IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale zniknęłaś z mojego życia dość szybko i na długo, zbyt długo. Właściwie pewnego dnia zniknęłaś na okres dłuższy, niż ten, kiedy tu zagościłaś.

Rozchorowałaś się, a twoje już wówczas wątłe zdrowie rozciągnęło chorobę niemożebnie. Miałaś mieć sporo zaległości i podłamaną mnie na sumieniu.

Nie odzywałaś się za wiele, odsypiając za wsze czasy. Ba, nie odezwałaś się ni razu. Nie mogłaś lub nie chciałaś mnie martwić, jak cię znam. Inaczej nic by cię nie powstrzymało. 

To nie tak, że miałam ci ową nieobecność za złe. Nie było we mnie żadnej właściwie złości, tylko posępna akceptacja faktów, natury, kolei rzeczy. Wywnioskowałam, że taka sytuacja musi rozbić w proch naszą relację - cokolwiek się tam rodziło. 

Przyjaźń? - myślałam. Chciałabym. 

Również bez żalu, z tą żałosną rezygnacją, stwierdziłam, iż to w porządku. Na taką okazję czekałam. 

Wiesz, gdzie poszłam, prawda?

Domyślisz się jednak, co mnie powstrzymało? 

Może to wymówka. Ale pomyślałam o niespłaconych długach wobec twej osoby. Że wypadałoby coś z tym zrobić, a nie odchodzić - i to bez słowa. Zaczęłam w wolnym czasie odpisywać dla ciebie lekcje z moich zeszytów. 

I wiesz? Kiedy wróciłaś, jeszcze słodsza w kontraście z tęsknotą, uśmiechając się w podzięce... chyba wtedy się w tobie zakochałam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro