9 ~ Masz kłopoty?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

POV Maya ~~~

Dziś rano, staram się unikać Riley. Wyznałam jej wczoraj pod wpływem impulsu co czuję. Szczerze to nie wiem czy dobrze zrobiłam, ale trudno...stało się. Nie cofnę tego co było. Czy chciałabym w ogóle to cofać? Myślę, że mogę się jej podobać, ale nie możemy zapominać, że ja jestem z Missy.

Siedzę w klasie, trwa historia z Matthews'em. Bardziej leżę niż siedzę. Moja dziewczyba cały czas coś do mnie mówi. Dobija mnie to. Czuję się źle. Wręcz fatalnie.

Co jakiś czas, mój wzrok spotyka się z wzrokiem Riley. Jej ojca ewidentnie to denerwuje, widać to po nim. Ciągle patrzy się między nas. Jebany homofob. Wiem co zrobił i mu nie odpuszczę. Dam mu popalić w tej szkole.

Ktoś zapukał do klasy i otworzył drzwi. Wszedł tu dyrektor i policjant.

No nie...

— Coś się stało? — zapytał spokojnie Matthews

— Szukamy Mayi Hart-Hunter. — powiedział policjant

Wzrok całej klasy, w tym Riley, powędrował na mnie. Wszystko jasne. Carla.

— Maya, co jest? — zapytał Farkle

Nie odpowiedziałam mu, tylko spojrzałam na Riley.

— Jeśli mogę wiedzieć, o co chodzi? — spytał Matthews

Dyrektor zaczął coś do niego mówić po cichu. Ja jedynie zacisnęłam szczękę i przełknęłam ciężko ślinę. Czy pieniądze tu pomogą? Czy tata w ogóle zgodzi się jeszcze mi pomóc?

Riley wygląda na przerażoną. Jako jedyna wie co zrobiłam.

— Co zrobiłaś? — spytała Missy

Nie chcę teraz odpowiadać ani Missy ani Farklowi. Nie chcę z nikim gadać. Zawaliłam sprawę, ale Riley. To dla niej. Nie. Nie mogę tego tak sobie tłumaczyć. Zrobiłam to dla siebie. Dałam upust swoim nerwom. Ten gniew, jaki mnie ogarnął. Agresja. Chęć rozwalenia Carli głowy o mur obok.

Cholera. A co jeśli ona tego nie przeżyła? Nie no oddychała przecież... Na pewno oddychała. Musiała. Musiała. Musiała.

Poczułam jak powietrze z moich płuc uchodzi. Coś zablokowało mi klatkę. Nie, złość, tylko panika. Serio mogłam przesadzić i nawet nie zauważyć.

Złapałam się za klatkę piersiową tracąc kontakt z rzeczywistością.

— Maya — usłyszałam szept Riley

Nie jestem w stanie jej odpowiedzieć.

— Maya, chodź z nami. — odezwał sie dyrektor

Nie ruszyłam się. Chcę, ale nie mogę. Kurwa czy ja kogoś zabiłam?

— Hart-Hunter wstań w tym momencie — powiedział policjant

— I spakuj się, prędko tu nie przyjdziesz — dodał Matthews

— Maya — znowu zaczepiła mnie Riley kiedy się już powoli się podnosiłam

— Riley, zostaw ją. — powiedział ostro jej ojciec

Missy podbiegła i zaczęła pomagać mi się pakować. Farkle chciał się do mnie zbliżyć, ale zagrodzono mu drogę. I dobrze. Nie zasługuje na wsparcie.

— Kochanie, będzie dobrze — usłyszałam ale to olałam

Nie, nie będzie dobrze.

Policjant w końcu złapał moje ramię i zaczął wyprowadzać z sali. Missy i Farkle też chcieli wyjść, ale Matthews im na to nie pozwolił. Mam przewalone.

...

W gabinecie dyrektora są już moi rodzice. Dosłownie mnie tu wepchnięto. Drążc, siadam na krześle obok nich, a policjant staje przy drzwiach.

— Może sama nam opowiesz co zrobiłaś. - powiedział tata tak zawiedzionym tonem jakiego nigdy nie słyszałam — A zresztą, nie jestem chętny tego znowu słuchać. Proszę wyciągnąć konsekwencje. Co, wniosła coś do szkoły? Jakaś nagana? Wylatuje?

— Ale jeszcze nie powiedziałem o co chodzi...— zaczął dyrektor

— Pobicie, prawda? — zapytała mama i wtedy na nią spojrzałam

Patrzy na moją rękę. Nie wyplątam się z tego. Ale skoro jeszcze mnie nie zakuli i nie wsadzili za kraty to Carla żyje, prawda?

— Tak, brutalne. Co prawda nie była to uczennica z naszej szkoły, ale takie zachowanie nie jest odpowiednie. Ta dziewczyna którą pobiłaś, trafiła do szpitala. — z tym ostatnim zwrócił się do mnie.

— Ona zrobiła coś gorszego! — unisołam się — Powinna mi być wdzięczna, że jej nie zabiłam!

— Maya, uspokój się. — powiedział tata, chyba już dotarło do niego że sprawa jest ciężka i nie tak łatwo to załatwi

— Co takiego zrobiła? — zapytał policjant.

Ta próba samobójcza, to sekret Riley. Nie mogę jej wydać.

— Nic...

— Powiedz prawdę. — odezwała się mama

— Nic, nie zrobiła nic. Po prostu jestem agresywna i rzucam się na ludzi bez powodu!

— Wiesz, że przegięłaś?! I to ostro! — krzyknął ojciec

— Niczego nie żałuję. — powiedziałam cicho

Tata pokręcił głową i spojrzał w sufit.

— Twoje zawieszenie będzie trwało dwa tygodnie...—  zaczął dyrektor, po czym spojrzał na mojego ojca — Znaczy tydzień. Jeden tydzień.

— No i git. Mam dość tej jebanej szkoły. — powiedziałam ostro

— A resztą, zajmie się sąd o ile ta dziewczyna zechce cię pozwać.

— Super.

Wstałam i wyszłam trzaskając drzwiami. Nikt już nawet nie próbował mnie zatrzymać. To po cholerę wzywali policje i robili taką szopkę skoro Carla jeszcze mnie nie pozwała.

Idąc natknęłam się na Riley. Stanęłam w miejscu jak wryta w podłogę.

— Maya.

Podeszła do mnie i mnie przytuliła. Objęłam ją mocno, chowając twarz w jej szyję.

— Masz kłopoty? — zapytała

— Tak. Teraz pewnie, masz o mnie jeszcze gorsze zdanie.

Nagle drzwi gabinetu się otworzyły, więc natychmiast się od siebie odsunęłyśmy.

— Wracasz do domu i nie wychodzisz! Ale najpierw, jedziemy do szpitala przeprosić Carle i jej rodziców. — powiedziała mama

Riley spojrzała na mnie. Nie bardzo potrafię odczytać jej emocje. Wie czemu to zrobiłam. Postrzega tą sytuacje inaczej.

— Nie przeproszę jej. Nie ma opcji.

— O nie, zrobisz to i będziesz się modlić, żeby nie zrobili problemu. Dodatkowo, nie będziesz wychodzić z domu i zaczniesz się uczyć.

— Z pewnością...— powiedziałam sarkastycznie

— Wierz mi, to mała kara w porównaniu z tym co zrobiłaś! Jak mogłaś w ogóle tak zmasakrować tą dziewczynę?! — krzynął tata.

Chyba zapomnieli, że Riley cały czas tu stoi. Albo są tak wściekli, że w dupie mają opinie innych.

— Do auta i jedziemy do szpitala! To co robisz psuje nasze dobre imię!

Jednak nie.

Spojrzałam jeszcze na Riley i odeszłam. Teraz to już mogę zapomnieć o jakimkolwiek kontakcie z nią. Matthews mnie nie dopuści. Wyjść z domu mi nie dadzą. Zawaliłam sobie wszystko, a miało być tak pięknie.

...

Wchodzimy do szpitala i kierujemy się do recepcji.

— Dzień dobry, szukamy...

— To ty! — krzyknęła jakaś kobieta i rzuciła się na mnie.

Złapała mnie za kurtkę i zaczęła mną szarpać. Stoję tak nie reagując, pozwalając jej wyżyć się na mnie. W końcu mój ojciec odsunął ją ode mnie. Mama uspokoiła recepcjonistke, żeby nie wzywała ochrony.

— Moja córka przyszła przeprosić. Carle i panią. — powiedział tata i na mnie spojrzał

— Nie będę za nic przepraszać.

— Maya! — upomniała mama

— O co wam chodzi?! Nie wiecie nawet co ona zrobiła! Nie wiecie do czego doprowadziła! — krzyczę — A pani? Pani na pewno dobrze wie! — zwróciłam się do kobiety

Zamurowało ją na chwile, ale zaraz pokręciła głową.

— Nie wiem o co chodzi, ale trzymaj się z dala od mojej córki!

— Z przyjemnością! Nie zamierzam nawet na nią patrzeć! — podeszłam bliżej — Naróbcie mi problemów na policji, a ja zgłoszę do czego doprowadziła twoja córeczka. I co robiła, co nadal robi.

Znowu czuję gniew, gdy pomyślę o tym, że Riley mogła się zabić. Jestem zła na Carle, ale też na siebie. Przecież jestem jak ona, nawet gorsza. To równie dobrze ja mogę doprowadzić Riley do takiego stanu. Nie mogę zaryzykować. Nie chcę jej skrzywdzić. Może ten areszt domowy to dobra opcja.

Matka Carli przestała już być taka pewna siebie. Cofnęła się i zastanawia się nad czymś.

— Dobra, odwołam to wszystko. Carla nie pamięta. Ale masz się do niej więcej nie zbliżyć rozumiesz?

— Oj uwierz, nie chcę oglądać jej mordy.

— Maya...— zaczął tata ale zignorowałam go i wyszłam ze szpitala.

Schowałam się w jakiejś uliczce, żeby mnie nie znaleźli. Wybieram numer i dzwonię do Farkla. Muszę z kimś pogadać.

...

Siedzę z Farklem w pizzerii, już od godziny. Tłumaczę mu sytuacje z Riley, oczywiście omijając szczegóły o których nie może wiedzieć.

—Więc, powiedziałaś jej, że ci się podoba?

— Nie, powiedziałam że mi na niej zależy.

— Ze względu na pocałunek, czy szczerze?

— Chwila, kiedy mówiłam ci o pocałunku? — zdziwiłam się

— Nie mówiłaś, Riley mówiła.

— O, coś jeszcze mówiła? — zapytałam czując że bardzo mnie obgadali

— Tak.

— Co takiego? — zapytałam

— Nie powiem ci.

— Co? Farkle, przecież się przyjaźnimy. — przypomniałam

— Chcę żebyś sama to odkryła. — powiedział z uśmiechem

— No dobra — zrezygnowałam nie mając siły na nic — A z resztą, nie będę z nią.

— Czemu?

— Nie chcę jej zniszczyć. — upiłam łyk Pepsi

— Zniszczyć? Niby czym, lubieniem jej?

— No tak, nie jestem dla niej wystarczająco dobra. Ona zasługuje na kogoś lepszego.

— Nie mów tak.

— Ale tak jest.

— Nie, nie jest. Pasujecie do siebie według mnie. Po za tym, wiem, że jej nie skrzywdzisz. — powiedział — I ona też to wie.

— A jeśli? Nie chcę być jak Carla. Nie wybaczyłabym sobie gdyby ona... — przerwałam

— Gdyby ona co?

— Nic, nie ważne. Mam dziewczynę.

Przypomniałam to a on wywrócił oczami.

— Rozmawiałyście w ogóle? Skąd wiesz że ci na niej zależy, skoro nawet nie rozmawiacie.

— Jakbyś nie zauważył, przeprowadziłam z nią sporo kłótni. To też rozmowa.

— Czyli tak się teraz zdobywa dziewczyny? — zażartował.

— Chciała dziś pogadać. Rodzice nam przeszkodzili.

— Jedź do niej.

— Co? Przecież mówiłam ci, że nie chcę jej zranić. Muszę się odciąć.

— Jedź do niej.

— Powtarzasz się.

— Tylko pogadajcie. Nie musicie iść w śline ani się oświadczać.

— Nie mam jak wziąć auta z domu. Rodzice się skapną.

— Podwiozę Cię.

— Uparty jesteś.

— Za to mnie kochasz. — puścił mi oczko

— Racja. — zgodziłam się i pocałowałam go w policzek.

— Jedźmy.

Pogadam z nią. Wytłumaczę jej wszystko. Nie wiem nawet co. Nie wiem co robić. Nie wiem nic. Oczekuje natchnienia.

...

Drzwi otworzyła mi mama Riley.

— Dzień dobry Maya. — uśmiechnęła się

— Dzień dobry, Riley jest w domu? — również się uśmiechnęłam z nadzieją że jeszcze nic nie wie

— Topanga, kto to jest? — zawołał Matthews

Podszedł do drzwi i zatrzymał się gdy mnie zobaczył.

— Masz zakaz kontaktu z moją córką! — rozkazał

— Cory, o co chodzi? — zapytała zdziwiona Topanga

— Widziałem twoje szkolne akta. Przynosisz same kłopoty. — mówi do mnie.

Stoję w drzwiach z rękami w kieszeniach kurtki. Nie chce mi się z nim kłócić. Chyba serio lepiej całkiem to wszystko olać.

— Ściągniesz Riley na złą stronę! Masz do niej nie przychodzić!

— To chyba Riley decyduje o tym, z kim się koleguje. — powiedziałam narazie spokojnie

— Tak, jasne. Tyle że nie z ćpunami! Pijesz, palisz, jesteś arogancka. Nie zdałaś roku!

— Cory, spokojnie. Przecież to Maya, córka Shawna. Twojego najlepszego przyjaciela. — powiedziała do niego Topanga.

— To nie jest ważne. Wiesz co zrobiła? Pobiła ostatnio dziewczynę. Najpierw piła z nią przez dwa tygodnie i nie chodziła do szkoły. Potem ją pobiła. Ciekawe jaki był powód!

— To nie pana interes, co robię a czego nie! — powoli przestaje nad sobą panować

— Tylko zranisz Riley! Wiem to! Ktoś taki jak ty potrafi tylko zranić! — krzyczy.

Zatkało mnie i aż poczułam łzy w oczach. Ma rację, tylko to potrafię.

— Racja. Wiem, zgadzam się z tym. Po to tu przyszłam. Powiedzieć jej, że nie chcę ryzykować, że ją zranię! Do widzenia! — odwróciłam się, ale Topanga mnie zatrzymała.

— Maya, czekaj. Może porozmawiamy na spokojnie.

— To pani mąż zaczął, nie ja.

Wyszłam z bloku i poczułam jak łza spływa mi po policzku. Natychmiast ją wytarłam i ruszyłam w stronę parku.

To od początku nie miało sensu. Serio pomyślałam, że Matthews pozwoli mi chociażby zbliżyć się do jego idealnej córki? Serio jestem głupia.

Zwyczajnie chciałam czegoś nowego. Odmiany. Pewnie po tygodniu chęć na Riley Matthews przeminęła by z wiatrem. Próbowałam po prostu zdobyć to czego mieć nie mogę. To mnie ciągnęło. Nie ona.

Dzwonię do Missy, muszę zapomnieć o tym wszystkim. To za dużo jak na jeden dzień. Zdecydowanie.

...

Leżę z Missy i oglądamy film. Przynajmniej na chwilę, moje myśli oderwały się od Riley i tego pojebanego świata.

Wstałam z łóżka i zaczęłam szykować się do wyjścia.

— Nie idź jeszcze. — powiedziała — Zostań.

Zawahałam się, ale pokiwałam głową.

— Okej, zostanę. — położyłam się z powrotem obok niej

Wtuliła się we mnie. A ja ją objęłam.

— Możesz na noc? — zapytała

— Jasne — powiedziałam a ona mnie pocałowała — Co tylko chcesz.

Będzie jak dawniej. Musi być jak dawniej. Riley nie jest dla mnie. To z Missy ułożę jakoś swoje życie. Ona mnie nie zostawi. Ona mi zawsze wybaczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro