Rozdział 10: ,,Byłam w niebie"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Zwariowałeś?! - zapytałam w drodze powrotnej do domu. Większość wężonów po wybryku Cole'a nie chce nam już pomagać, ale niektórzy "bardzo dobrze go rozumieją"... Ale ja nie rozumiem.
- Tak, zwariował - odpowiedziała Nya - Ale na twoim punkcie.
Chłopak odwrócił głowe.
- Wcale nie - burknęłam - Prawda, Cole?
Jego spojrzenie wylądowało na mojej twarzy.
- Nie mogę zaprzeczyć - powiedział - ani potwierdzić. Nie jestem kłamcą, Rose.
- Mam na imię Rosemary - syknęłam przez zaciśnięte zęby. Ten skrót przypominał mi o Kaiu, bo do tej pory tylko on tak mnie nazywał...
- Wow, nie bulwersuj się - zwróciła mi uwagę Caroline - Już na ziemi zauważyłam, że masz lekką obsesję na punkcie swojego pełnego imienia, ale nie przesadzaj.
Posłałam Caroline mordercze spojrzenie. Wzruszyła ramionami i weszła do domu, bo już doszliśmy.
- Nya, mamy jeszcze herbatkę na powrót na ziemię? - zapytał Cole obojętnym tonem.
- Tak, a co? - położyła na stole torebeczkę z fusami - Ostatnia.
- Trzeba zapewnić Rosemary powrót, no nie? - uśmiechnął się łobuzersko w moją stronę.
- NIE ZOSTAWIĘ WAS! NIE MA MOWY! - wstałam, krzycząc w stronę Cole'a.
- Skarbie, tym razem przyznam mu rację - Caroline podeszła do mnie - Tak będzie lepiej.
Spuściłam wzrok, wiedząc, że oni mają rację. Prezydent nie będzie się spodziewał, że teraz odeślą mnie z powrotem.
- Co trzeba zrobić? - zapytałam drżącym głosem.
- Wypić herbatkę - odparła Nya, stawiając przede mną kubek. Spojrzałam na brązową ciecz z odrazą. Przyszedł czas się pożegnać...
Podeszłam do Nyi, bo to z nią chciałam pożegnać się na początek.
- Jesteś wspaniała - wyszeptałam. Istotnie, ta dziewczyna była świetna. Tyle przeżyła i wytrzymała każdy cios, jaki dostała od życia. Podziwiam ją.
- Ahh! Będę tęsknić! - rzuciła mi się na szyję. Zaczęłam płakać, chociaż wiem, że na pewno jeszcze się spotkamy. W końcu prezydent domyśli się, co się ze mną stało.
Nya oderwała się ode mnie, wiedząc, że czekają mnie dwa o wiele gorsze pożegnania. Tym razem podeszła do mnie Caroline, która już zaczęła płakać. Mocno ją do siebie przytuliłam, gładząc po włosach. Zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić, a ona nadal potrzebowała wsparcia. W końcu Kai odszedł na zawsze...
Od niej w końcu też się oderwałam... No i przyszedł czas na najgorsze. Cole. Siedział przy blacie, patrząc smętnie w okno. Podeszłam do niego z zapłakanymi oczami.
- Nie lubię pożegnań - burknął, patrząc wszędzie tylko nie na mnie.
Westchnęłam, wiedząc, że nic nie zdziałam. Ostatni raz zerknęłam na moich przyjaciół i wzięłam duży łyk z fioletowego kubka, czekając na to, co się za chwilę zdarzy.
~~~
Otworzyłam delikatnie oczy. Momentalnie oślepiło mnie światło. Gdy już się przyzwyczaiłam, zobaczyłam biały sufit. Podniosłam się do pozycji siedzącej, czując nagły przypływ energii. Spojrzałam na sprzęty, których nikt nie zna po nazwie i wstałam z niewygodnego łóżka. No tak, jestem w szpitalu. Przed pójściem gdziekolwiek zatrzymały mnie jednak rurki przyczepione do mojego ciała. Nie chciałam ich odrywać, bo nie wiedziałam, jakke wiążą się z tym konsekwencje. Usiadłam więc z powrotem na łóżku, gapiąc się w śnieżnobiałą ścianę. W końcu ktoś do mnie wszedł, a tym kimś była moja mama. Patrzyła na mnie ze łzami w oczach. Podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
- Lekarze spisywali cię na straty! - stwierdziła, płacząc w moje ramię.
- Ile mnie nie było? - zapytałam. Dopiero po chwili zdałam sobke sprawę, co palnęłam - Znaczy... Ile czasu spałam?
- 5 dni - odpowiedziała.
Dokładnie tyle byłam w Ninjago. Czyli u nas 24 godziny to u nich tyle samo. Świetnie.
- Mam pytanie - zastrzegła mama - Zawsze chciałam wiedzieć, jak to jest zemdleć...
Spojrzałam na nią podejrzliwie.
- Cóż... - uśmiechnęłam się delikatnie - Byłam w niebie.

~~~

Hej, hej, hej! To oczywiście nie koniec - następną część przygód Rosemary, Cole'a i ich przyjaciół opublikuję za kilkanaście godzin. Tymczasem stwierdziłam, że warto Wam podziękować za te 430 wyświetleń, 75 gwiazdek i 35 komentarzy! <3 (na serio, gdy sprawdzałam było tak równo XD). Jestem pod wrażeniem. Tak naprawdę myślałam, że porzucę to opowiadanie tak jak inne, ale nie pozwoliliście mi tego zrobić, gwiazdkując i komentując :D Jesteście kochani <3 "Dziękuję" to naprawdę za mało, by określić, jak bardzo jestem Wam wdzięczna :) To będzie moje pierwsze zakończone opowiadanie i jestem dumna, że wytrwałam <3 No to co, pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że nadal będziecie czytać.

Wzruszona Autorka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro