V. San Francisco Baby

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Były już najlepsze edity z Rogem, to teraz macie z Brianem - ostatnio doszło do mnie, że jego głos to miód dla moich uszu! Enjoy! ♥

Victoria

Przeciągam się, gładząc pościel dłońmi, jednak coś nie pasuje mi w jej zapachu. Jest taki świeży, taki orzeźwiający... Taki cytrynowy. 

Natychmiast otwieram szeroko oczy, ale równie szybko je zamykam bo razi mnie światło poranka oraz biel pomieszczenia, który kłuje mnie w oczy. Chwila, my nie mamy białych ścian. Znowu otwieram oczy, tym razem i wstając. 

Boli mnie dosłownie wszystko, jakby tym razem to nie moja głowa, a całe ciało zostało zmiksowane i doprawione wszystkimi, możliwymi jednostkami bólu. No i strasznie mi nie dobrze. 

Ale nic nie przebija mojego przerażenia, kiedy orientuje się że jestem w hotelu, w jakimś łóżku gdzie wyraźnie pachnie cytrynami, które unoszą się również w powietrzu. Wygrzebuje się z pościeli i zmierzam do okna. A widoki są przednie, widać stąd dolinę i most Golden Gate Bridge. Ktokolwiek mnie porwał musi być niezłym bogaczem, co mi szczerze mówiąc odpowiada. Gdybyście nie zaczaili aluzji, to żartuje.

W rogu eleganckiego pokoju, stoi podłużne lustro, więc podchodzę do nieg, widząc obraz nędzy i rozpaczy. Moje złote włosy są rozczochrane, pod oczami kładą się cienie wielkości Teksasu i jestem blada jak ściana. A kiedy zauważam co na sobie mam, odskakuje z krzykiem. 

Może zacznijmy że jestem w swojej wczorajszej bieliźnie, a to dla mnie podstawowa informacja, bo może ( a mam ogromną nadzieję) że do niczego nie doszło. Ale ta o dwa razy większa koszulka z nadrukiem motocyklu, podpisana 𝑯𝒂𝒓𝒍𝒆𝒚 𝑫𝒂𝒗𝒊𝒅𝒔𝒐𝒏 spoczywająca na moim ciele, sprawia że odskakuje z krzykiem. Zaczynam łączyć fakty.

Cytrusy. Harley Davidson. David? To niemożliwe. 

- Już myślałem że nie wstaniesz - drzwi od pokoju się otwierają, a ja znów krzyczę. Jejku, ile razy się jeszcze wystraszę w tym dniu?

Kiedy jednak widzę kto do tego pokoju wszedł, łzy momentalnie stają mi w oczach. Tak oto, stoi przede mną David Dowding, blondyn z dobrym sercem i niebiesko-szarymi oczami, który jeździ na motocyklu. Który jest moim przyjacielem. 

Podbiegam do niego i uwieszam mu się na szyii, mocno zaciskając na niej uścisk moich ramion. Zaciągam się tak dobrze znanym zapachem, czując pewnego rodzaju ukojenie. I płacze. 

Skomle jak szczeniak, bo nie mogę uwierzyć że tu jest, że tuli moje ciało w swoich muskularnych, ale zarazem delikatnych ramionach. Przytula mnie mocno, jakby się bał, że zaraz się rozpłynę - całkiem możliwe, jestem tak wzruszona i szczęśliwa zarazem że sama nie mogę w to uwierzyć. 

- Jesteś tu - szepcze cicho i zamykam oczy. Czuje się wręcz błogo i mogłabym pozostać w takim stanie, mogłabym zostać w jego ramionach cały dzień.

- Jak mógłbym nie być? Zobaczyłem występ Susan w telewizji.... - nie kończy, bo odrywam się od niego i patrzę zszokowana.

- W telewizji? - przełykam głośno ślinę. Nie sądziłam że ten konkurs jest tak rozsławiony i że moja przyjaciółka znajdzie się w telewizji. Jakim cudem to przeoczyłyśmy? - Ale skąd...

- Wiedziałem że jest z tobą. To było oczywiste, po tym co usłyszałem... - mocniej splata palce, spoczywające na moim krzyżu i widzę nerwowość wpływającą na jego twarz. 

- Luz - macham ręką - Nie obchodzi mnie on. Kto ci powiedział?

Widzę że David toczy wewnętrzną walkę, bo chyba ma dużo do powiedzenia na temat mojego "wyjebania". Pewnie myśli że kłamie, tymczasem jakiekolwiek obawy czy tęsknota minęły, kiedy go zobaczyłam. Z resztą zauważyłam że naprawdę zaczynam się przyzwyczajać. Prędzej czy później, musiało by do tego dojść.

- Brian - mówi w końcu i wypuszcza wstrzymywane powietrze - Zadzwonił do mnie z lotniska, jakieś kilkanaście a może i więcej godzin temu. Też widział ten występ i wiesz co jest najlepsze? Dzwonił do mnie z lotniska w Lodynie, bo wrócił się do Anglli po dzieci. Po krótce skrócił... - odchrząkuje - Całą historię, a ja bez zajęknięcia wsiadłem z nim i dziećmi do samolotu. 

Znów pięką mnie oczy.

- To znaczy że Brian też tu jest? Jak znalazł adres, jak...

- Ciii... - kładzie mi palec na ustach, a pod jego dotykiem, moje ciało oblazuje pozytywny dreszcz. Rozchodzi się jak małe robaczki, powodując przyjemne uczucie - Najważniejsze że jest teraz ze swoją rodziną, a ja ciebie uratowałem - wpatruje się we mnie intesnsywnie.

- No właśnie... - zaczynam kiedy bierze dłoń - Co się właściwie stało? 

- Wciągałaś, piłaś i grałaś z jakimiś oblechami w karty. Byłaś kompletnie wyłączona z logicznego myślenia, kiedy zaczęli wyprowadzać cię z baru - bierze chaust powietrza, wyraźnie wkurzony. Rozplatuje dłonie, aby zacisnąć pięści, ale zostawia je w tym samym miejscu. Zaciska usta w wąską kreskę, unikając mojego spojrzenia. Nagle dochodzi do mnie że mogłam narobić mu wstydu.

- Matko! - chowam twarz w dłoniach, na bank strzelając buraka - Przepraszam, poniosło mnie... 

- Przestań Victoria - kiedy zwraca się do mnie tak oficjalnie, czuje obowiązek spojrzenia na niego. Więc to robię, z miną szczeniaka i maślanymi oczkami - Wiem że to przez...

- Co? Myślisz że to przez tego dupka? - oburzam się i zakładam ręce na piersi.Marszczę brwi. 

- Nie rób sobie jaj. Widziałem że tak - mam wrażenie że jeszcze mocniej zaciska pięści, jego wargi drgają ze złości. Aby temu zapobiec, przygryza mocno wargę.

- To nieprawda. Nie mogę zaszaleć od czasu do czasu? - pytam z pretensją w głosie. 

- Zaszaleć? - wybucha nagle, jakby coś się w nim odpaliło. Odsuwa się ode mnie i patrzy z niedowierzaniem - Vica, oni mogli cię zgwałcić, ba, oni chcieli to zrobić! i TY - wskazuje na mnie palcem - Nazywasz to szaleństwem?

Spuszczam głowę, zakładając zgubiony kosmyk włosów za ucho. Znowu ma rację, ale zamiast mu ją przyznać, milczę.

- Dopóki on nie wróci, nie będziesz sobą...

- Co? - zdumiona podnoszę głowę i patrzę w tak dużym szoku, że aż dziw bierze że pamiętam żeby oddychać. 

- Nie udawaj. Kochasz tylko jego i kurwa, nie wciskaj mi kitów. Widziałem jak na niego patrzysz...

- To nie prawda! - wrzeszcze na niego. Jestem wściekła. Jakim prawem wygaduje taki stek bzdur? Wyleczyłam się z tej miłości, ale on najwyraźniej tego nie zauważa, być może wcale nie chcę.

- Przestań gadać farmazony! - prostuje się jak struna, nieźle wkurzony. Nawet bardziej niż nieźle. 

Mam to gdzieś. 

Wczepiam palce w jego koszulę, przyciągam i całuje. 

Susan

- No tłumacze wam - krzyczę do słuchawki, wycierając kolejne smarki płaczu - Wysoka blondynka, jakkolwiek miało by to pomóc o bujnych kształ... - nagle rozlega się dźwięk dzwonka i z wrażenia upuszczam telefon. Nie przejmując się tym że po drugiej stronie mam polciję, podbiegam do drzwi. To musi być Victoria. 

Spodziewając się za drzwiami mojej przyajciółki, wręcz naskakuje na osobę za drzwiami. 

Ale budowa ciała oraz wzrost wskazują jednoznacznie że to nie jest Victoria. Wyczuwam zapach plaży, ale mam wrażenie że tylko mi się to wydaje. Wpadłam może na jakiegoś gościa który wrócił z nad plaży i jakimś dziwnym trafem pachnie jak mój mąż, i całkiem przypadkiem pomyliły mu się adresy. Do momentu...

- Mama! - po obu stronach czuję ciężar i to jak dwie małe istotki przylepiają się jak rzepy do moich nóg. Odlepiam się od mężczyzny, aby spojrzeć w dół i ujrzeć dwa małe szkraby. Moje szkarby! 

Wybucham płaczem. Upadam i biorę moje dzieci w objęcia. Płacze bo tak dawno ich nie widziałam, płacze bo tule je do siebie, płacze bo one są szczęśliwe widząc mnie, płacze bo je kocham. Płacze bo to moje bezcenne skarby, za którymi bezcennie tęskniłam! 

- Mamusiu za długa ta zabawa w chowanego. Nie wierzymy że ukryłaś się aż w Ameryce! - mówi Domen, na co lekko się śmieje, ale i po moich policzkach toczą się kolejne łzy. Nie mogę w to uwierzyć. 

Czy to naprawdę prawdziwe życie? Niech mnie ktoś uszczypnie, bo ciężko mi w to uwierzyć. 

To co zrobiłam było egoistyczne. Czułam się jak nikt, zraniona na wskrość i bolało mnie cały miesiąc, ale to nie powód żeby uciekać. Uciekanie przed problemami czy naszymi lękami, to największa głupota, bo wiadomo czy prędzej czy później zatoczymy błędne koło. No i będziemy czuć również ogromną tęsknotę do osób, które kochamy...

Uświadamiam to sobie jeszcze bardziej, kiedy wstaje i widzę go. Mojego mężczynę, który uśmiecha się i sam płacze.

Rzucam się na niego jak wariatka, a on bierze mnie w ramiona i całuje. W jego gestach czuje tęsknotę i miłość, pokazuje nimi jak bolała go moja nieobecność.

Przez chwilę chyba tak jak ja, ignoruje nasze dzieci bo jedną ręką łapie mnie w pasie i przyciąga jeszcze bliżej, a drugą wplata w moje włosy. Z całej siły obejmuje go wokół szyii, odwzajemniając pocałunek.

Jest w nim tyle emocji naraz, tylko tych dobrych emocji, co tylko pokazuje mi że nie byłabym w stanie go nienawidzić...

Jest miłością mojego życia, ta rodzina to moje życie.

W TYCH scenach, wolicie hot or not? 🥵

Ps. Wika przed okresem? Usuńmy jej połowę rozdziału!

                           Wasza WigaCroftTaylor 🔥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro