprawdę mnie interesują i sprawiają mi przyjemność, jak na przykład angielski czy plastyka. I oczywiście w szkole spełniam swoją pasję. Jestem kapitanem szkolnej drużyny piłki nożnej. Praktycznie żyję tym sportem i to sprawia, że szkoła nie jest taka okropna. Zwycięstwa w lidze dadzą mi przepustkę do grania zawodowo w przyszłości. A ja od początku roku nie przegrałam ani raz.

Zarzuciłam na ramię plecak, który wcześniej po zejściu na parter rzuciłam pod drzwi. Bez słowa opuściłam dom. Już miałam wyciągać kluczyki z kieszeni by otworzyć samochód, gdy zabrzmiał klakson i po drugiej stronie ulicy ujrzałam mojego chłopaka w jego jeep'ie. Uśmiech od razu zagościł na mojej twarzy. Przeszłam przez ulicę i gdy tylko wsiadłam przytuliłam Isaac'a po czym obdarzyłam go buziakiem w policzek.

— Fuj. — usłyszałam obok i zrozumiałam, że mój przyjaciel Joe siedzi na tyłach samochodu — Nie zapędzaj się tak Jasna.

— Zluzuj, Ciemny. — odparłam i wywróciłam oczami

Odwróciłam się do Joe i przybiłam z nim żółwika na powitanie. Jasna i Ciemny to przezwiska które nadaliśmy sobie jeszcze jak mieliśmy 10 lat. Mimo, że głównie oparte są na kolorze skóry, to interpretujemy je na jeszcze jeden sposób. Ja kocham być w, że tak powiem "świetle reflektorów" a Joe woli pozostawać w cieniu i przeważnie się nie wychyla. Na Isaac'a czasem mówimy Huckleberry lub Cowboy Rick, ponieważ pochodzi z Texasu i ujeżdżał tam owce gdy był mały. Ja uważam, że to nawet słodkie, ale on wolałby usunąć ten "sport" z pamięci. Zazwyczaj po prostu się wkurza lub obraża gdy wspominamy te okoliczności. Jednak lubię go czasem podenerwować. Zresztą jak każdego.

Oparłam się z powrotem o fotel, a Isaac zawrócił i pojechał do szkoły. Nie mieszkam tak daleko, ale na nogach musiałabym się wlec pół godziny, więc przeważnie wolę podjechać autem.

— Masz dzisiaj trening? — zapytał Isaac nie spuszczając oczu z drogi

— Tak, a za tydzień mecz towarzyski.

— Podobno z jakąś słabą drużyną. Quincy Adams? Jakoś tak. Nie są nawet w lidze, ale o to walczą. — doinformował mnie Joe

— Czyli są beznadziejne. — stwierdziłam z satysfakcją

— Kolejna wygarana w kieszeni. — wspomniał mój chłopak

Uśmiechnęłam się pewnie i oparłam o jego ramię. Odkąd zaczęła się tegoroczna liga, a ja zjawiłam się w szkole, wyciągnęłam wraz z Elise drużynę na szczyt. Nasza szkoła nigdy nie była jakoś zła, bo sprawdzałam dawne wyniki, ale mój rocznik i tak wypada najlepiej. Przeskoczyłyśmy talentem nawet drugą grupę. W szkole są po dwie drużyny, jeśli chodzi o piłkę nożną. Drużyna składająca się, z klas pierwszych i drugich, oraz druga drużyna składająca się z trzecich i czwartych. Trochę martwi mnie fakt, że za kilka miesięcy niektóre dziewczyny pójdą do trzeciej klasy, przez co nie wystartujemy już w lidze razem. Staram się jednak o tym teraz nie myśleć i skupić się na byciu jak najlepszą.

...

Wparowałam do szatni gotowa do treningu. No prawie, bo muszę jeszcze przebrać się w odpowiednie do tego ubrania. Rzuciłam torbę na ławkę i rozpięłam już spodnie. Obok położyłam sobie energetyka, którego mam zamiar jeszcze wypić nim pójdę się rozgrzewać.

— A ty co Mayfield? — zapytała Elise za moimi plecami

— Coś ci nie pasuje Duran? — odparłam odwracając się w jej stronę

— Hastings zabroniła ci pić to gówno. — wtrąciła Sarah i stanęła między nami tak jakby bała się, że zaraz się pobijemy

Rozumiem, że sporo się kłócę z tą nieznośną latynoską, no ale przecież nic byśmy sobie nie zrobiły. Jesteśmy drużyną, a drużyna to jedność. Poza tym, bicie ludzi nie jest raczej w moim stylu. Wiadome, czasem się przepycham z kimś na boisku, ale panuję nad nerwami.

— Od kiedy niby obchodzi mnie czego mi ktoś zabrania? — odpowiedziałam Sarah pytaniem i uśmiechnęłam się złośliwie na koniec

— Od kiedy możesz wylecieć z drużyny jak mnie jeszcze raz wkurzysz. — usłyszałam panią trener gdzieś za mną

Nie cierpię gdy nie zamykają drzwi od tylnego wyjścia z szatni. Tego, którym przechodzimy na boisko. Wtedy Hastings zawsze trafia niespodziewanie na moment na który nie powinna. A jak to w babskich szatniach, zazwyczaj wiele się dzieje.

— Konfiskuje. — rzuciła Hastings i zabrała moją puszkę, na co nawet nie protestowałam — Dorośnij kiedyś Mayfield.

Zmierzyła mnie jeszcze jak zawsze poirytowanym spojrzeniem i wyszła z szatni. Westchnęłam jedynie i wróciłam do przebierania się.

— Ojoj kolejny raz ją wkurzyłaś. — powiedziała Elise i stanęła obok mnie

— To jej problem, nie mój.

— Kwestia czasu aż cię wyrzuci.

— To będzie najlepszy dzień twojego życia, prawda? — spojrzałam na nią, a ona zamiast odpowiedzieć, usiadła na ławce i zaczęła wiązać korki

Wiedząc, że już raczej nie doczekam się odpowiedzi, wróciłam do ubierania.

...

Po kolejnym udanym treningu, wróciłam z Isaac'iem do domu. Gdy tylko wysiedliśmy z samochodu, wziął moją dłoń w swoją i pochylił się łącząc jego usta z moimi. Stanęłam lekko na palcach i przejechałam dłonią po jego krótkich blond włosach.

— Uwielbiam cię Maya. — wyszeptał w moje usta, gdy przerwał pocałunek

Uśmiechnęłam się i cmoknęłam go ostatni raz. Pociągnęłam go za rękę do domu z nadzieją, że nie zastaniemy w nim Blake'a. To nie tak, że sprawia jakieś problemy gdy ktoś do mnie przychodzi. Po prostu, wszyscy moi znajomi mają normalne rodziny, a ja czuję jakbym nie miała jej wcale. Ojciec nie wiadomo gdzie, mama ma nowego, dziadkowie od strony mamy już nie żyją, a ci od strony taty nie odzywają się, nie licząc przesłania mi jakiejś kasy na urodziny czy mikołaja.

Gdy już znaleźliśmy się w domu, idąc w stronę schodów spotkaliśmy moją mamę.

— Dzień dobry. — przywitał się Isaac, a mama odpowiedziała mu i posłała w jego stronę szczery uśmiech

Bardzo go lubi, dlatego nie ma problemu, że czasem siedzimy u siebie do późna. Muszę ją po prostu wcześniej informować. Uwielbiam takie noce, kiedy jest już po północy, ledy dają jedyne światło, a my leżymy sobie w moim pokoju. W takich chwilach, nasuwa mi się myśl, że chciałabym być z Isaac'iem na zawsze. To wszystko jednak mija, a ja ponownie niczego nie czuję.

— Jak lekcję? — mama zwróciła się do mnie

— Nie ważne. — olałam ją i zwróciłam się bardziej do mojego chłopaka — Idziemy do mnie.

Już pociągnęłam go za rękę w stronę schodów, lecz musiałam się zatrzymać gdyż mama wypowiedziała moje imię.

— Co? — zapytałam podirytowana

— Nie możemy normalnie pogadać jak dawniej?

Zdziwiłam się, że poruszyła ten temat akurat teraz. Żyjemy w takich stosunkach od ponad roku, a jej zebrało się na rozmowy akurat gdy mam gościa.

— Może mogłybyśmy, gdybyś nie zniszczyła mi życia. — odpowiedziałam zła i ruszyłam po schodach na górę

Gdy weszłam z Isaac'iem do pokoju, rzuciłam się na łóżko i westchnęłam. Denerwuje mnie ta cała sytuacja. Ciągle dobija mnie brak taty. Kazała mu odejść i zepsuła mi tym życie. Rozumiem, nie potrzebowała go, ale ja? Ja wciąż go potrzebuję. Tata zawsze był dla mnie wsparciem. To on zapoczątkował u mnie miłość do piłki nożnej. Chodził ze mną na mecze, na boisko, zabierał na różne eventy. Czy to źle, że po prostu ciężko mi bez niego żyć? Nienawidzę o tym myśleć.

Isaac podszedł i położył się obok mnie. Przytuliłam się do niego, a on zaczął przeczesywać palcami moje włosy o ciemniejszym odcieniu od jego. On swoje farbuje, przez co są prawie jak białe. Wygląda w nich o wiele przystojniej niż w swoim naturalnym kolorze.

— Nie myślisz, że jesteś zbyt ostra dla mamy? — wyrzucił nagle

Zaskoczył mnie i spojrzałam na niego niezbyt zadowolona.

— Mam prawo być zła.

— Rozumiem. Po prostu, tyle już się kłócicie. Pamiętam, że zawsze podziwiałem wasz dobry kontakt, a teraz z dnia na dzień obserwuję jak robicie się sobie obce.

— Proszę nie gadajmy o tym. — powiedziałam

— No dobrze. Ale pamiętaj, że jak potrzebujesz rozmowy, to możesz też gadać ze mną, a nie tylko z Joe. Jestem tu dla ciebie. Zawsze byłem i zawsze będę.

Jego słowa sprawiły, że na mojej twarzy zagościł uśmiech. Ujęłam dłonią jego policzek i pochyliłam się łącząc nasze usta w długim, pełnym uwielbienia pocałunku. Momenty w których nasze usta zgrywają się i zdają się być jednością, są jednymi z moich ulubionych. Obecność Isaac'a, zawsze mnie pociesza i daje nadzieję. Może nawet nie nadzieję, lecz pewność, że w moim życiu jest ktoś kto potrafi mnie znieść.

— Mam propozycję. Idziemy spać na dwie godziny, a potem wymykamy się do Josha i dzwonimy po Joe. — przedstawiłam plan który właśnie wymyśliłam

— Chcesz pić w tygodniu bez okazji? — zapytał zdziwiony

— Nie powiedziałam, że pić, ale to chyba rzeczywiście dobrze mi dzisiaj zrobi.

— No okej, jeśli to ci poprawi humor to jestem na tak.

Ucałował mnie w czoło i mocniej do siebie przytulił. Wiem, że prawdopodobnie nie będziemy razem na zawsze. Ale jest dla mnie taki dobry, że nie wyobrażam sobie nie mieć go u swojego boku. On i Joe są dla mnie wszystkim, choć praktycznie im o tym nie mówię. Chcę z nimi dzielić każdą chwilę mojego życia. A przede wszystkim, nie chcę zawieść któregoś z nich. To mój priorytet.

...

Wymknęliśmy się oknem, którym zawsze wychodzę, gdy nie chce być zauważona. Pomimo, że to na piętrze, to nie jest jakoś bardzo wysoko. Ale gdyby nie drzewo, posadzone tuż obok, miałabym ogromne problemy z wejściem z powrotem. Przeskoczyliśmy ogrodzenie od tyłu domu i wyruszyliśmy do mojego ukochanego osiedlowego sklepu. Teraz zmianę ma tam Josh, kolejny z moich kumpli. Jest ode mnie trzy lata starszy i mieszka kilka domów obok. Jak byłam mała, to trochę się w nim bujałam, jak każda dziewczyna z sąsiedztwa. Nie dziwię się im. Josh jest bardzo przystojny. Jest brunetem, o wyrazistych rysach twarzy, co przyciąga na niego uwagę. Do tego ma fajny styl, bo jeździ na desce, no a jego poczucie humoru jest po prostu cudowne. Jednak nigdy nie chciałam by połączyło nas coś więcej niż kolegowanie się.

— Siema. — przywitałam się z uśmiechem gdy  weszliśmy do sklepu

Josh wyszedł zza lady i zbił z nami piątkę na przywitanie. Isaac zaczął wypytywać go o motor, który niedawno zakupił, więc odeszłam by rozejrzeć się po sklepie za czymś, co się może dzisiaj przydać.

— Josh o której dziś kończysz? — zawołałam z drugiego końca sklepu

— Dwudziesta druga i jadę do kumpla po część do motoru. A co? — zapytał, odwracając się do mnie

— Myślałam, że do nas dołączysz.

— Dziś nie dam rady, ale zgadamy się w któryś dzień. — powiedział z uśmiechem — Nawet wam postawię.

— I to się szanuję. — rzucił Isaac i poklepał go po ramieniu

— Dobra, — zabrałam litr Finlandii z półki i wróciłam do kasy — to i marlboro czerwone.

— Maya...— zaczął Isaac a ja już wiem co powie — Nie możemy wypić po piwie? Poza tym miałaś już nie palić. Wiesz jakie to...

— Tak wiem. — przerwałam mu — I nie pale. Nie codziennie.

Pokręcił tylko głową, ale już odpuścił sobie protesty. Isaac, jak i każdy inny mają świadomość, że jeżeli będę chciała to i tak zrobię po swojemu. Dlatego zazwyczaj już nawet nie komentują moich czynów. Lepiej dla mnie. Zapłaciłam, pożegnaliśmy się z Joshem i wyszliśmy ze sklepu. Skierowaliśmy się do naszej schowanej w parku miejscówki, gdzie nigdy nie ma nikogo poza nami czy Elise i Norą. Usiedliśmy na ławce, napisaliśmy do Joe żeby się pospieszył i rozpoczęliśmy picie. Po jakichś ośmiu przechyleniach butelki i wlaniu wódki do gardła, poczułam zawroty głowy. Ani raz nie popiłam colą, którą przyniósł Ciemy, co było niesamowitym błędem. A jeszcze większym, było zjedzenie nie zjedzenie dzisiaj obiadu.

— Wszystko ok? — zapytał Joe widząc mój stan

On jest trzeźwy. Nie lubi picia alkoholu i unika tego jak ognia. Dlatego to on zawsze wszystkich ogarnia. Jestem mu za to wdzięczna, bo pewnie gdyby nie on, nie raz nocowałabym w fosie.

— Mam helikopter. — odparłam i ponownie przechyliłam butelkę

— Może nie pij już.

— Niee, jest dobrze. Serio. — odpowiedziałam po czym prawie upadłam z ławki, ale Isaac złapał mnie w talii i z powrotem posadził

— Dobra skończyło się.

Joe wstał, zabrał z ławki butelkę i rzucił daleko o mur, tym samym rozbijając ją.

— Ej no co ty zrobiłeś. — powiedziałam przeciągając ostatni wyraz — Jeszcze trochę było... Żałosne. Odetnę ci za to dredy.

Zamiast przestraszyć się moich gróźb, on tylko się zaśmiał i ponownie obok mnie usiadł. Oparłam się o Isaac'a czując, że zaraz odlecę jeszcze bardziej. Wypiłam ponad pół litra wódki na prawie pusty żołądek. Jak dojdę do domu to będzie to cud.

— Tu jesteś! — usłyszałam głos którego wolałabym nigdy nie słyszeć

Nie musiałam się nawet odwracać, bo po chwili zobaczyłam przed sobą Blake'a. Spojrzał groźnie na Isaaca i Joe, a potem nieco łagodniej na mnie.

— Twoja mama się martwi.

— Ok. — kiwnęłam głową i już jej nie podniosłam

Zbliżył się i lepiej nam przyjrzał.

— Jesteś nawalona. Twój chłopak też.

— No co ty, nie wiedziałam. — wymamrotałam

— Chodźcie odwiozę was do domów. A z tobą sobie pogadam. —  z ostatnim zwrócił się do mnie

— Nigdzie z tobą nie jadę. — powiedziałam i podniosłam się żeby na niego spojrzeć — Trafię sama.

— W tym stanie? Nie sądzę. Chodź. — chciał mnie podnieść z ławki, ale mu na to nie pozwoliłam

— Umiem chodzić do cholery.

Wstałam szybko, przez co zakręciło mi się. Już czułam swój upadek, kiedy Blake złapał mnie i postawił z powrotem na nogi. Objął mnie i odwrócił się do chłopaków.

— Podrzucić was?

— Nie, dziękuję. Odwiozę go, nie piłem.

— Jak Maya nie chce iść do domu, to ją zostaw. — odezwał się nagle Isaac jakby właśnie się obudził i dotarła do niego rzeczywistość

— Ty nie masz tutaj głosu. To twoja dziewczyna, to ty powinieneś być trzeźwy i ją odwieść, nie twój kumpel. — zgasił go Blake — Pomijając już fakt, że żadne z was nie powinno być pod wpływem.

— Isaac, wyluzuj. Niech Maya jedzie do domu. — powiedział Joe, a chłopak pokiwał głową i rozłożył się na ławce

Znowu na moment straciłam równowagę, przez co oparłam się o Blake'a. On jedynie westchnął, pewnie mając już dość i wziął mnie na ręce, żeby zanieść do samochodu.

— Pa chłopaki! — krzyknęłam — Kocham was!

Droga do domu przebiegła w ciszy. W okropnie niezręcznej i nieznośnej ciszy. Całe szczęście, że zajęła jakieś dziesięć minut. Za każdym razem, gdy przymknęłam oczy, czułam jak wszystko wiruje. Kiedy Shawn zatrzymał się pod domem, chciałam wysiąść, ale on zamknął samochód.

— No ej! Chcę już zasnąć.

— Co ty sobie myślisz? — spojrzał na mnie z wyrzutami jakby był moim ojcem — Serio? Tak się upić w tym wieku? Dobra nie. Nie. Nie będę tego oceniał bo sam byłem młody. Ale czemu ciągle sprawiasz swojej mamie przykrość? Traktujesz ją bardzo niewdzięcznie.

— Jakby była taka świetna to nie wyrzuciłaby taty! — odpowiedziałam wkurzona

— Czyli to o to chodzi. A skąd pewność, że to wina twojej mamy?

— Pewnie cię poznała, a tatę pojebała.

— Między mną a twoją mamą nie było niczego dopóki się na dobre nie rozeszli. Mam swój honor. — powiedział

— Jasne. — rzuciłam i chciałam otworzyć drzwi, ale przypomniało mi się, że są zamknięte

Blake westchnął i je otworzył, a ja wyszłam z samochodu. Praktycznie od razu wywróciłam się na chodnik i zwróciłam chrupki zmieszane z wódką. Położyłam się obok na plecach nie mając siły i chęci by wstać. Gdy Blake mnie ujrzał, szybko do mnie podbiegł i pomógł się podnieść. Przeszliśmy razem przez bramkę i trawnik, aż w końcu znalazłam się w domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro