XVI. Wyczuwam wojnę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Susan

- Co? To znaczy... Jakim cudem? - mówię do słuchawki, cała roztrzęsiona i obgryzam paznokcie. Jestem bliska łez.

- Normalnym. Była pani tak niesmowita, że będziemy skłonni oddać pani studio - pani Wilsson trajkocze jak oszalała - Poza tym, cóż za paradoks, żona słynnego gitarzysty, w równie słynnym studiu tanecznym w Londynie.

Okej, już nie wytrzymuje. Zakrywam usta ręką i zaczynam szlochać, ale tak bardzo że po chwili słyszę pukanie do drzwi, a pani Wilsson pyta czy wszystko w porządku. Przyjmuje jej cudowną propozycję, ale proszę ją również o chwilę wytchnienia, na co mi pozwala. 

- Już idę! - odkładam komórkę na biurko, lekko wycieram twarz i wstaje. Muszę dziwnie wyglądać, cała zaryczana ale z tak ogromnym uśmiechem na ustach, że najszczęśliwszy człowiek na ziemii, może się przy mnie schować. 

- Jeju, Susan, co się stało? - kiedy otwieram drzwi, Victoria niemal natychmiast zamyka mnie w uścisku. Moje zachowanie musi ją dezorientować, bo płacze i skacze jak króliczek po LSD jednocześnie. 

- Mam dwie wspaniałe wiadomości - łapie ją za rękę, kiedy się uspokajam. Obie siadamy na łóżko, a nasze dłonie wciąż są złączone. Tori patrzy na mnie niespokojnie, postnawiam więc rozwiać jej obawy - Chcą oddać mi to studio z którym tańczyłam w Ameryce... - gdy to mówię, moje oczy zalewa wodospad łez. 

- Żartujesz? - Victoria musi wstać i tak jak ja, zakryć usta ręką. Po chwili sama się wzrusza i skacze po pokoju - To przecież najlepsza wiadomość w tym dniu! 

Bierzę mnie w objęcia i po chwili podskakujemy obie, w akompaniemencie naszych szlochów oraz śmiechów. Ma rację, to najlepsza wiadomość w tym dniu, gdyby nie to że nie jest jedyna...

Nagle jednak jakiś donośny dźwięk przerywa naszą idyllę. Nie jest to jaki byle dźwięk, bo to odgłos i charczenie motocyklu więc Victoria omal nie zalicza bliskiego spotkania z podłogą biegnąc do okna. 

- David! - krzyczy nagle, a ja stwierdzam jednomyślonie : Wyczuwam wojnę. 

Druga wspaniała widomość, musi się przesunąć. Nie mam pojęcia nawet czy powiem ją dziś.

Victoria

Godzinę wcześniej...

- Fred! John! Jaka zmiana! - wykrzykuje Susan, kiedy obaj wchodzą do jadalni.

Jestem zaskoczona. Deaky ma nadal krótkie włosy, lecz kręcą się one w urocze loczki, a Fred ściął włosy na krótko. Od kilku tygodni nie golił wąsa nad ustami, co teraz jest bardziej widoczne. Nie powiem jaką osobę mi to przypomina, bo ową trzeba przeklinać, ale Fredowi naprawdę to pasuje. Zupełnie jakby chciał mieć swój znak rozpoznawczy. 

Atmosfera przy stole jest od teraz bardzo dziwaczna. Paula je w ciszy, w ogóle się nie odzywając, ewentualnie rzucając spojrzenie na któregoś z nas. Juliet i John, zwykli siedzieć tuż obok siebie, teraz patrzą na siebie wilkiem z drugich końców stołu, jedynie Susan sieje radosną atmosferę i razem z Brianem, próbują chociaż udawać że wszystko jest w porządku. 

Przy stole znów nie ma tego pieprzonego lovelasa, co mi, bardzo odpowiada.

Mam nadzieję że przyswoił prawdę, bo zniszczył mi życie i niech wie że go w nim nie chcę. Możliwe że nigdy nie chciałam...

Dziś siedzę na przeciwko Pauline i mimo że tego nie chcę, okazuje się to bardzo przydatne. Widzę bowiem dwie rzeczy - nadal nosi bransoletkę od Juliet, ale pod jej czerwoną bluzą adidasa, tuż na nadgarstkach są sine ślady. Nie są to ślady typowe dla zaciśnięcia czegoś, to prawie że plamy, zupełnie jakby ktoś ją tam biczował, jakkolwiek to nie brzmi. Wzdrygam się na taką myśl i wpatruje się w siniaki, dopóki Paula tego nie zauważa. Spuszcza rękaw, gromiąc mnie wzrokiem, kiedy ja przybieram barwę hiszpańskiego pomidora dojrzewającego w słońcu i jak gdyby nigdy nic, wracam do jedzenia. 

Nie wiem czemu Pauline zachowuje się tak jak się zachowuje, ale być może ma ku temu powód, a ja nawet nie próbuje dociec jaki. Tym bardziej że te ślady, to nie przelewki. Ktoś może ją zastraszać, bądź krzywdzić fiycznie, by nie wykonywała danych czynności. 

Czemu nic wcześniej nie widziałam? 


- To przecież najlepsza wiadomość w tym dniu! - krzyczę, kiedy skaczemy z Susan jak wariatki, we wspólnych objęciach. 

Wiem że długo obie pracowałyśmy na swój sukces - ja nad drugą częścią swojej książki, która za niedługo wyjdzie w obieg, a Susan nad tym aby dostać się do studia z którym tańczyła Ameryce. Poszczęściło się jej, skoro nie chcą dodać jej do grupy, tylko oddać jej wszystkie. 

W pewnym momencie jednak słyszę motocykl, co oczywiście, muszę sprawdzić jako pierwsza. Domyślam się kto to, więc prawie się potykam, podbiegając do okna. Nie mylę się bo to...

- David! 

To jednak David. Mój narzeczony, który przybył taki kawał drogi, aby się tu znaleźć. Chcę wysłuchać jeszcze Susan, ale chęć przytulenia się do ukochanego oraz sprawdzenie - bo widzę że nie przyjechał sam - kto z nim przybył, jest silniejsze ode mnie samej. Przepraszam przyjaciółkę i zbiegam na dół, zupełnie jakby się paliło.

Obiegam domek i widzę niebieskiego Fat Boy'a  ale również samochód z przyczepką na której jest jakaś maszyna przykryta płachtą. Zastanawiam się cóż to może być, ale w pierwszej kolejności podbiegam do mojego mężczyzny i wskakuje na niego, oplatając nogami w pasie. Natychmiastwo mnie łapie, kiedy mocno obejmuje go wokół szyi. 

- Cześć małpko! - krzyczy i obraca nas wokół własnej osi. Obaj chcichramy się jak dzieci. 

- Co ty tu robisz?! - krzyczę, kiedy niespodziewanie mnie całuje. Nadal jestem otumiona i muszę wyglądać jak psychopatka z tym szerokim uśmiechem. 

- Niespodzianka! - odstawia mnie na ziemie, lecz wciąż pozostaje w jego uścisku.

- Chciało się tu jechać tylko dla mnie? 

- Aż dla ciebie kochanie - znów mnie całuje, a ja tym razem z całych sił to odwzajemniam, mocno przytulając go wokół szyii. 

Nasze powitanie trwa kolejne pięć minut, bo nadal nie dowierzam i zaczynam myśleć że to jakiś sen, kiedy w pewnym momencie David deklaruje że ma pewien prezent, który może przypaść mi do gustu. Łapiąc mnie za rękę, prowadzi do samochodu, gdzie już po chwili wychodzi jakiś mężczyzna. Jest grubo po czterdziestce, ma ciemne króciutkie włosy i równie ciemną bródkę. Jest dość postawny i barczysty. Posyła mi serdeczny uśmiech.

- Victoria, w końcu masz okazję poznać, mój ojciec, Harry - wskazuje na mężczyznę, który po chwili wystawia do mnie rękę. Odwzajemniam uśmiech, ściskając jego dłoń.

Okej, czuję się teraz jakby ktoś otumił mnie ciężkim przedmiotem i jeszcze upił, tak bardzo zdezorientowana jestem. David nigdy nie opowiadał o swoich rodzicach i to że wyskoczył ze swoim tatą ( do którego ani trochę nie jest podobny) jak Filip z konopii, bardzo mnie szokuje. No i czemu przyjechał z nim akurat tutaj. Okazuje się, że ta dwójka jest skora do wyjaśnień.

- Zajmuje się motocyklami w Ameryce - puszcza moją dłoń i obaj podchodzą do przyczepy. Po chwili ściągają płachtę ze sprzętu który mnie ciekawił - Dla ciebie sprowadził to cudeńko...

Serce momentalnie staje mi w piersi i wydaje okrzyk, zakrywając usta ręką. Patrzę na zielonego Harleya, skąpanego w słońcu, uświadamiając sobie że David powiedział że został sprowadzony dla mnie. To Fat Boy, zupełnie jak ten niebieski który stoi zaraz obok. Kolejne moje marzenie zostało spełnione, a to dzięki mojemu cudownemu facetowi na którego naskakuje i całuje do utraty tchu, mając łzy w oczach. Potem tulę jeszcze jego ojca, dziękując niebiosom że jest tak cudownym człowiekiem.

- To co? - zagaja Harry, kiedy odsuwam się od niego. Szeroko się do mnie uśmiecha, co ja oczywiście odwzajemniam - Próbujemy to cacko?

Drę się jak ostatnia idiotka że oczywiście że tak. Chłopaki ściagają więc Harleya z przyczepy, a ja nagle w całej sielance, w oknie mojego domku, zauważam Rogera...




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro