Jak cholerna modliszka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Poświęciła pani swoją karierę dla córki i męża? - zapytała z przejęciem dziennikarka a raczej największa plotkara stacji CelebE!

- Tak. To prawda. Teatr to nie tylko spektakle, to ciągłe próby, przygotowania, promocja. Wszystko wymaga wiele czasu, wysiłku i wyrzeczeń. - Tu nastąpiło zbliżenie na naciągniętą twarz pięćdziesięcioparolatki, chociaż ja nadal podejrzewałam ją o co najmniej sześćdziesiątkę jak u tatka. - Kariera polityczna męża nabierała rozpędu, nadszedł moment kiedy stała się ważniejsza. No i ciąża... Wybrałam inne priorytety – żaliła się Caroline wprost z ekranu mojego laptopa.

- Ale córka poszła w pani ślady...

- Oj mów mi proszę Caroline. – Uśmiechnęła się ukazując cały szereg swoich drogich, nienaturalnie bielutkich licówek.

- Dobrze Caroline, musisz być ogromnie dumna z córki. Czy dajesz jej jakieś rady? - dopytywała Amanda Dare.

- Nie wiem czy możemy to porównywać, ja byłam aktorką teatralną. Prawdziwe aktorstwo to mieć odwagę stanąć na scenie przed żywą publicznością nie okiem kamery. Tam nie ma dubli, kaskaderów...

- Kochana mamusia – powiedziałam pod nosem popijając mrożoną kawę i nadstawiając twarz charakteryzatorce.

- A czy możesz nam zdradzić Milly czy pierścionek, który wręczył ci na urodzinach Dylan... - kontynuowała prowadząca zwracając się do mnie.

Poirytowana zatrzasnęłam z hukiem laptop. Przez chwilę znów poczułam to co wtedy, jakbym była grillowana, niczym mięso obracane na rozgrzanym ruszcie.

- Dość tych dyrdymałów! Flor podaj mi scenariusz i zapytaj o której zaczynamy? - wydałam dyspozycje asystentce. - Mam nadzieję, że ten pajac już się pojawił – wysyczałam pod nosem zniesmaczona zachowaniem mojego serialowego partnera.

Spojrzałam na okładkę trzymanego w ręku scenariusza. „Agentka Fox" to już był sezon drugi. Miałam za sobą ambitniejsze role na większym ekranie ale z jakichś powodów ludzie pokochali tą pyskatą postać z kasztanową czupryną i mnóstwem niebezpiecznych przygód.

Pośród najbardziej zagorzałych fanów tworzyły się już dwa obozy jeden nadal obstawał za „Rosandą" czyli Rose i Andym - postaciami, które kreowaliśmy z Dylanem w komedii romantycznej będącej ogromnym hitem rok temu. Druga grupa już łączyła mnie z agentem Doleyem. Dzisiejszy pocałunek Fox i Doleya na pewno podsyci emocje.

Popijałam mrożoną kawę i czekałam na Florence. Może jakimś cudem uda nam się skończyć przed szesnastą. Chciałam jeszcze zdążyć się zrelaksować przed wieczorem szybkim masażem, przynajmniej głowy i karku.

Potarłam ręką po napiętych mięśniach ramion. Jeśli miałabym coś wpisać w rubryce grzeszne przyjemności, bez których Milly Joseph nie może żyć byłby to masaż w każdej postaci od delikatnego, relaksacyjnego po ten nastawiający kości u kręgarza. Listy kochanków zapewne żadna rubryka by nie pomieściła, poza tym nie wszystkich imiona znałam i pamiętałam.

W zamyśleniu błądziłam z przyzwyczajenia po plastrze maskującym na palcu. Przez dzisiejsze sceny akcji dla bezpieczeństwa musiałam się pozbyć wszelkiej biżuterii z rąk. Niecierpliwiłam się, chwyciłam więc za telefon.

- Florence do cholery, gdzie jesteś?! - zawołałam zdenerwowana. - Czy ten kozi wypierdek raczył już przywlec swoje zapewne skacowane dupsko na plan? Jak długo mam na niego czekać?!

- Już jest! Przebiera się. Możesz się szykować – odpowiedziała mi dziewczyna.

Wyszłam wprost w jarzące słońce. Dziś było naprawdę gorąco i mieliśmy do tego scenę na dachu wieżowca. A byłam już po wspinaczce po szklanej tafli tegoż molocha, pościgu z bronią klatką schodową i skoku ze spadochronu, który ze względów bezpieczeństwa wykonała kaskaderka. Mój humor już i tak był kiepski a spóźnienie Jonah spowodowało, że będziemy musieli spędzić tam całe upalne popołudnie. Teraz to już byłam porządnie wkurwiona.

Zobaczyłam jak zbliża się do mnie z głupim uśmiechem na twarzy. Uprzedziłam go zanim się odezwał.

- Ostatni raz na ciebie czekam! Daję ci pięć minut i zaczynamy bo jak nie to natychmiast schodzę z planu! - postawiłam sprawę jasno.

- Oj słońce nie spinaj się tak. Zobaczysz załatwimy to szybko nawet nie zdążysz się spocić. - Mówiąc to przybliżył się i dodał jeszcze: - No chyba, że później.

- Cuchniesz! - warknęłam odsuwając od siebie jego skacowaną twarz. - Wysterylizuj tą gębę inaczej nie zgodzę się do tego czegoś nawet zbliżyć!

Ten dzień to jakiś koszmar! Ten typ to jakiś koszmar! Kolejny rozchwiany emocjonalnie aktorzyna, któremu nagła popularność uderzyła jak sodówka do głowy. Ciągłe imprezy, seks, alkohol i ulubiony proszek przeżarły mu już mózg a do tego oczywiście działa mi na nerwy, bo swoim brakiem profesjonalizmu zawala zdjęcia i marnuje mój czas! A mnie się czasu nie marnuje, bez mojej zgody! Mój czas jest dla niektórych niebywale cenny bo przelicza się go na miliony.

*

- Dzień dobry! – przywitał się ze mną mój kierowca. – Tito wypadło coś pilnego i przysłał mnie w zastępstwie.

- A to niespodzianka – mruknęłam do siebie.

Opuściłam na nos moje ciemne okulary i przyjrzałam się wysokiemu dobrze zbudowanemu, dwudziestoparoletniemu, ciemnoskóremu mężczyźnie. Właściwie to zmierzyłam go lubieżnie wzrokiem.

- Jesteś nowy? Nie widziałam cię wcześniej - zapytałam rozsiadając się na tylnym siedzeniu czarnego suva.

- Proszę się nie martwić nie jestem nowicjuszem, pracowałem już dla innych agencji ochrony. – Spojrzał na mnie w lusterku tymi swoimi czekoladowymi oczami aż poczułam przyjemny dreszczyk w podbrzuszu.

- Doświadczony, tak? - zamruczałam pod nosem. - Jak masz na imię?

- Roy.

- Nie widzę obrączki na twoim palcu Roy, masz dziewczynę albo chłopaka? - kontynuowałam swoje przesłuchanie kiedy ruszaliśmy.

- Nie, nie mam proszę pani - odpowiedział posłusznie włączając się do ruchu.

- A powiedz mi Roy chciałbyś mnie poznać nieco bliżej? - przeszłam szybko do rzeczy.

- Mam nadzieję, że nie wiozę pani pierwszy i ostatni raz - w ogóle nie łapał aluzji albo pogrywał sobie ze mną. Zaczynał mi tym działać na nerwy.

- Jeśli tak to po pierwsze wyluzuj trochę i mów mi Milly.

- Ok Milly! – odpowiedział z entuzjazmem.

- To zapytam raz jeszcze Roy chciałbyś mnie POZNAĆ BLIŻEJ? - podkreśliłam sugestywnie swoje zaproszenie.

Czasem czułam się jak cholerna modliszka ale przecież nie miałam zamiaru zrobić mu krzywdy. Miałam wiele do zaoferowania ale i też do stracenia. W przypadku ochrony mogłam mieć przynajmniej pewność, że Tito znając moje złe nawyki podpisał z nim jak z każdym innym pracownikiem odpowiednią klauzulę.

Chłopak popatrzył na mnie ponownie w lusterku, analizując moją propozycję i podejmując decyzję.

- Nie powinienem...

- Tito ci nagadał?! - już prawie zrezygnowałam.

- Coś tam wspominał - przyznał i przejechał nerwowo ręką po karku.

- Zastanów się dobrze bo więcej nie zaproponuję – powiedziałam od niechcenia odrzucając na bok włosy, gładząc napiętą ze zmęczenia szyję i przejeżdżając dłonią w dół po dekolcie.

Zagryzłam wargi. Widziałam jak Roy na mnie zerka. Po takim zjebanym dniu na planie przydałaby mi się teraz chwila odprężenia w silnych ramionach tego mężczyzny. Nie dawałam więc łatwo za wygraną.

Założyłam nogę na nogę pozwalając żeby rozcięcie w mojej zapinanej na całej długości na małe guziczki długiej zwiewnej sukienki ukazało moje delikatnie opalone, zgrabne nogi. Niech widzi co straci jeśli się nie zdecyduje.

Z satysfakcją obserwowałam jak nerwowo przełyka ślinę, jak to na niego działa. Walczył ze sobą.

- Co mam zrobić? - zapytał wkońcu.

- Zatrzymaj się gdzieś i choć tu do mnie - poinstruowałam go.

Spełnił moje polecenie. Po chwili gładził moje nogi, pieścił moją szyję językiem i kreślił na skórze ślady swoimi mokrymi pocałunkami przemieszczając się z dekoltu w kierunku już wymiętoszonych ale nadal spragnionych doznań piersi. Po odpięciu kolejnych kilkunastu miniaturowych guziczków tej cholernej sukienki dostał się w końcu do nich. Moje sterczące sutki doczekały się szczególnej uwagi, ssał je i skubał zębami. Przyspieszyłam rozszerzając sugestywnie nogi, pozostawiając mu wolną drogę i łapiąc go za krocze. Byłam już mokra i gotowa.

- Imponujący – skomplementowałam chłopaka, który w tym czasie doprowadzał mnie do szaleństwa palcami, ostrożnie odsuwając moją bieliznę. – Rozerwij je – zaproponowałam, co też uczynił. 

„No wreszcie nie trzeba mu dwa razy powtarzać" pomyślałam z satysfakcją zarzucając na niego nogi i szykując prezerwatywę kiedy zadzierał moją sukienkę wyżej żeby ułatwić nam swobodniejszy dostęp. Poczułam zimne skórzane siedzenie swoim tyłkiem. Założyłam nogę na ramię Roya. Zupełnie jakbyśmy uprawiali jakieś werbalne, oryginalne origami z naszych ciał. Bawiło mnie to porównanie a dodatkowo w tej pozycji czułam jak wypełniał mnie głęboko. Moja głowa obijała się gdzieś o miękką tapicerkę drzwi a ciało lepiło do skórzanych siedzeń. Było mocno, intensywnie bez cackania tak jak lubiłam. 

Po wszystkim czułam się porządnie zerżnięta i odprężona a chłopak awansował do roli mojego aktualnie ulubionego ochroniarza.

*

Po krótkiej relacji w social mediach z tego co mam na sobie i zaprezentowaniu perfekcyjnego świeżego manicure i równie świeżych kasztanowych pukli, Flor zarzuciła mi na plecy żakiet i w końcu udaliśmy się na kolejną imprezę z okazji nominacji do nagród telewizyjnych.

Oczywiście miałam kilka bo Agentka Fox była wciąż ulubionym serialem chociaż mnie już ta postać wychodziła bokiem, głównie za sprawą partnera. Postanowiłam sobie, że to już ostatni sezon. Poza tym potrzebowałam zmiany i miałam ciekawą propozycję. Wysokobudżetowe fantasy, w którym miałabym się wcielić w czarny charakter. To dopiero odmiana.

Na mojej szafce nocnej zalegało też kilka pełnometrażówek, zapowiadający się dobrze thriller, jakaś akcja, ekranizacja poczytnego romansu. Nie narzekałam na brak urozmaiconych propozycji. Zresztą co tu owijać w bawełnę byłam dobra w tym co robiłam, profesjonalna w każdym calu i potrafiłam zagrać wszystko skoro potrafiłam grać całe swoje życie.

- Jesteśmy na miejscu, szykuj się do wyjścia – wyrwała mnie z zamyślenia Yuko.

Poczyniłam ostatnie poprawki. Sprawdziłam w lusterku delikatny dopasowany do okoliczności uśmiech i wyszłam pamiętając o trzymaniu nóg przy sobie, żeby nie powodować taniej sensacji.

Wokół błyskały flesze. Podniosła się wrzawa. Grupka fanów niczym fanatycy jakiegoś kultu wołali moje imię z daleka. Podeszłam do nich żeby się przywitać i rozdać autografy. Pomyśleć, że parę liter składających się w ten durny pseudonim złożony moją ręką naprawdę znaczył dla kogoś tak wiele? Nigdy nie mogłam tego pojąć. Przecież on kiedyś też wyblaknie jak i ja.

- Milly dla Juli, napisz dla Juli! 

Napisałam.

- Ślicznie wyglądasz.

- Dziękuję - próbowałam odpowiadać.

- Jojo tęsknisz za Dylanem? 

- Kiedy ślub? 

Zignorowałam te pytania.

- Zapozujesz dla mnie?

Nadstawiłam posłusznie uśmiechniętą twarz.

- Milly jedno zdjęcie, proszę.

- Jeszcze ja!

- Ja też! - ktoś krzyknął tuż za moim uchem.

- Czy ja też mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie?

- Milly czy wybrałaś już suknię ślubną?

Zrzedła mi mina.

- Jojo jeszcze tutaj, uśmiechnij się! 

Uśmiechnęłam.

- Milly powiedz „bo to ja lisica".

- Bo to ja lisica - wyklepałam jak regułkę przed tablicą.

- Jojo! Spójrz w lewo! - dołączyli paparazzi.

- W prawo! Przez ramię Jojo!

Wdech, wydech, uśmiech a przede wszystkim spokój, znosiłam wszystko ze stoickim spokojem. Czasem nawet odpływałam. Albo raczej wychodziłam z siebie pozostawiając im moją skorupę, która cierpliwie dawała się obfotografować, obwąchać, dotknąć i wciąż się uśmiechała a ja w tym czasie stałam jakby z boku czekając aż wszyscy się nią należycie nacieszą. Bo przecież należałam do nich, byłam ich wyobrażeniem, radością, nadzieją i eksponatem do podziwiania ale nikt nie chciał widzieć po prostu mnie.

Zaczęłam się zastanawiać dlaczego ludzie widzą tylko to co chcą zobaczyć a nie dostrzegają tego co jest naprawdę? Czy zawsze patrzymy przez pryzmat tego czego sami pragniemy? Spragnieni uczucia widzą marzycielkę, niepoprawną romantyczkę Rose, ci znudzeni monotonią życia, łakomi przygód seksowną agentkę Fox. Podziwiają popularną aktorkę, obsypaną nagrodami Milly lub celebrytkę Jojo, piękną twarz z bilbordów i plotkarskich stron, Josephine bizneswoman i bogatą córkę tatusia polityka oraz matki z niespełnionymi aspiracjami i arystokratycznym pochodzeniem. Ale czy ktoś w tym wszystkim widzi mnie? Czy ktoś MNIE widzi?! Stoję tu JA... Poczułam, że wychodzę z roli a moje oczy zaczynają się szklić, zwróciłam więc bezradny wzrok na Tito.

- Już wystarczy! - zakomunikował stanowczo mój ochroniarz odgadując moją niemą prośbę. To jedna z niewielu osób, która mnie znała w dość pokaźnej części całego popierdolonego pakietu więc szybko się domyślił, że jedna z moich masek pęka. - Kończymy Milly się spieszy! - powtórzył z mocą.

- Jeszcze ja! - zatrzymał mnie nagle silny uścisk ręki, taki od którego potrafią się zrobić siniaki. Syknęłam więc i skrzywiłam się niezadowolona. - Mnie nie możesz odmówić!

Tito szybko uwolnił moją rękę.

- Innym razem, spieszymy się! - warknął mój ochroniarz.

- Będę czekał! - zawołała za mną zakapturzona postać.

Prowadzona przez Tito, torującego mi swym muskularnym ramieniem drogę, przywołałam się do porządku. Posklejałam się do kupy aby po chwili znów zaprezentować światu w blaskach fleszy nienaganny, promienny, szeroki uśmiech Milly Joseph.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro