XIII. Czemu ktoś ryczy jakby go ze skóry obdzierali?
05.08.2002, Londyn
Przychodzi taki moment w związku, że nic już cię nie zaskakuje. Nie ma żadnych pierwszych pocałunków, nie ma już zaręczyn i ślubów, seks jest tylko kroplą do wodopoju z którego trzeba pić, aby podtrzymać związek. Zazdroszczę wszystkim ludziom, którzy myślą, a może i czują inaczej, ponieważ ja czuję że nie jestem zaskoczona już niczym.
Odkąd wszyscy z nas odnieśli już sukcesy, wymęczyli się przez trudną drogę do sławy, życie stało się monotonne. Dzieci wyrosły, przysłowiowo rozwinęły skrzydła i spierniczyły do swoich gniazd. To znaczy nie w moim przypadku, ale wiem że Rory już szykuje się na wielkie plany. Patiasha woli żyć w naszym domu i słuchać ze mną winyli, a mi wcale to nie przeszkadza. Chodzi mi raczej o to, że wszystkie te rzeczy, które kiedyś były dla nas nieosiągalne i trzeba było dojść do nich ciężką pracą, teraz są na wyciągnięcie ręki. I mimo że załatwiłyśmy naszym rodzicom wyjazd na Malediwy razem z dziewczynami, to właśnie sprawia że wiem, gdzie wszyscy z nas się znaleźli.
Mogę kupić dwa słoiki masła orzechowego i nie narzekać, że są tak drogie. Mogę kupić Rory jej wymarzone ciuchy, a Patiashy nowe książki i nie przejmować się ile ich jest, bo po prostu mnie stać.
Wiecie co jest najgorsze? To co piszę, nie sprawia mi żadnej przyjemności. Napisałam już pięć tomów mojej trylogii i siedzę w niej od tylu lat, że czuję że się wypaliłam i nie pisze tak jak powinnam, dlatego zaczynam wierzyć tej wyszczekanej kobiecie z wydawnictwa . Jestem bezradna i czuję jak łzy napływają mi do oczu, ale ocykam się kiedy Roger dotyka mojej ręki.
- Nad czym tak myślisz? - właśnie parkuje pod domem i spogląda na mnie zmartwiony, wyrywając mnie tym samym z ponurych myśli. Mrużę oczy, przez wpadające do środka słońce i nie do końca wiem czy mówić prawdę, czy raczej wszystko ukrywać. Stwierdzam że to nie ma sensu i nie ma co jeszcze bardziej pogłębiać ran.
- Dużo się zmieniło - śmieje się nerwowo i patrzę na niego, kiedy on wygląda na lekko skonfundowanego.
- Ale co?
- Nasze życie - wzdycham, odwracając twarz - Z resztą, nieważne - już się odwracam i kładę rękę na klamce, ale on mocniej łapie mnie za rękę.
- Ważne - stwierdza, więc ulegam i znów wzdychając, mówię :
- Po prostu... Mamy już wszystko i sądzę że trochę się rozleniwiliśmy.
- Nieprawda. Zaraz wyjeżdżam w trasę, a ty piszesz książkę. Dużo wyjeżdżamy, ty ćwiczysz, ja gotuje.
- To wszystko jest cholernie monotonne - ucinam jego monolog, a on nie przestaje marszczyć brwi. Ktoś mógł by pomyśleć że jestem jak rozpieszczona gówniara, bo mam wszystko a i tak kręcę nosem, jakby nie dali mi dodatkowej porcji czekolady do lodów. Cóż jednak poradzę, że moja ambicja koliduje z tym wszystkim co się dzieje, ale Roger chyba nie chcę tego zrozumieć.
- Czego ode mnie oczekujesz? - pyta niemal że z wyrzutem, a ja też zaczynam tracić cierpliwość. To jest to, o co mi chodzi. Dla Rogera wszystko stało się łatwe, na wyciągnięcie ręki. Dla niego szczęściem jest koncert z chłopakami, whisky z lodem w wypasionym salonie i dobry seks na zakończenie dnia. Kiedyś myślałam że wiele nas łączy, ale teraz zauważam że ja jestem Ruską armią, a on Ukraińską. Ja dalej chcę iść, stawiać kroki na wcześniej nieznanych mi szlakach, a mu dobrze na starych.
- Kto powiedział że czegoś od ciebie oczekuje? - tym razem bez jego zatrzymywania wychodzę z auta i kieruje się do domu. Nie idzie za mną, więc przez chwilę oddycham z ulgą.
Ledwo co przekraczam próg, a rozlega się dźwięk telefonu. Uświadamiam sobie że moja komórka padła w połowie drogi powrotnej, dlatego rzucam się na telefon domowy.
- Halo?
- Dzień dobry, Pani Cross- Taylor - w słuchawce rozlega się dobrze znany mi głos tej babki z wydawnictwa i w mojej głowie odpala się jakiś niebezpieczny trybik, mówiący mi że wkroczyłam na grząski grunt.
- Dzień dobry - niemal wykasłuje.
- Mamy dla pani przykrą informację, mianowicie nie będzie wydawać pani książek.
- Co?
Ta informacja jest jak gwóźdź do trumny, brak fajerwerek w sylwestra, brak oddechu do mych wymęczonych płuc. Wiedziałam że się opuściłam i walczyłam za mało, a teraz są tego efekty. Moja bezsilność właśnie odbija się na mojej pasji i lekko mówiąc, załamuje mnie.
- Pstro - wybucha śmiechem - Wypaliłaś się. Ludzie chcą czegoś nowego świeżego, a nie jakiegoś wapniaka, który nie umie nawet porządnie skończyć trylogii. Proszę jutro przyjechać, chcielibyśmy rozwiązać umowę. A teraz przepraszam, mam klienta - nagle w słuchawce wydaje się pisk.
Pisk kiedy serce przestaje bić, niczym strzał, uderzenie które wjeżdża we mnie jak rozpędzony ekspres. Odkładam słuchawkę i dołczągając się do kanapy, siadam na niej i wybucham przeraźliwym płaczem, na co Lucky natychmiast wskakuje obok mnie i próbuje lizać po dłoniach, ja się jednak odsuwam i chowam w nich twarz.
- Czemu ktoś ryczy jakby go ze skóry obdzierali? - z góry schodzi Rory, ale nawet nie unoszę twarzy, będąc zbyt zrozpaczona, aby na nią spojrzeć. Słyszę jej ciężkie kroki i czuję jak materac się ugina, kiedy siada tuż obok mnie. Wyczuwam jej zapach, ciężki i gorzki zapach kawy i miętowych cukierków - Mamo, wszystko w porządku?
- Po prostu mnie przytul - moje słowa są zniekształcone przez palce, jednak moja córka, zachowując ostrożność, przybliża się i delikatnie obejmuje ramionami jakby się bała że jestem czymś kruchym, czymś co zaraz rozpłynie się w powietrzu. I ma rację.
Kiedy Roger wchodzi do domu, Lucky zeskakuje z kanapy aby się z nim przywitać i równa się to również z czułościami Rory, która natychmiast się odsuwa, jakbym była intruzem i kimś kogo trzeba się pozbyć.
- Cześć tato - Rory idzie aby się z nim przywitać, ale ja wciąż nie odwracam głowy.
- Cześć Rory, możesz pójść do góry? Chciałbym pogadać z mamą.
- Jasne.
Po chwili słyszę jak wbiega na schody i po chwili na nich znika, a Lucky obija paznokciami o parkiet i o ile się nie mylę, kieruje się do kuchni. Roger za to podchodzi do mnie i niepewnie, jak Rory, bierze w ramiona.
- Co ci się stało? Czy chodzi o to o czym rozmawialiśmy? Wiesz że...
- Nie, wydawnictwo mnie zwolniło. Fajnie nie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro