Swąd trupa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odkąd podjąłem się tego zadania stałem się jej cieniem starając się wpierw poznać jej rytm dnia, żeby w końcu wyciągnąć wszystkie brudy jakie tylko się da na jej temat. Ale zdałem sobie też sprawę z tego, że chyba nie ja jedyny starałem się poznać bliżej pannę Joseph. Zakładając z Kevinem podsłuch i podgląd odkryliśmy przypadkiem, że już jeden nadajnik miała w mieszkaniu, bo zakłócał pracę naszych. Niech policja pobawi się w szukanie właściciela ale na bank to ten typ od mąki z czerwonego dywanu. Stąd widać była jego wyczerpująca wiedza na temat mojej sąsiadki. Po sprawdzeniu mieszkania przez policyjnych techników mogliśmy spokojnie z Kevinem założyć z powrotem swój sprzęt.

W formie raportów przekazywałem Swallowowi bieżące informacje na jej temat. Chociaż nie wiem po co mu to było ale nie miałem zamiaru dyskutować o motywach z klientem. Być może chciał ją pozyskać dla swojej agencji, może dla siebie, a ja nie przepadałem za wredną babą, chętnie więc jej uprzykrzę życie. Za najbardziej prawdopodobną wersję uważałem tą, że interesował się gwiazdką ze względu na jej ojca, który piął się po drabinie kariery politycznej. Może w odpowiednim czasie potraktuje ją jak kartę przetargową w podporządkowaniu sobie polityka.

Zaskoczyło mnie tylko, że to jej celebryckie życie też coraz częściej orbitowało wokół ludzi blisko związanych ze Swallowem. Od jego szwagra kupiła klub, który już prawie był mój - nie mogłem wciąż tego przeboleć. Z jego synem spotykała się na miejscu zasięgając rad odnośnie prowadzenia takiego lokalu. Gówniarz był właścicielem drugiego największego w mieście miejsca rozrywki, oczywiście zaraz po kasynie, będącym chlubą ojca.

Nie rozumiałem co nią kierowało, bo gdyby chciała tylko zmienić agencję każda włącznie z tą Swallowa stała przed nią otworem. Nie było co do tego wątpliwości, zwłaszcza po tym jak niedawno zgarnęła, trzeci raz z rzędu, zajmującą zaszczytne miejsce na podłodze w jej korytarzu, statuetkę dla najpopularniejszej aktorki ugruntowując tym samym swoją pozycję na rynku filmowym. Zastanawiałem się więc, po co dzisiaj panna Joseph ucinała sobie pogawędkę zacieśniając przyjaźń z panią Swallow i jej szwagierką Volcow w klubie tenisowym? Tak w ogóle to od kiedy ona niby gra w tenisa?

- Dzień dobry sąsiadko - przywitałem się wymachując dziarsko rakietą.

Od razu wyłapałem pożądliwe spojrzenia jej starszych koleżanek. I to jedno niezbyt zadowolone złotookiej. Przez chwilę nie odpowiadała ale ponaglona przez towarzyszki w końcu mnie przedstawiła. Pogawędziłem z paniami o tenisie i pogodzie w międzyczasie podrzucając podsłuch. Odchodząc nasłuchałem się ochów i achów na temat mojego zgrabnego tyłka i szerokich barów.

- Alex Longman to ten znany fotograf? Podobno całkiem niezły z niego biznesmen i jakie ciacho. Dobrze się znacie? - zapytała Swallowowa.

- Wprowadziłam się do Silver Tower i okazało się, że ma apartament obok. Jest moim upierdliwym, wścibskim, hałaśliwym sąsiadem. Jeśli już spędza noce w mieszkaniu to nie sam i czasem za głośno.

- Czyli ta część jego famy to też prawda - zachichotała kobieta. - No cóż...

- W zeszłym roku był jednym z najbardziej pożądanych kawalerów zaraz po twoim Jamsie - weszła jej w słowo szwagierka. - Pasowałby do Jess nie uważasz? - zapytała.

- Do Jess? Jess już ma narzeczonego - rzuciła oschle kobieta.

- A kto jest jej wybrankiem jeśli mogę zapytać? - zainteresowała się panna Joseph.

- Poślubi starszego syna naszego wspólnika Andrew Boyla. Na pewno słyszałaś to nazwisko w końcu twój ojciec też obraca się w polityce. Zdecydowaliśmy, że jak tylko młodzi się wyszumią i Jess skończy studia wyprawimy im wesele. Ale Milly, zaprosiłabyś nas kiedyś na herbatkę do siebie? Kiedy ten twój sąsiad będzie osiągalny, jeśli oczywiście sama nie jesteś zainteresowana...

- A bierzcie go sobie śmiało. Ja nie lubię takich bawidamków.

- Proszę, proszę z takich kąsków rezygnują tylko takie młódki jak ty, które mają innych podobnych na pęczki. Dla nas zmęczonych życiem mężatek... - deklarowała Volcovowa.

- Oj Pat daj spokój bo ktoś ci uwierzy! A kto stukał się w zeszłym tygodniu z dwudziestoletnim instruktorem jogi? A ja przyznaję się przychodzę tu dla tego młodego. Za chwilę mamy wspólny trening... - ostatnie słowo wręcz wymruczała. Dumna z siebie kobieta wskazała instruktora tenisa, machając mu zalotnie z daleka.

- Czyli wasze małżeństwa... - zagaiła panna Joseph.

- To fikcja kochanie - dokończyła zdanie Swallowowa.

- Wspólni znajomi, majątek, zdjęcia, dzieci... poza tym każde żyje swoim życiem - doprecyzowała Patricia.

- Ja wiem, że Michael ma swoje kochanki, on toleruje moje skoki w bok byle nie było o nich głośno.

No proszę ploteczki w salonie, kawka w kawiarni, kilka drogich prezentów i już stały się przyjaciółkami od serca. Zastanawiało mnie wciąż czemu się tak starała wkupić w łaski tych wrednych bab?

- A nie wolałybyście się rozwieść? - zapytała naiwnie.

- Po co? - prychnęła Valentina Swallow - Pati podpisała intercyzę z moim durnym bratem a mój kochany mąż już od dawna odgraża się, że ma tyle dowodów na moje romanse, że puści mnie z torbami. Ale cóż krew nie woda jak to mówią.

- Jedna moja znajoma, niestety nie mogę zdradzić jej nazwiska bo obiecałam jej dyskrecję, była w podobnej sytuacji i przygotowała się jeszcze przed rozwodem. Spieniężyła, przepisała i odsprzedała, oczywiście zaufanym ludziom, wszystko to na czym jej zależało żeby nie stracić przy podziale majątku. Kiedy było już po sprawie odzyskała wszystko.

- Sprytnie - przyklasnęła Valentina ale zrobiła to zbyt wylewnie i podająca właśnie do stołu kelnerka wylała zawartość swojej tacy ochlapując przy okazji wszystkie trzy kobiety.

Rozpętało się prawdziwe piekło. Wrzeszczały na bogu ducha winną dziewczynę, która stała między nimi zalewając się łzami. Kiedy wydukała już z siebie przeprosiny zabrała się do sprzątania. Ale żeby tego jeszcze było mało musiała wyczyścić buty, które bezwstydnie i z niewybrednym komentarzem podsunęła jej pod nos urażona gwiazda. Ku uciesze i aprobacie pozostałych wiedźm.

*

Tego samego wieczora, odziana w ledwo zakrywającą tyłek srebrną szmatkę, udała się świętować otwarcie swojego nowego klubu tym razem w towarzystwie rodzeństwa Swallow i ich wujka - byłego właściciela.

Przemogłem się. Wytłumaczyłem sobie, że to tylko biznes. Przyszedłem więc do miejsca przypominającego mi moją porażkę, ale cholera jestem przecież profesjonalistą.

Sączyliśmy z Kevinem piwo przy barze skąd mieliśmy dobry widok na lożę VIP-ów. Wokół nas krążyli kelnerzy i kelnerki z tacami wypełnionymi przeróżnymi alkoholami i szampanem, z których fontanną iskier strzelały zapalone race. Ciężko było coś usłyszeć w tym huku i gwarze. Kombinowanie z podrzucaniem podsłuchów wkurzało mnie już trochę. Musiałem coś wymyślić żeby się do niej zbliżyć, nie wzbudzając przy tym podejrzeń. Już i tak traktowała mnie jak kolejnego stalkera albo crazy fana.

Kiedy w końcu wpadliśmy na siebie chciałem być miły, jak dobry sąsiad. Chciałem postawić jej drinka w zamian za tego postawionego przez nią poprzednim razem, ale jak zwykle ten jej wredny uśmiech i niewyparzony dziób...

- Zaprosiłam cię? Nie przypominam sobie - powiedziała na powitanie.

- Czy on ci się narzuca? - zapytał rosły mężczyzna, który stał za jej plecami jak cień.

Jeszcze nawet się nie odezwałem. Westchnąłem rozczarowany.

- Witam! Jestem sąsiadem Milly a ty to zapewne jej ulubiony ochroniarz. Ten sam, który tak często odwiedza nasz apartamentowiec przez co nie mogę się wtedy wyspać? - Wyciągnąłem rękę do faceta i uśmiechnąłem mimo wszystko ale zostałem zlekceważony. - A to Kevin mój przyjaciel, który bardzo chciał cię poznać bo jest twoim wielkim fanem i przy okazji sąsiadem z pierwszego piętra - zwróciłem się tym razem do kobiety i wskazałem na towarzysza, który poprawił na nosie okulary. Dobrze, że chociaż dał się namówić na porządne designerskie oprawki.

- Naprawdę wielkim, ogromnym.. - dodał, co zabrzmiało jakby się reklamował ale trudno już poszło w eter a ja przewróciłem oczami.

-Uuu... słodziak z ciebie! - Nasza gwiazda chyba była już trochę zaprawiona używkami bo reagowała bardzo żywiołowo. - Jedynka czy dwójka?

- Eee... - elokwentnie dukał onieśmielony Kevin.

- Głuptasie - zaśmiała się klepiąc go przyjaźnie po ramieniu. - Pytam gdzie mieszkasz, może cię kiedyś odwiedzę - dodała i cmoknęła go w policzek pozostawiając ślad szminki i autograf na barowej serwetce.

- Dwójka - odpowiedział nieśmiało i zapłonął rumieńcem.

Potem pojawił się kolejny ochroniarz, tym razem ten jej ogromny Meksykanin i pozostało nam jedynie przyglądać się przez resztę wieczoru z daleka. Kręciło się tu zbyt dużo ochrony Tito Ramireza i ludzie od Swallowa.

- No proszę potrafi być też miła jak chce - skwitowałem pod nosem kiedy już odeszła. - Oddychasz? - zapytałem Kevina.

Udało mi się go przynajmniej przedstawić, bo nie dałby mi żyć gdyby nie miał jej autografu ale po tym spotkaniu obawiałem się, że przepaliły mu się jakieś zwoje.

*

Poczułam jego spocone łapsko na moich nagich placach. Niby to przypadkiem zjechało w dół, tam gdzie kończył się dekolt sukienki a kończył się bardzo nisko, w miejscu gdzie zaczynała się mniej wytworna część mojego ciała.

- Gratuluję! Życzę takich tłumów w każdy weekend - Volcow przekrzykiwał panujący wokół hałas wprost do mojego ucha. - Gdybyś potrzebowała pomocy w prowadzeniu klubu... wiesz mogę ci pomóc w wielu kwestiach. Znam parę sztuczek na zmniejszenie podatku... po prostu daj znać chętnie ci pomogę, kochanie - wysapał mi nad uchem. Poczułam jego śmierdzący oddech.

- Jasne, dzięki - burknęłam na odczepne. "Uśmiechnij się" instruowałam się w myślach. Podtrzymaj jego zainteresowanie mimo wstrętu, może ci być jeszcze potrzebny. Później zdepczesz go jak karalucha.

Uśmiechałam się chociaż obrzydzenie ściskało i skręcało mój żołądek. Przemogłam się nawet i poklepałam przyjaźnie po plecach tego spoconego wieprza.

Wybawienie, jeśli w ogóle można je było uznać za takie, nadeszło ze strony Jamsa, który porwał mnie na parkiet. Poczułam dla odmiany chłód jego palców prześlizgujących się po moim ciele, nawet przez te skrawki materiału, które miałam na sobie. Przyciągnął mnie do swojego młodego, atrakcyjnego, twardego jak skała torsu. Pachniał czymś dzikim i niebezpiecznym. Pochylał się nade mną a jego oddech muskał moją szyję. Cholerne dreszcze zdradzały moje podniecenie. Jego noga pchała się pomiędzy moje rozgrzane uda. Kołysaliśmy się w swoim rytmie, powoli i zmysłowo. Przekonałam się na własnej skórze, że w tańcu poruszał się płynnie, sprawnie i seksownie... Cholera! Nie mogę się nad tym rozwodzić bo to przecież Swallow. W jego żyłach płynie ta skażona krew. Opamiętałam się i zaproponowałam przerwę na drinka.

Wróciliśmy do VIP-owskiej loży, gdzie czekała na nas Jessica - blondynka o identycznie szarych oczach jak James, otoczona wianuszkiem swoich znajomych. To byli młodzi, dobrze ubrani i wyglądający ludzie. Bez grama tłuszczu na ciele i skazy zmarszczki na twarzy oraz mózgu w czaszce, o czym przekonałam się po chwili przysłuchiwania się ich durnym wywodom.

- Znasz już moją siostrę? - zapytał James. - Jessica to Milly.

- Przedstawiono nas sobie ale nie miałyśmy okazji poznać się bliżej - powiedziałam na co dziewczynie rozbłysły stalowe oczka. Wyciągnęłam do niej rękę i uścisnęłam pieszczotliwie gładząc jej dłoń kciukiem. Bawiło mnie jak się na to trochę zmieszała i spięła ale nie cofnęła ręki.

- Czy mogę zrobić relację z imprezy, zrobię ci przy okazji reklamę - zaproponowała.

Jakbym jej potrzebowała.

- Jasne - zgodziłam się.

- Jess uważa się za super blogerkę - wyjaśnił James.

- Na insta mam już prawie dziesięć milionów followersów - obruszyła się. - Nie żebym choć zbliżała się do ciebie... - popatrzyła na mnie z błyskiem triumfu w oczach. Dla niektórych przejście ze mną na ty znaczyło widać wiele.

- Ale nie krępuj się możesz zrobić lifa - zachęciłam ją.

Dziewczyna paplała do swojego telefonu pokazując klub, wyginała się i popijała szampana wprost z butelki zachwalając właścicielkę, czyli mnie, moją imprezę, klub nawet torebkę. Postanowiłam więc, że jutro ją dostanie choćby Florance miała się wściec, bo załatwiała ją dla mnie od co najmniej roku. Obserwowałam to wszystko z politowaniem ale przykrywałam uśmiechem na twarzy. W głowie za to już klarował mi się plan. Już wiedziałam, że to będzie proste.

Zabawię się z nią jak kot z myszką. Jak ta mała wywłoka ze swoimi ofiarami. Bo już zebrałam trochę informacji na jej temat. Wiedziałam, że lubiła bawić się ludźmi, niszczyć, gnoić. Nie panowała nad agresją. Cóż toż to wierna kopia mamusi. Tatusia przypominała w pazerności i okrucieństwie. Miała na sumieniu chłopca ze szkoły, który rzucił się z dachu bo miał dość tego, że zrobiła z niego geja, przygłupa i pośmiewisko po tym jak ośmielił się wyznać jej uczucie... oczywiście niczego jej nie udowodniono.

- Hej tu Milly! - włączyłam się do relacji zachodząc dziewczynę od tyłu. Objęłam ją w pasie czule niczym kochanek swoją kobietę i położyłam głowę na jej ramieniu. - Jak już wspomniała MOJA przyjaciółka zapraszam do MOJEGO klubu! - podkreśliłam zaimkami dzierżawczymi posiadanie jednego a za niedługo i drugiego nabytku.

Dziewczyna chyba była zadowolona i trochę już wstawiona. Serduszka i komentarze migały na ekranie jak szalone. Zanim się odsunęłam musnęłam jeszcze ustami i nosem płatek jej ucha i szyję. Już była moja. Byłam tego pewna, że jej zachwyt i uwielbienie do Milly idolki z łatwością przekuję w coś innego, coś głębszego. Sprawię, że sama do mnie przyjdzie.

Spojrzałam na jaj brata przyglądającego się nam intensywnie z wygodnej skórzanej kanapy. Poprawił spodnie w kroku. "Twoja siostra i ja. Podoba ci się to? Naprawdę?" - zastanawiałam się ale czy mnie to dziwiło, chyba nie. Słyszałam jakim chorym, stukniętym sukinsynem był, że uwielbiał poniżać, bić i podduszać kobiety bo wtedy mu dopiero stawał. Wystarczy więc, że podkręcę jego chorą obsesję...

Śmiałam się poprawiając opadające ramiączka sukienki. Byłam już pod wpływem tylu substancji, że miałam prawo śmiać się gdzie kolwiek i z czegokolwiek chciałam. I miałam prawo czuć się nieśmiertelna pomimo tego całego udawania, że żyję. Mimo, że na kilometr śmierdziałam trupem. Swąd trupa unosił się za mną ale mało kto go czuł, nawet ludzie z mojego najbliższego otoczenia. Nawet im nie pozwalałam zobaczyć tego rozpadającego się truchła pod ostatnią maską jaką zakładałam. Zaśmiałam się na głos obserwując ćpające zgodnie rodzeństwo Swallow. Rodzeństwo z piekła rodem. Oboje będą mi jeszcze jedli z ręki tak jak zlizują resztki proszku z mojego szklanego stolika.

A więc kułam moje żelazo... Po szalonym tańcu, prosto z parkietu zaciągnęłam dziewczynę w ustronne miejsce. Popatrzyłam w jej zaskoczone, szare oczy i nie dając jej chwili na otrzeźwienie i pozbieranie myśli pocałowałam. Początkowy szok zastąpiła akceptacja i powoli zaczęła się też nieśmiało angażować w pocałunek. Przeniosłam ręce ze ściany, gdzie odcinałam jej do tej pory drogę odwrotu, na jej kark i plecy. Czułam jej dreszcz, podniecenie i czyjś wzrok wypalający mi dziurę z tyłu głowy. Odwróciłam się w kierunku mojego przeczucia i złapałam to spojrzenie niebieskich, wścibskich ślepi Alexandra Longmana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro